3 września 2024

Paweł Chmielewski: O mordercach i grabarzach demokracji liberalnej

(Fot: Lisi Niesner / Reuters / Forum)

Wybory we wschodnich landach Niemiec pokazują, że system parlamentarny w Europie zaczyna się kruszyć. Żeby zachować twarz i nie przyznawać się do fundamentalnych błędów chadeccy politycy są w stanie wchodzić w koalicję nawet z komunistami. Liczy się już tylko jedno: bożek „demokracji liberalnej”, choć w istocie z demokracją to wszystko już od dawna nie ma wiele wspólnego.

W Turyngii w cuglach wygrała Alternatywa dla Niemiec, w Saksonii zajęła drugie miejsce ze świetnym wynikiem 30,6 proc., tylko nieznacznie ustępując CDU (31,9 proc.). W obu landach z łatwością mogłyby powstać stabilne, prawicowe rządy, jeżeli tylko CDU zawarłaby koalicję z AfD: w Saksonii premierem zostałby przedstawiciel chadecji, w Turyngii – Alternatywy. Polityka takiego rządu niewątpliwie odpowiadałaby woli wyborców, a prawdopodobnie byłaby też całkiem skuteczna, bo oparta na racjonalnych przesłankach. Jednak w żadnym przypadku tak nie będzie. Przyczyna jest prosta: CDU wyklucza jakąkolwiek współpracę z AfD, będzie więc montować szerokie koalicje z innymi partnerami. Efekt: w obu landach powstaną rządy z udziałem chadeków, socjaldemokratów i neokomunistycznego ugrupowania BSW, a może i postkomunistycznej lewicy.

Politycy CDU – oficjalnie występujący na rzecz takich idei jak wolny rynek, patriotyzm, prawo do życia, tradycyjna edukacja, dobre relacje z Kościołem – będą współpracować ze zwolennikami zamordyzmu socjalnego, wynaradawiania, legalnego dzieciobójstwa prenatalnego, eksperymentów transgender w szkole i antyklerykalizmu. Czy to nie obłęd? Cóż, tak: to właśnie obłęd. Rządy w Turyngii i Saksonii będą kompletnie egzotyczne i uniemożliwią prowadzenie jakiejkolwiek sensownej polityki. Jednak niemieckie elity medialne i polityczne mówią jednogłośne, że to o wiele lepsze, niż współpraca z AfD, bo AfD jest „niedemokratyczna”. Fakt uzyskania przez tę partię ponad 30 proc. poparcia w obu landach powszechnie określa się mianem „klęski” demokracji.

Wesprzyj nas już teraz!

W Niemczech obserwujemy zjawisko podobne do tego, z którym niedawno mieliśmy do czynienia w Polsce. Wybór milionów Polaków za Prawem i Sprawiedliwością w latach 2015 i 2019 został ogłoszony „niedemokratycznym” i był tylko z trudem tolerowany przez środowiska lewicowe i „centrowe”. W 2023 roku PiS znowu wygrało i z perspektywy programowej najrozsądniejszą koalicją byłaby koalicja PiS-PSL-Konfederacja. Żeby odsunąć PiS od władzy zawiązała się jednak idiotyczna koalicja partii lewackiej, centrowo-lewicowej i centrowo-prawicowej Prowadzona przez rząd Donalda Tuska polityka nijak nie odpowiada woli wyborców, bo większość Polaków nie chce, na przykład, rewolucji w systemie oświaty, walki z religią albo legalnego mordowania dzieci na kwit od psychiatry. Wola wyborców i interesy państwa nie odgrywają jednak żadnej roli. Rządzące elity lewicowo-liberalne są zamknięte we własnym świecie: demokracja jest tylko wtedy, kiedy rządzą one same i robią to, co podoba się Brukseli.

Niemcy i Polska nie są wyjątkiem. Już za kilka tygodni będziemy dokładnie to samo obserwować w Austrii. Sondaże wskazują, że w wyborach do parlamentu wygra tam prawicowa partia FPÖ, bardzo bliska AfD i dość bliska Konfederacji/prawemu skrzydłu PiS. Nie będzie jednak rządzić, bo inne ugrupowania utworzą przeciwko niej szeroki front, woląc dopuścić do głosu aborcjonistów i komunistów.

Wyniki wyborów i reakcje na nie pokazują dobitnie, że mamy do czynienia z głębokim kryzysem demokracji liberalnej. We wszystkich państwach zdominowanych przez lewicowe elity prowadzona jest dekadami fatalna polityka. Dotyczy to wielu sfer, dla uproszczenia wskażę tylko na jeden problem. Ze względu na powszechną promocję antynatalizmu i legalizowanie aborcji oraz antykoncepcji we wszystkich krajach tego systemu rodzi się tak mało dzieci, że społeczeństwa błyskawicznie się kurczą. Elity lewicowe nie są zdolne do tego, by zmienić politykę: zabrania im tego przyjęta ideologia. Dlatego leczą tę śmiertelną chorobę demograficzną masową migracją. Co powoduje, oczywiście, gigantyczne obciążenia finansowe i dramatycznie zwiększa przestępczość. Elity lewicowe nie są jednak w stanie rozwiązać i tego problemu, bo ponownie zabrania im tego ideologia. Żeby poradzić sobie z demografią, musiałyby odrzucić libertynizm seksualny. Żeby uporać się z migracją, musiałby przyjąć perspektywę narodową, kończąc z uniwersalistyczną gadaniną o świecie bez granic. Nie mogą tego zrobić, dlatego z roku na rok – jest coraz gorzej.

W efekcie pojawia się oczywista reakcja: mieszkańcy państw dotkniętych kryzysem starają się wykorzystać demokratyczne narzędzia i w wyborach głosują na te ugrupowania, które w ten czy inny sposób próbują zerwać z liberalnymi dogmatami. Ludzie rozumieją albo przeczuwają, że nie ma innej drogi, to znaczy że choroba jest tak poważna, iż zmiana polityczna jest koniecznością. Okazuje się jednak, że system demokratyczno-liberalny jest odporny na taką kurację: zwycięskie ugrupowania prawicowe nie są w stanie wejść do rządu, a sam fakt ich istnienia jest uznawany za przejaw klęski demokracji. W efekcie zawiązywane są koalicje, w których jedyny mniej lub bardziej racjonalny element (w Niemczech będzie to częściowo CDU, w Austrii ÖVP, w Polsce PSL) zostaje zmarginalizowany albo po prostu spętany przez wymogi zawierania kompromisów z pozostałymi koalicjantami. A to oznacza, że prowadzona przez te koalicje polityka będzie z definicji zła i tylko pogłębi istniejące problemy.

Można przewidywać, że będzie się to wiązać z dwoma procesami. Z jednej strony cały czas będzie wzrastać poparcie dla formacji prawicowych, jak AfD, FPÖ czy długoterminowo także prawe skrzydło PiS/Konfederacja. Dzięki konsekwentnej polityce izolacji te ugrupowania nie będą jednak mogły dojść do realnej władzy, zwłaszcza w Europie zachodniej. Doprowadzi to do takiego spiętrzenia problemów wywołanych przedłużającymi się rządami lewicowo-liberalnymi, że kiedy wreszcie mur zostanie przebity, naprawa sytuacji drogą konsensualną i z pełnym poszanowaniem zwykłych narzędzi demokratycznych – z natury rzeczy dość słabych i powolnych – będzie po prostu niemożliwa. Przeprowadzenie autentycznej kuracji będzie po prostu wymagało zastosowania środków ekstraordynaryjnych, to znaczy: zawieszenia obowiązującego wcześniej porządku liberalno-demokratycznego, tak, by umożliwić podmiotowi politycznemu wybranemu przez naród możliwość wykonania precyzyjnych i niezbędnych działań.

Pytanie: czy w przypadku powodzenia tej operacji racjonalnym będzie powrót do dawnego systemu, czy raczej kontynuowanie prowadzenia polityki w oparciu o zupełnie nowe zasady, co najwyżej z pewnymi pozorami dawnych?

I na co zdecydują się wyborcy – na przyznanie im samym pełni praw demokratycznych, czy raczej na stabilizację kursu politycznego bez pełni tych praw?

Dzieje później republiki rzymskiej pokazują, że po epoce chaosu władza bynajmniej nierepublikańska może zarówno być odbierana jako wybawienie, jak i w praktyce rzeczywiście nim być. W głośnej książce „Na drodze do imperium” David Engels stawiał tezę, zgodnie z którą Unia Europejska powtórzy rzymski schemat i zamieni republikę na jedynowładztwo, w tej czy innej formule. Wiele wskazuje na to, że tak będzie: sytuacja coraz bardziej do tej dojrzewa.

W ten sposób najgorsze obawy „większości” demokratyczno-liberalnej rzeczywiście się spełnią, bo takie ugrupowania jak AfD czy FPÖ mogą okazać się grabarzami demokracji liberalnej. Tyle tylko, że to porównanie trzeba potraktować dosłownie: one demokrację liberalną tylko pogrzebią, bo wcześniej zamordowali ją sami „demokraci”.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij