10 lipca 2024

Paweł Chmielewski: Abp Viganò ekskomunikowany, progresiści – nie. Dlaczego?

Obrońca prawd wiary abp Carlo Maria Viganò został ekskomunikowany, a wielu jawnych progresistów głosi swoje herezje w najlepsze, ubolewa dziś wielu. Mają rację; ale domaganie się od Franciszka, by karał tych, którzy głoszą poglądy na jakie on sam po prostu pozwala, jest głęboką naiwnością…

Ogłoszenie ekskomuniki arcybiskupa Carlo Marii Viganò było tylko kwestią czasu. W grudniu 2023 roku były nuncjusz apostolski w Waszyngtonie oficjalnie ogłosił, że nie utrzymuje jedności z Franciszkiem, bo uważa go za uzurpatora, a nie za papieża. Założył własne seminarium, miał też przyjąć sakrę biskupią sub conditione z rąk bp. Richarda Williamsona, wyrzuconego w 2012 roku z Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X za nieposłuszeństwo, a w 2015 roku ekskomunikowanego za udzielenie święceń biskupich bez zgody papieża.

Viganò wszedł na drogę sedewakantyzmu: poglądu, zgodnie z którym tron św. Piotra jest pusty, a prawdziwy papież pojawi się w Kościele dopiero w jakiejś przyszłości. Większość sedewakantystów odrzuca papieży od Jana XXIII począwszy; po rezygnacji Benedykta XVI pojawiła się jednak duża grupa takich, którzy odrzucają wyłącznie Franciszka. Do nich należy Viganò, choć jest prawdopodobne, że poddaje w wątpliwość ważność wyboru również papieży poprzednich. Jeżeli jest prawdą, że przyjął sakrę z rąk Williamsona, to sugerowałoby, że ma podejrzenia co do legalności pontyfikatu św. Jana Pawła II – to on go przecież konsekrował. Viganò uważa za heretycki II Sobór Watykański, a zatem konsekwentnie może uważać za heretyków wszystkich, którzy sobór uznają.

Wesprzyj nas już teraz!

Można oczywiście twierdzić, że należało tolerować działania abp. Viganò; przykładowo bp Athanasius Schneider choć przyznawał, że ekskomunikowanie abp. Viganò ma podstawę formalną, to doradzał papieżowi powstrzymanie się od jej ogłaszania gwoli jedności Kościoła. Franciszek wybrał jednak inaczej i w tym wypadku, jak sądzę, doprawdy trudno go winić: Viganò to nie jest anonimowy ksiądz z polskiej wsi, ale jeden z najbardziej doświadczonych dyplomatów kościelnych, człowiek doprawdy z samego szczytu eklezjalnej elity. Viganò nie ograniczył się też do publikacji jakichś intelektualnych oświadczeń, w których przedstawiałby swoją teorię, ale podjął próbę założenia nowego ruchu – z odrębnymi strukturami. To bliskie jest już tworzeniu alternatywnej wspólnoty kościelnej wobec Rzymu i w związku z tym – zasługuje na to, by się temu przeciwstawić.

Problem w tym, że ekskomunika arcybiskupa Viganò budzi w kręgach konserwatywnych dość poważne zdziwienie: dlaczego Stolica Apostolska ekskomunikuje wyłącznie jego, podczas gdy na całym świecie hula sobie, przez nikogo nie niepokojona, wielka zgraja heretyków modernistycznych? Świeccy, księża, biskupi, nawet kardynałowie opowiadają na lewo i prawo wierutne bzdury; zaprzeczają odwiecznej nauce Kościoła, podważają katolicką moralność, ostatnio coraz częściej pozwalają sobie nawet na bluźnierstwa… i nic. Nie ma ekskomuniki, nie ma żadnych innych kar.

Zwrócił na to uwagę na przykład bp Joseph Strickland, usunięty w 2023 roku przez papieża Franciszka z diecezji Tyler w Teksasie. „Znajdujemy się w dziwnym momencie historii Kościoła. Arcybiskup Viganò został szybko ekskomunikowany, podczas gdy Theodore McCarrick nie jest ekskomunikowany, choć minęły już lata odkąd jego przestępstwa przeciwko Kościołowi wyszły na światło dzienne. […] Zamiast zająć się poważnymi oskarżeniami i pytaniami, jakie stawia arcybiskup Viganò, zostaje po prostu usunięty z Kościoła, co ma oczywisty cel – uciszyć go. Tymczasem McCarrick i wielu innych promowało kulturę, która lekceważy naukę Kościoła lub chce jej zmiany; pozwala im się mówić takie rzeczy a nawet otwarcie to wspiera” – napisał w X.com.

Twierdzenie, jakoby abp Viganò został „błyskawicznie” ekskomunikowany jest pewną przesadą; były nuncjusz w Waszyngtonie zaczął publikować bardzo wątpliwe teksty już w 2020 roku, a od roku 2022 niemal jawnie odrzucał władzę Franciszka. Watykan, mimo wszystko, długo tolerował te ekscesy; co więcej zanim ogłosił ekskomunikę zaprosił arcybiskupa do Dykasterii Nauki Wiary, gdzie ten mógł złożyć wyjaśnienia, ale sam temu odmówił. Mógł podjąć dialog, nie chciał, został zatem ukarany pod swoją nieobecność – tak, jak wybrał.

Jest jednak prawdą, że liberalni hierarchowie robią, co chcą – bezkarnie. Można byłoby wymienić całą masę ludzi, którzy w dawnych czasach niewątpliwie otarliby się albo od razu załapali na ekskomunikę, biorąc pod uwagę treści, które kolportują. Wystarczy pomyśleć o amerykańskich biskupach promujących aborcjonizm i LGBT; albo też o biskupach niemieckich, którzy ogłaszają, że homoseksualizm jest Bożym darem i wzywają do implementacji ideologii transgender w nauce Kościoła.

Problem w tym, że nie można ich ekskomunikować, bo… nie ma podmiotu, który byłby gotów to zrobić.

Papież Franciszek, który odpowiada za publikację takich dokumentów jak Amoris laetitia o komunii dla rozwodników w powtórnych związkach, deklaracja Abu Zabi o różnorodności religijnej czy Fiducia supplicans o błogosławieniu par LGBT nie stanie przecież w oknie Bazyliki św. Piotra i nie ogłosi urbi et orbi, że biskupi Robert McElroy z USA, Reinhard Marx i Georg Bätzing z Niemiec czy Josef De Kesel z Belgii są poza Kościołem ze względu na głoszone przez nich poglądy. Nie tylko dlatego, że być może sam zgadza się jeżeli nie ze wszystkimi, to choćby z częścią tych poglądów; ale przede wszystkim dlatego, że wszyscy ci hierarchowie prawdopodobnie w ogóle nie głosiliby swoich tez, gdyby nie to, że… mogą. Reinhard Marx, który zainicjował w 2019 roku Drogę Synodalną, za życia Benedykta XVI był typowym niemieckim hierarchą, owszem, nastawionym liberalnie, ale bynajmniej nie wojowniczo: zajmował się głównie ekonomią, nie prowadził żadnej batalii o kapłaństwo kobiet czy LGBT, ba, potrafił nawet takie pomysły skrytykować. Robert McElroy został w 2022 roku kardynałem i dopiero wtedy opublikował swój głośny tekst, w którym domaga się Komunii świętej dla aktywnych seksualnie gejów i lesbijek. Jezuita ks. James Martin mógł od zawsze mieć postępowe poglądy, ale swoją głośną książkę o „budowaniu mostów” pomiędzy Kościołem a społecznością LGBT opublikował w 2017 roku, kiedy pontyfikat Franciszka trwał już w najlepsze; doczekał się za to zresztą papieskiej pochwały.

Gdyby Franciszek ogłosił ich wszystkich heretykami, formalnie miałby rację; niemniej jednak te herezje prawdopodobnie nie byłyby nigdy głoszone, gdyby zasiadający na tronie św. Piotra konsekwentnie na to nie przyzwalał. Wielcy moderniści XX wieku, jak sztandarowy Alfred Loisy, publikując swoje heretyckie dzieła dobrze wiedzieli, że w ten sposób sprzeciwiają się nie tylko odwiecznemu nauczaniu Kościoła, ale również wprost woli papieża – ekskomunika była w ich przypadku czymś o tyle oczywistym, że sami nieomal jej chcieli. Podobnie jest w sytuacji, w której dziś ekskomunikuje się, rzadko bo rzadko, ale jednak, księży udzielających „święceń” kapłańskich kobietom: wiedzą, że robią coś, co idzie w kontrze zarówno do Tradycji, jak i woli Franciszka, że naruszają dyscyplinę Kościoła tak ostro, iż czeka ich kara. Progresiści w rodzaju McElroya, Marxa, Bätzinga czy Martina działają zupełnie inaczej: obserwują papieża, widzą, co jest dla niego akceptowalne, a co nie – i nie przekraczają nigdy tej linii. Działają świadomie w zakresie tego, na co papież przyzwala.

Przykładowo, z wielu wypowiedzi wiadomo przecież, że zarówno Marx jak i Bätzing popierają kapłaństwo kobiet: ale żaden z nich nie zdecyduje się na to, by kobietę „wyświęcić”, bo wie, że przekroczyłby wówczas czerwoną linię. Dlatego o tej sprawie tylko mówią; mówią, w dodatku, nawet nieszczególnie wiele, skupiając się na „łatwiejszych” tematach rewolucyjnych, jak LGBT czy władza w Kościele.

Dlatego właśnie ekskomuniki dla tych progresistów nie ma i nie będzie. To może zmienić się wyłącznie wraz z papieżem: ten musiałby dojść do wniosku, że polityka swoistego teologicznego leseferyzmu jest z gruntu błędna i należy wrócić do niezmiennej Tradycji, zacząć to głosić i wzywać wszystkich do pójścia jego śladem. Jestem absolutnie przekonany, że duża część ludzi, o których mowa, szybko zmieniłaby swoją narrację: McElroy doszedłby do wniosku, że homoseksualizm nie jest jednak cnotą, a Bätzing, że kobiety jednak nie mogą być księżmi. Wielu progresistów to ludzie ideowi; ale wielu – i są to właśnie często ci, którzy dotarli na szczyty kariery – to razej koniunkturaliści, którzy mówią to, co daje im wpływy. Czasami jest to mieszanka obu tych postaw i sądzę, że to właśnie jest najczęstsze: w sercu dany biskup jest progresywny, bo chce być w zgodzie z duchem czasu; ale z powodów koniunkturalnych potrafiłby jednak milczeć, a nawet mówić coś sprzecznego z własnymi inklinacjami intelektualnymi, bo tego chce papież.

Jednak jako że papież tego wcale nie chce, to dlaczego się ograniczać? Szczególnych powodów po temu nie widać, no, chyba, że uznalibyśmy, iż chodzi o prawdę. Jednak dla znacznej części progresywnych hierarchów coś takiego jak prawda jest bardzo niejasne i rozmyte; owszem, może bywać jasne, ale dotyczy to takich kwestii, jak słuszność demokracji, konieczność inkluzji i nieodzowność walki z populistyczną skrajną prawicą. W innych sprawach króluje sceptycyzm, postawa: „no, tak, tak, ale ostatecznie, co to jest prawda?…” Progresiści mówią tak, bo taki jest „duch czasu”, tak myśli dzisiaj świat, a papież albo jawnie to wspiera, albo przynajmniej przyzwala, żeby się w ten nurt włączać.

Dlatego ci, którzy na poważnie domagają się całego gradu ekskomunik po tym, jak ekskomunikowany został arcybiskup Viganò, powinni zdać sobie sprawę z jałowości tych apeli. Kościołowi potrzebna jest kontrrewolucja, to znaczy powrót do uznania niezmienności prawd wiary i moralności. Bez tego nic się nie zmieni, a jedyne, co pozostanie, to ekskomunikowanie ludzi naruszających dyscyplinę – czy to wypowiadaniem papieżowi posłuszeństwa, czy to innymi czynami tego rodzaju.

Dobrze, że ekskomuniki są choć w tej kwestii, bo więcej bałaganu nam już doprawdy w Kościele nie potrzeba; żeby wróciły również w sprawach doktryny – trzeba najpierw ogromnej pracy na rzecz odnowy Kościoła. Daj Boże nam siłę do jej podjęcia.  

Paweł Chmielewski

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij