Była to sobota, pierwszy dzień kwietnia Roku Pańskiego 1656. Tłum wiernych, reprezentujących wszystkie stany, wypełnił katedrę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Lwowie. Mszę świętą odprawiał nuncjusz papieski Pietro Vidoni. Przy ołtarzu głównym ustawiono obraz Matki Bożej Łaskawej, przyniesiony na tę okazję z kaplicy Domagaliczów.
We Mszy uczestniczył sam król, Jan II Kazimierz Waza. Po przyjęciu Komunii Świętej monarcha klęknął na najwyższym stopniu ołtarza, przed samym obrazem i złożył uroczyste ślubowanie. Władca przyrzekł szerzenie czci i chwały Maryi i jej Syna. Uznając nieszczęścia trapiące ojczyznę za karę Bożą za popełnione grzechy, obiecał uwolnienie ludu od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków. Ogłosił wreszcie Matkę Bożą Patronką i Królową wszystkich swych ziem.
Wesprzyj nas już teraz!
Potop
Niespełna rok wcześniej, latem 1655 roku, na Rzeczpospolitą Obojga Narodów, osłabioną wieloletnią rebelią kozacką, corocznymi atakami tatarskimi, wreszcie wojną z państwem moskiewskim, spadł najazd Szwedów.
Świetnie zorganizowana i dowodzona, zaprawiona w ogniu wojny trzydziestoletniej armia agresora dokonała sprawnego podboju. Był to czas nie tylko klęski, ale i hańby. Do obozu zwycięzców masowo przechodzili polscy magnaci i szlachta. Król Jan Kazimierz musiał ratować się ucieczką na Śląsk. Wojska szwedzkie niczym niepowstrzymane fale potopu zalały kraj.
Król-wygnaniec nie zrezygnował z walki. 18 listopada 1655 roku wydał uniwersał wzywający naród do walki z najeźdźcą. Trzeba trafu, że akurat w tym samym dniu Szwedzi rozpoczęli oblężenie klasztoru na Jasnej Górze (zob.: Obrona Jasnej Góry http://www.pch24.pl/obrona-jasnej-gory-,39490,i.html; Piekielne kolubryny… http://www.pch24.pl/piekielne-kolubryny-pod-jasnogorskim-szancem,39675,i.html). Bohaterska obrona sanktuarium przed protestanckim najeźdźcą rozpaliła serca polskich katolików i wlała w nie nadzieję. Tlące się tu i ówdzie iskry oporu teraz rozgorzały z mocą, szczególnie na południu kraju.
Pod Jasną Górą wciąż jeszcze grały działa, gdy król udał się w drogę powrotną do ojczyzny. Po długiej, niebezpiecznej wędrówce przez góry, 10 lutego przybył do Lwowa. Zawsze wierny, niezłomny gród, który dopiero co zwycięsko odparł ataki Kozaków i Moskwicinów, powitał go z entuzjazmem. Przez pewien czas Lwów miał pełnić rolę faktycznej stolicy kraju. Tutaj rezydował monarcha z dworem, tu przybywali obcy dyplomaci. Tu wreszcie podjęto decyzję o zawarciu duchowego przymierza państwa i narodu polskiego z Matką samego Boga.
Inspiracje
Króla Jana Kazimierza, człowieka głęboko wierzącego, nikt nie musiał przekonywać do konieczności złożenia ślubów.
Sam pomysł aktu ślubowania wyszedł najpewniej od prymasa Polski Andrzeja Leszczyńskiego, wiernego towarzysza monarchy na śląskim wygnaniu. Inicjatywę z pewnością wspierali również nuncjusz Pietro Vidoni oraz małżonka władcy Ludwika Maria Gonzaga. Jednak grunt pod oficjalne ogłoszenie Maryi Królową Polski przygotowywano od wielu lat. Już w XVI wieku poeta renesansowy Grzegorz z Sambora modlił się do Królowej Polski i Polaków. W następnym stuleciu wielkie poruszenie wywołały wizje włoskiego jezuity Juliusza Mancinellego. Podczas objawień w Neapolu i Krakowie (1608, 1610, 1617) ujrzał on Matkę Bożą i usłyszał Jej słowa: „Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego narodu, który jest mi bardzo drogi…”.
Sam obraz Matki Bożej Łaskawej – Śliczna Gwiazda Lwowa – przed którym miał paść na kolana ślubujący władca, również posiadał bogatą historię. Powstał w 1598 roku, kiedy to zmarła mała Kasia Domagaliczówna, ukochana córeczka szanowanego lwowskiego ławnika. Aby ukoić ból strapionych rodziców, dziadek zmarłej, Józef Szolc-Wolfowicz namalował obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, zasiadającej na tronie unoszącym się wśród obłoków. U stóp Maryi widniała dwójka modlących się dzieci.
Wizerunek początkowo umieszczono na murze cmentarza przykatedralnego, w pobliżu miejsca spoczynku zmarłej Katarzyny, potem wzniesiono dla niego kapliczkę. Z czasem zaczął słynąć licznymi cudami. Przez dziesiątki lat przed obrazem zanosili modły mieszczanie, szlachta i chłopi. Tutaj w roku 1651 modlił się również sam król Jan Kazimierz, dziękując za berestecką wiktorię. Tyle że wówczas przybył tu jako zwycięski wódz, na czele potężnych zastępów wojska. Teraz zaś miał ukorzyć się przed Gwiazdą Lwowa jako władca królestwa ruin, stojącego nad krawędzią przepaści.
Twej pomocy i zlitowania…
Zgromadzeni w katedrze lwowskiej z zapartym tchem słuchali słów swego władcy:
„Wielka Boga Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico. Ja, Jan Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twojego, Króla królów, a Pana mojego i Twoim miłosierdziem król, do Najświętszych stóp Twoich przypadłszy, Ciebie dziś za Patronkę moją i za Królową państw moich obieram. Tak samego siebie, jak i moje Królestwo polskie, księstwo litewskie, ruskie, pruskie, mazowieckie, żmudzkie, inflanckie, smoleńskie, czernichowskie oraz wojsko obu narodów i wszystkie moje ludy Twojej osobliwej opiece i obronie polecam, Twej pomocy i zlitowania w tym klęsk pełnym i opłakanym Królestwa mojego stanie przeciw nieprzyjaciołom Rzymskiego Kościoła pokornie przyzywam…”
Kiedy król zakończył śluby, wystąpił podkanclerzy koronny Andrzej Trzebicki, biskup przemyski. Powtórzył on główne tezy ślubów w imieniu „rządców, dostojników i wszystkich ludów królestwa tego”. Wierni odpowiedzieli potężnym: „Amen”.
Przejmujący był dramatyzm tej chwili. Oto władca pokonanego królestwa, monarcha-wygnaniec, zdradzony i opuszczony przez wielu swych poddanych, na powrót stawał do walki za swój kraj i za swój Kościół, gnębione przez heretyckich najeźdźców. W obliczu miażdżącej przewagi militarnej wroga sięgał po ostatnią rezerwę – duchowe siły narodu. Szwedzkim regimentom, przed którymi drżała cała Europa, przeciwstawiał wiarę w moc modlitwy.
***
Były to czasy, kiedy wiara przenosiła góry i druzgotała wrogie armie. Pochodnię rozpaloną przez obrońców Jasnej Góry śluby lwowskie przekształciły w prawdziwy pożar.
Zaledwie tydzień po zawarciu maryjnego przymierza, regimentarz Stefan Czarniecki odniósł świetne zwycięstwo nad Szwedami, gromiąc pod Warką korpus margrabiego Fryderyka Badeńskiego. Walka partyzancka z okupantem przybierała na sile, ogarniając wciąż nowe połacie kraju. Naród podnosił się z upadku.
Andrzej Solak