Wyznanie wiary mówi, że Syn Boży został zrodzony, a nie stworzony. W słowie „zrodzony” nie chodzi o to, że Jezus urodził się z Maryi, ale, że jako jedyny w wieczności jest Synem samego Boga Ojca. Nie jest stworzeniem, ale jest równy Ojcu. Oto Słowo, które było na początku, oto Słowo przez które wszystko się stało.
Ludzka wyobraźnia i zmysły ograniczają zwykle nasze myślenie do tego co postrzegalne. Nie znaczy to, że nie jesteśmy zdolni do myślenia abstrakcyjnego czy też filozoficznego, ale – co każdy nas chyba przyzna – wymaga to pewnego rodzaju wytrenowania. Gdy myślimy o Jezusie Chrystusie siłą naszej doczesnej przygodności skłaniamy się do myślenia o czasie, gdy Syn Boży, Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej, żył w Ciele pomiędzy ludźmi. Nie ma w tym zresztą niczego złego, bo przecież właśnie dzięki Wcieleniu dokonały się najważniejsze dzieła Zbawienia, które są do pojęcia przez nas – prostaczków. Bogu dzięki, że wszystko to uczynił! Podobnie czymś dobrym jest nasze przywiązanie do obecności Boga w innej namacalnej rzeczywistości, czyli konsekrowanej hostii, która w czasie Mszy świętej staje się Ciałem Chrystusa i pokarmem wierzących. To kolejny znak nie do pojęcia dla mądrych tego świata – ni dla Greków, ni dla Żydów.
Wesprzyj nas już teraz!
A jednak nasza wiara zaprasza nas też do poznania innych Bożych Tajemnic. Credo nicejsko-konstantynopolitańskie mówi choćby, że wierzymy „w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego; zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało.” To znaczy, że ten sam Syn Boży, który oddał życie za nasze grzechy na Krzyżu, który zmartwychwstał po trzech dniach i zasiada po Prawicy Ojca, a także przyjdzie sądzić żywych i umarłych, nie zaistniał jak stworzenie, pomimo tego, że “przyjął ciało z Maryi Dziewicy”. Kiedy wyznanie wiary mówi, że Syn Boży został zrodzony, a nie stworzony właśnie to nam przekazuje. W słowie „zrodzony” nie chodzi o to, że Jezus urodził się z Maryi, ale, że jako jedyny w wieczności jest Synem samego Boga Ojca. Nie jest stworzeniem, ale jest równy Ojcu.
My ludzie jesteśmy czasem nazywani w Piśmie Świętym Synami Bożymi, ale nasze synostwo jest podobne do adopcji – dzięki wierze. Każdy z nas wie, że urodził się z ciała swoich rodziców, a nie bezpośrednio z Boga. A Jedyny Syn Boży, owszem. Zanim przyszedł w Ciele, jako syn Maryi, już był tym, który nie ma początku, ani końca – podobnie jak Ojciec i Duch Święty. To słowo “zrodzony”, dziś nas często myli, narzuca biologiczne wyobrażenie, podczas gdy ma wskazywać, że Syn Boży jest Synem z natury i dlatego sam ma także naturę Boga.
Bogiem było Słowo
Do tajemnicy wieczności Syna Bożego odnosi nas także Prolog do Ewangelii św. Jana, który mówi: “Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”. „Słowo” u św. Jana oznacza zarówno Syna Bożego, którego oglądał jako Jezusa Chrystusa, swojego Mistrza, jak i Boga samego, którego określa mianem “Logosu”. Dokładnie tego greckiego słowa używa Ewangelista na określenie „Słowa” i oznacza ono dla niego coś znacznie więcej niż nasze potoczne słownikowe „słowo”. Słowo-Logos to rozum, to myśl, to prawda. W kontekście Prologu, to także źródło porządku świata: „wszystko przez nie się stało”. Św. Jan pokazuje swoim czytelnikom szczególną rolę Syna Bożego w dziele stworzenia.
Joseph Ratzinger w swojej słynnej książce „Wprowadzenie w chrześcijaństwo”, w rozdziale „Wyznanie wiary w Boga dzisiaj”, który poświęcony jest tematowi prymatu Logosu w wierze chrześcijańskiej pisał:
„Logos jest praźródłem i mocą obejmującą wszelki byt. Innymi słowy: wiara oznacza opowiedzenie się za tym, że myśl i sens nie są tylko przypadkowym, ubocznym produktem bytu, ale że wszelki byt jest produktem myśli, a nawet w swej wewnętrznej strukturze jest myślą” – pisał prof. Ratzinger. I dodawał jeszcze: „Wiara o tyle wyraża w szczególnym znaczeniu opowiedzenie się za prawdą, że dla niej sam byt jest prawdą, sensem, czymś co można poznać, i że to wszystko nie stanowi tylko drugorzędnego produktu bytu, powstałego gdziekolwiek, ale nie mogącego mieć żadnego konstruktywnego znaczenia dla całej rzeczywistości”.
To ważna prawda, którą rozpoznajemy jako chrześcijanie. Świat nie jest, ani chaosem, nieustannym ruchem przemiany pozbawionej świadomości materii, ani też nie jest igraszką Boga jak uznaje np. islam. Tam Bóg, dysponując pełnią swojej nieograniczonej woli, po prostu ustanawia co jest dobre i co jest złe. W każdej też chwili może zmienić swoje zdanie jeśli tylko zechce. Allah jest – używając powiedzenia Papieża Franciszka – „Bogiem niespodzianek” w sensie ścisłym. Niepoznawalnym, niewchodzącym w relację z człowiekiem tyranem.
Bóg prawdziwy a „Bóg filozofów”
Na swój sposób jednak wizja Boga, który byłby tylko Logosem (tak jak współcześnie płasko to przyjmujemy), tylko Rozumem, może stać się czymś równie zimnym, co kapryśny Bóg Mahometa. Czy Bóg ludzi nowoczesnych, który, jeśli ktoś w niego jeszcze wierzy, nie przypomina zręcznego zegarmistrza? Świat w tej wizji jest doskonałym mechanizmem wprawionym w ruch, a Bóg sprawcą zaistnienia zarówno mechanizmu jak i ruchu. Nie wiadomo jednak czy Bóg jest też „kimś” w tej wizji, ponieważ nie daje nam – jak sądzi wielu ludzi – żadnego do siebie dostępu. Tym, którzy wierzą w Boga filozofów, konkret Kościoła wydaje się czymś niewiarygodnym. Albert Einstein mówił, że to w prawach przyrody „objawia się tak przewyższający wszystko rozum, iż wszystkie ludzkie myślenie i planowanie jest w porównaniu z nim tylko nędznym odblaskiem”.
To pewnego rodzaju paradoks, że chrześcijańskie pojęcie mówiące o rozumności Boga i świata, wielu ludzi nie prowadzi wcale do wiary w Chrystusa, ale do kosmicznej religii Boga filozofów. Wyraża się ona „w pełnym zachwytu podziwie nad harmonią praw rządzących przyrodą” i „głębokiej wierze w rozumność budowy światów i w tęsknocie, by pochwycić bodaj słaby odblask objawiającego się w tym świecie rozumu” (A. Einstein).
Osobowy charakter Boga wiary okazuje się dla wyznawców Boga filozofów, Boga matematyczności świata, zawężającą kategorią, antropomorfizacją, podobnie jak rzeczywistość Kościoła. Czy to jednak sam duch filozoficzny nie ucieka zbyt łatwo od poznania, do którego często bardzo szybko się zbliża w pewnej prostolinijności rozważań, by w ostatniej chwili skręcić? Prof. Ratzinger przytacza we „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” bardzo intrygujący cytat angielskiego fizyka, astronoma i matematyka Jamesa Jeansa. Pisze on najpierw tak, ewidentnie wskazując, że to osobowy charakter ludzkiej natury ma znaczenie w poznaniu Boga: „Odkrywany, że wszechświat wykazuje ślady planującej i rządzącej potęgi, która ma coś wspólnego z naszym własnym indywidualnym duchem”. Obecność „rządzącej potęgi” nie jest zdaniem Jeansa odkrywana dzięki matematyce, ale dzięki rozpoznaniu projektu, do którego stworzenia zdolna jest osoba – „indywidualny duch”. Czy to duch ludzki, czy nieskończenie go przewyższający Duch Boski, stanowią one rzeczywistość analogiczną zdolną do wzajemnego rozpoznawania swoich dzieł.
Niestety w kolejnym zdaniu Jeans skręca na manowce: „Nie tylko jak dotąd stwierdziliśmy, z uczuciem, moralnością czy zdolnością estetyczną, lecz ma coś wspólnego także z tendencją, by myśleć w sposób, jaki w braku lepszego słowa nazwaliśmy geometrią”. Przedziwny jest ten wniosek końcowy o geometrii, gdy aż prosiło się zauważyć, że rozumność świata ma związek z rzeczywistością, którą nawet agnostyk mógłby nazwać Osobliwością.
Coś rzeczywiście wciąż trafnego jest w krytyce, której św. Paweł poddaje pogańskich intelektualistów swojego czasu. W zaskakujący sposób pasuje ta krytyka do naszej przyrodoznawczej mentalności: „Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy. Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów”. (Rz 1, 18-23).
Logos-projekt obecny w świecie ujawnia cechy nieustannie mylące filozofów, którzy chcieliby rzeczywistość sprowadzić do jednej zasady – porządku lub nieładu. Tymczasem Bóg działa, aż do teraz i w tym jego działaniu widoczny jest i wzór i wolność. Ponieważ nasza epoka chętnie odnajduje Boga w tym, co matematyczne, równie chętnie postrzega wolność jako świadectwo jego nieobecności. Czasem dzieje się też odwrotnie. To oczywiście złudzenie. Jest oczywiste, że Syn Boży pragnie byśmy jako ludzie żyli w obfitości jaką oferuje nam nasza natura, jej celowość przyrodzona i nadprzyrodzona. Jednocześnie nie jest totalitarystą, elastyczność jaką dał ludzkiej naturze sprawia, że nawet, gdy błądzimy daleko od optimum dobra, do którego zostaliśmy przeznaczeni, nie przestajemy istnieć, nie rozpadają się nasze społeczeństwa. Z tej perspektywy dekadencja naszej cywilizacji nie jest żadnym dowodem przeciwko wieczności złączonego z ludźmi Syna Bożego. Oznacza to tylko i aż, że nie jest on odwieczną, ale martwą matrycą świata materialnego, którego elementy musiałby się rozpadać nie spełniając idealnego standardu, ale że jest Kimś. No właśnie kim? Święty Jan mówi, że Miłością. Dobrem Najwyższym, które tak ukochało świat, że weszło w historię by dać ludziom zbawienie i nadzieję.
Czy to rzeczywiście jest perspektywa zawężająca? Gdy się chwilę nad tym zastanowić jest przeciwnie, precyzyjna rozumność i niebanalne miłosierdzie Boga – mówiąc kolokwialnie – rozbijają bank, wykrzywiają czasoprzestrzeń, niweczą schematyczność myślenia w czasach gdy i rozum i miłość tylko się instrumentalizuje, sprowadza do niskich i małych celów ludzkiej użyteczności.
Tomasz Rowiński