Beata Pawlikowska otwarcie przyznaje się do pogańskich praktyk. O rozmowach z duchami, „pozazmysłowych doświadczeniach” i „świętej medycynie” podróżniczka mówiła niedawno podczas wywiadu na cieszącym się sporą popularnością kanale. Prowadzący wtórował jej „zainteresowaniem” ezoteryzmem. Zabobon podnosi głowę w atmosferze nasilonej ateizacji. Choć „nowoczesność” samowolnie uzurpuje sobie miano wieku „racjonalizmu”, to właśnie jej chaos można winić za renesans pogaństwa.
Choroba wieku
Wesprzyj nas już teraz!
Wywiad, jakiego Beata Pawlikowska udzieliła „Żurnaliście”, jest symptomatyczny. Samo nagranie zaczyna się od omówienia problemu nad wyraz „aktualnego” – depresji i tego, jak radiowa prezenterka miała poradzić sobie z tą „cywilizacyjną chorobą”. Nagranie obejrzało już ponad 250 tysięcy widzów. To zresztą zwyczajny wynik materiałów na tym kanale. Tysiące młodych, zmagających się z kryzysem zdrowia psychicznego, mogłoby więc sądzić, że Beata Pawlikowska to wzór do naśladowania. Tym bardziej, że w nagraniu epatowała uśmiechem i przekonywała, że świadomie przemieniła swoje życie. Czy rzeczywiście ma receptę na coraz powszechniejszą chorobę wieku?
Znana z cyklu „Świat według blondynki” podróżniczka podkreśliła, że nie postrzega tego zaburzenia jako dysfunkcji działania mózgu. Jej zdaniem, to „rana duszy”, której źródła lepiej wyjaśnia teoria skupiona na społecznym, charakterologicznym, jak i biologicznym podłożu zaburzenia nastroju. Z tego względu pisarka nie jest zwolenniczką sięgania po antydepresanty.
W tym podejściu zdaje się tkwić wiele zdrowego rozsądku… Od postrzegania depresji jako skutku zmian w chemicznych procesach mózgowych dystansuje się również wybitny kanadyjski erudyta i badacz Jordan Peterson. Zdaniem autora popularnych poradników, to zaburzenie nastroju jest skutkiem kryzysu znaczenia: braku przewyższającego przyjemność celu życia. Bierność i smutek, jakie powstają przez tę nieobecność, powodują w organizmie zmniejszenie liczby sygnałów związanych ze szczęściem i pobudzeniem do działania. Dezaktywacja struktur neuronalnych to dopiero następstwo.
Wizja Petersona zdaje się jak ulał przystawać do stylu życia, o jakim na antenie „Żurnalisty” opowiadała Pawlikowska. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że telewizyjna gwiazda wolałaby nie zdawać sobie sprawy z tego faktu. To właśnie uderzająca sprzeczność zwracająca uwagę już na samym początku wywiadu. Podróżniczka odwołała się do złożonych podstaw depresji, ale o powodach jej zaburzenia potrafiła powiedzieć tak niewiele.
Jednocześnie celebrytka chwaliła się, że już od nastoletniości żyje „bardzo świadomie”. Trudno wziąć to zapewnienie za dobrą monetę. Już jako nastolatka przyszła podróżniczka uciekła z domu. Mając 16 lat zaczęła regularnie nadużywać alkoholu – wręcz upijać się aż do nieprzytomności. Trzy lata później została wykorzystana seksualnie w Wielkiej Brytanii przez mężczyznę, który podsunął jej narkotyki. Od tamtego czasu angażowała się w przygodne kontakty seksualne z przypadkowymi partnerami. Jak sama wspominała, były to relacje niestabilne i konfliktowe. Nadużywała też papierosów… Imała się studiów, które jednak przerwała… Jeśli nastoletniość Beaty Pawlikowskiej coś przypomina, to z pewnością nie życie świadome, ale właśnie chaos rodem z teorii przyczyn depresji Petersona.
Ten nieporządek zdaje się trwać, skoro Pawlikowska tak niewiele potrafi powiedzieć o powodach tych wyborów. Zdawkowy opis źródeł jej długoletniego cierpienia sprowadza się do uwagi, że niektóre dzieci mają większe, inne mniejsze potrzeby – ona należała zaś do tej pierwszej kategorii… Trudno takie tłumaczenie uznać to za wiarygodny opis przyczyn konfliktu rodzinnego, ucieczki z domu i ryzykownych zachowań.
