Jeżeli człowiek wpada w kołowrót pieniądza, uważa, że musi zarabiać coraz więcej, żeby coraz więcej wydawać, to staje się „bankierem”. Dla takiej osoby pieniądz staje się wszystkim. Jeżeli krajem zaczynają rządzić tacy ludzie, to oni widzą w starych czy chorych ludziach jedynie wydatki, które pochłania ich utrzymanie. Stąd już tylko krok do podjęcia ustaw, które „pomogą” odejść tym ludziom, z tego świata. Dla zwolenników eutanazji starzy ludzie są nie produktywni, więc ich zdaniem powinni umrzeć. Większość Holendrów, tak naprawdę, nie akceptuje eutanazji, aborcji czy ideologii LGBT. Jednak, na ulicach przeciwko temu nie protestują. Z nimi właściwie nie da się na te tematy rozmawiać, bo Holendrzy jakby wypierają te problemy ze świadomości. Mówią, że to problemy nie poważne, nie stałe, a jedynie przejściowe.
O procesie odchodzenia społeczeństwa holenderskiego od wartości chrześcijańskich i zgubnych tego konsekwencjach ze Zbigniewem Narskim, który 75 lat przeżył w Holandii, rozmawia Adam Białous.
W jaki sposób znalazł się pan w Holandii, a potem przeżył w tym kraju tak wiele lat?
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas wojny byłem żołnierzem AK. Służyłem, w stopniu oficerskim, w Kedywie. Walczyłem w Powstaniu Warszawskim. To zupełnie wystarczyło komunistycznej bezpiece, żeby mnie chcieć zamordować. Kiedy w roku 1947 wpadli oni na mój trop i wydali na mnie wyrok, udało mi się uciec do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Trafiłem do obozu dla tych, którzy nielegalnie przekroczyli granicę stref okupacyjnych. Jakaś ewidencja akowców musiała już być na Zachodzie, bo kontrwywiad amerykański sprawdził mnie i po pozytywnej weryfikacji otrzymałem dokumenty, które uznawane były na terenie całej zachodniej Europy.
Zaproponowano mi osiedlenie się w wybranym miejscu, praktycznie na całym świecie. Ja jednak chciałem być blisko Polski. Niemcy odpadały, bo zbyt wiele od nich wycierpiałem. Wybrałem więc Holandię. Holendrzy również prowadzili pewną weryfikację. Była ona stosowana pod kątem przydatności do pracy fizycznej i możliwości asymilacji imigrantów. Przewieziono mnie do obozu demobilizacyjnego w Eindhoven. Otrzymałem pracę w wydziale budownictwa urzędu miejskiego.
W Eindhoven mieszkałem od roku 1947 do wiosny obecnego roku. W Holandii założyłem rodzinę. To mnie tam trzymało, no i jeszcze fakt, że w Polsce ciążył na mnie komunistyczny wyrok. Wyrok ten cofnięto dopiero na początku lat 90., po zmianie systemu politycznego. Do Polski wróciłem, bo obawiam się, że w Holandii mógłbym zostać poddany eutanazji. Wielu starszych ludzi emigruje obecnie z Holandii, z tego właśnie powodu.
Czy po wojnie w Holandii zamieszkało dużo Polaków?
Po wojnie znalazło się tu sporo Polaków. Duża część z nich była żołnierzami dywizji pancernej gen. Maczka. Naturalnie więc, zawiązało się wkrótce Polskie Towarzystwo Katolickie, do którego wstąpiłem. Pracowałem również w Polskiej Organizacji Wojskowej, która zajmowała się przygotowaniem byłych żołnierzy podziemia niepodległościowego na wypadek wybuchu trzeciej wojny światowej – bo dla nas walka się po wojnie nie zakończyła.
Polska Organizacja Wojskowa podległa pod Polski Rząd na Uchodźctwie. Przez długie lata byłem też członkiem holenderskiego stowarzyszenia broniącego narodowego oblicza Europy, czyli Europy ojczyzn. O Polsce nigdy nie zapomniałem. Przez wiele lat działałem w organizacji pomocowej polsko – holenderskiej. Pomagaliśmy szczególnie ubogim mieszkańcom Białegostoku. Dlatego też pokochałem to miasto i tu, mając obecnie 98 lat, kilka miesięcy temu, po powrocie z Holandii, osiedliłem się.
Rodziny w Polsce nie mam, moja żona i syn zmarli w Holandii, w Białymstoku opiekują się mną wspaniali młodzi ludzie z Młodzieży Wszechpolskiej oraz moi przyjaciele – m.in. polscy żołnierze.
Jak wyglądał stan Kościoła katolickiego w Holandii w latach powojennych?
Kościół katolicki był w bardzo dobrym stanie i rósł w siłę. Jego przedstawiciele byli obecni w każdej dziedzinie życia społecznego, również politycznego. Księża byli tak aktywni w wychodzeniu do wiernych, że każdy katolicki dom, kapłan odwiedzał przynajmniej raz w miesiącu. Rozmawiał z domownikami. Dzielił ich radości i smutki, pomagał w razie problemów. Szczególnie mocno Kościół był reprezentowany przez szkoły katolickie, których było bardzo dużo. Cieszyły się one uznaniem rodziców, jest tak zresztą do dziś. Ostoją Kościoła była rodzina i to rodzina wielopokoleniowa.
W tamtych powojennych czasach Holendrzy nie byli bogaci. Kraj był zniszczony wojną. Rodziny trzymały się razem. Nie było gonitwy za pieniądzem, rozdzielenia rodziny pracą jednego z jej członków, gdzieś daleko od domu. Relacje rodzinne były silne. W zwykłe dni ludzie pracowali i wiele czasu spędzali ze sobą. W niedzielę chodzili razem do kościoła.
Kiedy zaczęło się to wszystko psuć ?
To psucie się jest procesem długotrwałym. Postępuje z pokolenia na pokolenie. Zaczęło się od gwałtownego rozwoju gospodarczego Holandii. Ojcowie rodzin zaczęli pracować dużo więcej niż wcześniej. Do tego w wielu przypadkach ich miejsce zatrudnienia było daleko od domu. Dojazdy pochłaniają dużo czasu i ojciec stał się w domu gościem. Przez to więzy rodzinne rozluźniły się. Matki, które wcześniej nie pracowały, również zaczęły długo pracować.
To ciekawe, że kiedy Holendrzy za środek transportu mieli jedynie rowery, to mieli również dla siebie o wiele więcej czasu. Teraz, kiedy pędzą samochodami i latają samolotami już dla siebie czasu nie mają. Dzieci pozostawiono same sobie. Do tego jeszcze przyjęto mylne założenie, że dobrobyt materialny zastąpi wychowanie i przebywanie z dziećmi. Wiadomo jakie są tego efekty. Z każdym następnym pokoleniem przybywa osób egocentrycznych, dla których zasady życia chrześcijańskiego, nie tylko dla siebie ale i dla innych, są nie do przyjęcia. Rośnie skala przestępczości wśród młodzieży.
Rozwojowi tych złych zjawisk sprzyja rozluźnianie zasad moralnych. Czyli swawola seksualna czy legalizacja miękkich narkotyków. To wszystko odciąga od wiary i Kościoła. Zgubny wpływ ma też pozostawienie dzieci sam na sam z internetem. Niestety one nie potrafią jeszcze same rozróżnić co im tam szkodzi a co służy. Najczęściej wybierają materiały destrukcyjne. To samo było z telewizją, kiedy tylko się pojawiła. Pamiętam te czasy. Dzieci zbyt długo siedziały z nosem wlepionym w telewizor. Ówczesne władze Holandii to wiedziały i dlatego pierwsze odbiorniki telewizyjne miały specjalne, nazwijmy to, blokady rodzicielskie, które uniemożliwiały oglądanie.
W latach powojennych i później w Holandii chrześcijaństwo przeżywało swoją „wiosnę”. Jeszcze w roku 1971 katolików w Holandii było ponad 40 procent, protestantów 35 procent. Obecnie katolików jest 25 procent, a protestantów 10 procent. Dlaczego Holendrzy odchodzą z chrześcijańskich kościołów, a i samych kościołów jest coraz mniej?
Niestety jest taka ogólna zasada, z chwalebnymi wyjątkami, że im człowiek bogatszy, tym mniej czasu ma dla Boga. Ta zasada odnosi się też do całych społeczeństw. Holendrzy, którzy coraz więcej czasu poświęcali na pracę ku powiększaniu zamożności swojej rodziny oraz rozwoju gospodarczego państwa, zaczęli zaniedbywać swój rozwój duchowy. Zmęczeni pracą ponad siły w tygodniu, przestali uczestniczyć we Mszy świętej niedzielnej, przestali się odpowiednio długo modlić. Stąd odejście od życia praktyką religijną, likwidacja kościołów.
