7 lipca 2024

„Panie, daj nam świętych pasterzy”. Grzegorz Wielki i nowy model kapłaństwa

Na trzeci odcinek cyklu papieskiego PCh24.pl zapraszają prof. Marek Kornat i Tomasz D. Kolanek. Kliknij TUTAJ i zobacz wszystkie opublikowane w tej serii rozmowy

Liturgii nikt nie tworzy za biurkiem. Ona powstaje organicznie. Ale czasami wymaga uporządkowania bądź kodyfikacji decyzjami najwyższego pasterza. Tu jednak przede wszystkim chciałbym podkreślić, że Grzegorz I nie prowadził do liturgii Kanonu Rzymskiego jako takiego. Nie wprowadził go, bo ten już tam był! Grzegorz Wielki skodyfikował go oraz ustanowił normy odprawiania Mszy Świętej. Te normy spowodowały, iż Kanon Rzymski stał się niezmienną częścią Mszy Świętej – mówi w trzecim odcinku nowego cyklu papieskiego PCh24.pl prof. Marek Kornat.

Szanowny Panie profesorze, spotykamy się dzisiaj, żeby porozmawiać o kolejnym ważnym dokumencie papieskim, jakim jest „Regula Pastoralis” – „Księga reguły pasterskiej” autorstwa papieża Grzegorza I Wielkiego. Zanim jednak o samym dokumencie proponowałbym, aby powiedzieć kilka słów o samym Grzegorzu I Wielkim. Może na początek swego rodzaju „kontrowersja”: jedni uważają, że był on benedyktynem, a inni – będący jednak w mniejszości – że nim nie był. Jaka jest prawda?

Wesprzyj nas już teraz!

Ja osobiście nie mam żadnych wątpliwości, że Grzegorz I Wielki był benedyktynem. Mówią o tym i wyraźnie to akcentują wszystkie znane mi autorytety historii Kościoła i papiestwa. Tak przyjmuje choćby niemiecki historyk Rudolf Fischer-Wollpert. Zresztą podstawą monastycyzmu zachodniego była reguła św. Benedykta z Nursji. Odziedziczone dobra rodzinne na wzgórzu Cellio przeznaczył dla mnichów. Św. Benedykt, jak powszechnie wiadomo, założył w 529 roku pierwszy klasztor na wzgórzu Monte Cassino. Ta data nota bene bywa często wymieniana jako symboliczna granica mogąca aspirować do roli cezury granicznej oddzielającej starożytność od średniowiecza. Oprócz tego był on również sponsorem kilku klasztorów benedyktyńskich. Późniejszy papież pochodził z zamożnej, patrycjuszowskiej rodziny rzymskiej i miał on, że tak powiem, „z czego” ufundować te klasztory. W ten sposób walnie przyczynił się do tego, aby reguła benedyktyńska, która jest kluczowa dla naszej dzisiejszej rozmowy, rozwijała się w służbie Kościoła i chrześcijaństwa.

 

Dlaczego Grzegorz I Wielki miał opory przed wstąpieniem na Tron Papieski?

To bardzo ciekawa kwestia zwłaszcza że istnieją źródła, które nie pozwalają pominąć tego epizodu z jego życia. Krótko mówiąc, do wyboru, przeciw któremu nawet zaprotestował, Grzegorz I Wielki był człowiekiem prowadzącym życie raczej w kategoriach vita contemplativa, czyli życie kontemplacyjne, a życie w kategoriach vita activa już w mniejszej mierze – chociaż też, np. w roli wysłannika do Konstantynopola do rokowań o pomoc Bizancjum przeciw Longobardom. Myślę, że w wahaniach tych chodziło o właściwą wstrzemięźliwość dla człowieka starannie rozważającego wszystkie swoje dotychczasowe dokonania, mierzącego nie siły na zamiary, ale zamiary wedle sił. Papiestwo jest wielkim wyzwaniem. Tego nikt nie może kwestionować. Pokazują to i nasze czasy. Można zresztą nadmienić, że niejeden z papieży, którzy czynili wszystko, aby nie zostać wybranymi, wzięło na siebie ten wielki obowiązek, będąc wspaniałymi pasterzami. Św. Pius X jest tu dobrym przykładem. Po przyjęciu papiestwa, Grzegorz I pełnił powierzony sobie urząd z wielką troską i oddaniem sprawie Kościoła.

 

Papież Grzegorz I Wielki był skonfliktowany z Konstantynopolem, a konkretnie z Janem Postnikiem ośmielającym nazywać się „patriarchą ekumenicznym”. Dlaczego Grzegorz I Wielki nie zgadzał się na to?

Tytuł patriarchy ekumenicznego przybrał patriarcha Akacjusz I w r. 484. Po nim przejęli go jego następcy w tym właśnie Jan IV Postnik sprawujący krótko ten urząd w Konstantynopolu (592—595). Tytuł patriarchy ekumenicznego znaczył w tamtym czasie tyle co biskup światowy czy też biskup powszechny, co w oczywisty sposób godziło w ideę prymatu Rzymu, która już w II połowie IV wieku zarysowała się dobitnie, choćby nauką św. Ambrożego, który głosił, że to Biskup Rzymski sprawuje rolę i misję gwaranta katolickości (a więc powszechności) w myśl słów: „Gdzie Piotr, tam Kościół”. W związku z powyższym oznaczało to, że Jan Postnik uzurpuje sobie, czy też zgłasza pretensje do uniwersalnego zwierzchnictwa pasterskiego nad całym Kościołem. Warto zwrócić uwagę, że spór o prymat był podsycany i nie gasł przez wieki. A swój finał znalazł w roku 1054, kiedy nastąpiła katastrofa Wielkiej Schizmy (za św. Leona IX na zachodzie i Cerulariusza na wschodzie).

 

Czy w konflikt ten był zaangażowany w czasie pontyfikatu Grzegorza I Wielkiego również cesarz konstantynopolitański?

Niestety tak było. Cesarz Marycjusz był zwolennikiem tezy o pierwszeństwie Konstantynopola w pentarchii patriarchatów: Rzymu, Konstantynopola, Jerozolimy, Aleksandrii i Antiochii. Trzeba tutaj jednak rozróżnić jedną rzecz, mianowicie: patriarcha ekumeniczny Konstantynopola pełniłby w tym przywództwie rolę pierwszoplanową. Nie oznaczałoby to jednak raczej jego pretensji do jurysdykcji nad całym Kościołem. Byłoby to jednak niewątpliwe zakwestionowanie prymatu Biskupa Rzymu, a doktryna prymatu Biskupa Rzymu rozwija się już wówczas wyraźnie choćby dlatego, że poprzednik Grzegorza I Wielkiego, czyli papież Pelagiusz II wyraźnie sformułował założenia doktrynalne w imieniu Kościoła, a wcześniej Rzym podniósł to do doniosłej rangi Leon I Wielki, o czym już rozmawialiśmy.

 

Czy można więc powiedzieć, że w całym tym konflikcie chodziło, nie po raz pierwszy zresztą, o podział wpływów – „Zachód wasz, Wschód nasz”?

Poniekąd tak by to wyglądało. Moim zdaniem dużo ważniejsza była tutaj koncepcja, że Konstantynopol jako stolica imperium po upadku Cesarstwa Zachodnio-Rzymskiego, odgrywałby faktycznie wiodącą rolę. Patriarchat konstantynopolitański oczywiście nie zostałby wsparty dogmatem o prymacie jurysdykcyjnym nad Kościołem w całości. Pełniłby jednak wiodącą rolę ze względu na stołeczną rolę miasta i polityczne centrum. Byłby pierwszy przed innymi patriarchatami w Kościele. Znamienny jest gest Grzegorza I, który przyjął tytuł „servus servorum Dei”, odrzucając ofiarowane mu przez patriarchów wschodnich tytuły podkreślające władzę nad światem. To pozostawił Kościołowi do dzisiaj. Jak powiedział historyk Kościoła ks. Jan Czuj „wdzięczna potomność nadała mu imię wielkiego”.

 

Grzegorz I Wielki wprowadził do liturgii Kanon Rzymski. Skąd ta decyzja?

Liturgii nikt nie tworzy za biurkiem. Ona powstaje organicznie. Ale czasami wymaga uporządkowania bądź kodyfikacji decyzjami najwyższego pasterza. Tu jednak przede wszystkim chciałbym podkreślić, że Grzegorz I nie prowadził do liturgii Kanonu Rzymskiego jako takiego. Nie wprowadził go, bo ten już tam był! Grzegorz Wielki skodyfikował go oraz ustanowił normy odprawiania Mszy Świętej. Te normy spowodowały, iż Kanon Rzymski stał się niezmienną częścią Mszy Świętej. Nie jest znane mi opracowanie na temat tego, czy Grzegorz I Wielki usunął coś z Kanonu bądź dodał. Nie sądzę. Z całą pewnością papież ten wierzył, iż Kanon Rzymski wiernie odzwierciedla myśl apostolską i w związku z powyższym nadał mu rangę kanoniczną, rangę niezmienności, rangę fundamentu Mszy Świętej bez której Kościół nie może istnieć. Tak wierzyli i głosili jego następcy. Ponadto Grzegorz I Wielki przeprowadził jeszcze szereg innych ważnych zarządzeń liturgicznych jak chociażby podział roku liturgicznego. To on zarządził np., że Adwent powinien trwać 4 niedziele. To on wprowadził Przed-poście, które funkcjonowało jedynie w lokalnych kościołach (dając trzy niedziele poprzedzające Środę Popielcową). Wprowadził wiele innych konkretnych rozwiązań, które obowiązywały niezmiennie przez wieki. Tak oto zasługi liturgiczne tego papieża są ogromne i moim zdaniem większe niż jego zasługi teologiczne, bo jeżeli o nie właśnie chodzi, to ogólnie uważa się, iż był on spadkobiercą, uczniem Świętego Augustyna, z którego myśli czerpał i wyprowadzał wskazania dla Kościoła w życiu moralnym, społecznym i duchowym.

 

A co z modlitwą „Ojcze Nasz”? To Grzegorz I Wielki ją wprowadził? Wcześniej nie odmawiano jej podczas Mszy Świętej?

Problem polega na tym, że niewiele wiemy o początkach liturgii. Źródeł jest niezwykle mało. Ekstrapolacje modernistów do niczego nie prowadzą. W tej jednak kwestii odpowiedź wydaje się bezsporna – Grzegorz I Wielki wprowadził do Mszy Świętej modlitwę „Pater noster” i miała ona następować zaraz po zakończeniu Kanonu Rzymskiego a przed Komunią św. Nie było to, że tak powiem, nic przełomowego ani rewolucyjnego. Papież Symmach, o którym rozmawialiśmy wprowadził do niedzielnej Mszy Świętej (w formie uroczystej) obowiązek śpiewu starożytnego hymnu pochwalnego ku czci Trójcy Przenajświętszej, jakim jest Gloria in excelsis Deo. Wprowadzenie do Mszy Świętej modlitwy „Ojcze Nasz” to okazja by przypomnieć, że dzisiejsza Msza skomponowana po ostatnim soborze już nie wyraża tej idei. Mianowicie: skoro wierni razem mówią bądź śpiewają tę modlitwę z celebransem to nie zawiera ona już najistotniejszego motywu, jaki jej przyświecał we Mszy. Wiadomo jest, że tej modlitwy używamy również na co dzień chociażby odmawiając pacierz. We Mszy miała ona w założeniu Grzegorza I Wielkiego pełnić taką rolę, że odmawia ją jedynie celebrans, bo to celebrans występuje jako pośrednik między wiernymi, a Stwórcą do którego skierowana jest Najświętsza Ofiara. Występując w tej roli powinien w związku z tym tylko on odmawiać tę modlitwę bądź śpiewać. Jest to modlitwa doskonała, której jak wiadomo, nauczył ludzi Chrystus Pan.

 

Na koniec tej części naszej rozmowy chciałbym zapytać jeszcze Pana profesora, dlaczego Grzegorz I Wielki zdecydował, że łacina będzie językiem liturgii?

Ponieważ nawrócone zostały nowe narody (jak choćby Brytania). Łacina w ówczesnym świecie stanowiła język międzynarodowy. Greka już schodziła ze sceny po wszystkich przeobrażeniach, jakich doznał starożytny świat. Z tego języka zostały tylko relikty w publicznej modlitwie Kościoła – jak np. Kyrie. Łacina miała jednoczyć chrześcijan ówczesnego świata. Grzegorz Wielki zdawał sobie sprawę, że potrzebny jest język, który łączy; że modlitwa w jednym języku ma ogromne znaczenie, ponieważ niezależnie od tego, gdzie wezmę udział we Mszy Świętej, modlił się będę tym samym językiem. Nie spotkają mnie żadne „niespodzianki”, którymi wyróżniają się obecnie msze posoborowe.

 

Dlaczego Grzegorz I Wielki zdecydował się ogłosić na początku swojego pontyfikatu „Regula Pastoralis”. Czy oznaczało to, iż Kościół miał problem z wyświęcaniem kandydatów na kapłanów?
Papież dawał w ten sposób podręcznik duszpasterzom. I w średniowieczu tekst Reguły taką funkcję pełnił. Uznał, że zachodzi konieczność uporządkowania wskazań i pouczeń, które z wysokości tronu Najwyższego Pasterza należy podać w jednym opracowaniu, aby pomóc w przygotowaniu do kapłaństwa tym wszystkim, którzy na tę drogę chcą wchodzić oraz tym, którzy władzę biskupią będą sprawować. Tak oto Grzegorz Wlk. Stał się pasterzem pasterzy, nauczycielem nauczycieli – jak go nazywali potomni. I nie ma w tym przesady. A co do pytania o problemy z wyświęcaniem kandydatów na kapłanów – myślę, że można śmiało powiedzieć, iż nie było takich czasów, aby ich Kościół nie miał. Jedna doba od drugiej różni się tylko tym, że w jednej bywały one większe, a w innej mniejsze.

 

Kto w tamtym czasie mógł zostać kapłanem?

Nie było tu norm tak klarownych jak te, które prawie tysiąc lat po Grzegorzu Wielkim wprowadzi Sobór Trydencki. Były jednak wskazania soborów i synodów. Potępiono np. udzielenia święceń za pieniądze. Już sobór nicejski zabronił święcenia ludzi, którzy się samookaleczali (kastratów). W przypadku biskupów potrzebne było rozeznanie szafarza święceń co do znajomości doktryny Kościoła. Pamiętajmy jednak, że wszelkie przepisy, najlepsze obyczaje nie mogły zaradzić interwencjom władzy świeckiej, w relacjach z którą Kościół nie był wolny. Przecież źli papieże (z IX i X wieku) – że podam tak znamienny przykład – nie wzięli się z czyjegoś kaprysu a już bluźnierstwem byłoby sądzić, że z woli Boga, tylko z uwikłania struktur Kościoła w ziemskie interesy i lokalne układy w samym Rzymie.

