Decyzje władz państwowych o radykalnym ograniczeniu swobód obywatelskich miały przynieść realne korzyści w walce z pandemią koronawirusa. Oficjalne dane wskazują jednak na to, że wprowadzenie obostrzeń może nie zmieniać dynamiki rozwoju pandemii. Można tak interpretować badania ze Szwecji, gdzie nie wprowadzono praktycznie żadnych zakazów.
Od momentu wykrycia pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem w Polsce, władze wskazywały, że konieczne jest pozbycie się naszych codziennych przyzwyczajeń, zrezygnowanie ze spacerów, odwiedzin znajomych i bliskich, a także faktyczny zakaz uczestniczenia we Mszach świętych. Po blisko miesiącu walki z koronawirusem, można stwierdzić, że ograniczenia obowiązujące w naszym kraju są szeroko zakrojone. Publicyści i internauci zwracają uwagę na to, że po ostatnich decyzjach premiera, państwo w zasadzie zostało „zamknięte”. A skoro tak, powinniśmy oczekiwać sukcesów w walce z koronawirusem.
Wesprzyj nas już teraz!
Badając oficjalne dane dotyczące skali i rozwoju pandemii można zauważyć, że pomimo radykalnych ograniczeń wprowadzonych przez rząd, skuteczność tej metody może być poważnie kwestionowana. Wskazuje na to m.in. Łukasz Warzecha z tygodnika „Do Rzeczy”, który na Twitterze przywołuje zestawienie wykresów, dotyczących Polski i Szwecji.
Liczba przypadków w Polsce (zamknięcie prawie wszystkiego) i liczba przypadków w Szwecji (nie zamknięto prawie niczego). Od razu widać, jak skuteczna jest nasza taktyka, prawda?
A nie, momencik… pic.twitter.com/VwoO3g2oeq— Łukasz Warzecha (@lkwarzecha) April 4, 2020
Skandynawowie pomimo panującej epidemii koronawirusa, nie wprowadzili rozwiązań znanych z Polski czy innych krajów Europy i świata. Jak wskazuje Warzecha, „w Szwecji nie zamknięto prawie niczego”. Mimo to, krzywa zachorowalności jest łudząco podobna do tej w Polsce. Może to oznaczać, że zamknięcie punktów usługowych w całym kraju, ograniczenie w poruszaniu się lub konieczność zachowania odległości między ludźmi, nie przynosi pożądanych efektów. Warto to zestawić z niezwykle poważnymi konsekwencjami dla gospodarki. Kryzys, który wieszczą eksperci ma być jeszcze poważniejszy niż ten z lat 2007-2010.
„Liczba przypadków w Polsce (zamknięcie prawie wszystkiego) i liczba przypadków w Szwecji (nie zamknięto prawie niczego). Od razu widać, jak skuteczna jest nasza taktyka, prawda?” – pisze z przekąsem na Twitterze Łukasz Warzecha.
Publicysta z pewnością zwrócił uwagę na bardzo interesujące zestawienie i poddał w wątpliwość skuteczność walki z pandemią. Jednak jego stanowisko spotkało się również z falą krytyki. Internauci i eksperci zwracają uwagę na inne ciekawe dane i statystyki.
„Szwedzi znacznie mniej testują. Mit szwedzkiego modelu padł kilka dni temu. Niestety mit Singapuru, który był dotąd wzorem zarządzania epidemia bez lockdownu też padł – wczoraj wprowadzili lockdown” – pisze Marcin Kędzierski, dyrektor programowy Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
Krytycznie do opinii Warzechy odniósł się również fizyk Tomasz Rożek. „Przecież na tych wykresach widać, że w Szwecji, pomimo ponad pięciokrotnie mniejszej gęstości zaludnienia (22p/km2 vs 123p/km2) oraz zupełnie innego modelu rodziny (dużo mniej rodzin wielopokoleniowych) liczba chorych jest dwukrotnie wyższa” – napisał. „W Szwecji jest ponad 600 zakażonych na 1 milion, a w Polsce prawie siedmiokrotnie mniej (90 osób na 1 mln). W Szwecji na milion zmarło 35 osób, a w Polsce mniej niż 2 osoby” – dodał Tomasz Rożek.
Źródło: Twitter
WMa
Polecamy także nasz e-tygodnik.