W ciągu ostatnich lat okazało się, że papieskie podróże samolotami są coraz bardziej niebezpieczne – oderwanie od ziemi staje się nie tylko literalne. Pierwsze symptomy tego niepokojącego zjawiska pojawiły się jeszcze za pontyfikatu Benedykta XVI, który wracając z podróży apostolskiej po Afryce w rozmowie z dziennikarzami na pokładzie papieskiego samolotu dywagował – trochę w oderwaniu od ziemi (tj. Magisterium Kościoła) – o warunkach dopuszczenia ograniczenia przyrostu naturalnego w Afryce.
W przypadku następcy Benedykta „trochę” uległo transmutacji i stało się istotą papieskiego przekazu w oderwaniu od ziemi. Metoda Ojca Świętego Franciszka komunikowania się z wiernymi wydaje się wyglądać mniej więcej tak: ja mówię, co chcę – niekiedy trwam przy ziemi (Magisterium, Tradycja), a niekiedy jestem oderwany („nowa troska duszpasterska”, „więcej miłosierdzia” itp.) – a Wy wybieracie z tego, co chcecie. Zdaje się, że długie przeloty sprzyjają doskonaleniu przez obecnego papieża tej metody.
Wesprzyj nas już teraz!
W czasie lotu do Rio de Janeiro papież Franciszek wzruszeniem ramiom skwitował bolesny problem homoseksualizmu i pośrednio też homoseksualnego lobby. „Kim ja jestem, by ich sądzić” – usłyszeli dziennikarze na pokładzie papieskiego samolotu, a za ich pośrednictwem cały świat. To do Piotra skierowano słowa Tego, któremu „dana jest wszelka władza na Niebie i na ziemi” – „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie”. Przebywając w przestworzach papież podzielił się jednocześnie spostrzeżeniem, że najpoważniejszym problemem, przed którym stoi Kościół powszechny u progu dwudziestego pierwszego wieku jest „bezrobocie wśród młodych”.
Niestety o wiele więcej takich, równie oderwanych od twardego gruntu (w znaczeniu podanym) wypowiedzi papieża usłyszeliśmy od Niego już po wylądowaniu. Choćby rok temu podczas przemówienia w Parlamencie Europejskim, gdy szukając metafory mającej zobrazować fatalną kondycję duchową, w której znajduje się Europa, porównał ją do „starej, bezpłodnej babci”. WMM [Wspolna Mowa Mainstreamu] nazywa Franciszka „Wielkim Motywatorem”. W tym przypadku duszpasterstwo ludzi starszych otrzymało z ust Biskupa Rzymu wsparcie, o jakim nawet nie śniło.
W przypadku naszego papieża Franciszka przestworza wydają się unieważniać to, co ten sam papież – nieledwie kilkanaście godzin wcześniej – powiedział na twardym lądzie. Przykład z ostatnich dni i rozważania Franciszka w czasie powrotnego lotu z Filipin do Rzymu na temat tego, czy katolicy to króliki, czy też nie, a jeśli króliki, to kiedy. Wyszło z tego, że ci, którzy mają więcej niż troje dzieci, to chyba króliki, a każdym razie ludzie nieodpowiedzialni.
A jeszcze kilkanaście godzin temu miliony Filipińczyków w Manilii i cały Kościół powszechny usłyszeli jak przemawia do nich wierzący biskup, mówiący o wartości rodziny, o wartości każdego życia, także tego poczętego a nienarodzonego, o rozlicznych zagrożeniach czyhających na rodziny. Jednak powracając na Stary, coraz bardziej starzejący się Kontynent papież mówi: „nie przesadzajcie z tą płodnością”.
Rzecz jasna za niedługo ks. Lombardi – rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej – przetłumaczy z „polskiego na nasze”, że tak naprawdę „Ojcu Świętemu chodziło o promowanie odpowiedzialnego rodzicielstwa”, a nie – w żadnym razie! – o pogardliwy stosunek do rodzin wielodzietnych czy pośrednie kwestionowanie (poddawanie w wątpliwość) wartości, jaką jest dar płodności i że tym wszystkim, którzy przypominają, że Stwórca powiedział do Pierwszych Rodziców: „rozmnażajcie się”, nie dodając „ale limitem jest trójka dzieci”, chodzi „o podobne faryzeuszom łapanie na słowie, a przecież ważny jest duch Kościoła Franciszka i optymizm oraz uśmiech, jaki daje całemu światu”.
Tymczasem sięgnijmy do nauczania kanonizowanego przez Franciszka Ojca Świętego Jana Pawła II. „Papież rodziny” podczas swojej podróży apostolskiej do RFN w 1980 roku stając mocno na gruncie Magisterium i Tradycji przypominał: „miłość małżeńska ze swej istoty jest płodna. W tym zadaniu przekazywania ludzkiego życia małżonkowie współdziałają z miłością Boga Stwórcy. Wiem, że także w tym punkcie występują w dzisiejszym społeczeństwie wielkie trudności. Ciężary, jakie ponosi zwłaszcza kobieta, ciasne mieszkania, problemy gospodarcze, zdrowotne, często nawet wyraźne dyskryminowanie rodzin wielodzietnych stoją na przeszkodzie posiadaniu większej liczby dzieci. Apeluję do wszystkich ludzi odpowiedzialnych, do wszystkich czynników społecznych: uczyńcie wszystko, aby temu zaradzić. Apeluję głównie do waszych sumień i waszej osobistej odpowiedzialności, umiłowani Bracia i Siostry. We własnym sumieniu musicie przed Bogiem podejmować decyzje co do liczby waszych dzieci. Jako małżonkowie jesteście powołani do odpowiedzialnego rodzicielstwa. Jak podkreślono na ostatnim Synodzie Biskupów, oznacza to takie planowanie rodziny, które uwzględnia etyczne normy i kryteria” (Kolonia, 15 XI 1980).
Minęło trzydzieści pięć lat i Namiestnik Chrystusa (nie wiem, czy Franciszek pozwala się tak określać, rzecz jasna w imię prostoty i skromności) wyznacza granice osądu sumienia stającego przed Bogiem – trzy i więcej raczej nie. Zamiast brać w obronę dyskryminowane na różne sposoby wielodzietne rodziny, sam dorzuca własny kamyk, odwołując się do wyświechtanego argumentu o królikach.
Papież Franciszek rzeczywiście ma odwagę i mówi twarde słowa, w porę i nie w porę. Problem polega na tym, że adresatami tych słów są zazwyczaj ci, którzy stoją – kosztem wielu wyrzeczeń – twardo na ziemi. A świat klaszcze.
Grzegorz Kucharczyk