Nie ma dziś w Niemczech ważniejszego tematu niż Elon Musk. Od mniej więcej połowy grudnia najbogatszy człowiek świata wyjątkowo silnie interesuje się niemiecką polityką. Musk, który już wkrótce obejmie ważny urząd w administracji Donalda Trumpa, postanowił zupełnie otwarcie poprzeć jedną z niemieckich partii – i to tę, która otoczona jest tak zwaną zaporą ogniową (niem. Brandmauer), Alternatywę dla Niemiec.
W serii wpisów na X.com multimiliarder wychwalał program Alternatywy, zarówno w kwestiach ekonomicznych jak i migracyjnych. Dla Muska AfD prezentuje po prostu normalność i rozsądek. Partia chce uwolnić niemiecką gospodarkę, zamknąć granicę, odrzucić wokeistowski idiotyzm ideologiczny. Dobre wrażenie na Musku robi też współszefowa Alternatywy, Alice Weidel. Doktorat w dziedzinie ekonomii, związek lesbijski (sic), twarda postawa wobec nielegalnej migracji – ta mieszanina, uważa Musk, pokazuje, że Weidel to nie radykał, ale osoba otwarta i racjonalna.
Gdyby Musk ograniczał się do wpisów na X.com sprawa nie byłaby pewnie aż tak komentowana. Amerykański szef Tesli (firmy mocno obecnej w Niemczech) posunął się jednak o wiele dalej. Zdaniem większości niemieckich polityków (spoza AfD) – za daleko… Na łamach prominentnego tygodnika „Welt am Sonntag” opublikował artykuł, w którym uznał Alternatywą dla Niemiec za jedyną nadzieję dla Bundesrepubliki. Niemiecki komentariat wpadł w szał.
Wesprzyj nas już teraz!
Mieszanie się zagranicy w wybory, nieuprawniona ingerencja, skandaliczne wpływanie na postawy wyborców – takie hasła i slogany przebijały z większości wypowiedzi mainstreamowych polityków. Ostra krytyka spadła też na sam tygodnik, oskarżany o łamanie standardów dziennikarskich. Nawet wewnątrz redakcji „Weltu” nie brakowało gorzkich słów.
Redaktor naczelny Ulf Poschardt nie robi jednak kroku wstecz. Opublikował w swojej gazecie tekst, gdzie z jednej strony zdystansował się od poglądów Muska, z drugiej – zdecydowanie bronił prawa wolności słowa. I przyznał, że Musk ma w jednym rację – Niemcy potrzebują „radykalnych zmian”. Tak naprawdę Poschardt również poparł Alternatywę dla Niemiec, bo napisał, że „Niemcy zostaną spisane na straty, jeżeli w skład następnej koalicji wejdą socjaldemokraci lub Zieloni”. Tymczasem inna koalicja jest niemożliwa, chyba, że z AfD. Poschardt skrytykował Alternatywę, ale wymienił tylko jednego jej polityka – reprezentanta najconalistycznego skrzydła, Björna Höcke. Chwalonego przez Muska Weidel w ogóle nie wspomniał. To nie przypadek. Sam Musk nie przejmuje się nagonką. Postanowił pójść za ciosem i ogłosił, że krótko przed wyborami w Niemczech przeprowadzi duży wywiad z Alice Weidel.
Trzeba przyznać, że cała ta sprawa zwiastuje potężny przełom w niemieckiej polityce. W ostatnich latach istniał sojusz pomiędzy skrajnie liberalną polityką amerykańską a kolejnymi rządami w Niemczech. Zawiązał się za kanclerstwa Merkel i prezydentury Obamy, uległ odnowie po przejęciu Białego Domu przez Joe Bidena. Poparcie amerykańskiego multimiliardera i jednego z najważniejszych ludzi stojących przy Trumpie dla tej niemieckiej partii, która kontestuje status quo, to coś naprawdę „dużego”. Niemieccy politycy estabilishmentowi to czują – i reagują ostro. Tym więcej, że poparcie Muska dla AfD, jak pokazał Ulf Poschardt, natrafia na zrozumienie również wśród części medialnych elit. Nie tylko zresztą medialnych – do tego wątku jeszcze wrócę.
Trudno się temu dziwić. Niemcy są w złej sytuacji. Kryzys, który ich niszczy, nosi trzy imiona: przeregulowanie, energia, imigracja. Niemiecka gospodarka nie ma żadnej swobody. Do zamierzchłej przeszłości odeszła duża wolność, którą w latach 60. wprowadzał chadecki minister gospodarki, kanclerz i wreszcie kanclerz Ludwig Erhard, torując drogę do niemieckiego cudu gospodarczego. Niemieckie firmy mają spętane regulacjami ręce.
Ceny energii są potwornie wysokie. Bez rosyjskiego gazu Niemcom została tylko zielona, niepewna energia – i drogie zakupy zagraniczne.
O imigracji nie ma nawet co mówić. Chaos na ulicach, przestępczość, gigantyczne koszty socjalne – i dosłownie żadnego pożytku dla gospodarki.
We wszystkich tych obszarach Alternatywa dla Niemiec proponuje radykalne zmiany. Alice Weidel w gospodarce chce być nowym Ludwigiem Erhardem. Zapowiada zdecydowanie wolnorynkową politykę i kres państwowych regulacji. W sprawie energii – chce postawić na atom, a to oznacza nie tylko autonomię energetyczną, ale także duży bodziec dla rozwoju technologicznego (i potencjalne zyski dla Amerykanów!). W sprawach imigracyjnych Weidel proponuje wyrzucanie z kraju nielegalnych przybyszów, rozprawę z przestępcami, zamknięcie granic dla kolejnych fal islamskich gości. Trudno powiedzieć, czy AfD potrafiłaby skutecznie zrealizować swoje postulaty. Jedno jest jednak pewne: partia przedstawia dobrą diagnozę. Wskazuje chore miejsca i proponuje konkretne, sprawdzone lekarstwa. Do tego dochodzi kompletne odrzucenie wokeistowskiej ideologii, docenienie patriotyzmu i – last but not least – gotowość do bliskiej współpracy z Rosją. W sumie – znaczące wywrócenie kursu politycznego ostatnich lat.
Problem polega na tym, że Alternatywa nie wygra wyborów. Nie ma to po prostu najmniejszych szans. Niemcy będą głosować już 23 lutego. Sondaże są następujące. Wybory wygrywa CDU z poparciem rzędu 31-33 procent. Drugie miejsce zajmuje AfD poparta przez 18-20 proc. głosujących. Dalej plasują się: socjaldemokratyczna SPD (15-17 proc.), Zieloni (12-14 proc.), lewicowa nowa partia, BSW (4-6 proc.), liberalna FDP (3-4 proc.), postkomunistyczna Die Linke (3-4 proc.).
To oznacza, że CDU pod wodzą Friedriecha Merza może mieć do wyboru nawet trzech różnych partnerów koalicyjnych: AfD, SPD i Zielonych. Chadecja jak dotąd całkowicie i kategorycznie odrzuca sojusz z AfD. Chce utworzyć albo tzw. Wielką Koalicję, czyli zbudować sojusz z SPD, albo też zbudować rząd z Zielonymi. W obu wypadkach będzie to oznaczać zasadniczą kontynuację obecnej polityki: zła ekonomia, droga energia, napływ migrantów.
Czy jest możliwa koalicja z AfD? Cóż, tego chce coraz więcej ludzi. W opublikowanym przed świętami sondażu poparcia w hipotetycznych wyborach bezpośrednich na kanclerza wygrała… Alice Weidel, wyprzedzając nawet Friedriecha Merza.
Koalicję CDU/CSU-AfD z otwartością przyjęliby też przedsiębiorcy. Najważniejsza niemiecka gazeta ekonomiczna, „Handelsblatt”, przeprowadziła ankietę wśród czytelników. Postawiła konkretną propozycję: koalicja CDU/CSU-AfD pod warunkiem, że 1. Niemcy zostają w UE; 2. Euro pozostaje walutą kraju; 3. W rządzie nie będzie reprezentantów nacjonalistycznego skrzydła AfD. Jak napisał dziennik, „duża większość” czytelników uznała, że taka koalicja to „dobry pomysł”.
Do wyborów jeszcze ponad miesiąc. Elon Musk wyraźnie chce zmienić ich wynik. Ma w Niemczech swoje konkretne interesy gospodarcze. Jak pisał Ulf Poschardt, autentycznie lubi też niemiecką kulturę. Problem w tym, że Niemcy nie lubią obcej ingerencji. Dla zwolenników AfD poparcie Muska to wprawdzie woda na młyn, ale czy przekona zwolenników innych partii? Musk wyraźnie liczy, że tak. Wydaje się, że to, czego może oczekiwać, to lekki wzrost poparcia dla Alternatywy oraz taka „normalizacja” tej partii w ocenie części niemieckiego społeczeństwa, żeby współpraca CDU/CSU-AfD stała się faktem. Warianty są dwa. Formalna koalicja – albo rządy mniejszościowe chadecji z poparciem AfD. Oba trudne, ale, mówiąc szczerze, któryś z nich może być konieczny, chyba, że Merz okaże się samobójcą. Jeżeli poparcie dla Alternatywy jeszcze wzrośnie kosztem innych partii, zwłaszcza CDU, może to doprowadzić do sytuacji, w których Merz będzie musiał zbudować koalicję… zarówno z SPD jak i z Zielonymi. To byłaby lewicowa katastrofa. Może się okazać, że bez AfD po prostu nie da się skutecznie rządzić.
Jak zakończy się ten polityczny niemiecki kryzys z dużym udziałem USA, jest wysoce niepewne. Jedno jest jasne: za Odrą będzie się działo naprawdę dużo. Jeżeli nawet Merz postawi na kontynuację i zbuduje koalicje z lewicą, będzie to oznaczać tylko zamiatanie problemu pod dywan. Kłopoty ekonomiczne, energetyczne i migracyjne bynajmniej się nie zakończą. Wprost przeciwnie, będą tylko nabrzmiewać, a to dałoby AfD jeszcze mocniejszą kartę w kolejnych wyborach. Scenariusze mogą być różne, nie da się też wykluczyć trwającego przez długie lata pata, jeżeli determinacja innych partii do trzymania Alternatywy za „zaporą ogniową” się nie zmniejszy.
Musk robi, co może, żeby było inaczej. Zobaczymy, czy jego wysiłki przyniosą już teraz jakiś skutek.
Paweł Chmielewski