13 listopada 2023

Odwagi, Panie Prezydencie. Do boju!

(Fot: Jacek Szydlowski / Forum)

„Ambitna, rozwijająca się w szybkim tempie, innowacyjna, ale pamiętająca o swoich korzeniach, o swojej historii, o swojej tożsamości, o swojej tradycji” – w taki oto sposób w dniu 6 sierpnia 2020 roku z mównicy sejmowej „Polskę swoich marzeń” opisał prezydent Andrzej Duda. Po ponad 8 latach sprawowania przez niego najwyższego urzędu w Polsce nadszedł czas prawdziwej i być może ostatecznej próby charakteru zarówno dla prezydenta jak i dla ponad 10 mln wyborców, którzy 3 lata temu oddali na niego swój głos.

 

Wybory parlamentarne 2023 wywróciły do góry nogami polityczny (nie)ład, w jakim żyliśmy przez ostatnich 8 lat. Prawo i Sprawiedliwość mimo uzyskania największej liczby głosów wyborców przegrało i musi oddać władzę „zjednoczonej opozycji”, czyli politykom, którzy od wielu lat przewijają się po sejmowych korytarzach, podnoszą rękę i wciskają przycisk bądź dopiero zaczynają swoją „parlamentarną przygodę” jak przytłaczająca większość posłów Polski 2050 Szymona Hołowni.

Wesprzyj nas już teraz!

Na temat wyników wyborów wypowiedzieli się już niemal wszyscy. Jedni twierdzą, że główną przyczyną takiego stanu rzeczy było zmęczenie obywateli PiS-em. Inni uważają, że to zasługa „politycznego geniuszu” Donalda Tuska. Kolejni, w tym wielu polityków partii Jarosława Kaczyńskiego z premierem Mateuszem Morawieckim na czele, poszukując winnych „zwycięskiej porażki” PiS mówią, że to wszystko przez zakaz tzw. aborcji eugenicznej.

Moim zdaniem przyczyny należy szukać w zmianach cywilizacyjnych i mentalnościowych, które dzieją się na naszych oczach. Niedawno miałem okazję przeczytać napisaną w 2001 roku książkę „Śmierć Zachodu” autorstwa Patricka J. Buchanana. Amerykański konserwatysta opisywał w niej przemiany, jakie zachodziły od lat 70. XX wieku w społeczeństwie USA, które w skrócie można określić mianem rewolucji totalnej w każdej sferze i każdym aspekcie życia. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do publikacji. Tutaj chciałbym jedynie zauważyć, że procesy i ideologie krok po kroku zabijające duszę człowieka Zachodu i stworzoną przez niego cywilizację z opóźnieniem, ale jednak zaczęły zbierać żniwo również w Polsce.

Mam wielki żal do Prawa i Sprawiedliwości, że przez 8 lat swoich rządów nie było w stanie temu przeciwdziałać. Dlaczego? PiS nie mogło? Nie chciało? A może politycy tego ugrupowania żyli i żyją dalej żyją w przeświadczeniu, o którym w książce Teresy Torańskiej „My”, złożonej z wywiadów z działaczami opozycji w PRL-u, mówił Jarosław Kaczyński. Lider partii, która w momencie pisania tych słów wciąż ma sejmową większość zacytował swoją rozmowę z Antonim Macierewiczem. „Miał mu w niej czołowy animator narodowo-katolickiej Konfederacji wyjaśniać, że nie ma sensu budowanie w Polsce nowoczesnej chadecji w typie niemieckim, tylko tworzyć trzeba coś takiego jak ZChN, bo, cytuję z pamięci, to społeczeństwo przez pół wieku żyło w stanie zamrożonym i jest jakby z Sienkiewicza”, relacjonował w jednej ze swoich książek Rafał Ziemkiewicz.

Powiedzmy sobie szczerze – w ostatnich latach Kaczyński z powrotem zaczął wierzyć w „naród jakby z Sienkiewicza”, który jest niczym mickiewiczowska lawa („Nasz naród jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi; Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi” – Scena VII – III części „Dziadów”) i w momencie próby zagłosuje jak trzeba, czyli na partię „zdrowego rozsądku”, „ciepłej wody w kranie” i „przywracającej godność polskim rodzinom” (przewodnie hasło programu 500+). Utwierdzała go w tym propaganda TVP, w którą zdaje się lider PiS sam zaczął w pewnym momencie wierzyć. Utwierdzały go w tym również zastępy partyjnych lizusów, którzy każdego dnia na złamanie karku zasuwali na ulicę Nowogrodzką w Warszawie, aby ostentacyjnie rozdzierać szaty i łkać, iż nie są godni spojrzenia prezesa, ale skoro już ten rzucił na nich okiem, to czy przy okazji mógłby to czy tamto.

Co z tego, że PiS powołało dziesiątki instytucji publicznych, które miały krzewić uczucia patriotyczne i wartości kryjące się za hasłem „Bóg, honor, ojczyzna”? Co z tego, że PiS i spółki skarbu państwa przekazali całą górę pieniędzy na wspieranie naprawdę pożytecznych, ważnych i potrzebnych inicjatyw kulturowych, sportowych, filmowych, edukacyjnych etc.? Co z tego, że wydano masę książek, zorganizowano tysiące akademii, wybudowano setki pomników i muzeów? Takie rzeczy może robiły wrażenie kilka, kilkanaście miesięcy po przejęciu władzy, a potem albo spowszedniały, albo zostały skutecznie obrzydzone przez sam PiS bądź jego polityczno-medialnych oponentów. Koniec końców partia Kaczyńskiego, w której miliony ludzi pokładały nadzieję na przeprowadzenie realnej kontrrewolucji poniosła klęskę. Kontrrewolucja okazała się bujdą na resorach, a jedyne na co było stać ludzi Kaczyńskiego to w najlepszym wypadku spowalnianie niektórych elementów rewolucji.

Wielu czytelników w tym miejscu powie: „HA! OD POCZĄTKU WIEDZIAŁEM(AM), ŻE TAK BĘDZIE! PiS-PO JEDNO ZŁO!”. Powiem Państwu szczerze: ja osobiście przez jakiś czas żyłem nadzieją, że jednak doczekamy się kontrrewolucji. Mało tego – w czasach kiedy premierem była Beata Szydło – pojawiło się kilka jaskółek na niebie, które pozwalały myśleć, że idzie realna zmiana. Kto dziś pamięta, że jedną z pierwszych decyzji Sejmu zdominowanego przez Zjednoczoną Prawicę był zakaz finansowania procedury in vitro z budżetu państwa? Kto dziś pamięta specjalne materiały TVP o ściąganych do Polski samolotami wysłanymi przez rząd Beaty Szydło repatriantach z Kazachstanu w Święta Bożego Narodzenia 2015 roku? Kto dziś pamięta o zaproszeniu do Sejmu RP żyjących jeszcze w roku 2016 żołnierzy wyklętych, którym w końcu państwo polskie oficjalnie podziękowało za służbę, walkę z okupantem oraz poświęcenie i narażanie życia dla ojczyzny i rodaków? Kto dziś pamięta jakże wzruszające przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy podczas państwowego pogrzebu „Inki” i „Zagończyka”, kiedy to prezydent powiedział: „Oni nigdy godności nie stracili, my przywracamy przez ten pogrzeb godność państwu polskiemu”? Kto dziś pamięta straszenie „fajnych obywateli tego kraju” zdjęciami i nagraniami, na których najważniejsi ludzi w państwie biorą udział w niedzielnej Mszy Świętej i przyjmują Komunię Świętą? Kto dziś pamięta pierwsze expose Mateusza Morawieckiego, w którym mówił o wielkim cywilizacyjnym zadaniu Polski, jakim jest rechrystianizacja Europy? Jeśli to nie były sygnały realnej zmiany, realnego zerwania z panświnizmem Urbana i michnikowszczyzną oraz przykłady politycznej woli do działań kontrrewolucyjnych, to co nimi jest?

Podejrzewam, że takich jak ja było naprawdę wielu. Z dzisiejszej perspektywy widzę jednak, jak wielki błąd wówczas wielu z nas popełniło. Błędem było, jakkolwiek to nie zabrzmi, życie według „doktryny” zaproponowanej przez… Donalda Tuska, czyli „świętego spokoju” i „ciepłej wody w kranie”. PiS dzięki umiejętnej propagandzie przekonało nas, że wszystko co złe, to wina poprzedniej ekipy rządzącej, że to ona odpowiada za biedę (średnia stawka godzinowa 8 zł brutto), mafie vatowskie, podniesienie wieku emerytalnego, milionowe afery, a w dodatku koalicja PO-PSL chciała zalać Polskę nielegalnymi, muzułmańskimi imigrantami z Bliskiego Wschodu i Afryki. Nie mówię, że tak nie było, bo było. Problem w tym, że PiS udało się w wielu wzbudzić przeświadczenie: ZOBACZCIE! TO PRZEZ NICH BYŁO TAK ŹLE. MY TO WSZYSTKO NAPRAWIMY I DZIĘKI NAM W KOŃCU BĘDZIECIE ŻYĆ TAK JAK NA TO ZASŁUGUJECIE.

Druga strona oczywiście nie zostawała dłużna i powtarzała w kółko hasła o łamaniu konstytucji i praworządności oraz ruinie, w jaką wpada „państwo PiS”, bo słowo „Polska” jakoś dziwnie nie przechodziło im przez gardło.

Mając to wszystko na uwadze wielu ludzi uwierzyło, że PiS jest jedyną opcją, która może naprawić wszystko, co w Polsce nie działa i wprowadzić nas do pierwszej ligi najbardziej liczących się państw na świecie. W efekcie PiS mógł liczyć na bezgraniczne poparcie milionów już nawet nie wyborców, tylko wyznawców, którzy byli i nadal są w stanie wyjaśnić i usprawiedliwić każdą, nawet najgorszą decyzję partii Kaczyńskiego, a potem winą za wszelkie zło obarczyć konkurentów politycznych.

Polacy po prostu zostali uśpieni, obezwładnieni i postawieni przed wyborem – albo popierasz PiS, albo wróci Tusk, czyli 8 zł na godzinę, wyższy wiek emerytalny i islamscy imigranci. W związku z tym woleli w najlepszym wypadku milczeć.

W tym czasie druga strona nie próżnowała, tylko powoli sączyła w umysły, przede wszystkim młodego pokolenia, jad lewackiej rewolucji. Pierwszym przykładem były tzw. czarne marsze w roku 2016, kiedy Sejm procedował projekt ustawy „STOP ABORCJI”. Wówczas to po raz pierwszy hordy rozwydrzonych, wulgarnych, celowo oszpecających swoje oblicza młodych ludzi wyszły na ulice polskich miast domagając się prawa do – nazwijmy to wprost – zabijania, bo czymże jeśli nie zabójstwem jest tzw. aborcja. PiS się przestraszył przez co projekt upadł i to pomimo wszystkich wcześniejszych zapowiedzi polityków Kaczyńskiego, że tym razem na pewno staną po stronie życia. Czy tak musiało się stać? Moim zdaniem nie. Zabrakło jednego detalu – kontrmanifestacji w obronie ludzkiego życia. Gdyby wówczas Polacy wyszli na ulicę i głośno powiedzieli, że chcą zakazu aborcji, to kto wie – może już w 2016 roku Polska wyznaczałaby standardy ochrony życia dla Europy i świata.

Niestety, ale w przyszłości sytuacja wielokrotnie się powtarzała. Najbardziej pamiętny był rok 2020 i kolejna fala czarnych marszy w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że tzw. aborcja eugeniczna jest niezgodna z polską ustawą zasadniczą. Ile wówczas ludzi wyszło na ulice, żeby zrywać proaborcyjne plakaty i bronić kościołów oraz innych zabytków przed zniszczeniem przez ludzi obłąkanych żądzą zabijania nienarodzonych? Sam brałem udział w obronie krakowskich kościołów przed barbarzyńcami. Pod kościołem św. Wojciecha w ścisłym centrum Krakowa było nas… 15 osób przeciwko setkom czarno-marszowców. Czy gdybyśmy wówczas w większej liczbie wyszli na ulice, to dzisiaj premier Morawiecki nie opowiadałby głupot, że wniosek do TK w sprawie tzw. aborcji eugenicznej był błędem?

Tego zabrakło zarówno w słusznych sprawach jak i w innych chwilach próby, których kulminacją była tzw. pandemia koronawirusa. Czy protesty przeciwko zamykaniu kościołów spowodowałyby, że w Wielką Noc 2020 wierni mogliby wziąć udział w Triduum Paschalnym? Nie wiem. Wiem za to, że zdecydowanie zbyt mało ludzi i zbyt późno się tego domagało. A taka presja też ma sens. Pamiętacie Państwo jak wielkie było oburzenie „prawicowego Twittera”, kiedy szefową Sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny została poseł Lewicy Magdalena Biejat? Nawet uspokajające wpisy takich ludzi jak Dominik Tarczyński, w którym „prawi” po dziś dzień są zakochani, nie pomogły. Oburzenie było tak duże – wszakże komisją rodziny kierowała zwolenniczka aborcji – że podczas najbliższego posiedzenia komisji PiS odwołało Biejat ze stanowiska. Można? Można, tylko trzeba chcieć.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ponieważ dzisiaj nie możemy popełnić takiego samego błędu i musimy działać. Jak? Chociażby pokazując swoje poparcie dla prezydenta Andrzeja Dudy, a konkretnie dając mu do zrozumienia, iż nie życzymy sobie, aby podpisywał ustawy potocznie nazywane światopoglądowymi. Jakież to ustawy? Na przykład ustawa o aborcji na żądanie do 12. tygodnia ciąży. Polacy, którzy głosowali w roku 2020 na Andrzeja Dudę, są przeciwni tego typu rozwiązaniom i muszą dać temu wyraz. Nie mam tutaj na myśli tylko protestów przeciwko tej ustawie, którą zapowiadają niemal wszystkie siły polityczne wchodzące w skład nowej koalicji (PSL, jak znam życie, da się „kupić” w tej sprawie). One są ważne i muszą mieć miejsce, ale potrzebne są również działania mobilizujące prezydenta Dudę do podjęcia decyzji ZA ŻYCIEM. Nie może być tak, jak w roku 2020, kiedy prezydent tak bardzo przestraszył się protestów „czarnych parasolek” (oddajmy w tym miejscu, że nie tylko on bał się tego, co może się stać) i przygotował projekt ustawy przywracającej tzw. aborcję eugeniczną. Co gorsza: stało się to pomimo dziesiątek wcześniejszych zapowiedzi głowy państwa, że jeśli na jego biurko trafi ustawa o zakazie aborcji eugenicznej, to niezwłocznie ją podpisze. W tamtym czasie niemal wszystko zawiodło – posłowie i senatorowie opozycji nawoływali do ataków, niszczenia etc. Policja, która tak dzielnie walczyła kilka dni wcześniej z obywatelami, którzy mieli źle założoną maseczkę, teraz bezradnie rozkładała ręce. Ludzie, którzy czuli wewnętrzny sprzeciw wobec „czarnych parasolek” woleli siedzieć w domu, bo przecież „jakoś to będzie”. To się powtórzyć nie może! Musimy powtórzyć prezydentowi za tak często cytowanym przez niego Janem Pawłem II „Nie lękaj się, jesteśmy z tobą i wiemy, że staniesz po stronie prawdy i wartości, które od zawsze budują naszą tożsamość”.

To samo powinno się tyczyć kwestii ideologii LGBT. To samo powinno się tyczyć in vitro. To samo powinno się tyczyć relokacji imigrantów. To samo powinno się tyczyć innych lewackich pomysłów, których celem jest zrobienie z Polski pustyni duchowej na wzór Francji czy Niemiec.

Andrzejowi Dudzie do końca kadencji zostały niecałe 2 lata, a potem opuści Belweder, więc nie ma nic do stracenia. Wszystkie wcześniejsze próby przyciągnięcia mitycznego elektoratu centrum poprzez chociażby zawetowanie reformy Sądu Najwyższego czy kolejnych odsłon tzw. lex Czarnek czy lex TVN spełzły na niczym. Ani PiS-owi, ani samemu Dudzie słupki sondażowe nie poszły do góry, a wyborcy czy też wyznawcy opozycji jak go nienawidzili, tak nadal go nienawidzą. Czas więc najwyższy, aby prezydent przypomniał sobie o wyborcach, do których mówił podczas orędzia inaugurującego drugą kadencję: „To przede wszystkim wielkie zobowiązanie, które przyjmuję z ogromną pokorą, ale to także wielki zaszczyt i siła, bo to najwięcej głosów oddanych w wyborach od prawie 30 lat. Moi rodacy pozytywnie ocenili pięć lat mojej prezydentury i udzielili mi silnego, demokratycznego mandatu na kolejną kadencję”.

Panie prezydencie! Parafrazując Pańskie słowa: Polacy Pana znają i wiedzą, jakie wyznaje Pan wartości. Proszę nie udawać, że jest Pan kimś innym. Jest Pan wierzącym w Boga katolikiem. Jest Pan przywódcą dumnego i wspaniałego narodu. Wierzę, że ze wsparciem Polaków poradzi Pan sobie z wyzwaniami, które stawia przed nami obecny, jakże trudny czas.

Do boju, Panie prezydencie!

 

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij