– Pandemia lub jeśli ktoś woli panpsychoza, określenie wydaje mi się znacznie bliższe rzeczywistości, pokazała, że ogół katolików i hierarchów na pierwszym miejscu stawia wartości ziemskie i doczesne, a takimi są zdrowie i bezpieczeństwo – powiedział w obszernym wywiadzie udzielonym magazynowi „ARCANA” Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”.
Publicysta przypomniał, jak wyglądało od samego początku podejście zdecydowanej większości hierarchów i duchownych Kościoła Katolickiego do tzw. pandemii. – Prosta rzecz: na początku roku 2020, w momencie kiedy pojawiły się pierwsze doniesienia dotyczące, jak się wtedy wydawało, potwornie groźnej i strasznej pandemii, której efektem miało być masowe umieranie ludzi, jak zachował się hierarchiczny Kościół? Uprzedzając wszystkie władze publiczne, uprzedzając polityków i innymi instytucje życia społecznego czy kulturalnego przedstawiciele Kościoła sami zaapelowali do wiernych o nieprzychodzenie do kościołów, sami zamknęli kościoły, zaczęli wypraszać wiernych z kościołów. Jeszcze zanim zamknięto stadiony czy supermarkety biskupi zatrzasnęli bramy kościołów. Nie wszędzie, ale w wielu miejscach tak się właśnie działo – ubolewał.
Zdaniem Lisickiego był to bardzo czytelny znak dla wiernych i całego świata. – Okazało się, że to do czego Kościół został powołany przez Chrystusa, a został przede wszystkim powołany do tego, żeby przekazywać sakramenty i prowadzić wiernych do życia wiecznego, bo taka jest jego prawdziwa istota, jest mniej ważna niż doczesne bezpieczeństwo. Kościół Katolicki nie jest organizacją życia społecznego, charytatywnego, czy politycznego, tylko jest on organizacją życia nadprzyrodzonego. Jest w ostateczności mistycznym ciałem Chrystusa, żywym Chrystusem w dziejach. Ci, którzy za to odpowiadają w momencie próby dali znak, że to nie jest rzecz istotna czy najważniejsza. Wielu z nich wręcz zdezerterowało. Zachowanie niektórych biskupów, podkreślam niektórych, bo nie chcę, żeby zabrzmiało to jak ogólne oskarżenie, przypominało trochę postępowanie tchórzliwych przywódców w wojsku, którzy słysząc pierwszy pomruk wrogich dział podają tyły i pierzchają. Już pierwsze wzmianki o grozie koronawirusa wywołały popłoch. Takie zachowanie można zrozumieć u ludzi, którzy skupiają się wyłącznie na tym co przemijające. Ale u ludzi Kościoła? U tych, którzy mają świadczyć o wyższości tego co wieczne, co niezmienne, nieprzemijające nad co ziemskie i przygodne? – pytał retorycznie.
Wesprzyj nas już teraz!
Stały komentator w programie „Ja katolik EXTRA” wyjaśnił, że wprawdzie nie mieliśmy do czynienia z „formalnym porzuceniem wiary”, ale zachowanie wielu hierarchów wskazywało na to, że głoszenie Ewangelii, troska o zbawienie wieczne to „jedynie sztafaż i fasada, bo liczy się zdrowie i bezpieczeństwo”. – Mając do wyboru ryzyko związane z obowiązkiem oddawania Bogu czci i spokój wynikający z podporzadkowania się władzom świeckim wielu wybrało to drugie. Był to ewidentny znak wewnętrznego rozchwiania w hierarchii kościelnej – ocenił.
Paweł Lisicki zwrócił również uwagę, że troska o własne zdrowie jest jednym z elementów, które cechują chrześcijanina. – Bóg stworzył człowieka i troska o własne ciało i zdrowie nie jest niczym nagannym. Przez nią przejawia się przecież posłuszeństwo Stwórcy. Pozytywny stosunek do życia od początku wyróżniało najpierw żydów a później chrześcijan. Zobaczmy: gdzie się rozwinęła medycyna, skąd się ona wzięła i skąd wyrosła? Z tradycji katolickiej i cywilizacji zbudowanej przez chrześcijańską kulturę łacińską. To chrześcijańskie uniwersytety rozwinęły wydziały medycyny, badania nad człowiekiem. Wielcy odkrywcy z dziedziny medycyny byli chrześcijanami. Kościół i katolicy więc powinni mieć jak najbardziej pozytywne podejście zarówno do kwestii zdrowotnych, bezpieczeństwa i życia. Jednak, i to jest istota sporu, wszystko musi mieć swoją miarę. Środki musza być proporcjonalne do celu. Istnieje hierarchia dóbr – tłumaczył.
– Moim zdaniem w miarę upływu czasu po tych wszystkich miesiącach łatwo zauważyć, że początkowa panika była bezpodstawna, a strach wynikający z tzw. pandemii, która miała dziesiątkować ludzi okazał się przesadny. Po prostu strach w tym przypadku miał wielkie oczy. Niestety odnoszę wrażenie, że nadal większości hierarchów brakuje tego typu refleksji. Ten strach sprawił, że Kościół tak szybko podporządkował się wszystkim, czasem kompletnie absurdalnym normom narzucanym przez władze świeckie i publiczne. Kolejnym przejawem tej uległości jest narastająca fala pomysłów, by segregować wiernych. Jak można tak dzielić katolików? Jak można wykluczać niezaszczepionych z życia sakramentalnego? Czy brak szczepienia ma być grzechem? A jeśli tak to czy grzechem jest brak przyjęcia jednej czy dwóch dawek? A może w przyszłości trzech i czterech? A może niedługo Kościół zacznie się domagać od wiernych quarkodów? Jak rozumiem niezaszczepionym nie należałoby również udzielać ostatniego namaszczenia. A może jeszcze trzeba by im odmówić pogrzebu? Zdarzają się głosy biskupów i księży, którzy chcieliby uzależnić dostęp do sakramentów od szczepienia. Coś horrendalnego, coś, co się w głowie nie mieści. Człowiek ma prawo się zaszczepić, jeśli uważa, że to lepiej go zabezpieczy. Podobnie jednak ma prawo tego nie zrobić, jeśli uważa przeciwnie. To kwestia prywatnego osądu. Odmowa sakramentów tym, którzy się nie zaszczepili byłaby zdradą powołania i odrzuceniem podstawowego prawa miłości chrześcijańskiej. Kościół nie jest autorytetem w kwestiach zdrowotnych. Uzależnienie szafowania sakramentów, a więc skutecznych znaków łaski Bożej od tego, czy dana osoba się zaszczepiła czy nie byłoby aktem gorszym od symonii: byłaby to instrumentalizacja łaski Bożej i wykorzystanie jej jako elementu polityki zdrowotnej państwa. Cały czas mam nadzieję, że podobne pomysły to był przejaw chwilowej pomroczności, może rozchwiania emocjonalnego – stwierdził redaktor naczelny „Do Rzeczy”.
Na koniec Paweł Lisicki zastanawiał się, jakie będą dalsze skutki „religii sanitaryzmu”. – Wyobraźmy sobie, do czego takie podejście może prowadzić. Sakrament kapłaństwa przekazywany jest przez nakładanie rąk. Czy to nie niesie w sobie zagrożenia epidemicznego? Należałoby zmienić formę sakramentu. A co zrobić z namaszczaniem olejem? – kpił publicysta.
– Ja oczywiście wiem, że to, co tutaj przedstawiam to karykatura, absurd i nie sądzę, żebyśmy w najbliższym czasie mieli do czynienia z aż tak daleko idącą ingerencją ze strony państwa, ale łatwo zauważyć, że raz uruchomiony tego typu sposób myślenia, jaki obserwujemy od początku tzw. pandemii może w przyszłości łatwo prowadzić do tego typu szaleństw i wypaczeń. Wiele dzisiejszych zachowań jeszcze dwa lata temu uważałem za absurd. I co z tego? Okazuje się, że wywołana przez media i nakręcona przez polityków spirala histerii sprawia, że ludzie gotowi są poddać się najbardziej absurdalnym przepisom. Podobnie jak hierarchowie Kościoła – podkreślił rozmówca „ARCANÓW”.
– Nauka płynąca z walki z tzw. pandemią jest prosta: społeczeństwa współczesne wskutek rewolucji technologicznej i rozwoju masowych mediów ulegają panice i histerii szybciej i głębiej niż w przeszłości. Zarządzanie strachem jest najskuteczniejszą formą polityki masowej. (…) Mamy więc do czynienia z bardzo poważnym kryzysem. Szerzy się tchórzostwo, szaleństwo i strach. Tyrania doczesności coraz wyraźniej pokazuje swoją złowrogą twarz. Liczy się tylko to co tymczasowe, co jest tu i teraz, zdrowie jest najważniejsze. Kościół ma się temu podporządkować. Pozostała mu co najwyżej rola doradcy do spraw zdrowia psychicznego – podsumował Paweł Lisicki.
Źródło: magazyn ARCANA
TK