Muszę jednak panu powiedzieć, że Holendrzy wciąż mają duży szacunek do religii chrześcijańskiej. Nie spotkałem się tam z jakimiś postawami agresji wobec Kościoła. Wciąż szkoły katolickie są w Holandii oblegane. Dzieci wysyłają tam nawet ateiści. Szkoły katolickie bardzo dobrze prosperują. Szczególnie na południu kraju, gdzie więcej jest katolików. Ewangelicy żyją raczej na północy Holandii. Kościół jednak wycofał się z życia publicznego. Katolików nie widać w polityce czy w kulturze. Nie ma też praktycznie ewangelizacji. Duchowni i wierni zamykają się w swoich parafiach, a potem zamykają parafie. Najwyżej prowadzą oni działalność charytatywną.
W Polsce mówi się o pewnej grupie katolików, że są niepraktykujący, w Holandii większość społeczeństwa to osoby niepraktykujące, ale popierające wartości chrześcijańskie, choć niestety nie wszystkie.
Holendrów jest coraz mniej. Na ponad 17 mln mieszkańców Holandii, rdzenni Holendrzy stanowią liczbę 13 mln. A prognozy mówią, że w roku 2050 będzie już około 40 procent imigrantów a tylko 60 procent Holendrów. Jakie procesy sprawiły, że Holandia stała się krajem tak różnorodnym etnicznie i religijnie?
Ogólnie mówiąc zaczęło się rodzić coraz mniej dzieci, bo rodzice więcej czasu chcieli poświęcać pracy zarobkowej, niż zajmowaniu się potomstwem. To z kolei spowodowało niż demograficzny i konieczność sprowadzania do pracy ludzi z innych krajów. Szczególnie dużo przyjechało wówczas Turków. Oni przeważnie mają teraz podwójne obywatelstwo – holenderskie i tureckie.
W Eidnhoven, gdzie mieszkałem, zbudowano dwa meczety. Ich budowę sfinansowało państwo tureckie. Muzułmanie mają dziś w holenderskich miastach swoje dzielnice, gdzie strach wchodzić, bo oni, jeśli chodzi o obecność na tych dzielnicach, tolerują tylko swoich ziomków. Największa liczba przestępców wywodzi się z tego kręgu imigrantów. Co ciekawe przestępstw takich jak zamachy terrorystyczne, zabójstwa najczęściej dokonują młodzi, zradykalizowani muzułmanie. Najwięcej imigrantów jest z państw muzułmańskich, najczęściej z dawnych kolonii holenderskich czyli Indonezji, Surinamu. Bardzo dużo jest Turków i Marokańczyków.
Ostatnio czytałem w holenderskiej prasie, że w Holandii mieszka już około 100 tysięcy Chińczyków. Chociaż ich na ulicy trudno zobaczyć. Oni wola się nie afiszować. Coraz więcej jest też przybyszy z Europy Wschodniej. Samych Polaków obecnie zameldowanych jest w Holandii około 200 tysięcy.
Jak Holendrzy widza Polaków?
W większości dobrze. Chociaż jest też grupa Holendrów negatywnie do nas nastawiona. Złe myślenie o Polakach w Holandii ma swoje niemieckie źródło. Sporo Holendrów jest zapatrzonych w Niemcy i swoje poglądy kształtuje na podstawie poglądów Niemców, a wiadomo, że nasi zachodni sąsiedzi o nas najlepszego zdania nie mają.
Szczerze mówiąc, ani Niemcy ani Holendrzy mają bardzo słabe pojęcie o tym jacy są Polacy i inne narody wschodniej Europy. Ich zdanie o wschodnich narodach są raczej oparte na jakichś wyobrażeniach, mitach, uprzedzeniach a nie faktach. W każdym bądź razie ogół Holendrów o Polakach, jako o narodzie, ma dobre zdanie. Umacnia je, cały czas, ofiara życia, jaką podczas wyzwalania Holandii spod okupacji niemieckiej złożyli polscy żołnierze z 1 Dywizji Pancernej dowodzonej przez gen. Stanisława Maczka. Wszystkie cmentarze wojskowe, na których spoczywają polscy żołnierze, pomniki są doskonale utrzymane i zadbane. Polscy kombatanci mają wysokie emerytury.
W roku 2021 w Holandii odnotowano rekordową liczbę przeprowadzonych zgodnie z ustawą, która obowiązuje od roku 2001, eutanazji – 7 tysięcy. Pewnie jeszcze więcej osób zginęło na skutek nielegalnych eutanazji. Liczby ofiar tzw. wspomaganego samobójstwa rosną w tym kraju coraz szybciej. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
Jeżeli człowiek wpada w kołowrót pieniądza, uważa, że musi zarabiać coraz więcej, żeby coraz więcej wydawać, to staje się „bankierem”. Dla takiej osoby pieniądz staje się wszystkim. Jeżeli krajem zaczynają rządzić tacy ludzie, to oni widzą w starych czy chorych ludziach jedynie wydatki, które pochłania ich utrzymanie. Stąd już tylko krok do podjęcia ustaw, które „pomogą” odejść tym ludziom, z tego świata. Dla zwolenników eutanazji starzy ludzie są nie produktywni, więc ich zdaniem powinni umrzeć.
Większość Holendrów, tak naprawdę, nie akceptuje eutanazji, aborcji czy ideologii LGBT. Jednak, na ulicach przeciwko temu nie protestują. Z nimi właściwie nie da się na te tematy rozmawiać, bo Holendrzy jakby wypierają te problemy ze świadomości. Mówią, że to problemy nie poważne, nie stałe, a jedynie przejściowe.
Co wyprowadziło ostatnio protestujących Holendrów na ulice? Zapowiedzi UE, iż każą im drastycznie zmniejszyć gospodarstwa rolne, głównie te nastawione na hodowlę bydła. Dopiero widmo bankructwa tych gospodarstw, doprowadziło do gwałtownych reakcji społeczeństwa.
Holendrzy z natury są flegmatyczni, trudno ich zdenerwować. Eutanazji nie popełnia się masowo czy grupowo. Czasem media poinformują o tym, iż ktoś zgodził się n nią. Póki komuś bezpośrednio śmierć nie grozi, lekceważy to. Gorzej jak ona zajrzy mu w oczy. Wiem co mówię, bo nie raz zajrzała mi w oczy, kiedy służyłem w AK.
Na eutanazji starego człowieka, z tego co usłyszałem od holenderskich policjantów, najbardziej zależy jego spadkobiercom. Jest tam coraz więcej takich niewyjaśnionych wypadków, których ofiarami są starsi, zamożni ludzie. W tych rodzinach więzy emocjonalne wygasły. Wszystko kręci się wokół pieniądza, ci ludzie, niby najbliżsi sobie, ze sobą nie rozmawiają, niczego razem nie robią, więc relacje zmarły. Jest to brutalne co powiem, ale prawo do eutanazji stwarza możliwości mordowania ludzi dla własnej korzyści.
Również aborcja, która w Holandii jest legalna od roku 1984, niesie tam żniwo śmierci…
To zaczęło się od antykoncepcji. Antykoncepcja jest już mocno zakorzeniona w umysłach Holendrów. Same matki, w obawie przed niechcianą ciążą, dają często dojrzałym córkom jakieś tabletki antykoncepcyjne, że tak powiem do śniadania. Holendrzy mają taki sposób myślenia, żeby bardziej stawiać na antykoncepcję, niż potem stosować aborcję, którą traktują jako ostateczną konieczność.
To nie znaczy, że w Holandii nie ma klinik aborcyjnych, bo są. Holendrzy znów traktują to jak możliwość zarobku. Kliniki te nastawione są bowiem głównie na klientelę z innych krajów, takich, w których aborcja jest zabroniona.
Najgorzej, że nie widzą oni zgubnych skutków tej zimnej kalkulacji, która w gruncie rzeczy zabija naród holenderski. Ludzie stają się jakimiś zimnymi maszynami, pozbawionymi uczuć, dla których celem jest tylko zysk finansowy.
Bardzo poważną refleksję na temat ograniczoności człowieka, możliwości poznawczych jego umysłu wysnułem podczas Powstania Warszawskiego, w którym walczyłem jako oficer AK. Pewnego razu zobaczyłem ciało niemieckiego żołnierza, który zginął od postrzału w głowę. Obok tej przestrzelonej głowy, leżał hełm w nim była część mózgu, który do niego wypłynął. To wyglądało jak beżowy budyń. Pomyślałem sobie „Cud, że ten nasz mózg, który wygląda jak budyń, może spełniać tyle ważnych funkcji”.
Równocześnie przyszła do mnie refleksja, że na ten mózg można wpłynąć, manipulować nim, w ten sposób, iż to co złe, zaczyna on postrzegać jako dobre. A wtedy jest już tylko krok do katastrofy.
Dziękuję za rozmowę
Adam Białous