„Nakłady na polską publiczną służbę zdrowia rosły ostatnio szybko – w 2006 roku wynosiły 37 mld zł, w 2010 roku – 57 mld zł, w 2015 roku – 67 mld zł, a w 2020 roku – aż 97 mld zł. W ciągu 15 lat powiększyły się dwuipółkrotnie”, wskazuje na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Gabryel.
Publicysta pyta wprost: „czy w tym samym czasie dało się zauważyć odpowiadającą temu wzrostowi nakładów poprawę jakości usług świadczonych przez publiczną służbę zdrowia? Czy skróciły się kolejki do szpitali? Czy lekarze, zwłaszcza młodzi, przestali na potęgę wyjeżdżać z Polski, skarżąc się na niskie zarobki?”, po czym w bardzo dyplomatyczny sposób odpowiada: „ja nie zauważyłem”.
„To prawda – wydajemy na służbę zdrowia (publiczną i prywatną) mniej – w proporcji do PKB – od wielu narodów Europy. Rozumiem więc, zwłaszcza w czasach mierzenia się z COVID-19, zamysł zwiększenia tych wydatków. Nie pojmuję jednak dwóch towarzyszących temu decyzji. Jedną z nich jest próba uzyskania tych pieniędzy wyłącznie od jednej grupy ludzi – lepiej zarabiających mieszkańców miast. (…) Drugą – zamiar wpompowania tych dodatkowych pieniędzy w patologiczny, feudalny system naszej publicznej służby zdrowia, od zawsze przypominający czarną dziurę”, ubolewa Piotr Gabryel.
Wesprzyj nas już teraz!
Chyba najmocniejszym dowodem, że z publiczną służbą zdrowia w Polsce, mimo stale rosnących nakładów nie jest dobrze jest fakt, że już około 3 mln Polaków wykupiło świadczenia i polisy medyczne w prywatnych firmach.
„Znów będzie tak jak zwykle – w 2022 r. do służby zdrowia popłynie dużo więcej pieniędzy – może i 130 mld zł, a pacjenci nie będą z tego mieli nic poza i dziś dobrze znaną ofertą cierpliwego czekania w kolejce na skorzystanie z i tak już przez nich przymusowo i coraz drożej opłaconej usługi w publicznej służbie zdrowia albo nieczekania i kupienia sobie na wolnym rynku tej samej usługi medycznej, często świadczonej tam przez tych samych lekarzy, którym fundują coraz wyższe etaty w publicznych placówkach służby zdrowia”, podsumowuje Piotr Gabryel.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK