Na plakatach promujących film widnieje hasło „Stracisz kontrolę!”. Nic dziwnego – główny bohater ogarnięty jest iście diabelską obsesją kontroli. Wszak to szatan, który chce wszystko kontrolować, wypowiedział Bogu Non serviam, odrzucił służbę podkreślając swoją niezależność od Stwórcy, nie zgodził się, by Bóg kierował jego życiem. To właśnie odrzucenie Bożego prowadzenia stało się przyczyną jego upadku. Również pierwszy człowiek w raju został zwiedziony przez Złego, który obiecał mu że będzie kontrolować swoje życie, bez potrzeby zaufania Bogu. Czyż nie inaczej jest w przypadku Christiana Greya?
Książka określana mianem „porno dla kucharek” (choć mam wrażenie że kucharki mają jednak zdrowsze spojrzenie na rzeczywistość i nieco bardziej wysublimowany gust literacki) rozchodzi się jak ciepłe bułeczki. I nie byłoby w tym nic szczególnego, wszak historia literatury i kinematografii zna wiele szmirowatych „dzieł”. Niepokojące jest jednak to, że „50 twarzy Greya” zarówno w formie książki jak i jej ekranizacji jest szeroko promowane właśnie na tegoroczne święto zakochanych. A przecież konsumentem walentynkowego szaleństwa są przede wszystkim starsze dzieci i młodzież, u których kształtuje się dopiero osobowość, moralność, postawy wobec miłości i sposoby przeżywania miłosnych więzi. Jednocześnie młody człowiek, szczególnie chłopiec, jest z samej natury bardzo wrażliwy na wszelkie bodźce erotyczne i ma wystarczające problemy z poskromieniem popędów własnego ciała. Szatan natomiast stara się mu wmówić, że nie ma potrzeby, by te popędy poskramiać, że uleganie im jest warunkiem szczęścia.
Wesprzyj nas już teraz!
Obawiam się więc że wiele par udawszy się na walentynkowy seans do kina rzeczywiście stracą kontrolę. Wyjdą stamtąd z zasianym w umyśle trującym chwastem i ten chwast może z czasem zagłuszyć to, co szczere i piękne w rodzącej się między nimi miłości. Pozostanie jedynie zmysłowość i wzajemne pożądanie, na którym nie da się zbudować niczego naprawdę ważnego.
Jarosław Kozikowski