Sprawa bezprawnego wygaszenia mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika była kluczowym momentem, który od tej pory obciąża Szymona Hołownię, Polskę 2050 i całą Trzecią Drogę. Są one (współ)odpowiedzialne za cały system łamania prawa, za tak zwaną demokrację walczącą, wprowadzaną systematycznie przez Donalda Tuska od 13 grudnia zeszłego roku – uważa Paweł Lisicki, publicysta, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”.
Gość Poranka Wnet w pierwszej kolejności spytany został o sprawę Funduszu Sprawiedliwości i związane z tym aresztowanie na 3 miesiące byłego wiceministra Marcina Romanowskiego. – Myślę o tej sprawie bardzo, bardzo źle, szczerze mówiąc. Ponieważ już pomijając kwestie polityczne, czyli tego ogólnego zarzutu, który przedstawiła prokuratura – bo przypomnę, że zarzut mówi o tym, iż pan Marcin Romanowski stoi na czele tak zwanej zorganizowanej grupy przestępczej działającej w Funduszu Sprawiedliwości. Zdaniem prokuratury, grupa działała w sposób bezprawny, udzielając pieniędzy nie na to, na co powinna ich udzielać – odpowiedział Paweł Lisicki.
Wesprzyj nas już teraz!
– Uważam ten zarzut za kompletnie niedorzeczny, ale załóżmy, że prokuratura albo prokuratorzy jakoś w to wierzą. Jest grudzień 2024, od czasu postawienia tych zarzutów minęło wiele, wiele miesięcy. Jedynym realnym i sensownym uzasadnieniem tymczasowego aresztu w prawie polskim jest tak zwane niebezpieczeństwo mataczenia. Gdyby nawet pan Romanowski był członkiem albo odpowiadał za jakąś formę działalności sprzecznej z prawem, to miałby już tyle miesięcy, tyle możliwości mataczenia, żeby wszystko wymataczył, co by się tylko dało – zauważył ironicznie gość Radia Wnet.
Fakt, że sąd zgodził się na aresztowanie byłego wiceministra po tak wielu miesiącach, biorąc pod uwagę to, że wszyscy inni oskarżeni w tej sprawie pozostają na wolności, stawia – w przekonaniu red. Lisickiego – w bardzo złym świetle sędziego, który wydal postanowienie.
– Są możliwości dwie, albo sędzia, który wydał ten wyrok, jest osobą niespełna rozumu, albo podlega politycznej presji i został wykorzystany jako instrument dla obecnej władzy. Czyli mamy do czynienia z czymś bardzo brzydkim, bo to można nazwać prostytuizacją sądu – ocenił publicysta.
W przekonaniu Pawła Lisickiego, działaniami w tej i innych sprawach jest ze strony obozu rządzącego chęć wywiązania się ze złożonej wyborcom obietnicy „rozliczenia” PiS-u. Jednak, jak zauważył redaktor „Do Rzeczy”, największym sukcesem tych rozliczeń jest odebranie Jarosławowi Kaczyńskiemu immunitetu z powodu awantury, w jaką wdał się sprowokowany przez reprezentanta marginesu społecznego.
– Jedyne co osiągnął w ten sposób Donald Tusk, to pokazał, że on jest w stanie w Sejmie odebrać Jarosławowi Kaczyńskiemu immunitet za sprawę całkowicie marginalną, nie mającą nic wspólnego z tak zwanymi wielkimi rozliczeniami PIS – zauważył.
Jedno z pytań Jaśminy Nowak dotyczyło ewentualności rozpadu koalicji, w której raz po raz pojawiają się istotne rozbieżności. Jednak Paweł Lisicki uważa, iż ugrupowania tworzące dziś obóz władzy łączy system tzw. haków i coś w rodzaju mafijnej zmowy.
– W filmach gangsterskich jest zwykle tak, że jest szef, który tym gangiem zarządza, ma grupę bliskich współpracowników, no i przyjmują kogoś nowego. Żeby on był częścią tego systemu, to się musi „umoczyć”. Wysyłają go, żeby on przeprowadził różnego rodzaju operacje, które sprawiają, że on potem nie będzie mógł już odmówić, bo stał się zakładnikiem tego układu, w którym tkwi. Już nie będzie się mógł wycofać. Będzie miał na sumieniu te same przestępstwa i te same formy złamania prawa, które ma grupa przywódcza – obrazowo wyjaśniał szef „Do Rzeczy”.
W odniesieniu do Szymona Hołowni takim hakiem może być – jego zdaniem – sprawa bezprawnego wygaszenia mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. – To był kluczowy moment, który już na Hołowni, na Polsce 2050 i na całej Trzeciej Drodze w ogromnym stopniu ciąży. Oni są odpowiedzialni za cały system łamania prawa, za tak zwaną demokrację walczącą. Pod pojęciem demokracji walczącej należy rozumieć tę demokrację łamiącą prawo, którą Donald Tusk systematycznie wprowadza od właśnie 13 grudnia tego roku – mówił publicysta.
Prowadząca rozmowę spytała jeszcze m.in. o wypowiedź, jakiej udzielił Onetowi Piotr Łukasiewicz, pełniący funkcję ambasadora Polski w Kijowie.
– Powiedział dwie rzeczy moim zdaniem szokujące – ocenił Paweł Lisicki. – Pierwsza rzecz, że przełom w relacjach polsko-ukraińskich ma polegać na tym, że strona ukraińska może się zgodzić na ekshumację, ale bez upamiętnienia. Będzie to oznaczało, że można, że tak powiem, wydobywać zwłoki zabitych podczas rzezi wołyńskiej, ale nie będzie można stwierdzać, kto ich zabił, w jaki sposób ich zabił, w jakim kontekście, i tak dalej. Czyli, że będą to, rozumiem martwe miejsca z informacją o tym, że dana osoba zginęła i tyle. To jest w ogóle coś całkiem przeciwnego do tego, czego Polska się domaga – podkreślił gość Radia Wnet.
Jeszcze bardziej w wywiadzie ambasadora zszokowało Pawła Lisickiego stwierdzenie, że skoro Polacy „jego zdaniem, bardzo długo dochodzili do zrozumienia, czym było Jedwabne, więc dlatego my musimy pozwolić Ukraińcom, żeby, długo dokonywali refleksji nad tym, kim był pan Bandera i pan Szuchewicz”. – Czyli postawił na równym poziomie Jedwabne i Wołyń – powiedział publicysta, wskazując na absurdalność stawiania na równi niemieckiej zbrodni – co najwyżej dokonanej z udziałem grupy Polaków – z motywowaną ideologicznie zbrodnią masowego zabijania Polaków przez ukraińskich nacjonalistów.
– Ten pan z pewnością nie zasługuje na to, żeby być jakimkolwiek dyplomatą, a z pewnością nie polskim, w Kijowie – podsumował Paweł Lisicki.
Źródło: Radio Wnet
RoM