24 września 2022

Palikot. Rewolucja spod znaku piwa, wódki i wina

(Fot. Tomasz Jagodzinski / ArtService / Forum)

Minęło 7 lat od kiedy Janusz Palikot wypadł z politycznego mainstreamu. Podstarzały już nieco rewolucjonista i mąciciel robi dzisiaj przewrót zupełnie inaczej: mniej efektownie, ale może nawet bardziej efektywnie, działając przebojowo na styku biznesu i kultury. 

Kiedy Janusz Palikot zniknął z Sejmu wydawało się, że będzie można trochę od niego odpocząć. Jego modus operandi było proste: szokować i pędzić na przebój po lewym skrzydle. Zaczęło się od słynnej konferencji prasowej, na której wystąpił ze sztucznym penisem w jednej dłoni i pistoletem w drugiej. Do dzisiaj tłumaczy, że zrobił to z głębokiego poczucia obowiązku, chcąc nagłośnić sprawę zbiorowego gwałtu, jakiego dopuścić się miało kilku policjantów. Kłopot w tym, że poza obscenicznymi zdjęciami Palikota, niewiele więcej do ludzi dotarło z tamtego happeningu. Natomiast sam prowokator zrozumiał, zapewne śledząc jak takie spektakle rezonują w mediach, jak skutecznie można budować polityczną karierę bez dużego nakładu pracy. Bo też – tu bądźmy uczciwi – niczego twórczego po sobie nie zostawił. Poza dość mgławicowym pomysłem Komisji Przyjazne Państwo, która miała pracować nad zmianami korzystnymi dla przedsiębiorców, a stała się w praktyce wydmuszką – nieprzydatnym ostatecznie narzędziem do lewarowania pozycji politycznej Palikota. Wtedy korzystał już bowiem z innych środków, organizując skandalizujące konferencje prasowe, wzywając do strzelania do Jarosława Kaczyńskiego, poszukując dzieci papieża Jana Pawła II, a  Jarosława Gowina nazywając „katolicką ciotą”. Miejscami bez zahamowań stosował wulgaryzmy, kalkulując cytowalność w mediach.

Wreszcie zbudowawszy sobie na podobnych akcjach rozpoznawalność, postanowił opuścić Platformę Obywatelską i zbudować własną partię. Tak powstał Ruch Palikota, do którego jak ćmy do światła ciągnęli skandaliści tacy jak homoseksualista Robert Biedroń lub transseksualista Krzysztof Bęgowski (znany szerzej pod nazwiskiem Anna Grodzka), albo ludzie, którzy dawno powinni znaleźć się na marginesie, jak były ksiądz a później publicysta antykatolickiego szmatławca „Fakty i Mity” Roman Kotliński, wybielający bandytę odpowiedzialnego za śmierć bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Słowem, Palikot – co zresztą przyznaje po latach – chciał czegoś więcej niż tylko błazenady: marzył o rewolucji, głębokiej zmianie, pozbawiającej Polskę chrześcijańskiej kotwicy. Dwa lata temu w rozmowie z Jakubem Wojewódzkim i Piotrem Kędzierskim w radiu Newonce uznał, że choć wówczas nie udało mu się ostatecznie utrzymać partii na powierzchni, to przecież zapoczątkował ważne rewolucyjne trendy.

Wesprzyj nas już teraz!

Niewykluczone, że jest w tym sporo racji. Wszak nawet jeśli obecność Bęgowskiego vel Grodzka w Sejmie traktowana była przez większość Polaków jako rodzaj egzotyki – swoistej palmy na środku warszawskiego Ronda De Gaulle’a – to nie da się przecież ukryć, że uczynienie z dziwolągów i obyczajowych degeneratów głośnych celebrytów sprawiło, że to, co dotąd było postrzegane za odstępstwo od natury, stało się w jakiś sposób przyjazne.

Mimo to egzotyka szybko się nudzi i ludzie zdążyli się zmęczyć bezproduktywnymi sztuczkami medialnymi Palikota. I choć w 2015 roku poniósł spektakularną porażkę zarówno w wyborach do sejmu jak i prezydenckich, nie oznacza, że porzucił marzenia o obyczajowej rewolucji. Dokonuje jej dzisiaj zasłaniając się bardzo strawnym wizerunkiem ambitnego producenta alkoholi i wielbiciela dolce vita. Pod tą przykrywką ukryty jest jednak rozedrgany rewolucjonista, zdeterminowany do tego, by zmienić polską duszę.

Słodkie odurzanie

O ile w istnienie duszy w ogóle wierzy. Palikot bowiem stylizuje się na skutecznego biznesmena – wizjonera, ale też subtelnego intelektualistę, jawnie deklarującego ateizm i niechęć do Kościoła. A to udaje się śladami Czesława Miłosza w towarzystwie Michała Rusinka, a to znów w trakcie jednego z wywiadów rozprawia o Sokratesie, Alcybiadesie, Kartezjuszu czy Kancie. Stylizuje się przy tym na uroczego sybarytę. Wraz ze wspomnianym Kubą Wojewódzkim i „młodym wilkiem” na rynku alkoholi, Tomaszem Czechowskim, założył spółkę Przyjazne Państwo, do której należy kilka firm głównie z branży alkoholowej, w tym bodaj najbardziej prężna Manufaktura Piwa, Wódki i Wina.

Kiedyś baron w przemyśle alkoholowym, producent kolorowych wódek i musujących win, dzisiaj usiłuje rozszerzyć swój majątek bazując na modzie na kraftowe produkty. Jest przy tym jednym z brand hero swojej marki. W mediach społecznościowych co i rusz publikuje a to filmy, na których degustuje wódki własnej produkcji, a to znowu krótkie videoprzepisy na proste przekąski zaprawiane lub zapijane alkoholem. Niemal absurdalny wydał się wręcz filmik zamieszczony na Facebooku, gdy pewnego gorącego letniego dnia przekonywał, że zmieszanie wszystkich kolorowych alkoholi jego firmy i zaprawienie ich pomarańczami, daje niespotykany efekt orzeźwienia. Koktajl przygotował własnoręcznie i oczywiście wypił go przed kamerą, delektując się tym jak gdyby spożywał jakiś niespotykany trunek.

Co ciekawe, alkohol w „występach” Palikota nie tyle odgrywa rolę miłego dodatku do spotkania towarzyskiego, lecz codziennego rytuału konsumpcyjnego niczym chleb, wędlina czy poranna kawa. Szykujesz obiad – spożywasz alkohol; siadasz do kolacji – masz na stole alkohol; wstajesz rano – przygotowujesz niezawodną sałatkę na kaca. Całe Palikotowe dolce vita opiera się właśnie na spożywaniu alkoholu.

Co ciekawe, ów prymitywizm widoczny jest też w próbach pozyskania młodszego konsumenta. Jeśli zastanowić się, za pomocą czego Palikot i Wojewódzki mogli chcieć trafić do dwudziesto- i trzydziestolatków, od razu na myśl nasuwa się słynne hasło: sadzić, palić, zalegalizować. I w tym duchu poszli obydwaj panowie, proponując młodym alkohole oraz przekąski oparte na suszu konopnym lub olejki CBD. Największą karierę zrobiło piwo stylizowane na napój z marihuaną, czym oczywiście w żadnym wypadku nie było, wszak nie jest to w Polsce legalne. Dodano tam natomiast śladową ilość wspomnianego suszu konopnego co ma przyciągać ludzi „umilających” sobie wolny zaś „jaraniem jointów”. Następne w kolejce zaś czekają chipsy o woni marihuany.

Trudno założyć, by Palikot faktycznie poszukiwał jedynie sposobów na zapewnienie sobie i innym radości z życia, o czym przecież usiłuje przekonywać w wywiadach czy nagrywanych filmikach. To radość w krzywym zwierciadle, oparta przede wszystkim na promowaniu nieustannego odurzania się, a to alkoholem, a to innymi specyfikami jeszcze w Polsce nielegalnymi, ale przecież jeśli tylko uda się otworzyć furtkę dla legalizacji tzw. miękkich narkotyków, Manufaktura Piwa, Wódki i Wina chętnie doklei do swojej nazwy również marihuanę. Popularyzowanie wszechobecnych używek to przecież dyskontowanie rewolucyjnych zmian, jakie zachodzą w świecie, a – czego Palikot usilnie chce – powoli także w Polsce. Zresztą panowie wspólnicy nie ukrywają, że ich biznes lepiej ma się za granicą niż w kraju. Społeczeństwo ogarnięte rozpadem więzi, trwające w tożsamościowym rozkroku, pozbawione jasnych reguł etycznych i moralnego azymutu, chętniej szuka pocieszenia i odskoczni w uzależniających substancjach, dających poczucie dystansu do niewygodnej rzeczywistości. A Palikot wie, jak zadbać o to, by rzeczywistość stała się płynna i nieoczywista.

Dla kogo Przyjazne Państwo?

Wspomniane Przyjazne Państwo utworzone przez trio Palikot – Wojewódzki – Czechowski jest de facto holdingiem, składającym się z kilku mniejszych spółek, współtworzonych zresztą również przy udziale tego nadaktywnego tria. Przyjazne Państwo nie tylko ma podbijać giełdę i zarabiać na zamożne życie swoich akcjonariuszy, ale też prowadzi z rozmachem – a jakże – działalność CSR (ang. Corporate Social Reponsibility – Społeczna Odpowiedzialność Biznesu).

Przyjazne Państwo chętnie angażuje się zatem w promocję ruchu LGBT. Jak mówi Czechowski, holding „dołożył cegiełkę” do filmu „Wszystkie nasze strachy” ukazujący homoseksualizm w dobrym świetle. Dalej w ramach „społecznego zaangażowania” Przyjazne Państwo udzieliło wsparcia znanej artystce, Marii Peszek słynącej z licznych drwin z chrześcijaństwa, bluźnierstw i promocji permisywizmu. Spółka wsparła produkcję jej teledysku pod wiele mówiącym tytułem „J… to wszystko”.

Wyjątkową przewrotnością ze strony Przyjaznego Państwa było z kolei wsparcie artystycznej działalności aktora i muzyka Marka Dyjaka. Opierająca swój zysk na handlu alkoholem spółka promowała artystę, który swego czasu popadł w alkoholizm, choć od wielu lat jest już niepijący. Czyż taka forma promocji marki nie jest w jakiś sposób niepokojąco mroczna?

Gęsia skórka

Rewolucja Palikota wcale nie jest próbą dokonaną. Stylizujący się na intelektualistę biznesmen ma świadomość, że pozbawienie społeczeństwa moralnych wędzideł, która nakładają nań religia i oparta na niej kultura, stanowi wielką szansę na dalsze bogacenie się i rozwijanie działalności biznesowej, pogłębiających zresztą rozkład i demoralizację. Nie oznacza to, że Palikot jest wyłącznie wyrachowanym biznesmenem. Kiedy mówi o tym, że Dekalog nie jest nam potrzebny do życia, bo istnieje coś takiego jak świecka etyka – nie wyjaśnia przy tym, że nie jest ona czymś absolutnym, lecz negocjowalnym w ramach społecznego kontraktu – można zakładać, że naprawdę w to wierzy. Pytanie o to, co było pierwsze: jajko czy kura – a więc biznes czy idea – wydaje się próbą rozwikłania kwadratury koła. U Palikota obydwie te kwestie osiągnęły niemal doskonałą synergię.

Owszem, niektórzy chętnie nadal wypominają mu dawną inwestycję w konserwatywne pismo „Ozon”, jako dowód na jego wyrachowanie i cynizm. Dzisiaj były polityk PO tłumaczy się, że jedynie poszukiwał nowej inwestycji po sprzedaży części swoich alkoholowych brandów. Nie był przy tym świadomy, że inwestuje w tygodnik z redakcją, w której wymyślona zostanie okładka z wydrukowanym hasłem „Zakaz pedałowania”, tak bardzo kłopotliwym w dzisiejszych, absurdalnie politpoprawnych czasach. Przyznam, że wierzę w to tłumaczenie. Jakkolwiek nie postrzegać wówczas Palikota – a przypomnijmy, że lubił stylizować się na zdjęciach na arystokratę, co jednak wpisywało się jakoś w ówczesny trend naskórkowej fascynacji Polaków kulturą szlachecką – niewiele wskazywało na jego konserwatywną pasję.

Zresztą i mit samego „Ozonu” wydaje się nadmuchany helem, wszak w pierwszej redakcji tygodnika byli m.in. Andrzej Leder, Agata Passent czy Sławomir Sierakowski, którzy w żadnym wypadku nie utożsamiali się z konserwatyzmem. Powab „Ozonu” polegał na tym, że było to wówczas jedno z pierwszych pism wyraźnie przełamujących monopol „Gazety Wyborczej” i zbliżonych do niej tytułów, co zresztą eksplodowało nieco później na parę zaledwie miesięcy, gdy doszło tam do zmian redakcyjnych i w tygodniku Palikota pojawili się Tomasz Terlikowski czy Grzegorz Górny. Niedługo potem jednak Palikot pismo sprzedał, zatem wyraźnie nie miał ochoty budować medialnej alternatywy na rynku medialnym dla liberalnej lewicy. Niewykluczone zresztą, iż traktował ówczesną inwestycję jako próbę wejścia na rynek polityczny, wszak niedługo potem, w 2005 roku, startował z list Platformy Obywatelskiej, której oblicze jej liderzy pokryli wówczas konserwatywno-liberalnym różem.

Nie wierzę zatem w żadne efektowne wolty Palikota. Ewolucję owszem, ale wolty – nie. Od lat 90. był agresywnym biznesmenem z ambicjami na wyrwanie się z wizerunku faceta szastającego pieniędzmi i zakładającego białe skarpety do czarnych mokasynów. Marzyła mu się pozycja kreatora rzeczywistości, człowieka dyskutującego o kantowskiej epistemologii przy stoliku w jakiejś warszawskiej, krakowskiej czy choćby lubelskiej kawiarni. Kiedyś spełnieniem tych ambicji miał być „Ozon”, później kariera polityczna, a dzisiaj CSR jego nowych tworów biznesowych. Zawsze jednak chodzi o jedno: zmianę rzeczywistości. A perspektywa tej zmiany – nawet jeśli kiedyś nieco mniej radykalna – niezmiennie powinna nas przyprawiać o gęsią skórkę.

Tomasz Figura

 

Co ma zrobić mężczyzna, aby zajść w ciążę?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij