23 stycznia 2018

Pieczyński. Jak wrogowie Kościoła krzywdzą „naczelnego wroga Kościoła”

(Krzysztof JAROSZ/FORUM)

Antykatolicki obłęd „postępowego” świata wchodzi na wyższy poziom. Dzisiaj nie jest on już skutkiem zbrodniczych ideologii jak komunizm czy nazizm, ale częścią starannie przemyślanej strategii polegającej na przypisywaniu wyznawcom Chrystusa wszelkiej maści zbrodni, plugastw i obrzydliwości. Dowodzi tego m.in. nadmierna aktywność Krzysztofa Pieczyńskiego, jaką w ostatnim czasie obserwujemy w tzw. mediach głównego nurtu.

 

Ciężko dziś wskazać moment, w którym rozpoczął się antykatolicki obłęd znanego aktora. Trudno stwierdzić, co takiego się stało, że artysta postanowił w swej nienawiści do Kościoła wspiąć się na sam szczyt absurdu, kłamstwa i wręcz niemożliwej do opisania pogardy i manipulacji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Czy wszystko zaczęło się trzy lata temu? Wtedy to, w roku 2015, w wywiadzie udzielonym przez Pieczyńskiego tygodnikowi „Przegląd”, aktor podkreślił, że „był katolikiem z powodu chrztu w okresie niemowlęctwa”, a jego przygoda z chrześcijaństwem zakończyła się de facto w latach 80. Przyznał, że wówczas rozpoczął on „poszukiwania swojej drogi wśród mistyków chrześcijańskich”. Wtedy to, jak twierdzi, „spadły mu łuski z oczu” i ostatecznie „zrozumiał”, że Kościół Katolicki jest przepełniony „arogancją” i „pogardą dla ludzi”. – Jeżeli uznamy 2 mld katolików za ciało Chrystusa, to Kościół to ciało codziennie krzyżuje, znieważa, wyśmiewa, gwałci ludzi. Wpisał w człowieka swoją matrycę niewoli, niskiego poczucia własnej wartości, matrycę życia w grzechu. Ma doskonały bat, bo tylko on może człowieka zbawić. Kościół stanął między człowiekiem a nim samym. Zablokował dostęp do głębszej świadomości – ocenił Pieczyński.

 

Jakby tego było mało: redaktor przeprowadzający rozmowę zdawał się utwierdzać Pieczyńskiego w uprawianej przez niego „krytyce” – tak bowiem zostały nazwane oszczerstwa i obelgi pod adresem Kościoła Katolickiego wygłoszone przez aktora. Czy taka postawa rozmówcy podbudowała ego Pieczyńskiego? Być może. Na pewno jednak utwierdziła go w przekonaniu, że nie jest sam, a jego nienawiść jest uzasadniona i w związku z tym – musi walczyć dalej.

 

Wspominamy o tym, ponieważ to właśnie tego typu dziennikarze, a nie Krzysztof Pieczyński są prawdziwymi (anty)bohaterami kolejnego skandalu, który wybuchł w ostatnich dniach w związku z przerażającą aktywnością medialną aktora. To właśnie dzięki takim dziennikarzom Krzysztof Pieczyński zyskał możliwość dalszej radykalizacji i tworzenia kolejnych kłamstw wymierzonych przeciwko Kościołowi, duchownym i wiernym.

 

„Postępowe kręgi” od wieków kreują Kościół na największego wroga ludzkości i dążą do jego zniszczenia. Nie może więc zdumiewać, że kilka lat temu Krzysztof Pieczyński stał się w tej kwestii „autorytetem”. Jednak różnica między nim, a innymi „krytykami” wyznawców Jezusa Chrystusa polega na tym, że aktor nie uderza w naukę Kościoła i nie podważa katolickiej moralności. NIE! Pieczyński nazywa chrześcijaństwo „organizacją terrorystyczną”, papieża „urzędnikiem sekty”, a katolików „mordercami dziesiątek milionów mieszkańców Ameryki Południowej”. Dlaczego? Mówiąc wprost: BO TAK! Nikt dotychczas nie raczył zapytać go, skąd czerpie tę „wiedzę”.

 

To jednak nie jest jeszcze najgorsze i najbardziej żałosne – przyglądając się bowiem wyrazowi twarzy dziennikarzy zapraszających Pieczyńskiego można odnieść wrażenie, że w duchu zadają sobie pytanie: „O czym ty, chłopie, mówisz?”. Sam aktor poniekąd zdeterminował u nich taką postawę, ponieważ niejednokrotnie podkreślał, że jest artystą, czyli – kimś „większym”, „lepszym” i znajdującym się na wyższym poziomie intelektu i wrażliwości, niż przeciętni zjadacze chleba. Nie jest to jednak żadne usprawiedliwienie dla głoszonych przez Pieczyńskiego kłamstw.

 

I tutaj dotykamy kolejnego problemu. Środowiska lewicowe bardzo często mówią o potrzebie walki z tzw. fake newsami. Bardzo ciężko jednak znaleźć w wypowiedziach ich przedstawicieli jakiekolwiek słowa oburzenia pod adresem tez głoszonych przez Pieczyńskiego. Taka postawa stanowi tylko i wyłącznie potwierdzenie faktu, że walka z Kościołem rządzi się swoimi prawami i pozwala na zastosowanie wszystkich, zwłaszcza najbardziej haniebnych chwytów.

 

Wykorzystywanie przez lewaków ewidentnie potrzebującego pomocy człowieka stanowi bardzo widoczne otwarcie nowego etapu walki z Kościołem. O ile bowiem przyzwyczailiśmy się już, że w diabolicznej logice lewicy mieści się przecież negacja katolickiej nauki na temat aborcji, eutanazji, rozwodów i postępowania zgodnego z Dekalogiem, o tyle powielanie bzdur niezrozumiałych przez samych „powielaczy” to już coś nowego. Nie mówiąc już o nagłaśnianiu głoszonej przez Pieczyńskiego „potrzeby stworzenia nowej Norymbergii dla katolików”.

 

Ale w szaleńczym postępowaniu lewackich dziennikarzy może być metoda! Bo czy lansowanie i nagradzanie najlepszym czasem antenowym chorobliwej postawy Pieczyńskiego nie doprowadzi w pewnym momencie do „stworzenia” jego naśladowców? Czy temu ma właśnie służyć przedstawianie go jako „eksperta” do spraw „krytyki Kościoła”? Jeśli tak, to my, katolicy, powinniśmy zrobić wszystko, aby zatrzymać to szaleństwo.

 

Nie wystarczy internetowe obalanie kłamstw głoszonych przez Pieczyńskiego. Nie wystarczy nabijanie się z niego. Musimy reagować i – tak jak antychrześcijańska rewolucja – również przejść do kolejnego etapu. Czy naprawdę nie ma w Polsce katolickich prawników, którzy stanęliby w obronie naszej wiary i Kościoła, i zasypali pozwami sądowymi aktora jak i media, w których bryluje? Historia wielokrotnie pokazała, że właśnie tego typu działaniem można raz na zawsze zniechęcić do takiej postawy. Sam Krzysztof Pieczyński z pewnością ogłosiłby się wówczas „męczennikiem”, ale pozbawiłoby to (przynajmniej do otwarcia kolejnego etapu rewolucji) powstrzymać lewicowe media argumentów do dalszej promocji tego pana.

 

A co mogą zrobić zwykli katolicy? Otóż gorąco modlić się za Krzysztofa Pieczyńskiego, ponieważ widać, że bardzo potrzebuje on wsparcia. Problemy natury duchowej, których zapewne doświadczył, po prostu go przerosły i sam nie jest w stanie ich przezwyciężyć. Media zaś, zamiast mu pomóc jeszcze bardziej utwierdzają go w przekonaniu, że ma rację, a przez to wyrządzają mu jeszcze większą krzywdę! Dla Boga nie ma jednak rzeczy niemożliwych i tak jak istniał ratunek dla łotra ukrzyżowanego razem z Panem Jezusem, jak nastąpiło nawrócenie Szawła, tak z pewnością można jeszcze uratować duszę aktora.

 

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij