Nie jestem zwolennikiem wiecowego patriotyzmu, dlatego po Święcie Niepodległości proponuję refleksję nie tyle uwznioślającą, co raczej kierującą ku… ziemi. Dosłownie i bez całowania.
– Nam, Polakom, należy się własne państwo, państwo niepodległe, suwerenne, demokratyczne, które jest organizacją wspólnoty Polaków. Dziś w tym znów pięknym, ale niełatwym czasie musimy o tym pamiętać. To jest coś, co łączy okres życia tego pokolenia, którego w większość już odeszło, z tym dzisiejszym czasem. Z tym wszystkim, co dziś czynimy po to, by Polska była lepsza. By Polska była suwerenna i niepodległa, by ten nowy zamach na naszą suwerenność i niepodległość został odparty – przemawiał przy jakiejś okazji Jarosław Kaczyński.
Obecna ekipa rządząca niemal codziennie bombarduje nas przekazem na temat toczonych walk o polską suwerenność. Czy faktycznie walczy, należy podać w wątpliwość, biorąc pod uwagę sromotną kapitulację rządu w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Ważniejsze pozostaje jednak pytanie – dla kogo władza toczy rzekomy bój o te wszystkie dobra? Dla nas? W to właśnie – dla własnego dobra – powinniśmy szczerze wątpić. Aby nie przedłużać retorycznego wstępu, pochylmy się nad tym, co można by określić „filarami antynarodowej polityki” rządu.
Wesprzyj nas już teraz!
Fikcyjność prawa własności
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej teoretycznie zabezpiecza własność prywatną. Ale spróbuj, obywatelu, na „własnej” ziemi cokolwiek zbudować, ściąć drzewo lub choćby… ustawić maszt na flagę Polski (tak, to również objęte jest obostrzeniami prawa budowlanego na odcinku samorządowym). Przykłady można by mnożyć: komunistyczna ustawa zabraniająca „nie-rolnikom” nabywania ziemi powyżej hektara, obowiązek odśnieżania „własnego” chodnika, który przy każdej innej okazji jest własnością gminy itp. itd.
W praktyce okazuje się, że w kraju rządzonym przez głosicieli wolności i niepodległości jesteśmy zaledwie użytkownikami ziemi, danej w użyczenie przez państwo, za którą płacimy normalną rynkową stawkę, by potem uiszczać podatek za to, że rząd łaskawie pozwala nam korzystać z domu, który tam wybudowaliśmy, oczywiście płacąc przy tym 50 kolejnych podatków i ponosząc tyleż uciążliwości urzędowych.
Zakaz skutecznej obrony
Zapis o tzw. obronie koniecznej jest jednym z podstawowych elementów prawodawstwa antyobywatelskiego. Obrona, jeżeli została podjęta, była konieczna. Kropka. Tylko i wyłącznie atakowany ma prawo i możliwość, wedle aktualnej zdolności, osądzić, co ma zrobić, żeby się skutecznie obronić. A jeżeli napastnik poniesie szkodę na zdrowiu lub życiu, to jedyna odpowiedź cywilizowanego prawa powinna brzmieć: mógł nie napadać.
Tymczasem, jak dobrze wiemy, mamy prawo, które niejednokrotnie staje w obronie przestępcy i oprawcy, a nie ofiary. Gdzie tu mówić o prawie do obrony – choćby wspomnianej wyżej własności albo innej osoby, która nie potrafi sama się obronić – jeżeli nawet posiadając (wydaną uznaniowo przez funkcjonariusza) koncesję na broń, możliwość jej użycia jest nie tylko ograniczona do minimum, ale przede wszystkim obwarowana takimi zapisami, że strach w ogóle myśleć o obronie. A co dopiero o tym, co gwarantuje II Poprawka do amerykańskiej Konstytucji, czyli zbrojnej odpowiedzi obywateli na tyrańską politykę rządu…
Zasiłki i sterowany kryzys ekonomiczny
Lwia część antynarodowych działań władzy dotyczy ograniczania praw gospodarczych i ekonomicznych, które obecna ekipa rządząca najchętniej wykasowałaby ze świadomości obywateli. Warto zauważyć, że walka, jaką kasta polityczna toczy z przedsiębiorcami i klasą średnią, aby stworzyć zależne, etatystyczne społeczeństwo, idzie ręka w rękę z polityką redystrybucji. Prawdziwe skutki rozdawnictwa opisuje w książce Koniec pieniądza papierowego Roland Baader: „Logika ich honoru oszusta jest następująca: obrabować mniejszość, aby przekupić skradzionym łupem zmieniającą się większość. Ich ostateczny cel to stopniowe wywłaszczenie wszystkich członków wspólnoty, aby zmusić wszystkich, którzy staną się potrzebującymi, do uległej zależności od jałmużny (z kradzionych dóbr)”.
Wbrew przewrotnej retoryce o przywracaniu godności rodzinom, wybitny niemiecki ekonomista i myśliciel zwraca uwagę, że rodzice przyjmujący zasiłki na dzieci tracą poczucie wstydu i upokorzenia z powodu bycia beneficjentami jałmużny z pieniędzy odebranych innym ludziom. Nietrudno dostrzec w tym wywrócenie również chrześcijańskiego porządku, w którym dobroczynność odbywa się zawsze w kontekście personalistycznym i w kontekście wdzięczności konkretnym osobom, a nie na zasadzie „dostaję, bo mi się należy”. „W państwie socjalnym i opiekuńczym mentalność ludzi jest z zasady skorumpowana” – uważa Baader. Nie powinno być też tajemnicą, jak taka polityka wpływa na samodzielność i przedsiębiorczość obywateli i rodzin, szczególnie gdy do tej przyczyny dołączy się inspirowany globalnie kryzys, „odpalony” choćby pod pretekstem wirusa z Chin.
Przywłaszczanie przez władzę osiągnięć społeczeństwa
Jednym z elementów ideologii silnego państwa, które daje „szczęście” obywatelom (bez ich woli i podmiotowego udziału) jest przypisywanie sobie przez rząd efektów rozwoju gospodarczego i bycia motorem dobrobytu, tak jakby ministerialni urzędnicy za swoimi biurkami pracowali na rozwój polskich firm albo jakby z wysokości sejmowej mównicy spływało na naród jakieś tajemnicze dobrodziejstwo wzrostu i zadowolenia. „Pseudo-moralny patos tej ceremonii jest odpowiednikiem kultycznej paplaniny szamana, który każdego ranka obwieszcza swoim współbraciom plemiennym, że pozwolił, aby słońce wzeszło” – pisze Baader.
NIHIL NOVI SUB SOLE
Wymienione wyżej zjawiska – i wiele innych z tego gatunku – nie są oczywiście wyłączną domeną obecnej ekipy rządzącej. Pod tym względem możemy zaobserwować wymowną ciągłość polityczną na przestrzeni ostatnich 32 lat niepodległej (?) Polski. Jednak jest pewna różnica. Partia obecnie rządząca samozwańczo czyni się orędowniczką wartości konserwatywnych, katolickich i narodowych. Z tego powodu kontrast pomiędzy ideologią władzy i faktycznym, opłakanym stanem praw obywatelskich (pogwałconych tak dalece, że nie zdajemy już sobie z tego sprawy) staje się wyjątkowo czytelny.
Wsłuchując się w publiczny dyskurs, któremu ton nadaje władza, można mieć nieodparte wrażenie, że te filary antynarodowej polityki są ukrywane pod przesłonami niewiedzy (programowo utrzymywanej przez tzw. publiczną edukację) i na skutek notorycznego przekierowywania uwagi przez rządowo-medialne narracje.
Tymczasem musimy sobie uświadomić – i na tej świadomości budować zdrową reakcję społeczeństwa – że wolność jest dla nas – nie dla władzy – podobnie jak niepodległość, i że nie ma wolności i niepodległości, jeżeli każdy obywatel, równy wobec prawa, nie może z nich wydatnie na co dzień korzystać. Państwo nie jest autonomicznym bytem, który może rosnąć w siłę kosztem społeczeństwa, przywłaszczając sobie kategorię narodu jako jakiegoś eteryczno-historycznego pojęcia utkanego z nici patriotycznej propagandy. Naród to ogół obywateli połączonych wspólną ideą i – jak pokazała polska historia – niekoniecznie związany z państwowością.
Naród tworzy państwo, nie na odwrót i państwo istnieje dla narodu. Odwrócenie porządku w tej dziedzinie obserwujemy na co dzień, zresztą od dziś. Przypomnijmy sobie rządy sanacji, gdzie ta idea potęgi państwowej również była obecna. Ruch wyrosły na kulcie czynu niepodległościowego legionów i Marszałka Piłsudskiego z czasem całkowicie odłączył się od swego inicjatora. Okazało się, że „odnowę moralną” mają na nasz kraj sprowadzać rozmaitej maści wolnomyśliciele, masoni i socjaliści, którzy ze zdrowymi pojęciami moralnymi mieli tyle wspólnego, co obecny rząd z ideą wolności gospodarczej.
Dlatego, na marginesie Święta Niepodległości, pamiętajmy, że miarą wolności i niepodległości nie jest prowadzenie na pokaz polityki historycznej, lecz nasza własna swoboda decydowania o sobie, o swoim zdrowiu, pracy, majątku, własności i biznesie. Czas powiedzieć rządzącym non possumus w odpowiedzi na największe i najbardziej skuteczne oszustwo, jakim jest oderwanie tych wzniosłych pojęć od ich konkretnego, indywidualnego i… przyziemnego kontekstu. Wolność nie zamieszkuje bowiem na sztandarach – tam co najwyżej powiewa na wietrze. Wolność wyrasta z ziemi, której właścicielem i wyłącznym zarządcą jest naród i dopiero zatknięty w tej ziemi sztandar wolności i niepodległości przestaje być pustym hasłem używanym dla usprawiedliwienia antypolskiej polityki władzy.
Filip Obara