Ludobójstwo Polaków przeprowadzono w trybie pozasądowym stosowanym w ZSRR od 1936 roku i stale wówczas „udoskonalanym”. Nie było żadnych wyroków ani orzekania o jakiejkolwiek winie! Nikt nie został skazany a podstawę do wykonania rozkazu Stalina stanowiło zakwalifikowanie według określonych kategorii – mówi dr Tomasz Sommer, autor książki „Operacja Antypolska NKWD 1937-1938”.
11 sierpnia 1937 to symboliczna data rozpoczęcia „Operacji Polskiej NKWD”. Tą datą jest opatrzony bowiem „Rozkaz operacyjny ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRS N.I. Jeżowa Nr 00485”, który ostatecznie przesądził o ludobójstwie Polaków żyjących w Związku Sowieckim.
Wesprzyj nas już teraz!
Właściwie, to wszystko rozpoczęło się mniej więcej trzy miesiące wcześniej. Mordowano przede wszystkim członków różnych organizacji komunistycznych, przede wszystkim Komunistycznej Partii Polski. Oprócz tego miały miejsce, zwłaszcza na Ukrainie, działania związane z kontynuacją trwających tam od 1933 roku procesów wojskowych przeciwko Polskiej Organizacji Wojskowej (POW).
Nie mniej jednak ludobójstwo Polaków wystartowało „na poważnie” właśnie 11 sierpnia 1937.
Dlaczego w przeciwieństwie do „oficjalnego nazewnictwa” o masakrze Polaków w latach 1937-1938 na terenie ZSRR mówi pan „Operacja Antypolska”?
„Operacja Polska” to nazwa nadana przez historyków i używana w pewnej korespondencji. Proszę jednak sobie wyobrazić, co by było, gdyby nazwał Pan Holocaust „Operacją Żydowską”. Zostałby Pan w najlepszym wypadku posądzony o antysemityzm.
Dlatego też uważam, że nazywanie ludobójstwa Polaków w ZSRR w latach 1937-1938 „Operacją Polską” jest niepoważne, bowiem określenie to sugeruje, że to Polacy coś zrobili, i że było jakieś działanie o charakterze polskim.
Mord Polaków dokonany przez NKWD nie jest działaniem ani o charakterze polskim ani nie świadczy o tym, że to Polacy coś zrobili. W związku z tym uważam, że nazwanie tego wszystkiego „Operacją Antypolską” jest jak najbardziej trafne i uzasadnione.
Jak całe to ludobójcze mordercze przedsięwzięcie wyglądało od „strony technicznej”?
Najkrócej rzecz ujmując: wydano odpowiednie dokumenty w trybie administracyjnym i przystąpiono do mordowania. Polaków mordowano razem z ofiarami innych „Operacji”.
W momencie, w którym Polacy zostali zakwalifikowani do zamordowania, „wrzucano” ich do szerokiego zbioru eksterminowanych. Ci, którzy wykonywali wyroki śmierci nie wnikali, z jakiego powodu ktoś ma zostać zamordowany. Po prostu naciskali na spusty.
Oficerowie NKWD nie tylko mordowali. Z Pana książek wynika, że na porządku dziennym były również kradzieże i rozboje.
Jak najbardziej, ale nie to było najgorsze, tylko całkowita konfiskata mienia zapisana w rozkazach operacyjnych. Innymi słowy: gdy kogoś mordowano, to jednocześnie zabierano mu cały majątek a jego bliskich wyrzucano z domu.
Same rodziny traktowano zgodnie z trybem kolejnego rozkazu operacyjnego 00486 zgodnie z którym żony tzw. „wrogów ludu” miały trafić do obozów dla dorosłych a dzieci do obozów koncentracyjnych dla dzieci przerobionych później na coś w stylu sierocińców. Z uwagi na ogromną skalę tych represji nie udało się ich w pełnie przeprowadzić. Szacuje się, że taki los spotkał 8 proc. polskich kobiet i dzieci.
Czy istnieje jakaś podstawa prawna, wyroki sądów na mocy których można było „legalnie” mordować Polaków?
Ludobójstwo przeprowadzono w trybie pozasądowym stosowanym w ZSRR od 1936 roku i stale wówczas „udoskonalanym”. Nie było żadnych wyroków ani orzekania o jakiejkolwiek winie! Nikt nie został skazany a podstawę do wykonania rozkazu Stalina stanowiło „zakwalifikowanie” według określonych kategorii.
W jaki sposób odbywała się ta „kwalifikacja”?
Przeprowadzano ją na podstawie siedmiu kategorii. Trzeba podkreślić, że w ani jednej z nich nie pada słowo „Polak”. Kategorie mówiły bowiem m.in. o „członkach POW”, „polskich elementach terrorystycznych i kontrrewolucyjnych” czy też „najbardziej aktywnych osobach nastawionych antysowiecko z rejonów Polski itd.”. Jednak po nałożeniu ich wszystkich na siebie widać wyraźnie, że obejmowały one niemal wszystkich mieszkających w ZSRR Polaków.
Podobnie rzecz się miała z Holocaustem. Przecież nie ma żadnego dokumentu, gdzie jest napisane wprost: „wybić wszystkich Żydów”. Niemcy mordując ich używali różnego rodzaju sformułowań jak np. „ostateczne rozwiązanie”. Tak samo jest w przypadku „Operacji Antypolskiej”. Nie napisano wprost „zabić wszystkich Polaków” a jedynie wymieniono „kategorie wrogów ludu”.
Jak wyglądały egzekucje?
Tak jak w Katyniu – oficerowie NKWD strzelali Polakom w tył głowy.
Co potem robiono ze zwłokami eksterminowanych? Przecież było ich kilka razy więcej niż ciał polskich oficerów zamordowanych w Katyniu.
Nawet kilkanaście razy więcej. Pamiętajmy, że oprócz „Operacji Antypolskiej”, która była drugą co do wielkości „akcją składową” Wielkiego Terroru, przeprowadzono również „Operację Kułacką” oraz inne mniejsze operacje „narodowościowe”, np. niemiecką. Wielki Terror pochłonął w sumie co najmniej 750 tys. ludzi.
Ciała ofiar leżą dziś w bezimiennych dołach śmierci pod każdym większym miastem na terenie byłego Związku Sowieckiego. Pod Moskwą jest przynajmniej kilka takich miejsc, to samo pod Kijowem i Mińskiem. Niektóre z tych mogił zostały odkryte, jednak większość nadal jest przykryta ziemią.
Czy uda się poznać kiedykolwiek wszystkie nazwiska ofiar?
Moim zdaniem nie byłoby z tym większego problemu, jeśli istniałaby odpowiednia wola polityczna. Wiemy bowiem, gdzie znajdują się interesujące nas dokumenty, ale bez woli politycznej nigdy nie będziemy mieli do nich dostępu.
W przeciwieństwie do Holocaustu, gdzie nie wiadomo zupełnie nic i często trzeba opierać się na relacjach świadków i oprawców, Sowieci wszystko notowali i archiwizowali w co najmniej trzech miejscach.
Po co robiono aż tak szczegółową dokumentację ludobójstwa?
Wszystkiemu „winna” jest komunistyczna biurokracja i tryby w ramach których działała. Istniało bowiem coś takiego jak, mówiąc ogólnie, specyficzny tryb zatwierdzania tych decyzji. Polegał on na tym, że w momencie „zakwalifikowania” Polaków do rozstrzelania listy z ich nazwiskami jechały do Moskwy do tzw. wielkiej dwójki NKWD, czyli Nikołaja Jeżowa i prokuratora Andrieja Wyszynskiego. To oni ostatecznie jeszcze raz je przeglądali a potem zatwierdzali. To właśnie w Moskwie najprawdopodobniej znajdują się wszystkie listy z nazwiskami zamordowanych Polaków.
Po zatwierdzeniu list przez Jeżowa i Wyszynskiego trafiały one znowu na poziom regionalny, tyle że już z rozkazem wykonania wyroków. Potem z kolei, już po rozstrzelaniu Polaków, powstawały protokoły z wykonanych egzekucji, które są dostępne np. na Ukrainie. Te zaś wracały do Moskwy.
Wracając więc do Pana poprzedniego pytania, moim zdaniem, gdyby istniała odpowiednia chęć ze strony władz, wówczas na pewno udałoby się odnaleźć i zidentyfikować wszystkich zamordowanych Polaków.
Dlaczego w przypadku „Operacji Antypolskiej” dokumentacja została zachowana a w przypadku Holocaustu nie ma tak naprawdę żadnych dokumentów?
Niemcy mieli bardzo dużo czasu (ponad 2 lata) na zniszczenie wszelkich dokumentów. Wiedzieli bowiem, że przegrywają wojnę i dlatego postanowili pozbyć się ewentualnych dowodów. Poza tym oni mordowali de facto w sposób „nieformalny” – ich wódz, Adolf Hitler, nigdy nie dał oficjalnego rozkazu do przeprowadzenia Holocaustu. Z kolei w przypadku „Operacji Antypolskiej” zachował się wydany przez Stalina spoczywający dziś w moskiewskich archiwach.
Pamiętajmy, że Stalin rządził do 1953 roku, czyli przez 15 lat „Operacja Antypolska” nie była tam uważana za żadną zbrodnię czy też ludobójstwo, tylko swego rodzaju „tajemniczą procedurę”. Potem, gdy generalissimusa na fotelu dyktatora zastąpił Chruszczow nie było jakiejkolwiek potrzeby informowania o tym, zwłaszcza że Ukrainiec sam był aktywnym uczestnikiem ludobójstwa Polaków. W następnych latach nikt już o tym nie pamiętał. Dokumenty leżały sobie w archiwach i nikt do nich nie zaglądał.
Czy Polacy próbowali obronić się przed wymierzonym przeciwko nim działaniom?
Najczęściej po prostu uciekali i ukrywali się przed sowieckimi obławami. Znane są również przypadki sfingowanych śmierci. Niestety tego typu reakcji wśród Polaków było bardzo mało, ponieważ nasi rodacy po prostu nie wiedzieli, co się dzieje i to nawet w momencie, gdy do zamieszkiwanych przez nich miast i wiosek wjeżdżali towarzysze z NKWD.
Dlaczego postanowiono zakończyć operację antypolską?
Duży wpływ na to miała „zmiana kadr” przygotowana przez Stalina, przede wszystkim zastąpienie towarzysza Jeżowa towarzyszem Berią. To na mocy jego rozkazu z 22 listopada 1938 rozpoczęto akcję zatrzymania Wielkiego Terroru w tym „Operacji Antypolskiej”. Do stycznia 1939 roku trwała eksterminacja „niedobitków”.
I tutaj pojawia się chyba najważniejsze pytanie: jaki był sens Wielkiego Terroru i dlaczego Stalin doszedł do wniosku, że należy zatrzymać tę machinę zagłady?
Chodziło jednak przede wszystkim o pozbycie się prawdziwych i domniemanych wrogów, a Polacy byli jednymi z nich. Stalin zgodnie z zasadą „Śmierć jednostki to tragedia, śmierć milionów to statystyki” chciał zlikwidować wszystkich za jednym razem.
W pewnym momencie jednak stworzona przez niego „mordercza struktura” zaczęła się zacinać – brakowało pieniędzy na utrzymanie morderców z NKWD czy też na produkcję amunicji do strzałów w tył głowy.
Warto w tym miejscu podkreślić, że cały czas powtarza się, że mordu na Polakach dokonało NKWD. To nieprawda! NKWD było jedynie wykonawcą rozkazu Stalina! Oczywiście oficerowie tej zbrodniczej organizacji nazbyt mocno przykładali się do wykonania tego rozkazu, co jednak nie zmienia faktu, że za wszystko odpowiadał Stalin, który cały czas kontrolował sytuację.
Jak do „Operacji Antypolskiej” odnosiła się ludność sowiecka?
Tak jak nauczyła ich ówczesna propaganda głosząca, że Polacy to wrogowie ludu. Mimo że przeciętny obywatel ZSRR tak naprawdę nie wiedział, co robi NKWD, to jednak w latach 1937-1938 zaobserwowano ogromny wzrost liczby donosów.
W tamtym czasie, jak w czasie rewolucji francuskiej, samo podejrzenie wystarczało do skazania na śmierć, nawet jeśli oskarżony niczego nie zrobił. Nie chodziło bowiem, o czym wcześniej powiedziałem, o jakiekolwiek udowadnianie komuś winy. Chodziło tylko o wymordowanie „wrogów ludu”!
Oficjalnie, wg danych NKWD, zamordowano ponad 111 tys. Polaków. Czy mógłby Pan…
Przepraszam, ale muszę przerwać. Nie ma czegoś takiego jak oficjalne dane NKWD! Liczba 111 tys. ofiar to tylko jeden z szacunków zrobionych przez Memoriał na początku lat 90. na podstawie pewnej ilości dokumentów obejmujących tylko część ludobójstwa zarówno jeśli chodzi o jego czas jak i kategorie.
NKWD miało raportować o przebiegu „Operacji Antypolskiej” co 10 dni. Stworzono w tym celu specjalne biuro statystyczne, które podliczało liczbę zamordowanych ze spływających raportów. Dane Memoriału – 111 tys. – to jedynie jeden z etapów tego zliczania i w dodatku nie wiadomo dokładnie który.
Istnieją szacunki prof. Mozochina, który policzył, że do połowy lipca 1938 roku zginęło 93 tys. Polaków. Istnieją pełne dane z Ukrainy. Są one wyższe niż to, co przedstawił Memoriał. Na tej podstawie wydaje mi się, że można z dosyć dużą pewnością określić, że ofiarami Wielkiego Terroru padło co najmniej 200 tys. Polaków. Z tymi wyliczeniami zgadza się rosyjski historyk Nikita Pietrow, który mówił o ponad 200 tys. ofiar „Operacji Antypolskiej” podczas konferencji w Sejmie RP, jaka miała miejsce na początku lipca.
Na koniec chciałem zapytać o kolejną „Operację Antypolską”, jaka miała miejsce w 1940 i 1941 roku, kiedy to ZSRR rozpoczął wielkie deportacje z terenów Rzeczypospolitej zajętych po 17 września 1939 roku? Czy mordowanie i wywożenie na Syberię w bydlęcych wagonach kilkuset tysięcy Polaków możemy nazwać kontynuacją wydarzeń sprzed dwóch lat?
Jak najbardziej. To było dokładnie to samo, tylko że w trochę innej formie. Tam również chodziło o zlikwidowanie „najaktywniejszych Polaków”.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz D. Kolanek