 

Spotkałem się również z sugestiami, iż „Regula Pastolaris” miała być odpowiedzią wszystkim niedowiarkom, którzy powtarzali hasło: „Ten człowiek nie chciał być papieżem”. Czy pisząc ten dokument Grzegorz I chciał zamknąć usta krytykom?

W „Regule pasterskiej” Grzegorza I nie ma specjalnie jakichś osobistych wynurzeń wielkiego papieża. Nadmieńmy, że pisał to dzieło po objęciu urzędu. Znajdziemy nim wielką ilość różnych zaleceń natury moralnej i teologicznej. Jednym słowem, jak należy postępować, kiedy kandyduje się na konkretne stanowisko w hierarchii Kościoła. Między innymi jak postępować, żeby nie dać się zwieść pochlebstwom; żeby pamiętać o tym, iż czasami ktoś, kto chce sprawować urząd traci „stałość umysłową”, bo na przykład próbuje podejmować decyzje wzajemnie sprzeczne byle tylko zachować poparcie raz jednych, raz drugich pod hasłem – jakże dzisiaj modnym – poszukiwania jedności. Grzegorz Wielki przedstawił rozmaite wskazania, które sprawiły, że jego przemyślenia inspirowały wiele pokoleń biskupów. Czy chciał w ten sposób zamknąć usta swoim krytykom? Nie wiem i biorąc pod uwagę doniosłość tego dokumentu wydaje mi się to rzeczą jednak bez większego znaczenia.

 

„Regula Pastoralis” była wyznacznikiem jak dobierać kapłanów, jak kapłani mają się zachowywać, jak mają sprawować swoje zadania i powierzone im obowiązki etc. Przez wieki dokument ten był podstawą, jeśli chodzi o święcenia kapłańskie i zakonne. Czy nadal tak jest?

Wszystko wskazuje na to, że w dużym stopniu nie jest. W pierwszej kolejności: nie jest tak, że przez wieki istnienia Kościoła zasady skodyfikowane przez Grzegorza I Wielkiego były zawsze i ściśle przestrzegane. Ingerencja władz świeckich, proces nominacji biskupów – to od zawsze były problemy, z którymi Kościół musiał się zmagać i niestety nie był w stanie temu zaradzić skutecznie ani raz na zawsze. W dzisiejszych czasach dokument Grzegorza I Wielkiego jest albo zapomniany, albo pomijany, albo nieuważnie studiowany. Jeżeli w seminariach obecnie panuje „nowoczesny” nastrój, to w efekcie dochodzi się do wniosku, że czytanie starożytnego tekstu stworzonego przez kogoś, kto żył 1500 lat temu – nie ma większego sensu. Taki jest po prostu klimat czasów, w jakich żyjemy. Czasów prowadzących do wielkiego upadku, do zagrożenia samej wiary. Takie są smutne fakty i nie sposób im przeczyć. Jedno jest pewne: to wszystko, co się stało w Kościele dobrego, mianowicie, że Kościół przetrzymał niezwykle ciężki okres w swojej historii, jakim były tzw. ciemne wieki i doszedł do odrodzenia około roku 1000 (a w szczególności ponownie pod koniec XI stulecia) było niewątpliwie plonem Grzegorza I jak i podążających jego śladami wielkich pasterzy. Regula pastoralis niewątpliwie miała tutaj kolosalne znaczenie, jako zbiór wskazań moralnych, dyscyplinarnych i duszpasterskich.

 

W jaki sposób, według Grzegorza I Wielkiego, należało zmierzać do sprawowania urzędu duszpasterza?

Przede wszystkim tekst papieża Grzegorza wychodzi od konstatacji o rządzeniu jako ciężarze. Nie jest to więc przywilej, zaszczyt, czy tytuł, ale właśnie ciężar. Papież ujmował zagadnienia władzy w Kościele w wielu wątkach. Stanowczo pisał on o braku doświadczenia kandydatów do urzędów w Kościele. Jego zdaniem była to bardzo poważna przeszkoda w owocnym pełnieniu funkcji związanej z prowadzeniem wiernych. Jeżeli ktoś obejmie urząd bez doświadczenia, jeżeli ktoś jest nieprzygotowany, to nie dysponuje dostatecznymi kompetencjami, aby ten urząd sprawować. Doświadczenie jest więc konieczne! Z drugiej strony papież przestrzega, aby bardzo cnotliwi ludzie nie unikali przyjmowania stanowisk związanych z rządzeniem, chcąc w ten sposób nie uwikłać się w sytuacje będące szkodliwymi dla ich duszy. W ocenie Grzegorza I są oni nieużyteczni nawet jeśli nadają się do pełnienia funkcji. Papież więc  zarówno strofuje tych, którzy nie mają doświadczenia, a pchają się do rządzenia jak i tych, którzy się przed tym wzbraniają, nie chcąc służbie Kościoła poświęcić życia, bo cenią sobie „własny spokój”. To są bardzo ważne wskazania. Oczywiście one nie wyczerpują one tematu. Myślę, że najważniejszym wskazaniem papieża w jego księdze Reguły pasterskiej jest wezwanie, aby „gardzić wszelkimi przeciwnościami, a lękać się pomyślności”. Zarówno bowiem strach przed trudnościami jak i przeświadczenie o sukcesie demobilizują człowieka.

 

Grzegorz I Wielki przedstawił również konkretne wskazówki, w jaki sposób duszpasterz powinien prowadzić swoje życie…

Papież wzywał do zachowania stałości w swoim postępowaniu moralnym. Jego zdaniem pasterz nie może ulegać ani pysze zasług osobistych, ani się poddawać jakiemuś zwątpieniu czy nastrojowi prowadzącemu do bierności. Bardzo ważne są wskazania, że za wszelką cenę należy eliminować takich, którzy ulegają cielesnym skłonnościom do grzechu. Nie będę rozwijał tego tematu, bo wiadomo o co chodzi. Dzisiejszy Kościół posoborowy ma z tym ogromne problemy. W wyniku rozprężenia i ogólnego „optymistycznego nastroju”, że „jakoś to będzie”, że wszystko można sobie zafundować, a potem Pan Bóg i tak nam to jakoś daruje, bo jest miłosierny. Takiego myślenia w kategoriach popuszczania sobie w walce o osobisty cel, w walce o życie łatwe i przyjemne, nie było u żadnego z wielkich autorytetów Kościoła. Oni nieustannie nawoływali do ćwiczenia się w cnocie. Miało to wielkie znaczenie zwłaszcza dla Grzegorza Wielkiego.

 

W jaki sposób, głownie poprzez nauczanie, ma sprawować – według Grzegorza I Wielkiego – funkcję pasterza dusz, kapłan?

Grzegorz I Wielki strofuje tych, którzy nie chcą tracić swoich sił w służbie kaznodziejskiej. Kaznodziejstwo to przede wszystkim sztuka przemawiania. Umiejętność przemawiania w taki sposób, żeby trafić do ludzi ma ogromne znaczenie dla tego wielkiego papież. Podkreśla on, że sprawowanie funkcji rządzących nie wiąże się jedynie z podejmowaniem decyzji za biurkiem. Kapłaństwo (zwłaszcza biskupstwo) pełni się przede wszystkim poprzez urząd pasterski polegający na nauczaniu, a nauczania nie ma bez homilii. Oczywiście nie każdy może nauczać wiary. Kto chce pełnić jakiekolwiek stanowisko musi mieć określoną wiedzę i musi mieć umiejętność przekazywania innym treści dogmatycznych i moralnych Kościoła.

 

Bardzo często słyszymy, że Kościół posoborowy powymyślał sobie Msze dla określonych grup społecznych czy zawodowych. Tu Msza dla dzieci, tam duszpasterstwo prawników, jeszcze gdzie indziej hydraulików, Msza dla polityków, koła gospodyń wiejskich, lekarzy, nauczycieli, studentów etc. Jak to się ma do Reguły Pasterskiej Grzegorza I Wielkiego, który zwracał uwagę, że każdej grupie społecznej trzeba inaczej głosić Słowo Boże? Może nie powinno się krytykować samego zamysłu tworzenia duszpasterstw i odprawiania Mszy dla górników, hutników, sportowców etc., tylko powinno się krytykować niejednokrotnie marne wykonanie tego zamysłu?

Trudno mi się tu wypowiadać. Jeżeli za duszpasterstwo uznamy rekolekcje, to nie widzę w tym nic złego. Grzegorz Wielki niewątpliwie miał rację podkreślając, że trzeba dobierać strategię duszpasterską do określonej grupy społecznej, zawodowej etc. Do głowy jednak mu nie przychodziło, że może dochodzić do takiego chaosu, do takich wypaczeń, żeby nie użyć mocniejszego słowa, z jakimi mamy dzisiaj do czynienia. Jeden przykład: tzw. Msza dla dzieci. Moim zdaniem jest to coś skandalicznego samo w sobie. To jest skandaliczne i haniebne, żeby tak sprofanować i jeszcze do tego strywializować największe, najświętsze obrzędy. To niczemu nie służy. Jeśli dziecko będzie chodziło na Msze polegające na zabawie, to nawet dorastając będzie miało trudności z rozpoznaniem i zrozumieniem, że tu chodzi o Wielkie Tajemnice naszego zbawienia. Naprawdę nie widzę w tym żadnego pożytku. To służy infantylizacji, czyli pogłębieniu (i sztucznemu przedłużeniu) dzieciństwa. Zamiast czynić wszystko żeby dojrzeć do dorosłości, dojść do samodzielnego używania rozumu i pokochania Kościoła, mamy do czynienia z próbą przekształcenia go w miejsce zabawy. Podobnie jest ze szkołą i pomysłem „nauki przez zabawę”. Cóż to znaczy? Nie będzie zabawy, to nie będę się uczył? A kiedy podczas Mszy nie będzie zabawy, to nie będę chodził do kościoła? Wracając do papieża Grzegorza Wielkiego, powiedzmy jasno: to wyrażał on realistyczną troskę, żeby faktycznie dbać o rozeznanie, kto może pojąć prawy wiary, a kto nie. Nie ma to jednak niczego wspólnego z innowacyjnymi pomysłami, jakie dzisiaj mamy w dobie tak dotkliwego kryzysu Kościoła.

