Dzisiaj

Ograniczenie emisji CO2 w miastach. O co naprawdę chodzi w tej polityce? [ANALIZA]

(fot. Pixabay)

Mało kto zdaje sobie sprawę, że celem polityki włodarzy miejskich, także w Polsce jest drastyczne ograniczenie konsumpcji miejskiej do połowy wieku. Wystarczy przyjrzeć się wskaźnikowi CBEI. Mamy zużywać mniej zasobów, mniej jeść, kupować mniej towarów, mniej handlować i korzystać z usług. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, lepiej zrozumiemy decyzje radnych dotyczące tworzenia wykluczających i dyskryminujących stref czystego transportu, czy tak zwanych inkluzywnych miast 15-minutowych, które przyczyniają się do ekonomicznej degradacji wybranych dzielnic. Wiemy także, co należy rozumieć pod pojęciem „kapitał społeczny”…

W styczniu 2022 r. na stronie c40knowledgehub.org, związanej z inicjatywą postępowych burmistrzów i prezydentów („liderów”) miast C40, do której należy m.in. Rafał Trzaskowski, ukazał się poradniczy artykuł odnośnie tego, „W jaki sposób ograniczyć emisje oparte na konsumpcji w twoim mieście”.

Stwierdzono w nim, że „Aby uniknąć degradacji klimatu, w ciągu następnej dekady emisje wiodących miast muszą zostać ograniczone o dwie trzecie, w tym emisje napędzane popytem miejskim”. Powołano się na raport C40 Cities pt. „The Future of Urban Consumption in a 1.5C World” z 2019 r, nawiązujący do celu Porozumienia paryskiego w sprawie klimatu, które w grudniu 2015 r. podpisały 193 państwa.

Wesprzyj nas już teraz!

Dodano jednocześnie, że „miasta odgrywają zasadniczą rolę w ograniczaniu emisji zawartych w produktach i usługach, które konsumujemy, od żywności po materiały budowlane”. Dlatego też włodarze miejscy powinni działać na rzecz „zrównoważonej konsumpcji miejskiej”, wyjaśniając ludziom dlaczego mają zużywać mniej wszystkiego i jakie rzekome korzyści przyniesie taka polityka. Zasugerowano także, jakie kroki mogą podjąć decydenci polityczni, by tę konsumpcję ograniczyć…

Co mają robić włodarze miejscy?

W pierwszej kolejności należy przeprowadzić inwentaryzację emisji opartych na konsumpcji (CBEI). Jest to wskaźnik, który mierzy „ślad konsumpcyjny miasta”.

Znając źródła emisji, włodarze powinni zaproponować rozwiązania, dzięki którym zmniejszą konsumpcję. Rozwiązania powinny zostać przekute na konkretne plany, obejmujące cele do osiągnięcia, stale monitorując postęp i mierząc efektywność działań, w razie konieczności korygując politykę.

Takie szczegółowe inwentaryzacje odnośnie tego, ile czego kupują mieszkańcy, co zjadają, ile i co produkuje się oraz zużywa w mieście mają już od kilku lat miasta Portland, Oregon, San Francisco, Paryż czy Londyn.

CBEI uwzględnia całkowitą emisję cyklu życia towarów i usług konsumowanych w mieście, zarówno tych wyprodukowanych w granicach aglomeracji, jak i tych importowanych z innych miejsc.

Zauważono jednak, że miasta mogą zacząć pracować nad redukcją emisji opartych na konsumpcji bez CBEI – jak robi to wiele z nich – a dopiero potem stworzą CBEI, do określenia którego potrzeba dużo aktualnych danych. Można je pozyskać do szacowania wskaźnika z opracowań akademickich, danych głównych urzędów statystycznych, analiz rządów krajowych lub innych miast, by stworzyć obraz prawdopodobnych źródeł emisji konsumpcyjnych w danym mieście.

Londyn czy Nowy Jork skupiły się na „sektorach priorytetowych”, biorąc pod uwagę sektor żywności, mieszkalnictwa, transportu i sprzętów domowych (elektronika i inne urządzenia).

Portland, które jest prymusem, jeśli chodzi o opracowanie CBEI oszacowało, że 62 proc. emisji dwutlenku węgla z konsumpcji miejskiej powstaje w fazie produkcji produktów i usług, a nie transportu lub użytkowania. Największym źródłem emisji z konsumpcji ma być „użytkowanie pojazdów w mieście”, co uwzględniono w planie klimatycznym.

Są jednak „nowe priorytetowe sektory, które wyłaniają się z podejścia Portland opartego na konsumpcji” i „obejmują żywność, usługi i opiekę zdrowotną, budownictwo mieszkaniowe i inne dobra konsumpcyjne”.

Dlatego plany strategiczne miast muszą uwzględniać redukcję emisji w tych sektorach. Bogatsze metropolie powinny szybciej dążyć do ograniczenia konsumpcji swoich obywateli. Miałoby to być zgodne z założeniami sprawiedliwego globalnego podziału obciążeń kosztami tak zwanej zielonej transformacji i koniecznością osiągnięcia gospodarki zeroemisyjnej do połowy stulecia (sprawiedliwość klimatyczna).

I tak przykładowo Plan działań na rzecz klimatu Paryża z 2018 r. przewiduje – oprócz zmniejszenia o połowę emisji opartych na wybranych sektorach do 2030 r. – redukcję emisji z konsumpcji („paryskiego śladu węglowego”) o 40 proc. w tym samym czasie, w szczególności koncentrując się na emisjach z konsumpcji żywności, budownictwa mieszkaniowego oraz transportu samochodowego.

Plan działań na rzecz klimatu Portland z 2015 r. przewiduje redukcję emisji z konsumpcji o połowę do 2030 r. i osiągnięcie zerowej emisji netto do 2050 r., kładąc nacisk na 20 celów „zrównoważonej konsumpcji”, ograniczenie intensywności emisji dwutlenku węgla z działalności firm z uwzględnieniem ich łańcuchów dostaw, odzyskiwanie 90 proc. wszystkich wytwarzanych odpadów i ograniczenie konsumpcji żywności o wysokim „śladzie węglowym” (chodzi o żywność, której wytworzenie wiąże się z dużym zużyciem energii, wody i innych zasobów np. mięso, przetwory mleczne).

Plan Amsterdamu dotyczący gospodarki o obiegu zamkniętym na lata 2020-2025 przewiduje stworzenie gospodarki w 100 proc. o obiegu zamkniętym i zmniejszenie o połowę wykorzystania zasobów pierwotnych w mieście do 2030 r. Strategia kładzie nacisk na konsumpcję żywności i odpady organiczne, dobra konsumpcyjne i budownictwo mieszkaniowe.

Plan działań na rzecz klimatu San Francisco z 2021, który ma być najbardziej kompleksowym i ambitnym planem działań klimatycznych ukierunkowanym na ograniczenie konsumpcji i emisji sektorowych, przewiduje redukcję emisji z konsumpcji w aglomeracji o 40 proc. do 2030 r. i o 80 proc. do połowy wieku.

Wdrażanie modelu „ekonomii pączka”

Wyżej wymienione miasta – a pozostałym również to się zaleca – mają wdrażać w życie model „ekonomii pączka”, czyli każdemu należy zapewnić minimalny standard życia, ale pod warunkiem uwzględnienia „granic planetarnych”, których nie można przekraczać (koncepcja Rockströma).  

Zgodnie z wyjaśnieniami twórczyni „ekonomii pączka”, Kate Raworth, „zdrowa gospodarka” ma być tak zaprojektowana, by nie rosła (nie ma być wzrostu Produktu Krajowego Brutto), lecz by się „rozwijała”.

Thriving Cities Initiative opracowało City Portrait, czyli narzędzie do wdrażania modelu Raworth uwzględniającego społeczną, ekologiczną, lokalną i globalną perspektywę „rozwoju”.