Podobną niewiadomą jest to, czemu Pawlikowska, jak twierdzi, zawdzięcza uzdrowienie. Kluczowym momentem miała być dla niej wizyta wizyta w dżungli, ale również „duchowe doświadczenie”. Podczas wywiadu wspominała, jak pogrążona jeszcze w psychicznym kryzysie, ujrzała w swoim lustrzanym odbiciu dziecko z przeszłości i „zdecydowała się nim zaopiekować”. W jakiś sposób miało to oznaczać jej gotowość do pokochania samej siebie i gwarantować poprawę. Ostatecznym momentem przemiany miały być jej wyjazdy do lasu deszczowego, gdzie musiała zmierzyć się ze słabościami i przestać żyć według dotychczasowych schematów… I już. Tyle. Dekady dysfunkcyjnego życia przerwać miało podążanie za „płomykiem dobra”, który tlił się w jej duszy przez mroczne lata. „Zdecydowała się pokochać siebie”; „pogłębiła świadomość”… Slogany bez istotnej treści.
Całe wyznanie daje wrażenie, że podróżniczka ma niewiele do powiedzenia o swojej depresji, ale koniecznie chce wierzyć, że pojęła ją doskonale. Słowa gwiazdy wskazują raczej na osobę, która chroni się przed niepewnością życia zapewnieniami o wyjątkowej świadomości. Ta poszlaka ujawnia bardzo wiele o pogańskich fascynacjach podróżniczki.
Jak bowiem dowodzą badania psychologiczne (Andreas Hergovich, Field dependence, suggestibility and belief in paranormal phenomena, Personality and Individual Differences, 34, 2, 195-209, 2003) podatność na hipnozę, wiarę w astrologię, ezoteryzm i aktywność paranormalną warunkują takie czynniki jak skłonność do ulegania sugestiom i zależność od pola. Znaczenie tej pierwszej cechy wydaje się łatwe do zrozumienia. Druga oznacza postrzeganie rzeczywistości w sposób mało szczegółowy: przywiązanie do intuicyjnych i całościowych interpretacji świata bez dostrzegania tego, co podważa ich wiarygodność. Jak przekonywał w swoim badaniu z 2003 roku Andreas Hergovich, tendencje te daje się wyjaśnić „mechanizmami radzenia sobie z niepewnością w świecie zewnętrznym”…
Pewność dysponowania „pozazmysłową wiedzą”, doświadczenie „rozmów z duchami”, poczucie „otwarcia na wszechświat” oswajają chaos i zagrożenie niestabilnego życia. Dla Pawlikowskiej, która już w najmłodszych latach pogrążyła się w ryzykownych czynnościach to „bezpiecznik” o szczególnym znaczeniu…
Podróżniczka przedstawia się jako osoba bez korzeni i tożsamości. W całym wywiadzie u Żurnalisty – gdy mówi o źródłach depresji – ani razu nie padły słowa: ojciec, matka, dom. Oto osoba, która od najmłodszych lat nie miała na czym się oprzeć i komu zaufać. Pawlikowska nie umie powiedzieć, skąd jej bunt i szkodliwe zachowania… Nie ma jednak wątpliwości co do skuteczności szamańskich rytuałów, uznaje „świętą” medycynę, prywatne rytuały „łączenia ze wszechświatem”. Wierzy również w „rozmowy z duchami”, które ma prowadzić regularnie. To schronienie przed stale obecnym strachem i niewiedzą. Warto dodać, że w czasie wywiadu pisarka wspomniała też o anoreksji, która również miała ją dręczyć. Sama przyznała przy tym, że restrykcyjne panowanie nad wagą i ilością pożywienia było dla niej źródłem zastępczego poczucia kontroli. Pogańskie praktyki mają tu taką samą rolę.
Zabobon: „Miasto ucieczki” dla ofiar racjonalistów
Ezoteryzm Pawlikowskiej nie jest wcale niczym zaskakującym w wieku „scjentyzmu”. Katoliccy apologeci wielokrotnie zwracali uwagę, że pogaństwo i zabobon odradzają się tam, gdzie pod wpływem „racjonalizmu” upada wiara chrześcijańska. Fakt, że w odartym z prawdziwej religii świecie powraca bezrozumny kult, podkreślał m.in. św. Józef Sebastian Pelczar: „Zabobon trafia się nie tylko pośród ludzi wierzących, ale także niedowiarków i to bardzo postępowych, bo wszakże wśród nich znajdują zagorzałych adeptów buddyzm, spirytyzm, okultyzm i inne aberracje”, pisał święty polski biskup w „Obronie Religii Katolickiej”.
Przykład Pawlikowskiej stanowi cenne tło dla tej obserwacji. Pogaństwo podróżniczki to reakcja na „klimat” ery pozbawionej religijnej podstawy życia. „Życie nie znosi próżni” – a trudno o kulturę bardziej wybrakowaną niż taka, w której jedynie stanowisko nauk przyrodniczych i materialna rzeczywistość uchodzą za wiarygodny punkt odniesienia. Odrzucenie wiedzy płynącej z zasad prawdziwej religii i tradycji oznacza utratę podstawy w krytycznych dziedzinach: wychowania, życia małżeńskiego, moralności…
Wiara bowiem poucza nie tylko o tym, co nadprzyrodzone. Poza przerastającą rozum wiedzą o Bogu w objawieniu są jeszcze revelabilia: prawdy, które człowiek może poznać o własnych siłach, ale wielu co do nich błądzi. Dzięki tej zawartości religia daje nie tylko poznanie nadprzyrodzoności – wskazuje też kluczowe zasady postępowania. Kierunkują ku szlachetności i wewnętrznemu ładowi. Odzwierciedlają prawo natury – a zatem pozwalają w przyrodzonym świecie właściwie się zorientować…
Odrzucenie tej skarbnicy wiedzy przez zanegowanie wszystkiego, co „nieempiryczne”, skazuje większość na błądzenie w najbardziej kluczowych dziedzinach życia. Również w wychowaniu i stosunkach rodzinnych. Trafną drogę odnaleźć mogą już tylko najbardziej wprawne i pojedyncze umysły. Tłum poddaje się jednak raczej pogoni za wygodą i przyjemnością. Tak powstaje świat wybrakowany – nieprzewidywalny i pozbawiony drogowskazów, a jeśli te nawet są, to wiodą ku przepaści.
Wszechobecna dekonstrukcja zrębów stabilności społecznej jest przyjaciółką poganizacji. Pod wpływem nihilistycznego ciężaru ludzka psychika załamuje się i chwieje. Stąd powrót nieracjonalnej „duchowości”. Tak jak w starożytnym politeizmie jest ona ucieczką człowieka przed konfrontacją z tragedią, która przerasta jego zrozumienie. Rytuały odpowiadają na strach przed fatum. Pozwalają widzieć w wydarzeniach już nie skutek własnych win czy okrucieństwa wrogów, ale efekt… takiego czy innego ułożenia gwiazd. Nowocześni poganie i ezoterycy uspokajają chaos moralny i zewnętrzny oczyszczaniem poprzednich wcieleń bądź też próbami wróżenia przyszłości. Aby panować nad losem i codziennością nie trzeba już ryzyka i wysiłku, ale symbolicznych obrzędów.
Inność chrześcijaństwa
Znamienne pogańskie pomieszanie „pozazmysłowego” i doczesnego wymiaru w fascynacjach Pawlikowskiej widoczne jest do bólu. Szaman nie może palić i pić alkoholu by uzyskać „moc”, a zażycie ayahuaski ma prowadzić do rzeczywistego wejścia w świat „pozazmysłowy”. Odkryto więc sposób, by za pomocą fizjologicznie wywoływanych halucynacji postrzegać nadprzyrodzoność… Oto śmiertelne zagrożenie pogańskiej duchowości, a także jego radykalna inność od chrześcijaństwa. Zdrowa religia poszukuje Boga i ku Niemu prowadzi. Ta wypaczona służy objaśnianiu losu. Podporządkowana zostaje prywatnemu przeżyciu oraz doczesności…
Trzeba koniecznie odpowiedzieć na nieuczciwe pomylenie, które zrównuje chrześcijaństwo z takimi praktykami. Często spotyka się zarzut, że wiara w Trójcę Przenajświętszą i Opatrzność nie różni się niczym od traktowania „na serio” narkotycznego widu po zażyciu ayahuaski czy osobistych „wizji”.
Te ignoranckie komentarze pomijają kluczową różnicę. Pogaństwo sugeruje, że dzięki „duchowym” działaniom człowiek może sprawować kontrolę nad swoim doświadczeniem. W ezoteryzmie świat „pozazmysłowy” jest bezpośrednio związany z tym, co rzeczywiste. To jak gdyby „duchowa strona wydarzeń”. Toteż jeśli komuś źle się dzieje – jest przeklęty, ma niskie wibracje, nie otworzył się duchowo. Kto natomiast pozostaje w łączności ze wszechświatem, temu powodzi się dobrze, przyciąga dodatnie przeżycia, dysponuje wlaną wiedzą daną w prywatnych wizjach.
W ujęciu chrześcijańskim tymczasem, rzeczywistość łaski nie jest związana z naturą. Przeciwnie – człowiek z urodzenia nie ma uczestnictwa w nadprzyrodzonej boskości, a zyskuje ją wraz ze chrztem i wiarą. Tym bardziej nie ma jej świat czy przyroda. Stworzenie funkcjonuje przede wszystkim w oparciu o prawo natury, a życie, jakie Bóg otwiera przed wierzącymi, to osobna i niedoświadczalna zmysłami sfera. Dlatego Chrystus pytany, kto zgrzeszył powodując trąd chromego człowieka, odrzuca tę logikę. Natura i ciało nie są kategoriami religijnymi, które miałyby wskazywać na połączenie z Bogiem lub jego brak… Interakcje nie są oczywiście niemożliwe, ale stanowią wydarzenie wyjątkowe z woli Wszechmogącego – cud.
Pogańskie „wierzenia” radykalnie różnią się też od katolickiego credo. W tych pierwszych tematem pozazmysłowej „wiedzy” stają się na przykład daty wydarzeń, wizje przyszłości, własne doświadczenia i los… Z objawienia chrześcijańskiego człowiek nie dowiaduje się, kiedy i dlaczego spotyka go cierpienie, czemu choruje, czy poczuje się źle. Wiara to nie tłumaczenie przyrodzoności, ale prawda dająca poznanie transcendentnego Boga oraz Jego woli.
Ezoteryzm oraz pogańskie praktyki traktować trzeba przede wszystkim jako śmiertelne zagrożenia religijne. Oznaczają one uwikłanie „duchowości” w służbę potrzebom natury. To degradacja potencjału wiary oraz poważna przeszkoda na drodze do poznania Boga, który stworzenie przerasta. Inspiratorem jest tu – rzecz jasna – ten, który więź między człowiekiem i jego Stwórcą podkopał jako pierwszy: Zły. To dla nas podpowiedź, skąd płyną „natchnienia” ezoteryków i jakie „duchy” im towarzyszą. Gdy ubóstwiają własne iluzje, jest z nimi i ojciec wszelkiego kłamstwa… Z radością zaciera on wówczas ręce.
Charyzmatyzm – chrześcijańska ayahuasca?
Tym bardziej smucić musi fakt, że wpływowe tendencje w duchowości chrześcijańskiej wydają się zbliżać do pogaństwa. Style „modlitwy” i przekonania z protestanckich „mega-kościołów” przedostają się i do nominalnie katolickich duszpasterstw. Uczą na przykład, że modlitwa jako taka ma moc uzdrawiania, pobożność gwarantuje życiowy sukces, a działanie Ducha Świętego przejawia się nade wszystko w naturze przez napad niezrozumiałego słowotoku, uczucia czy „spoczynek w duchu”.
Tendencją w niektórych ruchach charyzmatycznych zdaje się być skupienie na prywatnych przeżyciach. Gdy nadprzyrodzoność nie objawia się spektakularnie podczas emocjonalnych „uwielbień” – a w rzeczywistym działaniu łaski poprzez sakramenty – nie jest już darzona zainteresowaniem. To uczuciowa „relacja z Bogiem”. Jej sednem nie są wiara i cnota, ale uniesienie, samozadowolenie i udane życie – to dla niektórych główny „religijny” temat.
Trudno chyba o wyraźniejsze uosobienie tej degeneracji wiary niż postać nowej przewodniczącej biura religijnego Białego Domu. Paula White-Cain to propagatorka „ewangelii sukcesu”, która sama wysnuła swoje przekonanie o własnej misji i wyjątkowości. – Tam, gdzie stoję, jest miejsce święte; dokąd idę, tam rządzi Bóg – przekonywała podczas jednej z konferencji. Chrystus w jej ujęciu jest zaś dawcą spełnienia i majątku…
Coraz silniejsza „pentekostalizacja” Kościoła i heretyckich wspólnot wyznaniowych zdają się być owocem tego samego chaosu, jaki działa na rzecz powrotu ezoteryzmu i pogańskiej wiary w paranormalność. Duchowość traci w obu tych wydaniach swoją rolę i zyskuje rangę oswajania pustki człowieka post-nowoczesnego. Zamiast prowadzić ku Bogu, wikła go w przyrodzoność i kieruje oczy ku marnościom.
Filip Adamus