Tak jak przewidywano, podczas debaty prezydenckiej z udziałem Donalda Trumpa i Joe Bidena emocji nie zabrakło. Politycy prowadzili ostrą wymianę zdań. Nie obyło się bez wzajemnych oskarżeń, a nawet inwektyw. Co poróżniło polityków? To m.in. sprawa uzupełnienia składu Sądu Najwyższego, sposób podejścia do koronawirusa czy ocena działalności Antify.
Debatę rozpoczęło pytanie o uzupełnienie składu Sądu Najwyższego po śmierci sędzi Ruth Bader Ginsbur. Republikanie chcą obsadzić swojego sędziego jeszcze przed wyborami. Demokraci, licząc na zmianę w Białym Domu, woleliby z tym poczekać. Sprawa wywołuje emocje, bo kandydatka Republikanów, Amy Coney Berrett znana jest ze swych konserwatywnych poglądów. A to zmieniłoby optykę SN. Stąd też nominacja budzi wiele emocji.
Wesprzyj nas już teraz!
Strony podzieliła też ocena działań podejmowanych przez władze USA wobec koronawirusa. Biden wyrzucał Trumpowi, że z powodu wirusa w kraju zmarło ponad 200 tys. osób i zarzucił, że władze nie mają planu działania. Urzędujący prezydent uważa jednak, że przeciwnicy nie byliby w stanie uczynić tak wiele jak obecna władza i zarzucił mediom nieuczciwe podejście do sprawy.
Atmosfera dyskusji była gorąca. Biden wyraźnie nie mógł opanować emocji, które Trump podgrzewał notorycznym przerywaniem jego wypowiedzi. Tak oto kandydaci do urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych przeszli od wzajemnych oskarżeń do inwektyw. Trump w oczach kontrkandydata okazał się być najgorszym prezydentem USA, kłamcą, clownem i „pieskiem Putina”. Trump wyrzucał Bidenowi słabe wyniki w czasach szkolnych i brak bystrości.
Politycy starli się też o Antifę. Donald Trump uznał bowiem, że jest to niebezpieczna i radykalna grupa. Biden bronił aktywistów twierdząc, że to idea, a nie organizacja. Trump wyraził też swoje obawy o losy wyborów. Uznał bowiem, że z powodu masowego głosowania korespondencyjnego dojdzie do masowych fałszerstw.
Źródło: wpolityce.pl
MA