Według powszechnej opinii badawczej, ideologia „higieny rasowej” stanowiła agresywną siłę sekularyzacji, a jej zwolennicy, nawet jeśli byli ludźmi wierzącymi, to uznawani są za odstępców od religijnych kanonów wyznań odwołujących się do chrześcijaństwa. Sprawy mają się jednak nieco inaczej…
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że kraje protestanckie – jak Stany Zjednoczone, Szwecja czy przede wszystkim Niemcy – chętniej praktykowały eugenikę niż kraje katolickie. Zwłaszcza w USA polityki na rzecz „czystości rasy” nałożyły się na istniejące już uprzedzenia religijne, kulturowe i rasowe. Eugenika jedynie pogłębiła linie podziału, jakie już wcześniej nakreślono pomiędzy anglosaską, protestancką elitą, a Indianami, czarnoskórymi, Latynosami czy późniejszymi imigrantami z Europy.
Nie jest również żadną tajemnicą, iż systemowy rasizm w USA często znajdował swoje źródło w przeróżnych interpretacjach zasady sola scriptura. To, co zaczęło się od przymusowej inkulturacji Indian przez purytanów, zaowocowało później niewolnictwem usprawiedliwianym z powoływaniem się na Biblię. Na pogłębienie wymienionych podziałów wpływ miała szczególnie kalwińska idea, która głosiła, że łaska Boża jest dostępna tylko dla predestynowanych – „wybranych”.
Wesprzyj nas już teraz!
Eugenika jako religijna misja
Na tak przygotowany grunt padło ziarno darwinizmu społecznego. Mimo, że ewolucjonizm uznawano przede wszystkim za oręż sił ateizmu i materializmu, nie mniej istotne znaczenie dla jego rozwoju miało religijne podglebie czołowych przedstawicieli ruchu. Sam Darwin udając się do Cambridge, aby zostać duchownym anglikańskim, „nie wątpił w ścisłą i dosłowną prawdziwość każdego słowa w Biblii”. Wśród brytyjskich kwakrów (odnoga purytan) wychował się Herbert Spencer – człowiek, który odniósł ewolucyjną zasadę „przetrwania najsilniejszych” także do ludzi – a także prekursor eugeniki, Francis Galton. Pod silnym wpływem głęboko religijnego ojca był Charles Davenport, faktyczny twórca ruchu eugenicznego w USA.
W kategoriach religijnych myślał również Henry Farfield Osborn, paleontolog i czołowy promotor eugeniki w Stanach Zjednoczonych. Naukowiec, który zdaniem ówczesnych, popularnością „ustępował wyłącznie Einsteinowi”, był zwolennikiem formy „miękkiej predestynacji” w odniesieniu do ewolucji; wierzył, że rozwojem organizmu kierują jego geny, choć najlepsze cechy można uwolnić poprzez walkę. Badacz Graham J. Baker łączy przekonania Osborna z jego religijnymi poglądami, które kazały „utożsamić duchową walkę o zbawienie z fizyczną walką o ewolucyjny postęp”.
Osborn podzielił się tymi ideami z Jamesem McCoshem, swoim przyjacielem z Uniwersytetu Princeton. Ten, zdaniem Bakera, „podpisał się pod pewną formą ewolucyjnego kalwinizmu”. Odegrał kluczową rolę w przygotowaniu gruntu pod teologiczną akceptację teorii Darwina. McCosh promował ideę, że natura kierowała się regułami (włącznie z prawami doboru naturalnego i przetrwania najsilniejszych), które są wyrazem immanentnego zamiaru Boga. McCosh połączył ewolucjonizm z teleologicznym rozumieniem świata, co miało kluczowe znaczenie dla promocji „higieny rasowej” w amerykańskim systemie edukacji.
Misyjnego charakteru eugeniki świadoma była również American Eugenics Society, czołowa organizacja promująca systemową depopulację wobec amerykańskich „wadliwych” grup społecznych. Plan uchwycenia sterów ewolucji miał szanse powodzenia wyłącznie w przypadku, gdyby zasady „higieny genetycznej” dotyczyły całego społeczeństwa. Żeby więc przekonać do nich w większości religijnych Amerykanów, należało w jakiś sposób ożenić bezduszność socjaldarwinizmu z chrześcijańskim miłosierdziem.
Eugenikę zaczęto więc przedstawiać jako naturalnego partnera tradycyjnych wartości religijnych. AES bezwzględnie odrzucał zarzuty, jakoby idea „dobrze urodzonych” zamierzała położyć kres wszelkiej dobroci, miłosierdziu i miłości. Twierdzono wręcz odwrotnie: sterylizacja, aborcja i segregacja rasowa miała zapobiegać niepotrzebnym cierpieniom, a sama eugenika – dostarczać narzędzi do „właściwego” wypełniania idei caritas.
Przykładowo, w tzw. Katechizmie eugeniki, rozsyłanym w tysiącach egzemplarzy do wspólnot w całych Stanach Zjednoczonych, znalazła się sugestia, że niedopuszczenie do narodzin cierpiących, chorych i niepełnosprawnych jest wyrazem najwłaściwszego i najgłębszego zrozumienia nauki o chrześcijańskim miłosierdziu:
„Eugenika nie oznacza mniejszego współczucia dla nieszczęśliwych; oznacza mniej nieuniknionych nieszczęśników, z którymi trzeba dzielić współczucie, które powinno być pełniej i skuteczniej wydatkowane na nieuniknionych nieszczęśników (…). Jest to prawdziwa dobroć, zarówno dla ofiar, jak i dla społeczeństwa” – pisano w 1926 roku.
Nic zatem dziwnego, że w naturalnym kręgu zainteresowań eugeników znalazła się nominalnie chrześcijańska filantropia, która swoimi milionami pomogła wprowadzić zbrodniczą ideologię na salony.
Rockefeller, możny sponsor społecznego darwinizmu
Nikt tak bardzo nie przyczynił się do światowego sukcesu eugeniki, jak klan Rockefellerów. Fundacja ich imienia sponsorowała kształcenie i działalność tysięcy pseudonaukowców po obu stronach Atlantyku; z wielką nadzieją patrzono na rozwój idei „czystości rasy” w nazistowskich Niemczech. Syn najbogatszego Amerykanina w historii wspierał rasowych higienistów nawet po zakończeniu drugiej wojny światowej, kiedy prawda o dokonaniach niemieckich zbrodniarzy była już powszechnie znana.
Jest to o tyle zatrważające, że sam John Davison Rockefeller był pobożnym baptystą. Codziennie czytał Biblię, jak zaznaczają liczni biografowie, skrupulatnie realizując wartości ewangeliczne w swoim życiu. – John żywił niezachwianą wiarę w baptyzm i ropę naftową – powiedział jego przyjaciel, pastor Maurice Clark. W głębokiej wierze Rockefellera bierze początek również zainteresowanie filantropią. Będąc uosobieniem nie tylko purytańskiej etyki pracy, ale i kalwińskiej idei predestynacji, głęboko wierzył, że stanowi narzędzie w rękach Boga, będąc dysponentem Jego bogactwa w odniesieniu do całego społeczeństwa. W pewnym momencie życia działalność filantropijna przesłoniła mu nawet rolę kierowania koncernem Standard Oil, a kwestia właściwego dysponowania środkami pomocowymi przyprawiła go o długotrwałą chorobę.
Tu pojawia się, uzasadniona przede wszystkim religijnie, kwestia efektywności. Przeznaczanie pieniędzy na nieskuteczne programy pomocowe oznaczało bowiem marnowanie Bożych darów. Rockefeller, obok Andrew Carnegiego, był jednym z prominentnych przedstawicieli tzw. ruchu wydajnościowego (efficiency movement), który za naczelną zasadę przyjął skuteczność. Również, a nawet przede wszystkim – w pomaganiu.
Na zachłyśnięcie się Rockefellera ideami eugenicznymi mogła mieć wpływ zarówno purytańska tradycja, jak również fałszywy obraz eugeniki jako nowoczesnego wydania nauki o chrześcijańskim miłosierdziu. W efekcie wiara Johna Davisona nie przeszkadzała mu wyznawać zasady społecznego darwinizmu, kiedy mówił na przykład, że walka jest zasadniczym elementem kształtującym charakter albo że „rozwój biznesu to w zasadzie realizacja zasady przetrwania najsilniejszych”.
Finansowanie zbrodniczej idei przez tego rzekomo głęboko wierzącego chrześcijanina stanowi przykład, jak nieodpowiednio pokierowane szlachetne intencje zamieniają się w koszmar. Tylko śmierć w 1937 roku sprawiła, że nie dane było mu ujrzeć owoców swojej „dobroczynności”.
Niemcy: protestancki mariaż z eugeniką
Podczas gdy w Ameryce działalność eugeników ograniczały prawa federalne i ustrój republikański, filozofia „czystości krwi” bez przeszkód zdominowała politykę Niemiec po dojściu do władzy Hitlera. Również tam wpływ teorii Galtona i Davenporta najbardziej uwidocznił się wśród wspólnot protestanckich. Z tą różnicą, że w Niemczech najsilniej akcentowano element antyżydowski.
W 1932 r. powstał Ruch Wiary Niemieckich Chrześcijan (w skrócie: Niemieccy Chrześcijanie), promujący „pozytywne chrześcijaństwo”. Szybko zdobył sobie ogromną popularność wśród protestantów. W wyborach do władz Kościoła Ewangelickiego Niemieccy Chrześcijanie zdobyli aż 70 procent głosów. Popularność zdobyły takie hasła jak: „przez Hitlera do Chrystusa” czy „Swastyka na naszych piersiach, krzyż w naszych sercach”.
O popularności narodowego socjalizmu wśród tamtejszych ewangelików niech świadczy fakt, że w wyborach do Reichstagu NSDAP zwyciężyła głównie w landach, gdzie większość społeczeństwa stanowili protestanci. Zupełnie odwrotnie sytuacja wyglądała w regionach zdominowanych przez katolików. Zdaniem badaczy, uzasadnione jest twierdzić, że gdyby tych ostatnich w Niemczech było więcej, Hitler nigdy nie doszedłby do władzy.
W tym miejscu kilka słów należy poświęcić również Kościołowi katolickiemu, który początkowo – przynajmniej w niewielkiej części – również uległ pozytywnej iluzji eugeniki. Przykładowo, Frederick Osborn chwalił się w 1925 roku serdecznymi kontaktami wśród amerykańskich hierarchów, a eugenikom oficjalnego poparcia udzielił kard. Patrick Joseph Hayes, ówczesny arcybiskup Nowego Jorku.
Jednak flirt Kościoła z eugenikami zakończyła encyklika Piusa XI Casti connubii z 1930 r. Sprawiła ona, że wszyscy duchowni zaangażowani w promocję ruchu musieli opuścić szeregi AES i podobnych organizacji. Papież z jednej strony potwierdził katolicką naukę o rodzinie i małżeństwie, jednocześnie zdecydowanie potępił aborcję eugeniczną i sterylizację na rzecz czystości rasy.
Encyklika potępiła zakaz małżeństw dla rzekomo wadliwych grup społecznych, podkreślając zasadnicze znaczenie wolnej woli w życiu człowieka. W przypadku osób niepełnosprawnych o uzasadnionych defektach genetycznych, należało im odradzać wstępowanie w związek małżeński, lecz na zasadzie dobrowolności.
Z kolei „pozbawienie naturalnej siły rozrodczej”, w ocenie Kościoła nie mogło zostać dokonane zarówno w wyniku „wyroku sądowego za karę [z powodu] jakichś ich zbrodni, ani dla zapobieżenia przyszłym ich przestępstwom”. Przypisywanie takiego prawa władzy świeckiej – jak mówi dokument – „sprzeciwia się wszelkiemu prawu Bożemu i ludzkiemu i nigdy go ta władza nie miała ani podług sprawiedliwości mieć nie może”. Pius XI potwierdzał w swoim dokumencie, że „rodzina jest rzeczą ważniejszą niż Państwo”, oraz że nie można nikogo okaleczać za przyszłe winy „ani ze względów eugeniki, ani z innych jakichkolwiek powodów”.
Katolicy w Stanach Zjednoczonych byli dyskryminowani do niemal połowy XX wieku. Bardzo często określano ich pogardliwie mianem „papistów” niezdolnych do samodzielnego myślenia. Szkoda, że „papistów” nie znalazło się wystarczająco dużo zarówno w niemieckim, jak i amerykańskim społeczeństwie. Być może dzięki nim eugenika pozostałaby skompromitowaną ideą na marginesie nauki, a cały świat nie musiałby się tego uczyć na własnej skórze.
Piotr Relich