15 kwietnia 2013

Odszedł Hołownia, przyszedł Machała

(Fot. alitaylor/sxc.hu)

Mainstream potrzebuje dyżurnego katolika, który będzie uwiarygodniał każde łgarstwo i każdy akt lewackiej propagandy, jaki ogarom salonu i ich mentorom przyjdzie do głowy. Gdy w roli uwiarygodniacza skapitulował Szymon Hołownia, zaraz pojawił się Tomasz Machała, naczelny portalu naTemat.pl. To on teraz będzie robił za kwiatek do kożucha. I to wyjątkowo cwany kwiatek.

 

Różnica jest taka, że Machale nowa funkcja nie będzie specjalnie przeszkadzała. Można zaryzykować tezę, że Hołownia uwiarygodniał mainstream z naiwności. Chciał wszystkim i wszędzie opowiadać o swoim pop-katolicyzmie. Tak sobie wymyślił. Nieco to dziecinne i w końcu okazało się, że samo marzenie było mętne. Najpierw musiał Hołownia odejść z „Newsweeka”, a całkiem niedawno wyszedł z innego, pokrewnego ideowo tygodnika – „Wprost”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kwiatków do mainstreamowego kożucha jest zresztą kilka. Księży Sowę i Lemańskiego nie trzeba nikomu przedstawiać. Zakochani w medialnym blichtrze (szczególnie ten pierwszy) muszą pisać, muszą być w mediach. Muszą, bo inaczej się uduszą. Ale wolta Hołowni z mainstreamowych pisemek do niszowego projektu internetowego (znakowskiego, czyli „otwartego”, ale jednak pozbawionego szalonej pogoni za popularnością i ciągłym lansem), wywołała w salonowych szeregach popłoch.

 

Naprędce rozpoczęto więc gorączkowe poszukiwania drugiego takiego Hołowni, co by żaden talib nie kontentował się tym, że jednak miał rację, że mainstream katolików karmi, póki są mu usłużni, a gdy się sprzeciwią, obdarza co najwyżej soczystym kopem w wiadomą część ciała. I znaleziono delikwenta, drugiego Hołownię jak ulał – Tomasza Machałę właśnie.

 

Jaskinia taliba

 

Jak przystało na pierwszego katolika wśród młodych, wykształconych z wielkiego miasta, Machała napisał swój manifest do, a jakże, „Newsweeka”. Zaczął od tego, że jest właścicielem dużej firmy, newsweekowy tekst napisał zaś na komputerze z białym jabłkiem, słuchając Spotify, po wypiciu kawy na Mokotowie i, mimo że zrobił wszystkie te rzeczy, jest katolikiem. Fascynujące!

 

Dalej czytelnik natrafia na kolejne, wręcz oszałamiające, odkrycia. Oto pan Machała wyjawił, że ma na swoim biurku, w redakcji naTemat, ołtarzyk! Ale to nie wszystko. Bardzo państwa proszę byście usiedli wygodnie w tym momencie. Dla własnego bezpieczeństwa. Otóż pan Machała przed tym ołtarzykiem się modli. Szok! Coś nadzwyczajnego, jak na katolika.

 

Ale i to jeszcze nic! Dom państwa Machałów, dla kolegów z pracy pana redaktora, musi być jaskinią taliba, bowiem, jak napisał jego gospodarz, wisi w nim krzyż. Już chyba teraz nikogo nie zdziwi fakt, że, robiąc swój coming out, Machała przyznał się jeszcze i do tego, że co niedzielę pojawia się w kościele, a przed Świętami Wielkanocnymi był nawet do spowiedzi. Takiego katolika już chyba tylko ze świecą szukać. Wzruszające.

 

Kiedy już czytelnik przebrnął przez wszystkie te deklaracje, które, jak rozumiem, miały dowieść, jak wielkim katolikiem jest redaktor naczelny naTemat, szybko mógł się zorientować, że coś tutaj jest jednak nie tak. Bo z jednej strony ołtarzyk, krzyż na ścianie, a z drugiej, jak pisze Machała, brak zgody na nauczanie Kościoła w sprawie antykoncepcji. Z jednej strony spowiedź i Msza św. u dominikanów, z drugiej odwołania do Palikota i miękkie dowodzenie, że w sieci liczy się liczba kliknięć, bo to daje kasę. Misja i solidność dziennikarska może więc zejść na drugi plan? Coś w tym wszystkim nie gra…

 

Bez ściemy

 

I słusznie, że nie gra. Machała to kolejna pacynka na salonowej scenie. Ale jest znacznie bardziej postępowy niż jego poprzednik, „katolik otwarty” Szymon Hołownia. Machała ma być produktem nowych czasów, nowej laickiej ofensywy. Skoro wahadło ma się wychylać w lewo, to i dyżurny katolik w „Newsweeku” powinien być bardziej na lewo. Bo jak pogodzić z katolickimi deklaracjami Machały to, że szefuje on portalowi, który wielokrotnie opluwał Kościół, cytując chociażby newsweekowe popłuczyny? Jak to jest, że właśnie na łamach „Newsweeka” Machała popełnił swój coming out?

 

Redaktor naczelny naTemat, to produkt medialny Tomasza Lisa. Fajny, bo bardziej konserwatywny i bezwzględnie uległy. Można go namówić na tekst, w którym robi z siebie kompletnego durnia, ośmieszając nawet cieplutkich „katolików otwartych”. No i wykłada Machała to samo medialne credo, co jego mentor: zrób wszystko byle tylko sprzedać ludziom niusa. Nieważne czy jest to wywiad z anonimowym rozmówcą, czy obrzydliwa okładka (wszystko to pojawiało się w „Newsweeku”), ważne byś był czytany/oglądany. To jedyny miernik dziennikarskiego sukcesu.

 

„Newsweek” i portal naTemat mają być medialnymi forpocztami całego lewackiego brudu, który sączy się stopniowo do Polski. Skoro nie udało się przytulić do przyczółków nowej ideologii Hołowni, to jest, proszę bardzo, Machała, jak królik z kapelusza. Asystują mu dzielnie duchowni: Sowa i Lemański. Wszyscy oni są podobno otwarci na dyskusję, wiadomo jednak, jakie ideologiczne pomysły próbują uwiarygadniać. Więc, Panowie, bez ściemy!

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie