– Prawdziwa schizma, prawdziwy rozpad dokonał się wtedy, kiedy hierarchów Kościoła zaczęło opanowywać przekonanie, że wszyscy zostaną zbawieni – mówi w rozmowie z Tomaszem D. Kolankiem na łamach książki „Czas szaleństwa czy czas wiary” Paweł Lisicki.
Tomasz D. Kolanek zapytał redaktora naczelnego tygodnika „Do Rzeczy” czy Kościołowi grozi schizma na niespotykaną dotąd skalę? A może ta schizma już trwa, tylko wszyscy starają się udawać, że nie jest źle, że jakoś to będzie, a ostatecznie nawet jak do niej dojdzie, to przecież wierzymy „w tego samego Boga”?
Wesprzyj nas już teraz!
– Ale czym jest schizma? Nieposłuszeństwem wobec legalnej kościelnej władzy. Pojęcie schizma miało sens, kiedy posłuszeństwo wiązało się z wyznawaniem Prawdy dogmatycznej i etycznej. Dzisiaj jednak, skoro papież nie jest zainteresowany ortodoksją, uważając prawowierność za przejaw faryzeizmu (swoją drogą jak on to godzi z walką przeciw antysemickim stereotypom?) właściwie na czym polega schizma? Wierzymy w tego samego Boga, a może nawet w Niego nie wierzymy, ale jesteśmy razem i angażujemy się na rzecz człowieka. Tak zresztą przekonywał katolików do nieopuszczania Kościoła katolickiego jeden z niemieckich biskupów: bo w ten sposób tracą możliwość wspierania działalności charytatywnej – odpowiedział Paweł Lisicki.
– Prawdziwa schizma, prawdziwy rozpad dokonał się wtedy, kiedy hierarchów Kościoła zaczęło opanowywać przekonanie, że wszyscy zostaną zbawieni. Mimo że tezę tę można znaleźć w pismach znanych teologów i wysokich rangą hierarchów nikt z nich z tego powodu nie został z Kościoła wykluczony. Powszechność wiary w powszechne zbawienie i brak reakcji na tę herezję – to jest prawdziwe źródło choroby. Rzeczywiście, jeśli znika życie nadprzyrodzone, jeśli zbawienie należy się każdemu od chwili poczęcia, jeśli każdy człowiek na zawsze jest zjednoczony z Chrystusem i zbawiony, to Kościół może pozostać jedynie instytucją niesienia pomocy społecznej, klubem czcigodnych seniorów. Spory dogmatyczne i polemiki doktrynalne przypominają wtedy rozmowę warzyw z wiersza Brzechwy:
„Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”
Naszą zupą jest powszechne zbawienie, po co zatem się spierać? Wówczas pojęcie schizmy traci sens. Tak jak nie ma herezji, tak nie ma schizmy. Panuje powszechna akceptacja. W każdym błędzie tkwi nieco prawdy, w każdej niegodziwości nieco słuszności. No to kto kogo i za co ma tu wykluczać? Owszem, pozostaje pytanie, czy taki Kościół, który nie nazywa rzeczy po imieniu, może być nazywany świętym. Nie sądzę – podsumował redaktor naczelny „Do Rzeczy”.
Źródło: „Czas szaleństwa czy czas wiary”
TK