 

Osobiście podejrzewam, że ci, którzy wprowadzają te innowacyjne pomysły nigdy w życiu nie powołaliby się na naukę Grzegorza I Wielkiego. Oni wolą powoływać się na II Sobór Watykański…

Niewątpliwie Grzegorz Wielki nie jest w dzisiejszym Kościele nadmiernie czczony. Jest oczywiście wymieniany w podręcznikach jego dziejów, ale czy należycie odwołujemy się dzisiaj do tego wielkiego papieża i doktora Kościoła np. w kazaniach? – to już nie koniecznie. Myślę, że – odwołując się tu do kluczowego pojęcia – kojarzy on się z posoborowym klimacie z minioną epoką Kościoła, Kościoła „konstantyńskiego”, trzymającego się idei władczego papiestwa. Jeśli już to bardzo okazjonalnie. Pod pretekstem, iż święto upamiętniające chwałę świętości tego papieża, a więc narodziny dla nieba, które zawsze wiążą się z datą śmierci, przypadają na 12 marca a więc w Wielkim Poście – postanowiono po soborze przesunąć je na wrzesień dokonując jego poważnego osłabienia. Nie wolno przesuwać świąt! Tego typu praktyki służą osłabieniu kultu świętego, który już się utrwalił. Ludzie zaczynają się w tym wszystkim po prostu gubić. 12 marca był przez wieki zarezerwowany dla Grzegorza Wielkiego, a 7 marca dla św. Tomasza z Akwinu. To wszystko zostało poprzenoszone. Po co to zrobiono? – nie bardzo rozumiem. Nawet jeśli założymy dobre intencje, to nic dobrego z tego nie wyszło.

 

Nie wyszło, ale cały czas trwa…

Niestety…

 

I prawdopodobnie będzie trwać dopóty, dopóki nie znajdzie się człowiek mający tyle odwagi i wiary, co Grzegorz I Wielki…

Co do przyszłości to ona jest w rękach Boga. A co do Grzegorza Wielkiego, myślę, że decydując się na przyjęcie tiary papieskiej podjął się bardzo wielkiego wyzwania. Jego pontyfikat przypadł na czasy wyjątkowo niespokojne. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych może brzmieć to trochę zdawkowo, bo każde czasy, w jakiejś mierze są niespokojne. W czasach Grzegorza I Wielkiego mieliśmy do czynienia przede wszystkim z ofensywą tych wszystkich plemion barbarzyńskich, które dokonały rozparcelowania dziedzictwa Imperium Rzymskiego. Grzegorz Wielki musiał sobie z tym jakoś radzić. Do historii i legendy przeszły jego pertraktacje z nacierającymi na Rzym Longobardami w r. 592, których udało się przekupić, aby nie grabili Wiecznego Miasta. Do tego dochodziły zmagania z Konstantynopolem, o których już mówiliśmy oraz relacje z Afryką. Kościół afrykański miał swoje problemy – m.in. tzw. donatyzm zapoczątkowany przez biskupa Donata z Kartaginy w następstwie prześladowań chrześcijan za panowania cesarza Dioklecjana. Głosił on, że ci chrześcijanie, którzy zaparli się Boga w czasie prześladowań; którzy w obliczu groźby kary śmierci wyrzekli się chrześcijaństwa, albo dopełnili kultu w religiach pogańskich są wykluczeni na zawsze z Kościoła i sakramenty im udzielone z chrztem na czele są nieważne. Oni zaś sami do Kościoła powrócić nie mogą. Grzegorz Wielki w stanowczy sposób sprzeciwiał się temu rozumowaniu, jako niezgodnemu z doktryną Kościoła. Papież podkreślał, że zgodnie z nauką Kościoła tacy ludzie powinni odprawić pokutę, ale nie można mówić o niedziałaniu sakramentów, które przyjęli, zwłaszcza sakramentu chrztu. To by bowiem rewolucjonizowało całą naukę Kościoła. W Hiszpanii byli wówczas Wizygoci, z którymi papież jakoś układał stosunki Kościoła. We Włoszech osadzili się Longobardzi. W Anglii trwała chrystianizacja, co było niezwykle znaczącym osiągnięciem Grzegorza Wielkiego. Krótko mówiąc: tam gdzie trzeba było użyć dyplomacji tam papież jej używał; tam, gdzie trzeba było stawiać sprawę twardo – papież tak ją stawiał.

 

Chce Pan powiedzieć, że mamy podobną sytuację do pontyfikatu Piusa XII, kiedy to wybitny polityk okazał się wybitnym duszpasterzem? W przypadku Grzegorza Wielkiego wybitny duszpasterz okazał się wybitnym politykiem…

Oczywiście niejednokrotnie w Kościele dochodziło do wyboru na papieża wybitnego polityka, który w tej roli spełniał się lepiej lub gorzej. Grzegorz Wielki był oczywiście Biskupem Rzymskim, który z całą pewnością początkowo nie był podejrzewany o to, że da Kościołowi tak wielki pontyfikat, a już na pewno nikt nie uważał go za wybitnego polityka. W czasie 14 lat na urzędzie Najwyższego Kapłana okazał się wielkim i wybitnym politykiem, na co życiorys jego do elekcji na ten urząd nie stwarzał przesłanek. Trzeba to podkreślać, ponieważ jedynym jego doświadczeniem politycznym przed wstąpieniem na Tron Papieski było pełnienie urzędu Prefekta Rzymu i sprawowanie z woli papieża Pelagiusz II misji tzw. apokryzariusza w Konstantynopolu. Wyjaśnię tylko, że apokryzariusz to w tamtym czasie jakby legat na dworze cesarskim ze strony Biskupa Rzymskiego i dosłownie biorąc miał on za zadanie udzielać wyjaśnień i odpowiedzi na pytania z dworu cesarskiego w sprawach kościelnych i sprawach polityki Biskupa Rzymskiego. Był to więc jakby poseł czy ambasador do specjalnych poruczeń według dzisiejszych pojęć. Rzecznik papieża przy dworze cesarskim, który ma być do dyspozycji Dworu cesarskiego.

 

Chciałbym zapytać o jeszcze jedną kwestię, o której pisze Grzegorz I Wielki, mianowicie: „Cechą dobrego pasterza powinno być zachowywanie rozwagi w milczeniu. Duszpasterz nie powinien milczeć, gdy sytuacja wymaga zabrania głosu”. Dlaczego dzisiaj kapłani milczą, kiedy trzeba zabierać głos?

Jest to rezultat kierowania Kościoła w specyficzną furtkę, mianowicie: nie wolno kapłanom uprawiać polityki, bo ta rzekomo podzieli Kościół. Jeśli Kościół nie będzie uprawiał polityki, to rzekomo przyciągnie do siebie wszystkich. Za tymi złudnymi hasłami panuje często bierność i rezygnacja Kościoła z roli tego, który powinien być oceniającym postępowanie moralne ludzi i ich postępowanie w zakresie zgodności co do przestrzegania prawa Bożego i prawa naturalnego. Mechanizm jest prosty: skoro narazimy się na oskarżenia przeciwnika, że prowadzimy politykę dzielenia ludzi, to lepiej nic nie mówić. Jeśli nie będziemy nic mówić, to wtedy wszyscy będą zadowoleni. To jest mechanizm, który działa od wielu dziesięcioleci. Oczywiście do zadań Kościoła nie należy prowadzenie ściśle partyjnej polityki i moją intencją nie jest, aby to postulować. Na pewno nie byłoby dobre, gdyby jako alternatywę dla tego, co mamy dzisiaj zapanowała polityka partyjna. Wiem, że to marne pocieszenie, ale na Zachodzie wygląda to dużo gorzej niż u nas w Polsce, że przywołam przykład Niebem. Tam episkopat za każdym razem deklaruje apolityczność i zaleca, żeby się jednoczyć, żeby wszyscy szli razem. Kiedy jednak głos zabiera partia Alternative für Deutschland i głosi swój program m. in. sprzeciwu wobec masowego najazdu imigrantów, to Episkopat Niemiec ostro atakuje to ugrupowanie z nazwy. Tak Kościół przemawia tym samym głosem co radykalne siły lewicy. Widać w tym świetle, że hasło apolityczności jest więc albo fikcyjne albo skrajnie instrumentalne. Bardzo często mamy obecnie bierność hierarchii wobec zła. To zło widzą biskupi i na ten temat wypowiadają się tak, żeby nic konkretnego nie powiedzieć, albo w ogóle milczą. To bardzo smutne i znane zjawisko. Bardzo rzadko albo niezmiernie opieszale nakładane są sankcje karne nawet w przypadkach skandalicznego prowadzenia się i przez duchownych. Już po usunięciu ordynariusza Kaszaka nie następują dalsze kroki karne, a przecież problem nie został rozwiązany. Nie następuje słowo potępienia, ani ekskomuniki, chociaż wydaje się to oczywiste. Przykładem, który teraz mam na myśli jest diecezja sosnowiecka. Mamy działanie władz kościelnych jakby myśl hasła, że lepiej o tym zapomnieć, że lepiej się nie wychylać, a już na pewno nie piętnować. Tak wytwarza się wrażenie o niebywałej tolerancji dla grzechu. Moim zdaniem tak to nie powinno działać. Grzegorz Wielki na pewno nie tak wyobrażał sobie służbę Kościołowi na stanowiskach jego przywódców.

 

Co nam dzisiaj zostało z „Reguły pasterskiej” Grzegorza I Wielkiego? Czy obecnie kapłan ma być nadal kapłanem, czy może raczej zarządcą, gospodarzem, ekonomistą, budowniczym? Zwracał swego czasu na to uwagę w książce „Dzisiaj trzeba wybrać” ks. Piotr Glas. Podkreślał on, że dzisiaj bardzo często na „awanse” w Kościele mogą liczyć bowiem kapłani, którzy wybudowali kościół, plebanię, kupili ławki, wymienili ołtarze etc., a niekoniecznie przyczynili się do przyciągnięcia wiernych do świątyni…Sądzę, że najważniejsza jest gorliwość pasterska. To była najważniejsza cecha osobowa Grzegorza I. inwestycje materialne w świątynię nie zastąpią wiary i duszpasterskiego oddania sprawie zbawienia dusz. A swoją drogą, kryterium awansu w Kościele posoborowym nie jest tylko sprawdzenie się duszpasterza np. w zaradności administracyjnej. Dużo gorzej jest, kiedy tym kryterium jest osobiste oddanie duszpasterza i to wcale nie Tradycji, ale pogoni za nowością, w imię przyciągnięcia ludzi do Kościoła. Efekt jest zazwyczaj nie dobry.

 

Jak zdefiniowałby bądź scharakteryzowałby Pan obecnie obowiązującą „regułę pasterską” po II Soborze Watykańskim? Pytam, ponieważ z jednej strony widzimy coraz większy podział wśród kapłanów na liberałów i konserwatystów – ktoś jednych i drugich musiał ukształtować i wychować. Z drugiej zaś strony wielokrotnie wspominał Pan, że po II Soborze Watykańskim trwają w Kościele prześladowania i dotykają one hierarchów i kapłanów wiernych odwiecznemu nauczaniu Kościoła bądź zapraszających wiernych na Mszę Świętą w klasycznym rycie rzymskim…

Cóż powiedzieć poza tym, że podział narasta? Osiąga on rozmiary niewyobrażalne przed rokiem 2013 i to nawet w najśmielszych przypuszczeniach pesymistycznych. Myślę, że „regułą pasterską” dzisiejszego papiestwa jest prosty mechanizm – selekcja na stanowiska w Kościele ludzi sprawdzony w progresizmie, że użyję tego słowa, którym posługiwano się podczas ostatniego soboru.  

 

Czy wyobraża Pan sobie, że za jakiś czas doświadczymy w Kościele „święcenia kobiet” na kapłanki? Papież Franciszek zdaje się być wielkim zwolennikiem takiego rozwiązania. Dlaczego w związku z tym powstrzymuje się przed jego wprowadzeniem?

Jeżeli Opatrzność do tego dopuści – bo ja wierzę jednak, że mimo wszystko nie – nastąpi definitywne zniweczenie kapłaństwa katolickiego. Kobieta ważnie nie może konsekrować. Sakrament Ołtarza sprawowany przez nią będzie nieważny. Ludzie nie będą mieli mszy. Kogokolwiek kobieta wyświęci – będzie to nieważne. Człowiek otrzymujący takie święcenia nie będzie ani diakonem, ani prezbiterem, ani biskupem. Będzie tylko symulował czynności liturgiczne i szafarstwo sakramentów. Św. Jan Maria Vianney powiedział, że człowiek przez jakiś czas żyjąc bez korzystania z posługi kapłańskiej – z biegiem czasu postępował będzie już tak jak zwierzę.

 

Na koniec chciałbym zapytać o tzw. powszechne kapłaństwo, czyli ideologię liberalną głoszącą, że tak naprawdę księża nie są potrzebni, bo każdy katolik sam w sobie jest kapłanem. Jak ludzie głoszący takie brednie na to wpadli i kiedy na to wpadli? „Reguła pasterska” Grzegorza Wielkiego była przez setki lat przedmiotem studiów, rozważań i przede wszystkim wzorcem do postępowania dla kapłana. Dzisiaj wychodzi na to, że trzeba ją całkowicie odrzucić… BA! Wychodzi na to, że Kościół przez 1500 lat mylił się, a racje mieli jego wrogowie, przeciwnicy i po prostu heretycy

Akurat w tym że rozróżniamy dwa rodzaje kapłaństwa – to służebne i to powszechne oparte na wezwaniu do chrześcijańskiego życia – nie jest niczym złym. Problem tylko w tym, że posoborowa nauka (teologia) zaczęła rozwijać – oczywiście na Zachodzie – teorię, że kapłan jest jeden. Jest to Chrystus. W tym pierwszym znaczeniu. A poza tym kapłaństwo jest powszechne. Kapłanem jest więc każdy. Teoria ta nie jest niczym nowym, jak skopiowaniem pomysłów protestanckich. Tak zresztą zrobiono też i w liturgii (choćby to, że ma być stół zamiast ołtarza). Zatrutym owocem tych nadużyć jest to co mamy w Niemczech dzisiaj. Jest to Droga Synodalna. Nie chcę tu używać za często wielkich słów, ale w tym wypadku istotnie mamy „drogę”, tylko do piekła….

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

 

Święty Leon I Wielki i herezja monofizytyzmu, czyli jak bronić zdrowej nauki Kościoła

Papież Symmach i mafia z Sankt Gallen, czyli kto może zostać kolejnym papieżem?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(16)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 299 840 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram