Unijne rozporządzenie Akt o usługach cyfrowych (DSA), szykowane przez ekipę Donalda Tuska do egzekwowania również w Polsce, jest zarzewiem poważnego konfliktu Komisji Europejskiej z Waszyngtonem. Regulacja umożliwia cenzurę, którą przerzuca na platformy cyfrowe, przewidując wysokie kary dla nich za niestosowanie się do nakazu kasowania niewygodnych treści. Z tego powodu toczą się spory, a administracja amerykańska naciska, by UE wycofała się z Aktu.
Ostatnio KE oskarżyła Metę (Facebook) o brak odpowiedniego nadzoru nad „nielegalnymi treściami” w internecie. Nosi się z zamiarem nałożenia na tę firmę potencjalnie wysokiej grzywny za naruszenie DSA.
Wesprzyj nas już teraz!
W piątek Komisja poinformowała, że Facebook i Instagram Meta nie oferują użytkownikom łatwego i dostępnego mechanizmu zgłaszania „nielegalnych treści”, obejmujących m.in. materiały związane z wykorzystywaniem seksualnym dzieci, a także publikacje o charakterze terrorystycznym.
Groźby padają w czasie napięć transatlantyckich dotyczących unijnego zbioru przepisów cyfrowych. Prezydent USA Donald Trump zagroził, że nałoży wyższe taryfy celne na kraje, które dyskryminują amerykańskie firmy.
– Nasze demokracje opierają się na zaufaniu. Oznacza to, że platformy muszą dawać użytkownikom większe prawa, szanować ich prawa i otwierać swoje systemy na kontrolę – stwierdziła Henna Virkkunen, szefowa unijnej komisji ds. technologii. Dodała, że „rozporządzenie Akt o usługach cyfrowych (DSA) sprawia, że jest to obowiązek, a nie wybór”.
Dużym platformom cyfrowym grozi – za naruszenie unijnej regulacji poprzez odmowę agresywnej cenzury treści – kara w wysokości do 6% globalnych rocznych obrotów danej platformy.
Meta zaprzecza, jakoby naruszała postanowienia Aktu. Platforma poinformowała, że „w Unii Europejskiej wprowadzili zmiany w opcjach zgłaszania treści, procesie odwoławczym i narzędziach dostępu do danych od czasu wejścia w życie DSA i są przekonani, że te rozwiązania są zgodne z wymogami prawa UE”.
KE zaatakowała także TikToka, chińską platformę mediów społecznościowych. Nie chce ona ujawnić zaufanym ekspertom mechanizmów, za pomocą których można byłoby skuteczniej blokować wybrane treści, aby je zalecać urzędnikom odpowiedzialnym za egzekwowanie DSA.
TikTok oświadczył, że firma jest zaangażowana w transparentność i poczyniła już znaczne inwestycje.
Dodano: „Analizujemy ustalenia Komisji Europejskiej, ale wymogi dotyczące złagodzenia zabezpieczeń danych stawiają DSA i RODO w bezpośredniej sprzeczności. Jeśli nie będzie możliwe pełne przestrzeganie obu tych przepisów, wzywamy organy regulacyjne do jasnego określenia, jak pogodzić te obowiązki”.
W maju KE planowała nałożyć grzywny na TikToka, po tym jak wstępnie stwierdziła, że platforma naruszyła przepisy, nie udostępniając biblioteki reklam umożliwiającej odpowiednią kontrolę reklam online.
Thomas Regnier, rzecznik Komisji Europejskiej przekonywał, że „oskarżenia o cenzurę” są bezzasadne i, że „DSA działa odwrotnie”, rzekomo ma „chronić wolność słowa, umożliwiając obywatelom UE walkę z jednostronnymi decyzjami o moderacji treści podejmowanymi przez duże firmy technologiczne”.
Spory w tym zakresie mnożą się, a prezydent USA zagroził odwetem wobec krajów UE, które nie tylko cenzurują treści, ale „prześladują” duże amerykańskie firmy technologiczne.
Eurokraci bronią cenzury
Przed wszelkimi ustępstwami ostrzegają zaś Arthur Leichthammer i Luise Quaritsch z Centrum Jacquesa Delorsa, zaznaczając, że DSA nie podlega negocjacjom.
Piszą: „Zaledwie kilka dni po ujawnieniu szczegółów transatlantyckiego porozumienia handlowego, Donald Trump zagroził cłami odwetowymi na unijne przepisy dotyczące cyfryzacji. Bruksela musi teraz postawić granicę: jej rozporządzenie nie podlega negocjacjom. Regulacja sfery online jest kwestią demokratycznego samostanowienia i jeśli Trump ukarze UE, Europa musi być gotowa do odwetu”.
Komentatorzy polityczni wskazują na „uderzające tempo, w jakim Trump grozi zerwaniem świeżo zawartej umowy handlowej w tej sprawie”. Ma to związek z tym, że „negocjacje z Trumpem nigdy nie są rozstrzygnięte”. Umowy „rzadko są ostateczne, a dzisiejsze ustępstwa jedynie napędzają nowe żądania jutro”.
Publicyści zauważają, że niektórzy w Brukseli mogą mieć nadzieję, iż złagodzenie egzekwowania DSA mogłoby zapewnić dobrą wolę – dla Ukrainy lub dla kruchego „porozumienia” handlowego. „To pobożne życzenie. Ulegnij, a tyran zawsze wróci po więcej” – piszą.
W ich opinii, pójście na ustępstwa w kwestii egzekwowania Aktu oznaczałoby „ograniczenie suwerennego prawa UE do ustalania własnych zasad”. Przekonują, że „DSA i DMA są wynikiem demokratycznego procesu legislacyjnego i odzwierciedlają sposób, w jaki Europejczycy chcą regulować swoją przestrzeń cyfrową. Fakt, że podejście to nie jest zgodne z obecną administracją USA, nie ma znaczenia – dokonanie takiego wyboru jest suwerenną prerogatywą Europy” – wskazują.
Dodają też: „swoboda regulowania przestrzeni cyfrowej jest kwestią demokratycznego samostanowienia”, a „ustąpienie w tej kwestii stanowiłoby precedens, iż demokratyczne decyzje Brukseli mogą zostać zmienione pod presją zewnętrzną”. Stąd wzywają KE, aby „postawiła granicę” i przygotowała się na eskalację napięcia z USA.
Przywołując regulację DSA, a także DMA (Akt o rynkach cyfrowych) zaznaczono, że pierwsza z nich ma „chronić prawa obywateli UE w przestrzeni cyfrowej”, a druga „zapewnić, iż platformy internetowe pełniące rolę strażników rynków cyfrowych nie nadużywają swojej pozycji rynkowej”.
Stąd zawieszenie tych regulacji „oznaczałoby mniej kontroli monopolistycznej pozycji, mniejszą przejrzystość dyskursu internetowego i więcej miejsca dla nielegalnych treści”.
Na koniec konkludują, że „Jeśli Trump rzeczywiście ukarze UE za egzekwowanie jej cyfrowego zbioru zasad, UE musi być gotowa do odwetu w obronie swoich zasad i suwerenności. Jeśli USA nałożą cła lub ograniczenia eksportowe, Bruksela powinna odpowiedzieć tym samym i uruchomić mechanizmy odwetowe. Następnie powinna wdrożyć swój instrument antyprzemocowy – podręcznikowy przykład jego zastosowania – w tym środki skierowane przeciwko amerykańskiemu sektorowi usług”.
Tyle że, że UE jest uzależniona od infrastruktury chmurowej, usług finansowych itd.
Nie zważając na to, eksperci ostrzegają, że „poświęcenie prawa Europy do regulowania swojej przestrzeni cyfrowej byłoby (…) wyrzeczeniem się demokratycznej suwerenności”, z czym autorzy nie mogą się zgodzić.
Pod koniec lipca specjalna delegacja Kongresu Stanów Zjednoczonych spotkała się z nadzorującą branżę Big Tech wiceszefową Komisji Europejskiej Henną Virkkunen. Rozmowy dotyczyły ograniczania wolności słowa przez unijny Akt o usługach cyfrowych (DSA). Jako przykład podano cenzurę w Polsce.
Na czele delegacji stanął szef komisji sądownictwa Izby Reprezentantów, który prowadzi dochodzenia w sprawie „Kompleksu Przemysłowego Cenzury”. Komisja publikuje śródokresowe raporty bogato udokumentowane. Najnowszy nosi tytuł „Zagrożenie cenzurą zagraniczną: w jaki sposób Akt o usługach cyfrowych UE wymusza globalną cenzurę i narusza amerykańską wolność słowa”.
Opublikowany przez komisję raport koncentruje się na obowiązującym od lutego 2024 r. unijnym Akcie o usługach cyfrowych (DSA). Nakłada on na duże platformy cyfrowe i wyszukiwarki internetowe wymagania m.in. w kwestii moderowania treści, wykorzystywania algorytmów, walki z „dezinformacją” i „mową nienawiści” oraz oznaczania treści politycznych. Zaostrzone obowiązki spoczywają na platformach i wyszukiwarkach, których liczba użytkowników przekracza 45 milionów miesięcznie. Na liście regularnie aktualizowanej przez KE znajdują się przede wszystkim amerykańskie firmy takie jak Google, Amazon i Meta. Przepisami DSA objęte są także chińskie platformy TikTok i AliExpress.
W amerykańskim raporcie podkreślono, że DSA jest wykorzystywane do „cenzurowania wypowiedzi politycznych, w tym humoru i satyry”. Jak wskazali kongresmeni, „europejscy cenzorzy atakują kluczowe wypowiedzi polityczne, które nie są ani szkodliwe, ani nielegalne, próbując stłumić debatę na tematy takie jak imigracja i środowisko”, a „cenzura jest w większości jednostronna, wymierzona głównie w konserwatystów”.
Jak czytamy na stronie internetowej Kongresu, komisja sądownictwa pozyskała niepubliczne dokumenty, w tym korespondencję mailową między urzędnikami KE a firmami technologicznymi, a także dokumenty wewnętrzne z niedawnych warsztatów poświęconych DSA z maja 2025 r., które KE zorganizowała z udziałem przedstawicieli platform.
Autorzy raportu przyjrzeli się także państwom członkowskim, które – jak podkreślono – mogą korzystać z przewidzianego w DSA „przyspieszonego nakazu cenzury” wobec platform. Zgodnie z raportem nakazy te mają się głównie ograniczać do „wypowiedzi na tematy polityczne”, a przykładami krajów, które w ten sposób stosują zapisy DSA, są Polska, Niemcy i Francja.
„Pierwszy przykład cenzury pochodzi z Polski, gdzie w listopadzie 2024 r. Narodowy Instytut Badawczy (NASK), działający w ramach Ministerstwa Cyfryzacji, zwrócił się do TikToka z prośbą o usunięcie wpisu” – czytamy w dokumencie. Zgodnie z nim wpis, o którego usunięcie zwrócił się do TikToka NASK, stwierdzał, że „samochody elektryczne nie są ani ekologiczne, ani ekonomiczne”.
„Jedynym możliwym zarzutem wobec wpisu jest brak zgody co do jego treści, co pokazuje, że europejscy regulatorzy są dalecy od bycia niezależnymi od treści i wykorzystują swoje narzędzia cenzury do atakowania wypowiedzi politycznych, z którymi się nie zgadzają” – napisano w raporcie.
Komisja Europejska odpiera zarzuty wobec DSA. Jak przekonują rzecznik prasowy KE Thomas Regnier, 99 procent działań dotyczących moderowania treści podejmują same platformy internetowe, zgodnie z własnymi warunkami korzystania z usług. Z kolei przypadki usuwania treści na podstawie nakazów organów regulacyjnych stanowią rzekomo mniej niż 0,001 procent.
Źródła: irishtimes.com, delorscentre.eu, PCh24.pl
AS
Zamów książkę red. Agnieszki Stelmach pt. „Misinformacja, dezinformacja, malinformacja. Jak powstaje system globalnej cenzury”.
Tusk chce cenzurować internet. Prezydent Nawrocki wzywa do sprzeciwu