Najwspanialszym owocem zaistnienia cywilizacji chrześcijańskiej w Ameryce Łacińskiej jest jej dziedzictwo kulturowe i artystyczne, które coraz częściej uwodzi europejskich badaczy. Dziedzictwo to zyskuje szczególnie bogaty i ważny wymiar w kulturze Peru jako konsekwencja historyczno-geograficznych faktów z początków chrześcijaństwa w Nowym Świecie.
Ewangelizacja Ameryki hiszpańskiej i portugalskiej to dzieło misyjne bez precedensu w historii świata. Zapoczątkowana u progu XVI wieku, niespełna półtora wieku później dobiegała pomyślnego końca, obejmując swym zasięgiem terytorium o powierzchni przekraczającej dwadzieścia milionów kilometrów kwadratowych – od środkowego Chile aż po północne rubieże Kalifornii. Rezultat tych działań był tak nadzwyczajny, że kilka wieków później papież Jan Paweł II mógł powiedzieć, iż w odróżnieniu od narodów Europy, które na nawrócenie potrzebowały kilku wieków, narody Ameryki Łacińskiej narodziły się jako narody chrześcijańskie. Heroiczny wysiłek cywilizacyjny towarzyszący ewangelizacji sprawił, że obyczaje chrześcijańskie zdołały wyprzeć prymitywne pogańskie obrzędy w rodzaju kanibalizmu, mordów rytualnych, poligamii, kazirodztwa, aborcji czy dzieciobójstwa. Co więcej, w miarę jak rozwijała się i prosperowała łagodząc obyczaje nowa chrześcijańska cywilizacja, coraz bujniej rozkwitał godny najwyższej pochwały talent tubylców, kładąc podwaliny pod kulturowy metysaż, który miał wkrótce przynieść nadzwyczajne owoce na polu sztuki.
Wesprzyj nas już teraz!
Ekspansja chrześcijaństwa w hiszpańskiej Ameryce
W procesie rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa na półkuli południowej opatrznościową rolę odegrało Peru, analogicznie do roli Rzymu w ekspansji chrześcijaństwa u samego jego zarania. Centralne położenie geograficzne kraju, w środku południowoamerykańskiego wybrzeża Pacyfiku oraz polityczno-administracyjna jedność wypracowana przez Inków w XV wieku stwarzały dogodne warunki dla podjęcia ewangelizacji. W chwili przybycia Hiszpanów na kontynent, inkaskie imperium Tahuantisuyo sprawowało jurysdykcję nad terytorium rozciągającym się na przestrzeni pięciu tysięcy kilometrów z północy na południe: od dzisiejszej granicy Kolumbii i Ekwadoru aż po środek Chile i północną część Argentyny. Wszędzie tam, na podobieństwo łaciny w podbitej przez Rzymian Europie, współistniał z innymi wywodzący się z Cuzco język keczua, regionalna odmiana lingua franca. Stąd, wraz z zastąpieniem imperium Inków przez Wicekrólestwo Peru, to ostatnie staje się naturalnym centrum promieniowania cywilizacji chrześcijańskiej, zarówno w wymiarze religijnym, jak i społeczno-kulturowym.
Wzorcowym ośrodkiem tego promieniowania jest Cusco – stara stolica inkaskiego imperium, usytuowana u stóp wschodniego łańcucha masywu Andów. Tam rodzi się do życia oryginalny nurt artystyczny, działający we wszystkich przejawach sztuki sakralnej i świeckiej, którego apogeum przypada na wiek XVII. Czerpiąc inspirację ze szczęśliwej syntezy elementów europejskich i autochtonicznych, szkoła ta oddziaływała na południu, na terenach dzisiejszej Boliwii, północnej Argentyny i Chile (które wchodziły w skład Wicekrólestwa Peru), ale także na północy, w Ekwadorze i Kolumbii oraz na wschodzie, aż po Paragwaj.
Po skromnych i niepewnych początkach, kiedy to architektura religijna, muzyka i malarstwo doświadczają różnorodnych wpływów – flamandzkich, włoskich, niemieckich, a nawet zarzuconego już w Europie gotyku – dość szybko krystalizuje się i zaczyna dominować w regionie styl nazwany później „barokiem peruwiańskim”. W odróżnieniu od europejskiego baroku, naznaczonego dekadencją dominującego w wiekach średnich ostrołuku a także spadkiem tonów wysokich, spowodowanym wpływem naturalizmu i utraconą równowagą między tym, co naturalne i ponadnaturalne, barok peruwiański eksponuje wyraźnie nutę niewinności i poczucie transcendencji, nadając wszystkim swoim przejawom niespotykany wdzięk. Ten właśnie styl najlepiej wyrazi katolicką tożsamość hiszpańskiej Ameryki, odzwierciedlając siłę łaski nawrócenia amerykańskich ludów i włączenia ich do uniwersalnej wspólnoty chrześcijan. Jest w tym stylu także ślad niewinności związanej z obrzędem chrzcielnej inicjacji, urzekająca świeżość nawrócenia, co bez wątpienia najlepiej oddaje jego charakter i urok.
Metysaż kulturalny, owoc genialnej inkulturacji
Inkaskie miasta Peru były nieliczne i znacznie od siebie oddalone. Istniały również mniejsze centra miejskie, fortece i sanktuaria, składy zaopatrzenia dla wojska i królewskie gościńce, zwane tambos. Znaczna większość populacji żyła jednak w rozproszeniu, zamieszkując tereny wiejskie. Praca misyjna polegała więc na ześrodkowaniu rozproszonych osiedli ludzkich wokół parafii zwanych doctrinas – prostych kaplic otoczonych domami dla duchownych i budynkami gospodarczymi. Z biegiem czasu owe doctrinas przekształcały się w indiańskie wioski, w których zaczynało kiełkować życie społeczne. Na terenach dzisiejszego Peru powstało ponad tysiąc takich wiosek, które dały początek wielu istniejącym obecnie miejscowościom.
W procesie ewangelizacji tych osiedli ludzkich misjonarze posłużyli się taktyką bezsprzecznie genialną, obecnie zwaną inkulturacją, wtedy jednak pozbawioną podstawowych wad dzisiejszego jej kształtu (takich, jak na przykład swobodne przejmowanie z kultur pogańskich elementów zarówno dobrych, jak i złych). Duchowni z ogromnym wyczuciem umieli ocalić i zachować to, co w obyczajach tubylców związane było z naturalnym porządkiem świata, by w efekcie nadać owym treściom wymiar katolicki, wykorzeniwszy uprzednio to, co było w nich niewłaściwe.
Za przykład niech posłuży upodobanie Inków do podniosłych uroczystości. Lud ten czcił słońce i podczas zimowego zrównania dnia z nocą, które na półkuli południowej przypada 21 czerwca, urządzał na jego cześć wielką i pełną przepychu a zarazem przerażająco makabryczną procesję. Uczestnicy procesji wydobywali z grobów strojne w bogate szaty, klejnoty i pióra zmumifikowane zwłoki swoich monarchów, by w glorii obnosić je po mieście, na specjalnych lektykach-tronach. Każda mumia miała własnych tragarzy, własne świty i podążała za grupą muzyków, tancerzy i kadzących mocnym zapachem palonego wonnego drewna. Strumieniami przy tym lała się chicha (trunek ze sfermentowanej kukurydzy) i święto kończyło się zwykle porażającym masowym pijaństwem.
Wraz ze zdobyciem Cuzco, Hiszpanie ukryli mumie, grzebiąc je w tak skutecznie utajnionym miejscu, że miejsce owego pochówku do dziś pozostaje nieznane. Jednak misjonarze miast zabraniać parady, zaadaptowali ją na własny użytek, reorientując ceremonię ku czci Najświętszego Sakramentu w uroczystość Bożego Ciała przypadającą właśnie w tym okresie. Okazali tym zadziwiające wyczucie psychologiczne: fałszywy bóg-słońce ustąpił miejsca prawdziwemu Bogu‑Człowiekowi – Słońcu Sprawiedliwości – niesionemu w bogato zdobionej monstrancji z najczystszego srebra. Straszliwe mumie inkaskich władców zostały zastąpione przez piękne i pełne łask wizerunki patronów kościołów z Cuzco – Matkę Bożą z Betlejem, świętego Józefa, świętego Sebastiana, świętego Krzysztofa i świętego Błażeja – odzianych w najwspanialsze szaty. Każdy wizerunek miał własną świtę indiańskich tragarzy, muzyków i tancerzy. Tak oto cuzcański kształt uroczystości Bożego Ciała wkupił się doskonale w gusta tubylców, nie ustępując pogańskiej poprzedniczce w cudowności i przepychu. Co więcej, w ciągu niewielu lat święto to zaczęło cieszyć się takim prestiżem, że na uroczystość przybywały wizerunki przynoszone przez wiernych z najdalszych zakątków rozległego imperium hispanoamerykańskiego. Zdarzało się, że procesja liczyła nawet czterysta wizerunków! Boże Ciało do dziś pozostaje najliczniej nawiedzaną i najbardziej uroczystą fiestą imperialnego miasta, z każdym rokiem rośnie też liczba jej uczestników.
Mitologiczne huamingas zmienione w zbrojne anioły
Podobna adaptacja dała impuls do powstania jedynego w swoim rodzaju wizerunku Zbrojnych Aniołów (Angeles arcabuceros) przypisywanego szkole z Cuzco. Mitologia inkaska czciła niewidzialne stworzenia, wyobrażane w połowie jako ludzie, w połowie zaś drapieżne ptaki, zwane huamingas. Miały one postać uskrzydlonego wojownika z głową sokoła, a przypisywano im rolę duchów opiekuńczych wielkiego Inki i jego rodziny. Katoliccy misjonarze znaleźli jednak sposób na transfer i tego kultu w obszar kultury chrześcijańskiej, zmieniając huamingas w anioły. Stworzono niezwykle oryginalną ikonografię, w której anioły przybrały postać skrzydlatych wojowników uzbrojonych, co ciekawe, w broń palną (arkebuzy) i bogato odzianych, dzięki czemu czyniły wrażenie stworzeń dysponujących niezwykłą siłą i zarazem niezwykle szlachetnych, bliskich dotychczasowemu wyobrażeniu huamingas, a jednak potężniejszych. Rezultat owej transformacji okazał się zaskakująco trafiony: Indianie niezwykle szybko owe wizerunki zaakceptowali i to nie tylko w całym Wicekrólestwie Peru, ale również na północy Argentyny, aż po Ekwador.
Siłę asymilacji wizerunku doskonale ilustruje anegdota przytaczająca autentyczne wydarzenie sprzed kilkunastu lat. W roku 1993 zamierzano poddać restauracji kilka wielkoformatowych przedstawień Zbrojnych Aniołów czczonych w jednym z kościołów w miejscowości Cajamarca odległej o około sześćdziesiąt kilometrów od stolicy Boliwii, La Paz. W tym celu obrazy należało przewieźć do Narodowego Muzeum Sztuki w centrum stolicy. Mieszkańcy Cajamarki, w większości Indianie Pacajes, na początku sprzeciwili się idei wywiezienia obrazów, później jednak wyrazili zgodę pod jednym wszakże warunkiem – iż władze pozwolą, aby delegacja Indian z miasteczka towarzyszyła obrazom w drodze i strzegła ich podczas prac renowacyjnych. I rzeczywiście, duża grupa uzbrojonych mieszkańców przemieszczała się śladem obrazów a także pozostawała w stolicy przez cały okres zabiegów renowacyjnych (sześć miesięcy). Odpoczywali w dzień, a w nocy ustawiali uzbrojone straże przez budynkiem muzeum, aby zapobiec jakiejkolwiek próbie kradzieży…
Żarliwość ta pokazuje doskonale do jakiego stopnia Indianie zasymilowali się z barokową ikonografią, a w szczególności ze „swoimi” aniołami.
Od apogeum do schyłku – refleksja w świetle wiary
Na całym terytorium Peru, przede wszystkim w Cuzco – ale i w najodleglejszych zakątkach kraju – współczesny podróżnik odnaleźć może najwspanialsze okazy inkulturowanej sztuki: kościoły i budynki świeckie wzniesione z ciosanych kamieni i zdobne kunsztownym detalem, portale, wieże i przedstawienia rzeźbiarskie, kasetonowe stropy, ogromne złocone ołtarze, polichromie oraz ogromną różnorodność przedstawień malarskich na płótnie, tynku i drewnie oprawnych w ozdobne ramy a ponadto wspaniałe okazy sztuki jubilerskiej wykonane ze złota i srebra.
To nieprzebrane bogactwo sztuki wzrastało w klimacie podwójnego impulsu misyjnego i cywilizacyjnego Kościoła jako owoc rąk twórców wywodzących się z kolejnych generacji Indian i Metysów – w większości anonimowych. Warto dodać, że do dziś powstają w Peru dzieła sztuki – malarstwa, rzeźby, sztuki szlifierskiej i złotniczej – tworzone w duchu baroku peruwiańskiego, ze względu na jego piękno i prestiż. Nawet bliskie barokowemu kanonowi kompozycje muzyczne, zarówno w muzyce poważnej, jak i ludowej, zdobywają obecnie coraz większą popularność.
* * *
Począwszy od drugiej połowy XVIII wieku, rozprzestrzenianie się idei oświeceniowych pośród elit intelektualnych, a nawet w łonie samej monarchii hiszpańskiej, doprowadziło do dekadencji dzieła i ducha misyjnego w Ameryce. Przyczynił się do tego także paroksyzm rewolucji francuskiej, który przyspieszył rozpad hiszpańskiego imperium amerykańskiego i ukonstytuowanie się w jego ramach laickich republik, których powstawaniu towarzyszył długi okres destabilizacji politycznej i społecznej. Wstrzymana została ewangelizacja ogromnych amerykańskich przestrzeni, a wraz z nią stanowiący jej naturalną konsekwencję proces cywilizacyjny, na polu którego wiele jeszcze zostało do zrobienia.
I chociaż faktem jest, że od połowy XIX wieku, za pontyfikatów Piusa IX, Leona XIII i Piusa X, Kościołowi amerykańskiemu udało się odzyskać część utraconych pozycji i wspierać odrodzenie tradycyjnej wiary i kultury chrześcijańskiej, wybuch I wojny światowej przyniósł nową falę antychrześcijańskich obyczajów związanych z upowszechnieniem się tzw. American way of life. W okresie tym zainicjowany zostaje na kontynencie południowoamerykańskim proces diametralnie odwrotny – neopogańska dechrystianizacja siejąca zniszczenie do dzisiaj.
Upłynęły już zatem dwa wieki od zatrzymania kulturalnego i artystycznego rozkwitu Ameryki Południowej, którego kulminację stanowił peruwiański barok. Już dwa wieki trwa on jakby w uśpieniu. Wszystkie późniejsze style są sztuczne i w żadnej mierze nie odzwierciedlają kulturowej tożsamości kontynentu.
Owoce tego wszechogarniającego stylu trwają jednak do dzisiaj. Wciąż nas zadziwiają, zapraszając do refleksji nad wspaniałą przeszłością i nad tym, na jakie wyżyny mógłby się wspiąć kulturowy splendor chrześcijańskiej Ameryki, gdyby człowiek potrafił poddać się całkowicie łasce Bożej.
Powyższa refleksja, powzięta w duchu wiary, przeradza się w pewność – Era Niepokalanej, którą przewidział św. Maksymilian Maria Kolbe dla całego świata w świetle obietnic fatimskich, położy kres owemu upadkowi. Ameryka Łacińska, „kontynent nadziei” wspólnie z innymi podąży drogą ku niebu we wszystkich przejawach jej życia kulturalnego. Wierzę głęboko, że dla owego odrodzenia barok peruwiański i jego wariacje staną się kluczowym punktem odniesienia, inspiracją i przewodnikiem, a nowe style wzrastać będą jako harmoniczna jego kontynuacja.
Alejandro Ezcurra Naón
Tekst ukazał się w nr. 9 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.