17 czerwca 2022

Ocalili bezcenną puszczę dla narodu. Teraz nie mogą z niej wziąć nawet złamanego patyka [OPINIA]

(Miedna-dopływ Leśnej Prawej (trasa Hajnówka -Białowieża)/ Stormbringer76, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons)

Choć decyzją Generalnego Dyrektora Lasów Państwowych wprowadzono ułatwienia w kupowaniu drewna na własne – opałowe, potrzeby (co już nazwano programem „chrust+”), to jak się okazuje, nie wszędzie owo rozporządzenie obowiązuje. Jak to niestety zwykle bywa, nie obejmuje ono terenów leśnych, gdzie jego wprowadzenie byłoby najbardziej pożyteczne. Chodzi tu o przepastne obszary Puszczy Białowieskiej. O co chodzi?

Od wielu lat, za sprawą tzw. ekologów i posłusznych im urzędnikom UE, a co za tym idzie i naszym, krajowym urzędnikom, harcuje tu kornik. Położył on już do tej pory miliony drzew – głównie świerków. Dokładniej, według wyliczeń leśników, w Puszczy Białowieskiej zalega obecnie około 5 milionów metrów sześciennych powalonych drzew. Drzewa te leżą w puszczy i gniją. Poza tym zwiększają ryzyko wybuchu pożarów na wielką skalę.

Nadal jednak najwyraźniej nie widzą tego nasi rządcy, a co gorsza, może tylko udają, że nie widzą. Tak jak w tym starym kawale. Jeden mężczyzna mówi do drugiego: „O zobacz, las”. A drugi na to: „Nie widzę, bo jakieś drzewa mi zasłaniają”. Ciekawe jakie „drzewa” stojące przed oczami decydentów zasłaniają widok ginącej Puszczy Białowieskiej oraz problemów mieszkańców jej okolic, którzy nie mają czym ogrzać domów. A trzeba również wiedzieć, że od roku 2017 do dziś, na terenie Puszczy Białowieskiej obowiązuje zakaz zbierania chrustu. 

Wesprzyj nas już teraz!

Najwyraźniej ci mieszkańcy puszczańskich wsi i miasteczek postanowili przypomnieć władzom, że jeszcze żyją, a co za tym idzie potrzebują opału na zimę, szczególnie teraz, kiedy ceny węgla i gazu wciąż szybują w górę. Dlatego Rada Gminy Białowieża zwróciła się do Ministerstwa Klimatu i Środowiska o zgodę na pozyskanie drewna na opał z Puszczy Białowieskiej. Widać jednak, że dla ministerstwa jest to trudny orzech do zgryzienia, bo wniosek gminy przekazano (a raczej zepchnięto) Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, o czym oczywiście resort środowiska nie omieszkał poinformować białowieskiego samorządu. Czyli mamy tu do czynienia z typową sytuacją: „od Annasza do Kajfasza”. 

Nie chcąc bić w nasz rząd na ślepo, to trzeba przyznać, że rzeczywiście – jeśli chodzi o pozyskanie drewna z puszczy – jest on pomiędzy przysłowiowym młotem a kowadłem. Z jednej strony kowadło słusznych żądań mieszkańców puszczańskich miejscowości, a z drugiej młot donosów do UE wciąż słanych przez pseudoekologów. Poza tym są też unijne sankcje i kuriozalne werdykty krajowych sądów. Przypomnijmy, iż 8 listopada 2021 roku Sąd Okręgowy w Warszawie (Lasy Państwowe pozwali do sądu niby – ekolodzy), wydał zakaz pozyskania drewna na terenie nadleśnictw: Hajnówka, Białowieża i Browsk.

Przysłowiowy „gwóźdź do trumny”, do której kładzie się Puszczę Białowieską wraz z jej mieszkańcami, wbijają eurokraci z Brukseli. Jednym z wielu ich żądań, którymi nas Polaków szantażują, jest zobligowanie naszego pięknego kraju, do utworzenia tzw. zintegrowanego planu zarządzania Puszczą Białowieską, jako obiektu światowego dziedzictwa UNESCO. I tu europejscy obrońcy przyrody, którzy nie potrafią odróżnić świerku od sosny i twierdzą, że trzeba wygonić z puszczy pszczoły, bo te „gryzą” (najwyraźniej ich zdaniem pszczoły mają zęby), stawiają nam kolejny „kamień milowy” – póki nie będzie planu zarządzania w stylu UNESCO, niczego nie można w puszczy ruszyć – no chyba, że te zgryźliwe pszczoły. Sytuacja jest więc patowa, bo zrobić taki plan jakiego chcą eurokraci, to sytuacja dokładnie taka jakby z zawiązanymi oczami próbować wyjść z labiryntu.  

Przypomnijmy, że według krajowego prawa, jedynie około 20 procent polskiej części Puszczy Białowieskiej jest pod ochroną – jako Park Narodowy czy rezerwaty. Większością terenów naszej chluby przyrodniczej zarządzają Lasy Państwowe. Polscy leśnicy prowadzą tu pożyteczną gospodarkę leśną, a właściwie próbują prowadzić, będąc nieustannie „ostrzeliwani” przez pseudoekologów z całego świata, eurokratów i zielonych polityków (w tym wypadku „zielonych” należy rozumieć jako niedojrzałych).  

A gospodarka leśna jest puszczy bardzo potrzebna. Mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością za słowo, gdyż swego czasu zwiedzałem puszczę z przewodnikiem, którego rodzina od kilku pokoleń mieszka w Hajnówce, czyli na skraju Puszczy Białowieskiej. Jechaliśmy puszczańską drogą. Z jednej jej strony był las, w którym „rządzili” ekolodzy, natomiast z drugiej taki gospodarowany przez Lasy Państwowe. Różnica była diametralna. Puszcza prowadzona według prawidłowej gospodarki leśnej była piękna, zadbana – natomiast po stronie prowadzonej według utopijnych pomysłów pseudoekologów był to, najkrócej rzecz ujmując, obraz nędzy i rozpaczy. Setki powalonych, rozkładających się drzew, krzaczory wyżej głowy, po prostu leśny Armagedon.   

Mój przewodnik, miał łzy w oczach kiedy mi to pokazywał i tak oto opisał tę sytuację:

A czym mogą się pochwalić ekolodzy? Od kilkunastu lat przeprowadzają na puszczy eksperymenty, które polegają m.in. na hodowaniu w niej korników i wyganianiu pszczół, co prowadzi do dewastacji tego wspaniałego lasu. Żeby się o tym przekonać, wystarczy przyjechać do puszczy i obejrzeć jej obszary, takie jak ten, gdzie oni “gospodarzą”. Płakać się chce, gdy się na to patrzy. Ofiarami tych niebezpiecznych eksperymentów jesteśmy również my – powiedział mi wówczas Anatol Filipczuk, prezes Stowarzyszenia Pszczelarzy Rejonu Puszczy Białowieskiej.  

Jego słowa okazały się niestety prorocze. Mieszkańcy puszczańskich okolic, jak jakieś żubry, zostali zamknięci w rezerwacie. Przemysł drzewny, z którego przez pokolenia większość z nich utrzymywała rodziny, prawie zamarł. Jeszcze w roku 2010 w okolicy puszczy funkcjonowało około 600, w ogromnej większości rodzinnych, zakładów drzewnych. Dziś ostało się ich naprawdę niewiele. Tak szybko padają, że trudno obecnie policzyć ile z nich jeszcze funkcjonuje. To również oznacza ogromne zubożenie tutejszej społeczności. „Zamiast drewnem palcie węglem lub gazem” – takie „dobre rady” ekologów brzmią w uszach mieszkańców puszczańskich miejscowości jak szyderstwo, bo po prostu mało kogo tu stać na takie drogie rarytasy. Do tego jeszcze obecnie wszystkim w Polsce pozwolono pozyskiwać tanią „gałęziówkę”, a mieszkańcy puszczańskich miejscowości, dzięki trosce których Puszcza Białowieska przetrwała wieki, nawet złamanego patyka wziąć sobie z niej teraz nie mogą. Jakie to prawo i gdzie sprawiedliwość?   

Adam Białous  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij