Uroczystość Objawienia Pańskiego przywodzi nam na myśl trzech magów, jacy udali się z pokłonem do nowonarodzonego Chrystusa. Hołd tych starożytnych uczonych – intelektualnej elity antycznego wschodu – to obraz postawy deficytowej w XXI wieku. Regułą w naszym stuleciu, zamiast przyjęcia samoobjawienia się Boga człowiekowi, jest próba „przezwyciężenia” prawdy religijnej w imię prądów myślowych zlaicyzowanego świata.
By w pełni pojąć kontrast – jaki dzieli pokłon stojących w centrum dzisiejszej liturgii magów od orędowników zmiany katolickiego nauczania i dostosowania go do współczesności – warto przyjrzeć się nazwie dzisiejszego święta. Starożytne chrześcijańskie obchody – choć popularnie nazywane „Trzech Króli”, w kalendarzu liturgicznym widnieją jako Uroczystość Objawienia Pańskiego. Epifania – jak brzmi to samo pojęcie w grece i inne popularne określenie święta – to ukazanie się Boga człowiekowi.
Właśnie Objawieniu św. Józef Sebastian Pelczar – wybitny polski apologeta – poświęcił pierwszy rozdział swojego obszernego dzieła „Religia Katolicka, jej podstawy, jej źródła, jej prawdy wiary”, stanowiącej w zasadzie katechizm dla osób wykształconych. Szczególnie dziś to lekcja, po którą warto sięgać.
Wesprzyj nas już teraz!
„Oto Bóg objawia się najpierw rozumowi ludzkiemu w świecie widzialnym, który jako dzieło wszechmocy, mądrości i dobroci bożej woła do człowieka głosem silnym: Bóg jest moim i twoim stwórcą. Jemu masz służyć i w nim masz znaleźć szczęście swoje” – pisał zmarły przed 100-laty święty biskup. Takie znajdowanie części prawd o Bogu w stworzeniu siłami naturalnego rozumu to „objawienie przyrodzone które staje się początkiem religii naturalnej”, tłumaczył.
Tak wyczytana z przyrody wiedza o Bogu daje jednak jedynie szczątkowe i odległe poznanie Stwórcy. Co gorsza, potencjał ludzkiego rozumu zamglony jest przez grzech pierworodny. Jak zauważał św. Tomasz z Akwinu w kwestii 10 traktatu o Wierze z Summy Teologicznej, wielość religii i błędnych wyobrażeń o Bogu to element kary za grzech pierwszych rodziców. Znajomość Boga, którą obdarzeni byli Adam i Ewa została wypaczona przez kolejne pokolenia.
W świecie starożytnym to zniekształcenie religii było już regułą. Rozpowszechnił się bałwochwalczy politeizm, praktyki magiczne i inne zabobony. Nie bez powodu tę „przedchrześcijańską” panoramę religijną oddaje metafora ciemności, czy nocy – jaka spowijała ziemię. W ustępie Summy Teologii Doktor Anielski pisał wszak, że niewiara i błędne wizje religijne oddalają człowieka od Boga bardziej, niż cokolwiek innego.
Wobec niedomagań i ograniczonych możliwości człowieka Bóg, jeśli chciał go przybliżyć do siebie w szczególny sposób, musiał Sam dać prawdę religijną z góry. Na to pełne i nadprzyrodzone objawienie istnieje tylko jedna właściwa odpowiedź – hołd taki, jaki Chrystusowi złożyli magowie ze wschodu. Mędrcy uosabiają wszak starożytną elitę intelektualną i religijną. Być może parali się astrologią, poszukiwali tajemnej wiedzy, czcili stworzone ludzką ręką bożki. Znali wszystkie te daremne próby poznania rzeczywistości nadprzyrodzonej przez starożytnych. Gdy na świat przyszedł Chrystus, ci uczeni zgięli przed nim kolano. Bóg – człowiek mógł bowiem dać im widzę, której mimo całego swojego wykształcenia, nie byliby w stanie znaleźć.
To boskie Objawienie udziela ludziom prawd – których świadomość z własnej winy zatraciliśmy, ale także tych, do których człowiek nigdy nie dotarłby o własnych siłach. To nie sucha teologiczna ciekawostka, ale święta prawda – która pozwala Boga rzeczywiście poznać, miłować i czcić – a zatem ta najistotniejsza wiedza w życiu człowieka.
„Oto nieskończona miłość Boża postanowiła wynieść człowieka do stanu nadprzyrodzonego, siły i potrzeby natury ludzkiej przechodzącego, bo do godności synostwa Bożego i Zjednoczenia z Bogiem. I w tym celu dał mu Bóg Objawienie nadprzyrodzone, którego wynikiem jest Religia Objawiona”, tłumaczył św. Józef Sebastian Pelczar.
Jak dodawał polski apologeta, żadna stworzona przez człowieka „koncepcja religijna” nie ma podobnej roli, bo jest wyłącznie daremną próbą odczytania rzeczywistości, która przekracza możliwości rozumowego poznania… Tam gdzie nie ma religii objawionej może więc być wyłącznie religia fałszywa. „Skoro Bóg w dobroci swojej postanowił wynieść człowieka do porządku nadprzyrodzonego, to objawienie prawd tegoż porządku, a zwłaszcza tajemnic religii stało się nieodzownie koniecznym, bo człowiek do poznania tych prawd inną droga dojść by nie mógł”, pisał.
Komu przeszkadza Objawienie?
Fakt, że Bóg raczył pośród tylu błędów dać prawdziwą wiedzę o sobie, przerastającą spekulacje „religioznawców”, to sedno uroczystości Epifanii. Choć obchodzimy to święto co roku, to wdzięczność za Objawienie i wiara w nie mają się chyba dziś gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej.
„Zdawałoby się, że wszyscy ludzie z nadzwyczajną wdzięcznością przyjmą to Objawienie Boże. Tymczasem w świecie chrześcijańskim, zwłaszcza od czasów tzw. reformacji, nie brakło przeciwników”, zauważał w ubiegłym wieku podobną tendencje św. Józef Sebastian Pelczar. Ponad 100 lat po jego śmierci uwaga ta nabrała jedynie jeszcze boleśniejszej aktualności… Dziś to wielkie dzieło łaski wielu przestaje cieszyć – a zamiast tego niepokoi i spotyka się z odrzuceniem.
W gorszący sposób Objawieniu zaprzeczył wszak w niedawnej podróży do Indonezji papież Franciszek. Podczas – jedynie z nazwy – apostolskiej wizyty w Dżakarcie, Ojciec święty stwierdzał, że wszystkie religie są drogami do Boga, a spór o to, która jest prawdziwa należy porzucić. Wcześniej, w 2019 roku, urzędujący papież podpisał deklaracje w Abu Zabi, w której wielość wierzeń pochwalono jako element stwórczej mądrości Boga.
Wyrażony przez Franciszka niejednokrotnie błąd wyraźnie piętnowała wydana jeszcze w 2000 roku deklaracja Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus. Jak wskazywał w niej ówczesny prefekt Joseph kard. Ratzigner, wszystkie inne poglądy, praktyki religijne, czy wierzenia to błądzenie intelektu pod znakiem uczucia religijnego za tym, co wieczne. Tymczasem wiara katolicka to dana od Boga prawda o Nim samym.
Przeczące temu działania Franciszka to ukoronowanie erozji wiary w Objawienie. Znaki tego kryzysu przenikają jednak cały Kościół. Jego odsłoną jest i reformatorska mania, w której tkwi tylu hierarchów, żądających chociażby postawienia na głowie moralności seksualnej. Z rodzimego podwórka otwartością na podobnego ducha zdaje się emanować chociażby kard. Grzegorz Ryś. W swoich wypowiedziach prominentny duchowny popularyzuje przekonanie, że Kościół przez XX wieków nauczał i przedstawiał w liturgii błędną „teologię zastąpienia”. Mowa o przekonaniu, że Chrystus wypełnił Stary Testament, zaprowadził Nowy, a na miejsce dawnego ludu przymierza wprowadził Kościół powszechny. Purpurat twierdzi, że w tym zakresie w nauczaniu Kościoła podczas Soboru Watykańskiego II rzeczywiście zmieniono doktrynę, co nazywa „przewrotem kopernikańskim”.
Modernistyczny rodowód
Wszystkie te tendencje spaja jedna rama: powątpiewanie w objawiony charakter katolickiego nauczania. Nowe modele seksualności, czy ideologiczne uwielbienie „pluralizmu” miałyby dawać podstawę do rewizji chrześcijańskiej nauki. To wyraz naiwnego przekonania, że ludzki rozum oświecony „postępem” może naprawiać religię i prostować jej zasady. Nauka Kościoła o Objawieniu i ludzkiej naturze wskazuje, że jest dokładnie odwrotnie. Przecież czyste i nieomylne Objawienie było potrzebne człowiekowi właśnie ze względu na skłonność do przeinaczania prawdy… Rozwój religii może oznaczać jedynie pogłębianie rozumienia i wierności prawdom otrzymanym w darze od Boga.
Gdy dziś przywódcy Kościoła głoszą potrzebę „zmiany” tego, co Chrystus przez swój Kościół podał do wierzenia, w rzeczywistości stawiają się w roli autorów prawdy, tym samym podważając boski rodowód depozytu wiary. Bliski związek zakusów na „odmłodzenie” religii z odrzuceniem Objawienia ujawniał i św. Pius X. Papież ten w encyklice „Pascendi Dominici Gregis” podkreślił, że reformatorskie podejście do nauki i dyscypliny Kościoła towarzyszy modernizmowi. Ten potępiony jako heretycki w XX wieku nurt teologiczny u swoich podstaw miał w pewnym sensie przekonanie, że Epifanii nie było. Religia i prawdy wiary powstawać miały z uczucia religijnego. Według modernistów wyrażały one tęsknoty i intuicje serc wiernych. Bóg miałby za to zjawiać się człowiekowi w indywidualnym sumieniu, a nie przez prawdziwą religię.
Dziś do modernistycznej atmosfery dołączyła ideologiczna podejrzliwość wobec przeszłości – naznaczonej ponoć różnymi formami dyskryminacji i nietolerancji. To nieszczęsne połączenie pobudza do odnajdywania w katolickiej nauce różnorakich błędów, mających wynikać z uwikłania w opresyjną i dyskryminującą kulturę. Postępowcy przekonują, że to z tego powodu wzięło się zaliczenie homoseksualizmu do grzechów przeciw naturze, a kardynał Ryś wiąże przedsoborowy stosunek Kościoła do judaizmu z antysemityzmem. Na podobną reinterpretacje otwarta jest każda – akurat niewygodna dla popularnych sposobów bycia chrześcijańska prawda…
W podobnych postawach jak na dłoni ukazuje się pycha XXI wieku. Jak pisał na kartach „Summy Teologii” św. Tomasz z Akwinu, odrzucenie Objawienia Bożego zawsze wyraża ten grzech główny. Tak jest i dziś, gdy sprzeciw wobec moralności chrześcijańskiej i zasad wiary podpiera się „postępem”, czy rozwojem nauk. Człowiek stawia się w roli tego, który dowiódł zawodności boskiej prawdy… choć jednocześnie zdajemy sobie sprawę, jak często uwielbiani „naukowcy” potrafili mylić się i błądzić. Mimo to Ci, którzy jako pierwsi powinni strzec prawdy objawionej wolą ufać propagandzie mód intelektualnych. Gdyby władza duchowna w podobny sposób traktowała doktrynę w poprzednich wiekach, to przymiotnik „apostolski” można by było wykreślić z Credo. Z wiarą uczniów Chrystusa nie łączyło by nas bowiem zupełnie nic…
Opłakując podobną postawę naszych pasterzy i my miejmy się na baczności. W ich dezercji możemy bowiem zobaczyć także zagrożenie dla siebie. Tak niewiele wystarcza, by człowiek odpadł od prawdy, która przerasta go i zmusza do stałego opierania się bezpodstawnym wątpliwościom w wierze. Czeka to i nas – jeśli nie będziemy pielęgnować w sobie cnoty wiary, przeciwko subiektywnym odczuciom. Zamiast srożyć się na boską Prawdę, gdy ta przerasta nasze zrozumienie, uczmy się nią cieszyć. Skoro bowiem przerasta, to i podnosi na nowy poziom i otwiera przed nami drzwi do tego, co nadprzyrodzone.
Filip Adamus