11 kwietnia 2024

Czy Donald Tusk faktycznie sprzeciwi się paktowi migracyjnemu? Czy „sługus Brukseli” i Berlina nieco paradoksalnie może okazać się bardziej niezależny od wyroków centrum, niż nieustannie i bezskutecznie podnosząca nas z kolan PiS-owska władza?

Tusk od pewnego czasu wysyła na rynek wewnętrzny sygnały, że chce twardo reprezentować polskie interesy w polityce międzynarodowej i – w warstwie retorycznej – wydaje się być bardziej nawet zdeterminowany na tym polu niż rząd premiera Mateusza Morawieckiego.

Widać to było wyraźnie na przykładzie relacji polsko-ukraińskich, w których rząd PiS od wybuchu wojny tak bardzo obniżył cenę naszej „przyjaźni”, że później z trudem szło mu jej podnoszenie, choć niewątpliwie na różne sposoby próbował usztywniać stanowisko choćby w kwestii importu produktów rolnych z Ukrainy. Tusk nie dokonał tutaj jakiejś rewolucyjnej zmiany, ale wyraźnie zaznaczył, że czas na nowe otwarcie: będziemy artykułować nasze interesy a broń nie będzie oddawana sąsiadom za bezcen. Wsparcie ma swoją cenę.

Wesprzyj nas już teraz!

Pakt migracyjny, który poparł niedawno Parlament Europejski (choć siła głosów „przeciw” i „wstrzymujących” była spora), to bodaj pierwsza rozgrywka międzynarodowa, która stanie się dla Tuska prawdziwym sprawdzianem. Powiedzmy bowiem wprost: słowa tworzą rzeczywistość, ale ostatecznie liczą się efekty działań. To, że premier deklaruje sprzeciw wobec polityki relokacji, wcale nie oznacza, że się jej ostatecznie sprzeciwi. Nie takie „cuda” Platforma Obywatelska i jej lider pokazywali w polskiej polityce.

Strach Macrona

Jak ważna jest to rozgrywka, pokazuje fakt, iż część europosłów związanych z koalicją rządzącą poparło pakt migracyjny, opowiadając się za przymusową relokacją uchodźców lub karania poszczególnych krajów za odmowę przyjmowania przybyszów poszukujących w Europie lepszego życia. Ale – tu ważne zastrzeżenie jeśli chodzi o tę grupę eurodeputowanych – sprzeciwili się mu posłowie PO i PSL. Zatem posłowi, na których szef rządu na realny wpływ okazali się w tym wypadku „antyimigranccy”.

Jakie są zatem szanse, że Tusk ostatecznie zablokuje szkodliwe dla Polski rozwiązanie? Trzeba bowiem pamiętać, że stawka tej gry jest wysoka. Nie chodzi nawet o jedną, bardzo niebezpieczną zresztą, regulację, lecz o swoisty probierz gotowości europejskich przywódców na pogłębienie integracji europejskiej. Poparcie dla paktu to w gruncie rzeczy rodzaj deklaracji: idźmy dalej w polityce podporządkowywania kolejnych polityk państw członkowskich woli Brukseli.

Nie jest przypadkiem, że pakt migracyjny ma silnych rzeczników, w tym prezydenta Emmanuela Macrona, który dzwonił nawet do premiera Tuska, by ten nie blokował tych regulacji w Parlamencie Europejskim. Perswazja, jak wiadomo, nie okazała się skuteczna.

Teraz pakt ma stanąć na Radzie Unii Europejskiej, gdzie każde państwo ma prawo weta. Tusk, choć opowiada się przeciwko temu rozwiązaniu, nie zapowiedział jednak, że je „utrąci”. Mówił o poszukiwaniu koalicji, a nawet założył, iż ma pewien pomysł, w jaki sposób ochronić Polskę przed mechanizmem relokacji. Owszem, zgodnie z postanowieniami pakietu, taki sposób istnieje: kara 20 tysięcy euro za odmowę przyjęcia imigranta. Innej metody raczej nie ma.

Trudno powiedzieć, czy te niejednoznaczne słowa Tuska to jedynie dyplomatyczna zasłona dymna czy też po prostu powolne oswajanie opinii publicznej z tym, że ów pakt w życie wejdzie, a my odmówimy przyjmowania imigrantów, wypłacając Brukseli sowite daniny w euro.

Pewne jest jedno: nawet wyborcy obecnej koalicji obawiają się fali nielegalnych migrantów. I Tusk musi manewrować pomiędzy brukselskimi przyjaciółmi, naciskającymi na przyjęcie paktu a wolą polskiego ludu.

Suwerenni czy turbozależni?

Warto obserwować kolejne posunięcia szefa rządu w tej sprawie, bo będzie to realny obraz polityki międzynarodowej pod rządami tandemu Tusk-Sikorski. Osławiona już „spolegliwość” Tuska wobec Brukseli czy – w domyśle – Berlina, niekoniecznie musi oznaczać wykonywanie jak na rozkaz każdej dyrektywy płynącej z centrum „unijnego imperium”. Tusk jest częścią tamtej elity, a to może dawać mu także większe możliwości manewru. Morawiecki robił wszystko, by uzyskać legitymizację „zagranicy” a Tusk tę legitymizację już ma. Nie musi zatem być we wszystkim prymusem. Jest w tym sensie trochę jak Władysław Gomułka, który z jednej strony zabezpieczał w Polsce interesy Moskwy, ale z drugiej, jako stary komuch, który uniknął stalinowskich czystek, nie miał w sobie tego lęku i potrzeby udowadniania swoim mocodawcom, iż jest większym miłośnikiem marksizmu niż Marks. To dlatego był politykiem bardziej nawet suwerennym niż tak hołubiony nawet dzisiaj karierowicza Edward Gierek.

Tusk też nie musi niczego udowadniać Macronowi czy Scholtzowi. I choć to oczywiście zaledwie hipoteza, niewykluczone, że będzie jednak potrafił postawić weto paktowi migracyjnemu. Przed polskim rządem zatem poważny sprawdzian a dla nas, Polaków, ważne studium przypadku: czy faktycznie czeka nas turbouzależnienie od polityki Brukseli czy też Tusk, dla utrzymania władzy w Polsce, będzie chciał prowadzić jednak nieco bardziej suwerenną politykę, uwzględniającą nastroje polskiego społeczeństwa.

 

Tomasz Figura

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij