21 listopada 2017

Obrońcy Birczy „wymazani”. Komu przeszkadza pamięć o ofiarach UPA?

(Fot. Mateusz Wlodarczyk/FORUM )

Tajemnicze zniknięcie z tablicy na Grobie Nieznanego Żołnierza inskrypcji upamiętniającej obronę Birczy przed zbrojnymi oddziałami ukraińskich nacjonalistów, wciąż nie doczekało się wyjaśnienia ze strony urzędów państwowych. Protestuje zainteresowana gmina, zaś historycy, samorządowcy, politycy, działacze społeczni i duchowni pospieszyli z interwencją do ministra obrony narodowej.

 

Przypomnijmy: jeszcze w czwartek 9 listopada wieczorem napisy na tablicy nie były okrojone. Zaledwie dzień później szef MON Antoni Macierewicz odsłonił tablicę bez wymienionej pierwotnie jako ostatnia nazwy miejscowości.

Wesprzyj nas już teraz!

Mimo upływu tygodnia od tego wydarzenia, milczy zarówno kancelaria Prezydenta RP Andrzeja Dudy, jak i Ministerstwo Obrony Narodowej. Do tej pory opinia publiczna nie wie, kto podjął taką decyzję, dlaczego i kiedy to się w ogóle stało – mówi w rozmowie z PCh24.pl ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który nagłośnił informację o „ocenzurowaniu” inskrypcji na Grobie Nieznanego Żołnierza. – Jedno jest pewne: dokonano tego w nocy, tuż przed odsłonięciem tablicy, czyli przed 10 listopada. Sytuacja jest żenująca. To narusza powagę państwa polskiego gdy „nieznani sprawcy” dokonują tego typu działań – ocenia duchowny.

 

Prezes Fundacji im. Brata Alberta powiedział nam, że według nieoficjalnych informacji, sprawa usunięcia wzmianki o Birczy została podjęta w trybie nagłym, wskutek interwencji ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, Wołodymyra Wiatrowycza. Miał on nazwać na łamach jednego z portali obrońców Birczy „czekistami”. – To byli polscy patrioci, żołnierze polscy. Wśród nich było bardzo wielu byłych żołnierzy Armii Krajowej, którzy na wyraźne polecenie swoich dowódców wstępowali do wojska [LWP – red.] właśnie po to, by bronić Polaków – wskazuje duszpasterz polskich Ormian.  

 

Stanisław Srokowski kresowy pisarz, nauczyciel, tłumacz i publicysta w wypowiedzi dla PCh24.pl przywołuje relacje świadków oraz historyków (m.in. Ewy Siemaszko i Artura Brożyniaka), potwierdzających m.in. skalę zagrożenia mieszkańców Birczy, a także fakt, iż wielu akowców dołączało do szeregów LWP, widząc tym jedyną szansę obrony wsi.

 

„W obronie godności i szacunku”

Zniknięcie inskrypcji z nazwą miejscowości wywołało silny społeczny odzew. „Władze samorządowe Gminy Bircza są zbulwersowane tym niegodziwym, haniebnym i skandalicznym czynem. Dziś po 99 latach od odzyskania niepodległości, chylimy czoła przed wszystkimi bohaterami tamtych wydarzeń, w tym przed walczącymi w obronie Birczy w latach 1945-1946. Dziękujemy im za ofiarę, trud, świadectwo siły, woli trwania oraz walki” – czytamy m.in. w oświadczeniu opublikowanym na gminnej stronie internetowej. We wtorek 21 listopada sprawę poruszono na specjalnej sesji Rady Gminy.

 

Błyskawicznie uformował się także Społeczny Ogólnopolski Komitet Pamięci i Dobrego Imienia 
Obrońców Birczy przed UPA. W liście do Ministra Obrony Narodowej napisał on m.in.: „Atmosfera na terenach, na jakich mieszkamy, jest całkowicie inna niż w centralnej Polsce. Tu niemal każda rodzina ucierpiała w czasie wojny lub tuż po niej z rąk ukraińskich nacjonalistów. Z trwogą patrzymy też na odradzający się w zastraszającym tempie ukraiński nacjonalizm za naszą wschodnią granicą i próby jego przelewania na grunt Polski. Nacjonalizm, który w naszej ocenie wspierany przez działania obcych, antypolskich sił nosi nie tylko antyrosyjski, ale w dużej mierze antypolski i antywęgierski charakter. 

Zwracamy się z prośbą do Pana Ministra o przywrócenie godności i szacunku dla obrońców polskiej ludności w Birczy i powrót nazwy Bircza na tablice na Grobie Nieznanego Żołnierza. Głęboko wierzymy, że wsłucha się Pan w głos mieszkańców Podkarpacia, których bezpośrednio dotyczy ta historia” – głosi fragment wystąpienia.

 

W skład Komitetu weszło, jak do tej pory kilkadziesiąt osób, m.in. ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, historyk prof. dr hab. Czesław Partacz, prof. KUL, historyk Włodzimierz Osadczy, reżyser teatralny Tomasz Żak, pisarz Stanisław Srokowski, kompozytor Krzesimir Dębski.

 

Kresowe „tabu”

W opinii prof. Włodzimierza Osadczego, polska polityka w relacjach z Ukrainą odznacza się nieudolnością. – Przez wieloletnie rażące zaniedbania znaleźliśmy się w głębokim impasie, z którego trudno się wydostać i chyba nie ma jakiegoś racjonalnego rozwiązania – ocenia historyk. – Co gorsza, mamy też do czynienia z manipulacją i kupczeniem pamięcią, tworzeniem z obszaru pamięci narodowej narzędzia realizacji doraźnej polityki. W normalnych społeczeństwach, państwach liczących się i odgrywających wiodącą rolę w polityce światowej, sprawy dotyczące honoru narodowego i pamięci pozostają poza wszelkimi uwarunkowaniami – dodaje nasz rozmówca.

 

Sposób, w jaki dokonana została zmiana w treści tablicy, historyk porównał do rozgrywek: „dam – nie dam, będzie – nie będzie”, podobnie jak ma to miejsce np. w sprawie projektu ustawy o zakazie propagowania banderyzmu. To pojawia się on w programie obrad Sejmu, to – z bliżej nieznanych powodów – znika z parlamentarnej agendy, najprawdopodobniej pod wpływem nacisków z zewnątrz. – Ta sytuacja hańbi instytucje naszego państwa, wyrządza narodowi wielką krzywdę, a na obszarze relacji międzynarodowych stawia Polskę w bardzo niekorzystnym świetle – ocenia prof. Osadczy. Upatruje on w takim działaniu realizację metody usuwania z horyzontu politycznego „niewygodnych obszarów pamięci”.

 

„Za, a nawet przeciw”, „strusia polityka” – tymi określeniami streszcza swoją ocenę postawy dyplomacji polskiej wobec Ukrainy ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, zaangażowany w obronę pamięci o Kresach. – Mamy do czynienia z całym pasmem niekonsekwencji, również wycofywania się z wcześniejszych ustaleń. Raz jest czyniony krok żeby bronić prawdy, drugi raz obserwujemy wycofywanie się kilka kroków wstecz aby zadowolić oligarchów i banderowców z Ukrainy. Niestety, PiS, który w czasie kampanii wyborczej obiecywał radykalną zmianę w relacjach polsko-ukraińskich (obiecywał to również kandydat PiS na prezydenta, pan Andrzej Duda), nie dotrzymał tych deklaracji – ubolewa nasz rozmówca.

 

Duchowny pamięta jednak zasługi parlamentarzystów ugrupowania rządzącego w kwestiach dotyczących pamięci pomordowanych na Kresach: senatorów Mieczysława Golby, prof. Jana Żaryna i Grzegorza Peczkisa. Przekonali oni swoich kolegów z izby wyższej aby w lipcu 2016 roku przegłosowali uchwałę potępiającą ukraińskie ludobójstwo dokonane na Polakach. To kluczowe dla wskazania skali i rodzaju zbrodni OUN-UPA sformułowanie pojawiło się w uchwale naszego parlamentu po raz pierwszy od początków tzw. transformacji ustrojowej, mimo sprzeciwu mniejszościowej reprezentacji Platformy Obywatelskiej.

 

W Sejmie projekt analogicznej uchwały pojawił się z inicjatywy posła (obecnego wiceszefa MON) Michała Dworczyka i został – nie bez oporów ze strony pochodzącego z Przemyśla marszałka Marka Kuchcińskiego – przegłosowany, także w lipcu zeszłego roku. – Parę miesięcy później publicznie pan Jarosław Kaczyński przyznał, że były naciski ze strony ambasady Stanów Zjednoczonych. Inni posłowie przyznali, że były też naciski ze strony ambasady Kanady, gdzie mieszka bardzo wpływowa i liczna mniejszość ukraińska – przypomina ksiądz Isakowicz-Zaleski. Nasz rozmówca ubolewa, że pomimo, iż prezydent Duda przebywał dwukrotnie podczas swej kadencji na Ukrainie, ani nie wspomniał o ludobójstwie, ani nie odwiedził miejsc pamięci o naszych wymordowanych rodakach.

 

– Banderyzm stał się na Ukrainie ogólnie obowiązującą ideologią. W tej chwili jakikolwiek dialog nie jest możliwy, gdyż radykalizacja postaw strony ukraińskiej jest zdumiewająca i nie pozostawia jakiejkolwiek przestrzeni do kompromisu – ocenia prof. Osadczy. – Sprawa Birczy jest dla mnie głęboko symbolicznym faktem. Polska polityka cały czas podlega uwarunkowaniom geopolitycznym. Najgorzej, że nieustannie narażany na szwank jest tu nasz honor – dodaje.

 

Temat kresowy – podobnie jak sprawa zbrodni katyńskiej w okresie PRL – dzisiaj został zupełnie zepchnięty do sfery tabu – diagnozuje prof. Osadczy. Przywołuje wygłoszoną w 2015 roku opinię księdza arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego, który nazwał podejmowane dotychczas próby polsko-ukraińskiego pojednania pustymi frazesami, gdyż za deklaracjami pojednania z drugiej strony nie podążają czyny. Hierarcha miał na myśli m.in. niedotrzymanie obietnic zwrotu rzymskim katolikom świątyń zabranych przez komunistów. Nasz rozmówca nawiązał natomiast do promowanego od lat fałszywego pojednania, bez nazwania po imieniu sprawców i ofiar okrutnych zbrodni dokonywanych przez banderowców. W efekcie pseudo-dialogu Polski i Ukrainy po niemal dwóch dekadach od tak zwanej transformacji ustrojowej wciąż około 130 tysięcy naszych kresowych rodaków nie doczekało się godnego pochówku. Z kolei niemal wszystkie znajdujące się na terenie wschodniego sąsiada pomniki pomordowanych Kresowian – notabene postawione staraniem organizacji społecznych, a nie polskiego państwa – zostały sprofanowane.

 

Bez prawdy nie będzie pojednania

W przekonaniu członków Komitetu, wieloletnie zaniedbania na obszarze relacji polsko-ukraińskich okaże się dla nas w przyszłości bardzo kosztowne. Potrzebne jest w tej mierze większe zaangażowanie społeczne. W prace na rzecz godnych pochówków polskich ofiar ludobójstwa na Kresach zaangażowane były dotychczas głównie grupy społeczne, zaś IPN zajmował się tym w skali marginalnej.

 

Nasi rozmówcy krytycznie postrzegają też postawę prezydenta, który błyskawicznie zareagował na obecne w trakcie Marszu Niepodległości pojedyncze niewłaściwe hasła, piętnował też przejawy antysemityzmu, lecz nie dostrzega problemów polskiej pamięci historycznej odnoszących się np. do Wołynia.

 

– Przede wszystkim należy wyjaśnić, kto podjął haniebną decyzję usunięcia obrońców Birczy z Grobu Nieznanego Żołnierza. Po drugie, przywrócić prawdę o tych wydarzeniach. Nie może być tak, że ci ludzie, którzy przelali krew, zginęli w obronie polskich mieszkańców Podkarpacia, uratowali wiele istnień ludzkich, byli nazywani czekistami. To nieprawdopodobna krzywda. Chcieliśmy też przypomnieć polskiemu społeczeństwu, że ustawiczne deptanie polskiej pamięci narodowej prowadzi do rzeczy strasznych – tak ksiądz Isakowicz-Zaleski wyjaśnia cele Komitetu. – Część ukraińskich elit nie szanuje Polski, traktuje ją jak „dojną krowę”. Równocześnie część „giedroyciowców” po stronie polskiej, obecnych w różnych formacjach politycznych, działa na niekorzyść prawdy i pamięci o ofiarach ludobójstwa – podkreśla.

 

„To proste. Stoję po stronie prawdy. A prawda jest taka, że bandy UPA mordowały Polaków. Obrońcom mordowanych należy się szacunek. Dlatego Bircza powinna się znaleźć na tablicach przy GNŻ. Bronili jej polscy żołnierze” – odpowiedział nam Stanisław Srokowski na pytanie o powody zaangażowania w działalność Komitetu.

 

W piątkowe południe spytaliśmy rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej o powody wykreślenia Birczy z inskrypcji na Grobie Nieznanego Żołnierza. Chcieliśmy dowiedzieć się również, czy to prawda, że nastąpiło to wskutek interwencji szefa ukraińskiego IPN, Wołodymyra Wiatrowycza. Jak dotychczas, nie doczekaliśmy się odpowiedzi.

 

 

Roman Motoła

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij