Widmo „zmiany klimatu” krąży po Europie. W „walkę o przyszłość” włączeni zostali młodzi ludzie, a postulaty środowisk mających się za obrońców klimatu stają się coraz bardziej radykalne i nacechowane polityką – ocenia na łamach „Naszego Dziennika” dr Michael Hesemann.
Dla przykładu w Niemczech – potędze motoryzacyjnej – ekoaktywiści blokowali dojazd na największe targi motoryzacyjne. Postulaty? Miasta bez samochodów, ograniczenie lotów i rowery zamiast komunikacji publicznej. Za tym idą działania polityków – opodatkowanie emisji CO2, co oznacza wzrost podatków. Wszystko dla środowiska. Ale jak podatki uratują klimat? Tego nikt nie wie. „W przypadku Niemiec można założyć, że dodatkowe miliardy podatków są pilnie potrzebne do sfinansowania fatalnej polityki imigracyjnej Merkel” – pisze Hesemann.
Wesprzyj nas już teraz!
Niemieckie społeczeństwo obawia się także rosnącej liczby zakazów, bowiem tzw. ochrona klimatu „oznacza dla polityki przede wszystkim ubezwłasnowolnienie obywateli i ich większą kontrolę”. Tym celom musi podporządkować się gospodarka – a to już mocno trąci socjalizmem, kolektywizacją i planowaną gospodarką. Doświadczenia Niemców szybko przeniosą się do innych krajów Europy, bo do ratowania planety wezwana została cała UE – w końcu to – jak mówią – globalne ocieplenie. „Oznacza to, że coraz więcej władzy i kontroli należy powierzyć organizacjom międzynarodowym i federacjom z UE aż po Organizację Narodów Zjednoczonych. Czy zdanie suwerenności narodowej, gdy płonie wspólny dom, to rozsądny akt solidarności czy też droga do globalnej ekosocjalistycznej dyktatury?” – zastanawia się publicysta.
Hesemann stawia także tezę, że za histerią klimatyczną stoi potężne lobby globalizacyjne. Naukowiec sięgnął do historii badań nad teorią CO2 wytwarzanego przez człowieka i wpływu tego gazu na klimat. Taka teza po raz pierwszy została postawiona w 1896 roku przez szwedzkiego fizyka i masona Svante Arrheniusa. To z czasem doprowadziło do powołania przy ONZ Światowej Rady Klimatycznej „w celu zbadania globalnego ocieplenia i jego politycznego wykorzystania”. Radykalne zmiany nastąpiły w 2006 roku wraz z emisją filmu dokumentalnego „Niewygodna prawda”, propagowanego przez Ala Gore’a. Były polityk stał się aktywistą klimatycznym i „sprzedawał” teorię o globalnym ociepleniu. Za swoją aktywność otrzymał nawet Pokojową Nagrodę Nobla. Dekadę później okazało się, że Al Gore był tylko „płatnym frontmanem”, a za klimatyczną histerią stał… George Soros. Miliarder pragnący nowego ładu w świecie finansował też Klimatyczny Ruch Młodzieży – stąd zapewne dziś tłumy strajkujących dla klimatu nieletnich.
Z czasem tezy Gore’a doczekały się odpowiedzi. „W sierpniu br. kanadyjski sąd wydał orzeczenie przeciwko Michaelowi Mannowi, który stworzył w 1998 r. legendarny wykres klimatyczny hokejowy kij, według którego średnia temperatura na Ziemi wzrosła nieproporcjonalnie w ostatnich latach. Został on pokonany po długim sporze sądowym przez Tima Balla, profesora klimatologii z Uniwersytetu w Winnipeg i autora licznych książek z zakresu nauk klimatycznych” – przypomina Hesemann. W 2009 roku wyszła bowiem na jaw korespondencja wskazująca, że „eksperci IPCC umawiali się co do tego, jakimi korektami statystycznymi oraz specjalnie spreparowanymi modelami komputerowymi i innymi sztuczkami należy manipulować danymi, tak aby uzyskać pożądane wyniki”. Mann wprawdzie próbował bronić się w sądzie, ale nie zdołał przedstawić danych leżących u podstaw krytykowanego wykresu. Tymczasem wszystkie katastroficzne scenariusze oparte są właśnie na grafice Manna!
Naukowcy podkreślają, że „stała zmienność jest podstawową cechą klimatu na Ziemi i w historii ludzkości występowały okresy upałów i zimna”, a wpływ na zmienność klimatu ma wiele czynników. To m.in. „obieg Ziemi wokół Słońca, dynamika przepływu wód w oceanach, ruch mas powietrza, wypiętrzanie i erozja masywów górskich oraz zmiany w rozmieszczeniu kontynentów, które wciąż wędrują”. Zaś sam wzrost CO2 „miał zawsze miejsce w okresie ociepleń klimatu, nawet w epoce przedindustrialnej”. Owszem, człowiek przyczynia się do emisji CO2, natomiast „nie ma rzetelnych danych naukowych potwierdzających determinujący wpływ tego zjawiska na zmiany klimatyczne”.
Hesemann pyta więc na łamach „Naszego Dziennika”: cui bono? Jak zauważa, kult klimatu staje się religią i ma swoich kapłanów. Kupczy się przy tym certyfikatami CO2, które mają eliminować „grzechy klimatyczne”. „To religia całkowicie antropocentryczna: człowiek może wywołać apokalipsę, lecz także uratować planetę, rezygnując z mięsa i dobrobytu, wolności i mobilności” – stwierdził publicysta. Kryzys klimatyczny jest zaś narzędziem dającym zielone światło dla podjęcia nadzwyczajnych działań – uzasadnia wszystko: ingerowanie w biznesy, narody oraz tłumaczy masową imigrację, zaś poczucie „klimatycznej” winy otwiera granice. Odrzuca się przy tym chrześcijańskie wartości, bo „tylko sama nauka może wskazać drogę wyjścia z kryzysu: ważne jest, aby jej słuchać”. Tak otrzymaliśmy program redukcji populacji, kontroli urodzeń, eutanazji i aborcji – bo lekiem na zło jest depopulacja rasy ludzkiej. Tu rozwiązaniem może być nawet kanibalizm – co już postulował mający się za naukowca Magnus Söderlund. W lżejszej wersji proponuje się eksterminację zwierząt mięsożernych – bo szkodzą klimatowi.
„Najwyższy czas odrzucić tę niebezpieczną ideologię” – apeluje dr Michael Hesemann.
Źródło: „Nasz Dziennik”
MA