21 listopada 2021

Krystian Kratiuk: Pięć lat temu Polska uznała Chrystusa za Króla. Czy widać efekty?

(Fotograf: Adam LachArchiwum: Forum)

Czy jako polscy katolicy doceniamy doniosłość aktu uznania Chrystusa za naszego Króla i Pana, dokonanego przez polski Kościół i polskiego prezydenta pięć lat temu?

Pięciolecie to żadna rocznica. Być może minęło zbyt mało czasu, by wyciągać wnioski z tego, co wydarzyło się w Łagiewnikach te kilka lat temu. Ale przyjrzyjmy się temu, na ocenę czego nie musimy czekać lat pięćdziesięciu, stu czy jeszcze więcej.

Oto pośrodku świata pogrążonego w resztkach ułudy sypiącego się demokratyzmu, polski naród uznaje Chrystusa za Króla. Uznaje, że Polska jest monarchią, specyficzną, owszem – wszak panować ma Chrystus Król a monarchinią pozostaje Jego Najświętsza Matka – ale przecież jest to monarchia spoza porządku politycznego.

Wesprzyj nas już teraz!

Oto pośrodku świata multikulturalizmu i multireligijności (o której panujący już przecież w 2016 roku papież wypowiada się jako o „chcianej przez Pana Boga”), powstaje naród, biskupi a nawet prezydent, uznający wyjątkowość i jedyność swego Króla i Pana – Jezusa Chrystusa. Wyznający mu, że nikt inny, ale On, panować ma w naszym państwie, w urzędach, w środkach komunikacji, w szkołach i uczelniach, oraz parafiach i rodzinach. Według dzisiejszego zgłupiałego świata jest to akt iście ksenofobiczny. A jednak się dokonał.

Oto pośrodku świata przysięgającego zrównać w miernocie i magmie jednostajności wszystko ze wszystkim, kobietę z mężczyzną, dziecko z dorosłym, ale przede wszystkim prawdę z kłamstwem, piękno z brzydotą i dobro ze złem; pośrodku świata walczącego z religią, tradycją, rodziną i narodami, Polacy przysięgają Najwyższemu bronić Jego świętej czci, głosić Jego królewską chwałę, budować Jego królestwo i bronić go w naszym narodzie, oraz strzec praw Jego Kościoła, tak znienawidzonego przez świat.

To nie sen

To wydarzyło się naprawdę. W akcie tym naprawdę wziął udział cały Episkopat, którego przedstawiciele nierzadko w innych sprawach głęboko nas rozczarowywali. W wydarzeniu tym naprawdę wziął udział Prezydent Rzeczpospolitej oraz niektórzy członkowie ówczesnego rządu – a i oni rozczarowywali nas przecież jeszcze częściej. W wydarzeniu tym naprawdę wzięły udział dziesiątki tysięcy ludzi w Łagiewnikach (a listopad nie jest najbardziej oczywistą porą na pielgrzymki), oraz dzień później miliony we wszystkich polskich parafiach. Naprawdę z ufnością zawierzyliśmy wówczas Miłosierdziu Chrystusowemu „wszystko, co Polskę stanowi”.

Wszystko to nie wydarzyło się sto lat temu, to nie są słowa sprzed dwustu czy trzystu lat, o których lubimy myśleć, że stanowiły lata wielkiej polskiej pobożności i odwagi katolików w wyznawaniu swej wiary. To słowa sprzed zaledwie pięciu lat, minęło od nich zaledwie nieco ponad 1800 dni.

Czy zastanawiamy się czasem, jak to w ogóle możliwe? Przypomnę tylko, że w tym czasie na świecie dawno już triumfowała homo-propaganda, dzieci w łonach matek zabijano w każdym miejscu na ziemi, wolność kurczyła się z dnia na dzień, rozpadały się rodziny, czystość była wyśmiewana we wszystkich najważniejszych środkach masowego przekazu, religia była zwalczana, a akty islamskiej agresji w niegdyś katolickich krajach Europy nasilały się po masowych migracjach organizowanych przez samych Europejczyków pod hasłem „herzlich willkommen”. W każdej z tych spraw niewiele się od tego czasu zmieniło.

Z jakiegoś jednak powodu Dobry Bóg zezwolił, by do roku 2016 przetrwało w Polsce tak wielu ludzi, pragnących formalnego uznania oczywistości – uznania Chrystusa za Króla i Pana. Tak wielu świeckich katolików organizowało się, często kosztem drwin rodzin czy znajomych a nawet niektórych kapłanów, w ruchy intronizacyjne, domagając się od swych biskupów tego, czego Chrystus domagał się od Rozalii Celakównej. Gdyby nie aktywność tych ludzi, często anonimowych, gdyby nie ich wytrwałość i nieustanna modlitwa, gdyby nie ich wyśmiewana „staroświecka pobożność”, do tego aktu nigdy by nie doszło! Warto o tym pamiętać, również wtedy, gdy część z nich do dziś wydaje się niezadowolona z tego, że w akcie nie znalazło się samo słowo „intronizacja”. Doprawdy – akt wówczas dokonany stanowił akt o wyjątkowej doniosłości. Niemożliwej do zrealizowania nigdzie poza Polską – Królestwem Jezusa i Maryi.

Zmieniliśmy los Polski?

Czy dostrzegamy dziś skutki tamtego doniosłego aktu?

Oczywiście, że tak. Udowodniliśmy – światu i samym sobie – ponad wszelką wątpliwość, że stanowimy ostatni bastion chrześcijańskiej cywilizacji. Oto bowiem, gdy cały świat coraz mniej skrycie oddaje hołd diabłu, myśmy „wyrzekli się złego ducha i wszystkich jego spraw”.

To wielka rzecz.

Czy po tym akcie przestaliśmy grzeszyć? Oczywiście, że nie. Ale przeprosiliśmy za nasze grzechy „a zwłaszcza za odwracanie się od wiary świętej, za brak miłości względem Chrystusa i bliźnich (…) za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia”. Każdy duchowny przyzna, że są to słowa ogromnej wartości i jeśli tylko wypowiadane są przed Najświętszym Sakramentem ze szczerego serca i z wolą poprawy – mogą sprowadzić na nas liczne łaski, mające pomóc nam w wywiązaniu się z tych przeprosin, wyrzeczeń i obietnic. Czy ktoś z nas będzie na tyle zuchwały, by przekreślić dobrą wolę i szczerą czystość serc przynajmniej części spośród składających ten akt duchownych, przedstawicieli władzy, czy milionów świeckich w całym kraju?

Co jednak przez te pięć lat wydarzyło się w naszym życiu społecznym, o błogosławienie którego przecież również wtedy błagaliśmy?

Oto staliśmy się pierwszym dużym narodem na ziemi, który odwrócił z pomocą instytucji państwa to, co wielu (w tym również niejeden nominalny katolik) uznało za „konieczność dziejową” – dzieciobójstwo. Cztery lata po łagiewnickich uroczystościach Polska niemal całkowicie zakazała aborcji, a przez rok obowiązywania tego prawa stała się w tej kwestii prawdziwą iskrą dla katolików i przywódców w innych częściach świata (choćby w Teksasie czy Wirginii).

Oto pięć lat po roku 2016 na Zachodzie kościoły przestały pustoszeć gdyż… proces ten dobrnął do końca i opustoszały całkowicie. A w Polsce świątynie wciąż są nawiedzane co niedzielę, i to pomimo pandemicznych ograniczeń. Ludzie wciąż ustawiają się do długich kolejek do spowiedzi, mimo rażących nas folii przyklejonych do konfesjonału i wszechobecnych w świątyniach płynów do dezynfekcji.

Oto gdy na świecie ludzkie zwłoki coraz częściej traktuje się jak nawóz, ludzie starsi umierają w samotności a lekarze dobijają ich w imię fałszywego miłosierdzia – w Polsce wciąż opiekujemy się starszymi i schorowanymi, zmarłych chowamy z czcią i pietyzmem, a za zmarłych modlimy się podczas niespotykanych gdziekolwiek indziej pełnych tradycji i pobożności pierwszych dni listopada.

Za kilka tygodni ekrany naszych telewizorów, towarzyszące nam podczas świąteczno-noworocznej przerwy w szkole i pracy, ukażą nam piosenkarzy śpiewających najpiękniejsze polskie kolędy – i stanie się to zarówno w telewizji publicznej, jak i w prywatnych, na co dzień odległych od Kościoła i wiary. Wszystko dlatego, że Polacy wciąż tego chcą i potrzebują. Ba! Domagają się tego – inaczej niż sąsiednie narody, których liczni przedstawiciele uznaliby emisję takiego koncertu w telewizji publicznej za nieomal faszystowskie „złamanie zasady laickości”.

To wszystko w Polsce wciąż trwa – doceńmy to. Z tą świadomością wejdźmy w Adwent A.D.2021, i świadomie oczekujmy przyjścia Pana, o którym wiemy, że „trzeba ażeby Królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy”.

Pamiętajmy o tym szczególnie teraz, gdy wschodnie granice naszego kraju, znów, jak wiele razy w historii, są zagrożone, a chronią ich – z poświęceniem życia i zdrowia – synowie polskiego narodu. Narodu, który uznał Chrystusa za Króla i Pana.

Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Polska!

 

Krystian Kratiuk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij