„Joseph Ratzinger należy do tych rzadkich teologów, którzy potrafili połączyć w swoim myśleniu bystrość analizy i głębię syntezy (…). Ten wrażliwy i nieśmiały człowiek, wielki muzyk, dobrze wiedział, jak znaleźć i wyjaśnić akordy i harmonie wiary” – czytamy w artykule napisanym z okazji 96. rocznicy urodzin Benedykta XVI, a zamieszczonym w najnowszym numerze watykańskiego dziennika „L` Osservatore Romano”. Papież Ratzinger zmarł 31 grudnia 2022 r., we wspomnienie świętego papieża Sylwestra, w klasztorze „Mater ecclesiae” w Watykanie. Publikujemy tekst artykułu.
Czytelnicy Hansa Ursa von Balthasara nie przeoczą aluzji do eseju „Teologia i świętość” w tytule wybranym dla tego wspomnienia o Benedykcie XVI w 96. rocznicę jego urodzin, która przypada w niedzielę 16 kwietnia. Balthasar podkreślił w nim, jak zwłaszcza Ojcowie Kościoła byli „totalnymi osobowościami” w tym sensie, że między ich nauczaniem a życiem istniała ścisła „rodzima i naiwna” spójność i że byli dalecy od „dualizmu między dogmatyką a duchowością, typowego dla późniejszego okresu”. Myślę, że nie przesadzę, gdy powiem, że Joseph Ratzinger należy do tych rzadkich teologów, którzy potrafili połączyć w swoim myśleniu bystrość analizy i głębię syntezy. Jako teolog o wielu twarzach, jego dzieła wskazują na najbardziej złożone kwestie dogmatyki, ale także na kwestie duszpasterskie i polis.
Mimo że był naukowcem głębokim, umiał mówić o teologii do „niewtajemniczonych”. Świadectwem tego daru są jego pierwsze bestsellerowe „Wprowadzenie w chrześcijaństwo”, ale także trylogia „Jezus z Nazaretu”, napisana po wyborze na papieża. W pierwszej książce, która jest wtajemniczeniem w chrześcijaństwo opartym na strukturze Credo Apostolskiego, młody teolog zbiera i rozszerza wykłady, które wygłosił w Tybindze w semestrze letnim 1967 roku dla zróżnicowanej publiczności ze wszystkich wydziałów. Ratzinger naśladuje udaną próbę podjętą przed nim przez Karla Adama z wykładem „Istota katolicyzmu”.
Wesprzyj nas już teraz!
Gdybym miał wybrać inny przymiotnik dla określenia Ratzingera, bez wahania uciekłbym się do przymiotnika „katolicki”. Nie tylko w sensie konfesyjnym (choć, pamiętajmy, był on przez cały pontyfikat Jana Pawła II „strażnikiem katolickości” jako prefekt ówczesnej Kongregacji Nauki Wiary), ale ze względu na styl i elegancję jego teologicznego wywodu. Ten wrażliwy i nieśmiały człowiek, wielki muzyk, dobrze wiedział, jak znaleźć i wyjaśnić akordy i harmonie wiary.
Był „katolicki” w swoim zwróceniu uwagi na złożoność rzeczywistości oraz na eschatologiczną i teologiczną jedność globalnego kształtu rzeczy. Mówiąc o Wiecznym, nie zapominał o historii. Słuchając danych wiary, wsłuchiwał się także w głosy kultury wyrażane przez jej wybitnych przedstawicieli: filozofów, ludzi pióra, artystów…
Miał rzadki dar dostrzegania i pozwalania na dostrzeganie coincidentia oppositorum między elementami, które czasem mogą się wydawać – niesłusznie – nie do pogodzenia: na przykład mistyczna wierność Niebu i „polityczna” wierność ziemi; bycie teologiem i bycie nauczycielem duchowym; bycie głęboko katolickim i jednocześnie otwartym na innych chrześcijan i ludzi o innych poglądach religijnych (lub niereligijnych).
Z wielką wrażliwością pisma Josepha Ratzingera dają poczucie integralnej postaci rzeczywistości na tle Prawdy Bożej. W rozdrobnieniu naszej kultury i światopoglądów jego myśl może nas prowokować swoim pięknem, jasnością, genialnością wzajemnych powiązań i spojrzeniem zawsze utkwionym w Jezusa – Boga-człowieka – i w człowieka w Bogu. Potrafił wskazać spojrzeniem od dołu na dążenie do sensu (i sensu ostatecznego) każdej istoty ludzkiej: człowiek – pisał – nie żyje tylko chlebem wykonalności, ale żyje jako człowiek i w najbardziej typowym układzie swojego człowieczeństwa żyje słowem, miłością, sensem rzeczywistości. Sens rzeczy jest rzeczywiście chlebem, którym człowiek się żywi, na którym odżywia się najbardziej centralny rdzeń jego człowieczeństwa. Ale to skupienie się na wymiarze „z dołu” nie unicestwia napięcia wobec „góry”, „Najwyższego”, który wyszedł na spotkanie człowieka. Wiara dla Benedykta XVI była czymś więcej niż wiarą w coś, czy to w sens życia. Wiara to wiara w Kogoś, zaufanie do Niego i poleganie na Nim.
Jego ostatnie słowa ujawniają jego teologię egzystencjalną: „Panie, kocham Cię”. Wiara, która się powierza, która wierzy w miłość Boga i odpowiada na tę miłość. Jako wierny czytelnik i uczeń św. Augustyna oraz znawca i wielbiciel św. Jana Henryka Newmana uważam, że doskonale ucieleśnia on dwie ich wizje. Z tej pierwszej przypominam sobie jedną z jego definicji wiary: „Co to znaczy wierzyć w Niego? To znaczy kochać Go, adorować Go, łączyć się z Nim, włączać się w Jego członki”. A o świątobliwym angielskim kardynale trafna formuła: „Wierzymy, bo kochamy”. Miłość, bycie kochanym przez Boga i aktywna odpowiedź na tę miłość, oto co oświetla wiarę i czyni ją możliwą.
Robert Cheaib
Źródło: KAI