14 czerwca 2023

W archidiecezji łódzkiej wyświęcono w tym roku jednego jedynego księdza. To ciekawy symbol; w końcu archidiecezja łódzka jest szczególną przestrzenią budowy tzw. otwartości Kościoła.

Władze kościelne regularnie zamykają w Polsce seminaria – i długo jeszcze będą je zamykać, bo kandydatów po prostu nie ma. W wielu diecezjach zgłasza się jedna lub dwie osoby, w wielu nie zgłasza się nikt. O przyczynach tego stanu rzeczy można byłoby mówić długo. Chciałbym dziś zwrócić uwagę na jeden aspekt tej sprawy, moim zdaniem szczególnie ważny, bo demaskujący fałszywość narracji tzw. katolicyzmu otwartego.

Mówi się przecież, że Kościół nie otwiera się na młodych: jest skostniały, klerykalny, za mało dynamiczny. Gdyby było inaczej, o, wówczas udałoby się ożywić parafie, wróciłaby wiara – i w efekcie wróciłyby powołania.

Wesprzyj nas już teraz!

Jak pokazuje rzeczywistość, nie ma nic bardziej mylnego. 10 czerwca w archidiecezji łódzkiej wyświęcony został jeden ksiądz. Jeden. Od sześciu lat metropolitą Łodzi jest abp Grzegorz Ryś, który realizuje na swoim terenie wiele „otwartych” inicjatyw duszpasterskich. To oczywiście oznacza, że nie odpowiada jeszcze w pełni za ilość neoprezbiterów w tym roku. Jednak liczba wstępujących do seminarium w ostatnich latach nie jest oszałamiająca. Tymczasem abp Grzegorz Ryś przecież gra na gitarze. Zjeżdża na zjeżdżalni. W łódzkich parafiach ludzie „modlą się flagami”. Na terenie archidiecezji organizowane są ogromne wydarzenia ekumeniczne. Rozwijają się wspólnoty charyzmatyczne, odbywają się duże koncerty i spotkania z „uwielbieniem Jezusa”. Można powiedzieć: marzenie o „Kościele młodych” w praktyce. 

I co? I nic: księży nie ma, innymi słowy – nie ma młodych mężczyzn, którzy chcieliby poświęcić wiele dla kapłaństwa. Dlaczego?

Sądzę, że odpowiedź jest prosta: bo w nowym modelu Kościoła kapłani są w gruncie rzeczy ciałem obcym.

Dla Kościoła „młodości, radości i otwarcia” liturgia nie jest zbyt ważna. Istotne są przeżycia: to, czego się doświadcza, wydarzenia, emocje, spotkania z ludźmi. W tej wizji Kościoła prymarną rolę odgrywa „budowanie jedności”, nie kult. Msza – nazywana tam zwykle Eucharystią – nie jest widziana jako Najświętsza Ofiara, ale jako wspólnotowe zgromadzenie. Ktoś coś śpiewa, ktoś na czymś gra, ktoś rozdaje Komunię. Ksiądz? Ksiądz głosi homilię, ale po prawdzie to świecki lider ze wspólnoty charyzmatycznej na cotygodniowych spotkaniach robi to lepiej. Tak naprawdę – po co jest ksiądz na Mszy? A jeszcze lepiej: po co jest w ogóle Msza, skoro lepszy „kontakt z Bogiem” można mieć na wieczorze uwielbieniowym? Co więcej, „nasi bracia” protestanci jakoś żyją bez Mszy, a od oficjalnych czynników „Kościoła otwartego” słyszymy, że są tak samo wspaniali jak my, więcej, mają nawet „pełnię Słowa”, której nam jakoby brakuje. 

Kapłaństwo stało się głęboko nieatrakcyjne – bo jawi się jako głęboko bezcelowe. Jest za to bardzo kosztowne: celibat, zła propaganda. Dlaczego ktoś miałby zostawać księdzem, skoro może żyć z Bogiem na inne, może nawet „lepsze” sposoby? To naprawdę za dużo kosztuje: kiedy liturgia jest tylko drobnym „oficjałkowym” dodatkiem, a prawdziwe życie chrześcijańskie toczy się gdzie indziej – wtedy zostać księdzem rzeczywiście się „nie opłaca”.

Inaczej we wspólnotach tradycyjnych. Tam są powołania, bo kapłaństwo ma swoją wyjątkowość i ukierunkowanie. Każdy rozumie: Msza to Najświętsza Ofiara. Do składania tej ofiary wezwał nas sam Pan Jezus Chrystus. Trzeba to robić, nie można inaczej: to obowiązek wobec Boga! Kapłan, ofiarnik, jest konieczny: liturgia to jego przestrzeń. Nic dziwnego, że młodzi mężczyźni chcą uczestniczyć w tym Bożym dziele, stając w długim szeregu kapłaństwa od Starego do Nowego Przymierza…

Czy ci, którzy budują Kościół „młodości, radości i otwarcia”, tego nie widzą? Sądzę, że widzą; przecież nie mogą nie widzieć. A jednak nie wracają do wspierania pobożnego odprawiania Mszy świętej w zgodzie z rzymską Tradycją. Nie mówią o Najświętszej Ofierze; przeciwnie, potrafią „organizować” Mszę ad hoc, nagle, z zaskoczenia, żeby wszyscy poczuli „powiew” czegoś „niesamowitego”. Dlaczego? Bo takie są założenia i cele.

Egalitarny Kościół ekumenicznej synodalności nie ma być skupiony wokół kultu. Ten projekt nie potrzebuje ofiary – on wymaga celebracji wspólnotowości. Księża nie są w nim do niczego potrzebni. Celebracją wspólnotowości mogą zająć się z równym powodzeniem inni.

Nie łudźmy się: kandydatów do seminariów nie ma i nie będzie, bo u podstaw wizji Kościoła przyszłości stoi niewyartykułowane wprost założenie: że kapłaństwo należy do przeszłości.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij