17 stycznia 2022 roku kandydat na prezydenta Francji, Éric Zemmour został ukarany wysoką grzywną przez paryski sąd karny za komentarze na temat tzw. „nieletnich bez opieki”. Chodzi o młodych migrantów, którzy ze względu na wiek pozostają niemal bezkarni i stali się utrapieniem dla bezpieczeństwa w wielu francuskich miastach. Zemmour nazwał ich na wiecu „złodziejami, mordercami i gwałcicielami”, ale sąd uznał to za stygmatyzowanie, podżeganie do nienawiści i podejście rasistowskie. Prokuratura zażądała grzywny w wysokości 10 tys. euro z możliwością pozbawienia wolności w przypadku jej niezapłacenia i sąd się do tego żądania przychylił.
Poszło o wystąpienie byłego felietonisty CNews z 29 września 2020 r. w programie „Face à l’info” dotyczące kolejnych zamachów islamskich. Eric Zemmour podjął w nim także krytykę nieletnich migrantów bez rodzin i stwierdził: „Nie mają tu nic do roboty, są złodziejami, są mordercami, są gwałcicielami, trzeba ich odesłać…”
Eric Zemmour odwołał się od skazującego go wyroku sądu. Jego adwokat Olivier Pardo mówił, że trudno mu zrozumieć dlaczego ma to być „rasistowska mowa nienawiści”, skoro „małoletni bez opieki nie są ani rasą, ani narodem, ani grupą etniczną”. Jego zdaniem był to tylko brutalny opis rzeczywistości. Zresztą na tym przypadku się nie skończy, bo klasa polityczna już zarzuca Zemmourowi także niewłaściwy stosunek do niepełnosprawnych. Poszło o to, że potępił narzucanie dogmatu „integracji” i obsesję „inkluzywności”. W zanadrzu jest jeszcze zawsze „afera Dreyfusa”. Mainstream oburzyło, że Eric Zemmour w sprawie afery Dreyfusa powiedział, że prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, jaka była prawda. Chodzi o kapitana armii, żydowskiego pochodzenia, Alfreda Dreyfusa, skazanego w 1894 roku za szpiegostwo na rzecz Niemiec, a który pod wpływem nacisków lewicy został zrehabilitowany w 1906 roku, w czym także udział miało jego… pochodzenie.
Do problemów prawnych Zemmour już jednak przywykł. Niektóre procesy wygrywał, ale zdarzały mu się, jak to rasowemu polemiście, także i porażki. Wyrok sądu to nie jedyne zmartwienie tego kandydata w czasie kampanii wyborczej. Do 4 marca wszyscy kandydaci muszą do zarejestrowania się przedstawić podpisy poparcia minimum 500 „sponsorów”, czyli osób, które sprawują mandat polityczny z różnych wyborów. Dla partii tradycyjnych, które mają swoich radnych i deputowanych to żaden problem. Jednak trójka poważnych kandydatów – lewicowy Jean-Luc Mélenchon (w 2017 roku skorzystał do zarejestrowania swojej kandydatury z setki podpisów burmistrzów PCF, ale tym razem komuniści mają swojego osobnego kandydata – Fabiena Roussela) oraz prawicowi – Marine Le Pen i Éric Zemmour od miesięcy narzekają na trudności z pozyskaniem 500 „sponsorów”. Możliwość ich eliminacji na tym poziomie określa się jako „zagrożenia dla życia demokratycznego”. W sondażach ta trójka uzyskuje wysokie poparcie, ale może nie zostać teoretycznie zarejestrowana.
Wesprzyj nas już teraz!
Marine Le Pen w TV BFM mówiła o trudnościach, z jakimi się boryka w tej sprawie. Merowie, czy deputowani nie podpisują poparcia kandydatom innych partii, bo obawiają się konsekwencji we własnych szeregach. Według Le Pen konieczna jest reforma systemu, a przynajmniej anonimowość „sponsorów”. Zjednoczenie Narodowe w systemie jednomandatowym we Francji nie ma zbyt wielu wybranych polityków w strukturach władzy. Podobnie Zbuntowana Francja Melenchona. Z kolei „Rekonkwista” Zemmoura to zupełnie nowa partia. Nawet przewodniczący Senatu Gérard Larcher wezwał publicznie senatorów, by „w pełni wykorzystali swoje prawa sponsorskie, bez obaw, ponieważ sponsorowanie nie oznacza wspierania”. 42 tys. wybranych posłów, senatorów, merów i radnych urzędników, którzy mogą poprzeć kandydata na prezydenta, „podlega pewnej liczbie nakazów i nacisków” swoich partii.
Kolejny problem to finansowanie kampanii. Partia Marine Le Pen kolejny raz nie może liczyć na kredyty z banków francuskich. Szukanie kredytu poza granicami kraju, skończyło się ostatnio oskarżeniami tej partii o „pro-rosyjskość”. Tutaj też padają postulaty reformy systemu, ale Macron, chociaż takie działania obiecywał, teraz jakoś o nich „zapomniał”.
Wydaje się, że tym razem w wyborach prezydenckich „kordon sanitarny” został już rozszerzony. Obejmuje nie tylko Le Pen, ale i Zemmoura, który chociaż wypowiada się ostrzej, miał do tej pory, choćby ze względu na pochodzenie, pewne przywileje w mediach i posiada pewne poparcie wśród polityków centroprawicy. Powoli jednak popada w ostracyzm.
Dobrym przykładem jest tu stanowisko naczelnego rabina Francji. Haïm Korsia na antenie Radia J odniósł się 16 stycznia do wyborów prezydenckich w kraju i oświadczył, że odrzuca „wszystkich kandydatów, którzy rozwijają formy antysemityzmu i antysyjonizmu, który prawnie także jest uznany za formę antysemityzmu”. Korsia jeszcze „tnie po skrzydłach” i odrzucił poparcie dla kandydatów zarówno „skrajnej prawicy”, jak i „skrajnej lewicy”. Stwierdził, że jest „neutralny”, ale „neutralność nie oznacza tchórzostwa, więc angażuje się, gdy zagrożone są wartości republikańskie”.
Rabin zdyskredytował kandydaturę Erica Zemmoura, który jest wyznania mojższeowego i nie ukrywa swojego pochodzenia. Uznał jego wypowiedzi paradoksalnie za „antysemickie i ewidentnie rasistowskie”. Haïm Korsia dodał: „rabin nie może wydawać instrukcji głosowania, ale z drugiej strony, gdy mówi się Dreyfus był winny lub gdy wątpi się (…) w niewinność Dreyfusa, to jest to wyraźny znak antysemityzmu”.
Naczelny rabin krytykował także „tradycyjnie” Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, chociaż nikogo nie wymieniał tu z nazwiska. W swojej walce z rzekomymi „skrajnościami” jest jednak dziwnie jednomyślny z francuską… masonerią.
Warto tu wspomnieć, że masońskie loże przed wyborami prezydenckimi, urządzają spotkania z kandydatami, w formie wysłuchań, głównie w temacie laickiego republikanizmu. Także „tradycyjnie” wykluczają z takich debat Marine Le Pen, a w tym roku także Erica Zemmoura. Różnica z rabinem jest taka, że progi loży mogą jednak przekraczać kandydaci nawet skrajnej lewicy. W 2022 r. roku „przesłuchania” kandydatów na prezydenta w siedzibie Grand Orient de France, głównej loży Francji, zaczęły się od spotkania z kandydatem… komunistów. Fabien Roussel jako pierwszy udał się do siedziby tej organizacji już we wtorek 11 stycznia.
Do marca w jego ślady pójdą m.in. kandydatka centrowej LR Valérie Pécresse, a później socjalistka Anne Hidalgo, o ile ta się nie wycofa wcześniej ze względu na katastrofalne sondaże. Dobór gości specjalnie nie dziwi. Jeszcze w październiku 2021 roku wielki mistrz Wielkiego Wschodu Georges Sérignac oświadczył, że „podczas kampanii zaproponujemy kandydatem wymianę myśli, wyłączając tych po prawej stronie”, co odebrano jako wykluczenie Marine Le Pen i Erica Zemmoura. Wielki Wschód Francji wzywa wprost do walki ze „skrajną prawicą”. Wspomniany Sérignac jest natomiast gotowy do dyskusji ze „skrajną lewicą”, a nawet z zadowoleniem przyjmuje „nowe propozycje rozwiązań alternatywnych, niezależnie od tego, czy pochodzą od Xaviera Bertranda czy Jean-Luca Mélenchona”. W przypadku Erica Zemmoura, mówił natomiast o „rewizjonistycznym polemiście, negacjoniście i obrońcy Pétaina”.
We Francji działa ponad 1370 lóż, które mają średnio od 30 do 40 wpływowych społecznie członków. To nie tyle ilość głosów, co pewien kierunek sterowania opiniami społecznymi. Z kolei w środowisku żydowskim, tradycyjnie sprzyjającym lewicy, widać pewien rozłam. Poważna część francuskich Żydów obawiając się coraz większej siły prawdziwie antysyjonistycznego islamu, wspiera obecnie prawicę i jest gotowa wspierać także tradycyjne wartości. Dla nich Zemmour jest akurat nadzieją na przywrócenie normalności i możliwość dalszego życia w niezislamizowanej Francji, bez potrzeby emigracji np. do Izraela.
Na razie 48 proc. Francuzów przewiduje i tak reelekcję Emmanuela Macrona. Prowadzący w sondażach Prezydent Republiki pozostaje faworytem tegorocznych wyborów, co wieszczą jednogłośnie media i sondaże. W II turze, według sondaży, mogłaby mu zagrozić tylko centrowa kandydatka Republikanów Valerie Peceresse, ale jej notowania ostatnio słabną. Zresztą zamiana Macrona na Pecresse byłaby tu jedynie zmianą… formalną. Z kolei lewica jest tak osłabiona i podzielona, że żaden z jej kandydatów nie ma szans na II turę, a z także podzielonych pomiędzy Le Pen i Zemmoura kandydatów prawicy, niezależnie kto tu wygra, w II turze z Macronem w „dogrywce” według sondaży wysoko przegrywa. Urzędującego prezydenta wesprze wówczas po prostu cały elektorat lewicy i pokaźna część wyborczego centrum.
Do wyborów może się jednak zdarzyć wiele rzeczy. Na razie problemy miała niemiecka marka produkująca myjki ciśnieniowe – „Kärcher”. Już w 2005 roku kandydujący na prezydenta Nicolas Sarkozy obiecywał przy pomocy ich urządzenia wymieść brudy i zapewnić bezpieczeństwo w dzielnicach. Teraz wyniesieniem „kärcher” z piwnicy i zrobieniem porządków postraszyła kandydatka Republikanów, centrowa Valerie Pecresse. Marka Kärcher wydała więc oficjalny komunikat, że nie jest… „związana z żadną partią polityczną”.
Bogdan Dobosz