Zaznacza się, że „zmniejszenie emisji z konsumpcji wymaga zmian na każdym poziomie, od strukturalnych interwencji w łańcuchach dostaw i branżach po indywidualne wybory”. Dlatego ważne są partnerstwa z licznymi NGO-sami, podmiotami prywatnymi i non-profit, aby zyskać akceptację dla „zrównoważonej konsumpcji”, zaprojektować, wdrożyć i monitorować działania w przechodzeniu na nowy model ekonomii.

Liderzy miast mają naciskać na rządy krajowe, federalne, regionalne, by szybciej ograniczać konsumpcję obywateli, podejmować odważniejsze działania. Powinni tworzyć sieć miast współpracujących na rzecz transformacji, a zalecenia różnych lobbystów oraz instytucji globalnych, jak Global Covenant of Mayors, mają pomóc w szybszej transformacji świata zgodnie z Porozumieniem paryskim i Agendą 2030 na rzecz zrównoważonego  rozwoju.

Dzięki współpracy organizacji branżowych przedsiębiorców, izb handlowych oraz globalnych think tanków opracowujących standardy i wskaźniki, nowe zasady certyfikacji „zrównoważonych praktyk” (ład korporacyjny) mają usprawnić proces transformacji.

NGO-sy, media, tworzone sieci i ruchy społeczne „pomogą” w budowaniu świadomości oraz poparcia dla zmian i dynamiki transformacji. Kampanie kierowane do mieszkańców, lansowane mody, behawioralne „szturchanie” – to tylko niektóre z arsenału technik skłaniania obywateli do zmiany zachowań, by ograniczyli swój „ślad węglowy”.

A gdzie w pierwszej kolejności należy zmniejszyć konsumpcję miejską? Przede wszystkim w sektorach budownictwa mieszkaniowego, infrastruktury, żywności, odpadów, transportu samochodowego, lotnictwa, tekstyliów,  elektronice i urządzeń gospodarstwa domowego.

O ile działania ograniczające konsumpcję z jednej strony mają polegać na zmniejszeniu emisyjności produkcji, handlu i usług, wykorzystując nowe technologie, materiały, redukując zużycie wody, energii, o tyle istotniejsze wydaje się zmuszenie obywateli – przez ograniczenie dostępu – do przejścia na inne, mniej emisyjne produkty i usługi (np. jedzenie większej ilości żywności pochodzenia roślinnego i mniejszej ilości mięsa, zamiast nabywania dóbr materialnych ludzie powinni wydawać na zajęcia rekreacyjne). Przewiduje się także ograniczenie konsumpcji nowych produktów (zamiast nowych rzeczy należy kupować używane).

To ograniczanie konsumpcji na razie wydaje się być „nadal w powijakach w większości miast”. Jednak należy się spodziewać zintensyfikowania działań w tym zakresie, zwłaszcza w dwóch sektorach: żywności i budownictwa, które mają odpowiadać odpowiednio za 13 i 11 proc. emisji konsumpcyjnych zgodnie z analizą miast członkowskich C40.

Miejscy politycy mają więc zachęcać do przejścia na „zrównoważoną dietę”. Promuje się m.in. dietę Planetary Health opracowaną przez Komisję EAT-Lancet ds. żywności, planety i zdrowia, z której praktycznie eliminuje się białko zwierzęce i przetwory mleczne, zalecając dużo warzyw i roślin strączkowych.

Miasta powinny modyfikować jadłospisy w budynkach publicznych, takich jak przedszkola, szkoły, stołówki studenckie i inne, zapewnić  łatwy dostęp do warzywniaków w każdej dzielnicy, zakazać reklamy fast-foodów i wpływać na sprzedawców detalicznych, restauratorów, by serwowali posiłki wegetariańskie i wegańskie. Posiłki mięsne powinny być niejako ukryte w menu. Wskazuje się na potrzebę ustanawiania zakazów jak zrobiło to Quezon City, nie zezwalając na sprzedaż tzw. śmieciowego jedzenia i słodkich napojów przez sklepy oraz stołówki w szkołach lub w ich pobliżu, wymagając od nich sprzedaży pożywnego jedzenia, a także program Healthy Neighborhood Market Network w Los Angeles, który wspiera właścicieli małych firm w dzielnicach o niskich dochodach w dostarczaniu żywności dla lokalnej społeczności.

W myśl ustaleń należy ograniczyć marnotrawstwo żywności, przetwarzając odpadki na nową żywność, która będzie mogła być sprzedawana. By nie generować popytu na marnotrawstwo, miasta powinny ograniczyć liczbę tworzonych spalarni śmieci.  

W przypadku budownictwa, należy zmienić przeznaczenie budynków i je modernizować przy użyciu tak zwanych niskoemisyjnych materiałów, a nowe konstrukcje projektować z myślą o możliwości adaptacji, elastycznym użytkowaniu i odzyskiwaniu materiałów. Place budowy mają być „zeroemisyjne”.

Przykładowo Vancouver, które chce ograniczyć emisje z budownictwa o 40 proc. do 2030 r. (w porównaniu z rokiem bazowym 2018) koncentruje się na budowie domów z drewna, drewna konstrukcyjnego pozyskiwanego „w zrównoważony sposób”, wykorzystując także mieszanki betonu o niższej emisyjności, jednocześnie celowo ograniczając liczbę miejsc parkingowych dookoła budynków. W ogóle przyjmuje się założenie, że należy tak planować rozmieszczenie budynków mieszkalnych, by obywatele nie musieli korzystać z aut osobowych, w tym docelowo także „elektryków”. Stąd osiedla mieszkaniowe mają być zagęszczone i powstawać wokół węzłów komunikacyjnych. Ludzie mają chodzić pieszo, jeździć na rowerze bądź hulajnodze i sporadycznie korzystać z komunikacji miejskiej.

Polityka miast powinna się także koncentrować na ograniczeniu sprzedaży sprzętów elektronicznych i w ogóle wszelkich towarów. Powinny powstawać, „biblioteki/wypożyczalnie” rzeczy i punkty naprawy sprzętów.

Włodarze miejscy mają także doprowadzić do ograniczenia liczby kupowanych nowych ubrań, obuwia i innych produktów tekstylnych, promując powstawanie punktów sprzedaży odzieży używanej.

By ograniczyć korzystanie z prywatnych aut, należy tworzyć strefy niskiej emisji, czystego transportu, mnożąc bariery dla kierowców.

Wskaźnik CBEI, czyli inwentaryzacja emisji z konsumpcji mieszkańców służy do opracowania planów redukcji emisji

Decyzje włodarzy miejskich stają się bardziej zrozumiałe dla przeciętnego obywatela, jeśli weźmie się pod uwagę wskaźnik CBEI. Jak wyjaśnia Urban Sustainability Directors Network (USDN), „Inwentaryzacja emisji oparta na konsumpcji (CBEI) to obliczenie wszystkich emisji gazów cieplarnianych związanych z produkcją, transportem, użytkowaniem i utylizacją produktów oraz usług zużywanych przez daną społeczność lub podmiot w danym okresie (zwykle roku). CBEI to sposób na zsumowanie kompleksowego śladu emisji danej społeczności”.

CBEI nie zastępuje terytorialnej inwentaryzacji „gazów cieplarnianych”, ale jest dodatkowym wskaźnikiem, który ma być stosowany razem z terytorialną inwentaryzacją gazów cieplarnianych (sektorową). Miasta zwykle zbierają dane o emisjach w swoich granicach, koncentrując się na emisji z budownictwa, transportu, przemysłu i odpadów. CBEI zaś ma wskazywać „ukryte” emisje generowane poza granicami aglomeracji, które stanowią „znaczną część śladu węglowego konsumpcji gospodarstw domowych i administracji”.

Dotyczy wszystkich emisji związanych  z produkcją, transportem, dystrybucją i utylizacją towarów i usług. Innymi słowy włodarze mogą sprawdzić, czego mieszkańcy miasta za dużo kupują, używają i starać się poprzez ukierunkowaną politykę ograniczyć konsumpcję.

Chociaż zaznacza się, że dokładne obliczenia emisji konsumpcyjnych są trudne, to CBEI pozwala na „rozsądne szacunki”. Jak się wylicza CBEI? Bierze się pod uwagę miarę tego, co jest konsumowane, pomnożoną przez miarę tego, ile emisji „gazów cieplarnianych” jest związanych z każdą jednostką zużycia. Przykładowo, jeśli społeczność danego miasta zużywa milion ton cementu rocznie, a produkcja i transport każdej tony cementu wiąże się z emisją 1 tony CO2, wówczas CBEI cementu danej społeczności miejskiej będzie wynosił 1 milion ton CO2, niezależnie od tego, czy cement ten został wyprodukowany w granicach jurysdykcji społeczności, czy poza nią. W ten sposób można obliczyć CBEI wołowiny, brokułów, samochodów, czy biletów na koncert.  

Wyliczenie pełnego CBEI nie zaleca się ze względu na czasochłonne działania i możliwą szybką dezaktualizację danych. Proponuje się tworzenie prostszych szacunków CBEI w oparciu o przewodnik przygotowany przez C40 Cities, uznających za priorytetowe pewne sektory.

Takie zestawienia inwentaryzacji emisji z konsumpcji dla miast (modele komputerowe) przedstawia Carbon Neutral Cities Alliance. Modele opierają się na pracach Stockholm Environment Institute (SEI).

Przykładowy plan redukcji emisji z konsumpcji miasta Toronto z 2019 r. wskazuje, że dzięki temu, iż Rada Miasta Toronto ogłosiła w 2019 r. stan wyjątkowy w związku z zagrożeniem zmianami klimatu i zobowiązała się do przyspieszenia działań klimatycznych miasta, w tym opracowania planu pomiaru, monitorowania i redukcji emisji opartych na konsumpcji, miasto mogło przyjąć Strategię TransformTO Net Zero (NZS) oraz krótkoterminowy Plan Wdrożenia Strategii TransformTO Net Zero na lata 2022–2050.

Plan Wdrożenia NZS zobowiązał miasto do przeprowadzenia inwentaryzacji emisji opartych na konsumpcji i określenia celów, które znacząco je ograniczą. Przygotowano dwa CBEI: dla całej społeczności, analizując zużycie w gospodarstwach domowych mieszkańców Toronto oraz CBEI korporacyjne.

Konsumpcję podzielono na pięć kategorii: transport, mieszkalnictwo, żywność, towary i usługi. CBEI uwzględnia wszystkie emisje związane z produkcją, transportem, sprzedażą i użytkowaniem wszystkiego, co gospodarstwa domowe konsumują w tych kategoriach. Z analizy wyszło, że najwięcej emisji konsumpcyjnych w Toronto pochodzi z sektora żywności, następnie transportu, usług, budownictwa mieszkalnego i sprzedaży towarów.

W przypadku CBEI korporacyjnego, najwięcej emisji jest z tytułu budowania nowych budynków, usług komunalnych, transportu publicznego, towarów i usług. Polityka miejska przewiduje przejście na OZE, elektryfikację wszystkiego, elektromobilność, nowe budownictwo, które pozwoli mieszkańcom obyć się w ogóle bez auta, przechodzenie na dietę wegetariańską.

Urban Sustainability Directors Network wskazuje ponadto, że działania włodarzy miast muszą być ukierunkowane na walkę ze wzrostem gospodarczym (zwijanie gospodarki, tak zwany degrowth) oraz degradowanie poziomu życia mieszkańców opierającego się na nabywaniu dóbr konsumpcyjnych. Ludzie mają skupić się na „samorozwoju”, czerpać przyjemność nie z nabywania rzeczy, lecz np. aktywności fizycznej.

Polityka DEI, czyli do czego ma prowadzić inkluzywność

USDN zaznacza także, że polityka miasta musi prowadzić do niwelowania nierówności (chodzi o mniejszą konsumpcję i ograniczenie gromadzenia dóbr), aby uniknąć dalszych szkód dla naszej planety, jednocześnie poprawiając „jakość życia”.

Z badań wynika bowiem, iż „bardziej równe społeczeństwa są lepiej przygotowane do zmniejszenia konsumpcji”. „Badania sugerują, że te cele są nierozerwalnie powiązane”.  Po prostu „nierówności faktycznie napędzają wyższy poziom konsumpcji wskutek rywalizacji o status, indywidualizmu i konsumeryzmu. Praca nad poprawą równości społecznej kładzie podwaliny pod zmniejszenie wpływu konsumpcji”.

Dlatego samorządy powinny „zintegrować równość z inicjatywami zrównoważonego rozwoju” (ustrukturyzowane podejście do równości, podnoszenie świadomości społecznej na temat skutków nierówności i „opresyjności” istniejących stosunków władzy, historycznych uwarunkowań itp.).

Innymi słowy, samorządowcy mają wdrażać antykulturę tzw. wokeizmu, jak ma to miejsce w USA. Wskazuje się na „dobre praktyki” i „zalecenia” dotyczące wzmacniania „równości” w programach zrównoważonego rozwoju zawarte w dokumencie „USDN Equity in Sustainability: An Equity Scan of Local Government Sustainability Programs”, gdzie odwołano się z kolei do: „Portland Urban League: Racial Equity Strategy Guide, King County (WA): Equity Indicators Project in King County”, „City of Seattle: Race and Social Justice Initiative”, „City of Portland: Climate Action Plan Equity Implementation Guide” i „Seattle Public Utilities: Equity Planning Toolkit”.

Należy więc uprzywilejować osoby „pokrzywdzone” wskutek historycznych zaszłości np. kolorowych oraz priorytetowo traktować członków wszelkich innych mniejszości np. „tęczowych”.

To „wyrównywanie szans” poprzez uprzywilejowanie wybranych grup (equity) ma budować równość (equality) i określa się to mianem polityki budowania kapitału społecznego. Jest to ważne w kontekście tworzenia „elektoratu zrównoważonego rozwoju”, jak się wyrażono.

Nastawienie na „inkluzję” (włączenie społeczne poprzez sieć udogodnień dla osób „wykluczonych”, przyznanie im pierwszeństwa w projektowaniu polityki) ma sprawić, że osoby takie staną się gorącymi orędownikami wdrażania polityki zrównoważonego rozwoju. Wiodące miasta i regiony koncentrują się więc na tworzeniu „kapitału społecznego”, celując w wybrane grupy, które miały ucierpieć w przeszłości. To przedstawiciele tych grup uczestniczą w projektowaniu polityki zrównoważonego rozwoju, biorąc pod uwagę „historyczną, kulturową i instytucjonalną dynamikę, struktury władzy”, by obecnie niejako zadośćuczynić i naprawić przeszłe „niesprawiedliwości”.

Samorządy lokalne mają służyć przede wszystkim mniejszościom. Zaleca się łączenie kwestii zasady „sprawiedliwości środowiskowej” i zdrowia publicznego ze zrównoważonym rozwojem, kiedy tylko jest to możliwe, poszerzając ramy zrównoważonego rozwoju i rozszerzając sposób jego postrzegania, eksponując kwestie inkluzji.

I tak przykładowo za główny cel włodarze miasta Saint Louis postawili sobie inkluzję (włączenie) lesbijek, gejów, osób biseksualnych, „transpłciowych” i „queer”. Jednym z priorytetów burmistrza jest utrzymanie 100% oceny miasta w Indeksie Równości Miejskiej (MEI) Kampanii na rzecz Praw Człowieka w kwestiach ideologii LGBT i utrzymanie „zróżnicowanej” populacji oraz kultury. Inne uprzywilejowane grupy obejmują oprócz kolorowych i LGBT, migrantów i uchodźców, ludność rdzenną, społeczności historycznie marginalizowane, czy gospodarstwa domowe z samotnymi rodzicami. Więcej na ten temat w raporcie: „Consumption-Based GHG Emissionss. Policy Framework for Cities” opracowanym przez The Carbon Neutral Cities Alliance z 2023 r. i w planie klimatycznym Saint Louis.

W gruncie rzeczy chodzi więc o promocję polityki DEI (diversity, equity, inclusion), która tak mocno spolaryzowała Amerykę, przekładając się na pogorszenie stanu bezpieczeństwa, narastający problem obsadzania instytucji osobami nieposiadającymi odpowiednich kompetencji (parytety nawet w Secret Service), pozbawianiem szans na studia zdolnych białych ludzi (pierwszeństwo w naborze mają kolorowi, czy przedstawiciele mniejszości seksualnych), szerzeniem niewyobrażalnej cenzury i wielu patologii.

Miasta mają radykalnie zmienić politykę, strukturę władzy, pozwalając, by to mniejszości decydowały o inicjatywach zmierzających do degradowania stylu życia innych obywateli, aby ograniczyć ich przedsiębiorczość i konsumpcję. Włodarze bowiem mają umieszczać głosy społeczności faworyzowanych w centrum polityki klimatycznej i tak ją projektować, by „w pierwszej kolejności i najlepiej” służyła mniejszościom.

Zachęty, straszenie, „ekonomia szturchania”, ustanawianie domyślnych standardowych rozwiązań, zakazy i kary to instrumenty prowadzenia polityki przez burmistrzów i prezydentów, którzy – jak sugeruje raport miast C40, „The Future of Urban Consumption in a 1.5°C World” z 2019 r. – muszą ograniczyć konsumpcję mięsa (16 kg na osobę rocznie), spożycie mleka, zmniejszyć kaloryczność posiłków mieszkańców swoich miast do 2500 kcal dziennie, by do 2030 r. emisje z konsumpcji żywności spadły od 31 do 37 proc.

O 39 proc. należy zredukować emisję ze sprzedaży nowych ubrań i tekstyliów do końca obecnej dekady (3 nowe sztuki ubrania na osobę rocznie), ograniczyć dostępność lotów samolotem, nowych sprzętów elektronicznych, aut itp. Należy także porzucić miernik PKB, skupiając się na „jakości życia” i badaniu poziomu szczęśliwości.

Cóż, krakowianie dziwili się decyzjom władz miasta, które w 2019 r. zainicjowały pilotażowy projekt związany z tworzeniem strefy czystego transportu. Mimo negatywnych opinii, radni usiłowali później objąć dyskryminującą strefą całe miasto.

Szybko się okazało, że absurdy związane z tym projektem spowodowały, degradację dzielnicy Kazimierz, zmuszając wielu przedsiębiorców do opuszczenia tego obszaru, a innych doprowadzając do bankructwa. W dzielnicy pojawiło się także więcej patologii.

I oto właśnie chodzi w polityce miejskiej. Ograniczenie użytkowania aut prywatnych dokonywane pod pretekstem walki o „czyste powietrze” (to jeden z istotnych elementów polityki miejskiej, który ma przełożenie na wiele dziedzin i celów zrównoważonego rozwoju), tak naprawdę ma doprowadzić do drastycznego ograniczenie zdolności obywateli do nabywania dóbr i korzystania z usług, a ideologiczne cele DEI mają zbudować nowy elektorat zrównoważonego rozwoju, promując model „ekonomii pączka”.

Gospodarka i usługi mają się zwijać, mieszkańcy powinni mniej jeść, mniej przemieszczać się, mniej kupować i mniej użytkować. Najlepiej, jakby obniżyli poziom życia, mieli mniej dzieci (więcej na ten temat: „Gender and the Climate Crisis: Equitable Solutions for Climate Plans 2022” przygotowany przez Center for Biologial Diversity) i zaakceptowali zrównywanie do dołu oraz schlebianie najniższym instynktom, aby w ten sposób budować „kapitał społeczny”, poszerzając bazę wyborczą postępowców.

Proces dekonstrukcji i degradacji miast trwa w najlepsze, a wielu – nie wiedzieć czemu – wierzy, że dzięki tego typu polityce będzie im się lepiej wiodło i będą lepiej żyć.

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(22)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie