– To wasza wina. Wasza wina. Wszystkich z was – krzyczał wściekły mężczyzna, wyciągając palec w kierunku mediów, nagrywających tragiczny wiec Donalda Trumpa z soboty 13 lipca. Podczas kampanijnego wydarzenia były prezydent USA został postrzelony w (ledwie) nieudanej próbie zamachu. Zdenerwowany zwolennik zranionego polityka miał dużo racji. Próba pozbawienia życia Trumpa to owoc medialnej kampanii nienawiści, prowadzonej skrzętnie przez media głównego nurtu na całym świecie. Jej ofiarą padł zaledwie parę miesięcy wcześniej premier Słowacji – Robert Fico.
Prawica – wróg publiczny
Polityczny mainstream trudzi się jak tylko może, by demonizować współczesną prawicę. Walkę z postępami „populizmu” Ursula von der Leyen i Europejska Partia Ludowa wskazały jako jedno ze swoich głównych „obietnic wyborczych” w czasie tegorocznej kampanii do Parlamentu Europejskiego. Gdy wskaźniki popularności prawicy zaczęły wzrastać, przewodnicząca PE rozpoczęła krucjatę wizerunkową przeciw oponentom – wskazując partie takie jak Konfederacja, czy AFD jako bezpośrednie zagrożenie dla porządku publicznego i wartośc narodów Europy.
Wesprzyj nas już teraz!
Na jej domowym podwórku, w Niemczech, trwała zażarta kampania nienawiści przeciwko tej ostatniej frakcji. „Demokraci” zainicjowali nawet projekt delegalizacji ugrupowania. Gdzie nie przystawić ucha słyszymy o śmiertelnym zagrożeniu „populizmem”, o tym, że „faszyzm” wciąż ponoć żyje i czeka na swoją szansę.
Używanie podobnej retoryki strachu przez lewicę to nie skutek braku edukacji politycznej. Nawet prymitywny ignorant potrafi odróżnić postulaty konserwatywne, czy antyimigranckie od totalitarnego programu NSDAP – który czerpał przecież obfitymi garściami z lewicowej refleksji. To raczej użyteczne narzędzie, mające zdusić szanse konkurentów na przejęcie sterów rządu i zagwarantować sobie bezkarność.
Spójrzmy na skalę absurdu. Politycy, którzy przez lata otwartej polityki migracyjnej sprowadzili na państwa starego kontynentu zamachy terrorystyczne, niepokój i islamski terror, jako zagrożenie dla tożsamości i porządku ukazują przeciwników islamizacji oraz bezkarności przestępców. Owocem tej narracji są apele o zatrzymanie prawicy i zamkniecie ust krytykom. Zacieśnienie walki z „mową nienawiści” wobec „groźby populizmu” proponował niedawno w słynnym wystąpieniu na Sorbonie francuski prezydent Emmanuel Macron.
Trump – zagrożenie
Za wielka wodą rolę głównego prawicowego straszaka pełnił właśnie Donald Trump. W wydanym przez siebie oświadczeniu sprzed paru miesięcy Joe Biden oskarżał konkurenta o powielanie tez Adolfa Hitlera. „Jest zagrożeniem dla naszego narodu”, przekonywał swoich słuchaczy.
W amerykańskich mediach nienawistni Demokraci insynuowali niejednokrotnie, że Donalda Trumpa należałoby „uderzyć w twarz”. Podczas kampanii Biden mówił, że gdyby był w liceum ze swoim poprzednikiem, „spotkaliby się za salą gimnastyczną”. Była członek izby reprezentantów stanu Michigan- Cynthia A. Johnson zalecała w swoich mediach społęcznosciowych „trumpistom” ostrożność i zagrzewała armię, aby „sprawiła, by zapłacili” za okres rządów byłego prezydenta. Podobnych komentarzy z ust przedstawicieli Partii Demokratycznej i lewicowych celebrytów było mnóstwo…
Trudno się dziwić, że wyborcy Donalda Trumpa uznali te „seanse nienawiści” za winne atakowi. Skoro Trump jest „Hitlerem”, a Stany Zjednoczone zamierza zamienić w nazistowską III Rzeszę… to powtórzenie licznych prób zamachu na niemieckiego Führera zdaje się ostatnią deską ratunku wobec wizji jego zwycięstwa…
Winę lewicowej nagonki w sprowokowaniu zamachowca dostrzegł także Robert Fico – słowacki premier centro- prawicowego rządu. Szef rządu niewielkiego kraju padł ofiarą niedoszłego zamachowca kilka miesięcy wcześniej. „Polityczni przeciwnicy Trumpa próbują go uciszyć, a gdy im się to nie udaje, tak podburzają opinię publiczną, że jakiś biedak sięga po broń”, komentował zdarzenie. Jak dodawał, lektura lewicowej prasy, nawet na Słowacji, zagrzewa ręce do sięgnięcia po broń przeciwko faworytowi w wyścigu o amerykańską prezydenturę.
„Ofiarom” wolno więcej
Reakcja części liberalnej elity na zamach na politycznego konkurenta dobitnie pokazuje, że intencja walki z „przemocą polityczną” i ostracyzmem jest w ich wypadku jedynie grubym popisem hipokryzji. Z rodzimego podwórka sprawę skomentował niegdyś lewicowy polityk- Janusz Palikot. „To co najmniej dziwne z tym postrzeleniem Trumpa i bardzo Putinowskie w sposobie uprawiania polityki. W jego wypadku niestety zamiast współczucia, pierwsza relacja, czy to polityczna zagrywka nie jest”, pisał.
Polityk postrzelony w ucho przez snajpera został oskarżony o próbę ukartowania zdarzenia. Zdarzenia, w którym oczywiście otarł się o śmierć, a o przetrwaniu przesądziły centymetry różnicy… Lewicowi „eksperci” nawet w takiej sytuacji dostrzegają „Putinowski” podstęp…
To właśnie skutek, jaki na umysły wywiera lewicowa propaganda nienawiści. Za narracją „otwartości” i tolerancji, której trzeba rzekomo bronić przed prawicą, stoi propaganda „oblężonej twierdzy. Histeria poprawności politycznej – z której na co dzień się śmiejemy – to w rzeczywistości brutalna gra. Ciągłe zarzucanie „hitleryzmu” i nienawiści prawicy skutecznie przekonuje odbiorców, że niepoprawny politycznie przekaz to osobiste zagrożenie…
Fakt, że lewica mówi o konieczności ograniczeń języka debaty publicznej w trosce o bezpieczeństwo „mniejszości”, a sama nie łączy jadowitego przekazu z coraz liczniejszym atakami na Kościół, prawicę, a nawet jej polityków obrazuje godną politowania hipokryzję. Przy całej wewnętrznej sprzeczności – to przemyślany projekt. Kto bowiem jest ofiarą – temu wolno sięgać po broń, agresję i przemoc. Uciśnionym i zmarginalizowanym wolno oczerniać i strzelać do oprawców… To wnioski, do jakich prowadzi propaganda liberalnych mediów… Wnioski, które obciążają sumienie architektów tej narracji. Nie należy ich szukać jednak we współczesnych mediach. W redakcjach CNN, czy innych liberalnych źródeł znajdziemy bowiem jedynie naśladowców starej rewolucyjnej metody. To przecież rzeź rzekomych uprzywilejowanych propagował komunizm. Lewica od zawsze znajduje tych, którzy nadają się do „odstrzału”, rzekomo dla ratunku mas. Narracje się zmieniają: Marksitowska przechodzi w tolerancjonizm i agitację „otwartości”. Praktyka jednak pozostaje ta sama.
Filip Adamus