Ostatnie dekady XIII i pierwsze XIV wieku były świadkami jednej z największych w historii zmian zbiorowej mentalności, może nawet największej. Wszystkie dążenia i ideały, wszystkie wspólne cele narodów chrześcijańskich doświadczyły w tamtym czasie głębokich przemian.
Wcześniej uważano, że człowiek, zarówno jako jednostka, jak i zbiorowość, powinien wieść żywot służebny wobec Boga. Za najważniejszy cel uważano budowę takiej cywilizacji, w której chrześcijaństwo zajaśniałoby całym swoim blaskiem, wewnętrzną logiką i mocą.
Wesprzyj nas już teraz!
Z pełną świadomością faktu, że na tej ziemi bawimy tylko przejściowo, człowiek zbudował taką cywilizację, w której niczym w szkole przygotowywano go do przyszłego życia w niebie, prawdziwego celu ludzkiej egzystencji. Wiemy, że źródłem naszej słabości, nieczystości, skłonności do kłamstwa etc. jest grzech pierworodny. W „szkole” zatem reguły były twarde, godziny pracy sztywne, a swoboda wychodzenia ograniczona. Wszystko po to, byśmy mogli skupić się na tym, co najważniejsze i zdać ten wielki egzamin dojrzałości, jakim jest sąd szczegółowy, w efekcie zaś znaleźć się w niebie. Przez wiele stuleci chrześcijaństwo doskonaliło swoją cywilizację, instytucje i obyczaje, tak że pod koniec XIII wieku proces ten, choć niekompletny, osiągnął imponujący stopień perfekcji.
Kryzys średniowiecza
Jednak, jak to bywa w każdej instytucji o zaostrzonej dyscyplinie, znaleźli się tacy, którzy knuli intrygi, chcąc zmienić ten stan rzeczy. Wielokrotnie na przestrzeni dziejów grupy heretyków próbowały podważać strukturę świata chrześcijańskiego. Nie trzeba być specjalnie przenikliwym teologiem, żeby zauważyć, że przyjęcie np. doktryny stanowiącej, że wszelka materia jest złem, a w konsekwencji aborcja jest moralnie dobra, ponieważ eliminuje „nowo powstającą materię”, kompletnie rozmija się z fundamentalnymi zasadami chrześcijaństwa.
Wszystkie publiczne i jawne herezje, takie jak husytyzm, kataryzm, nestorianizm etc. zostały jednak pokonane. Ale pod koniec XIII wieku pojawiła się całkiem inna herezja, głębsza i bardziej skomplikowana, znacznie bardziej złowroga. Nie tyle była ona doktryną, co tendencją – wyrazem pragnienia głębokiej przemiany praw, jakimi dotychczas rządziło się społeczeństwo. Już nie w służbie Bogu miał żyć człowiek jako jednostka i jako zbiorowość, lecz miał zacząć służyć samemu sobie. Celem przestało być zatem budowanie tego, co najpiękniejsze, najświętsze, najbardziej harmonijne, na rzecz tego, co najwygodniejsze, najpraktyczniejsze, najprzyjemniejsze dla człowieka, tego, co zaspokoi jego dumę i zmysłowość. Przywołując jeszcze raz przykład szkoły o zaostrzonej dyscyplinie, w której podniesiono bunt: tak jak jego pierwszymi ofiarami padliby dyrektor wraz z gronem obrońców dyscypliny, tak pierwszymi ofiarami kryzysu średniowiecza stali się: papież i zakon templariuszy, pierworodny wśród zakonów rycerskich reprezentujących zbrojne ramię Kościoła w obronie chrześcijańskiego porządku.
Wartość pierworództwa
Jest powszechnie wiadome, że zakon templariuszy narodził się jako pierwszy spośród licznych zakonów rycerskich, niewielu jednak uzna to pierworództwo za coś istotnego. Jest to jedna z wielu konsekwencji procesu dechrystianizacji, który doprowadził m.in. do tego, że estyma, jaką chrześcijanie darzyli pierworództwo, i waga, jaką do tego przykładano, została zapomniana. Greckie słowo „prototokos”, od którego pochodzi słowo pierworództwo, nigdy nie oznaczało tylko chronologicznego pierwszeństwa w narodzeniu, lecz kojarzono z nim także osobę godną szacunku, wybitną, dystyngowaną, obdarzoną szczególnym Boskim błogosławieństwem.
W Piśmie Świętym znajdziemy więcej niż sto nawiązań do pierworództwa, wszystkie zaś odnoszą się do nadzwyczajnego dobra, dystynkcji przynoszącej specjalne prawa, związanej ze szczególnym umiłowaniem przez Boga. Kiedy na przykład święty Paweł w Liście do Kolosan (Kol 1,5) mówi o Chrystusie: On jest obrazem Boga niewidzialnego – Pierworodnym wobec każdego stworzenia – jest oczywiste, że mówi o jego szczególnym statusie. Podobnie, kiedy św. Łukasz w swojej Ewangelii (Łk 2,7) pisze o Maryi, że porodziła swego pierworodnego Syna, nie ma na myśli faktu, że Chrystus był najstarszy z narodzonego później rodzeństwa, jak chcą niektórzy protestanci, ale że ten Syn cieszył się specjalnym Bożym błogosławieństwem. Także kiedy w Psalmach (89,28) Bóg przemawia o przyszłości Dawida w te słowa: A Ja go ustanowię pierworodnym, największym wśród królów ziemi, pragnie dać do zrozumienia, że mimo to, iż Dawid jest najmłodszym z ośmiu synów, wyniesie go do godności pierwszego. W Księdze Wyjścia (13,2) zaś Pan prosi, by poświęcono mu wszystko pierworodne w Izraelu, podobnie czyni Egiptowi, kiedy chce go ukarać za trwanie w grzechu, zabija wszystko co pierworodne. Na kartach Pisma Świętego wielokrotnie podkreśla się, który z synów tego lub innego bohatera jest pierworodnym, jednak czyni się to po to, by ukazać jego wyjątkowość. Dominujący dziś egalitaryzm nie uznaje faktu, że pierworództwo niesie ze sobą szczególne błogosławieństwo Boga.
Pierworodny zakon rycerski
Jeśli między ludźmi pierworództwo wiązało się ze szczególnym szacunkiem, tak samo działo się z niektórymi instytucjami. Pierwszy z zakonów rycerskich cieszył się szczególnym błogosławieństwem Najwyższego, co doskonale rozumieli nowi wrogowie chrześcijaństwa. Egipskie imperium, które przez wieki było jedną z największych światowych potęg, podziwianych za swą architekturę, sztukę i naukę, nie zdołało się podnieść po śmierci swoich pierworodnych, stając się powoli kolonią innych imperiów. Podobnie miało stać się z pierworodnym zakonem, którego upadek, o czym byli przekonani jego adwersarze, zapoczątkuje powolny upadek instytucji całego rycerstwa.
Przeciwko temu wysoce symbolicznemu pojmowaniu mechanizmów historii można wytoczyć argument o bardziej pragmatycznej wymowie, że o wyborze templariuszy jako ofiar mogła zadecydować szczególna skłonność do dekadencji, jaka cechowała ten zakon. Tylko że argument ten mija się z prawdą. Owszem, trudno nie zgodzić się, że Jakub de Molay, ostatni wielki mistrz zakonu nie był wzorem wytrwałości, co okazał np., gdy powodowany strachem, publicznie, w obecności profesorów Sorbony wyznał, że kierowane przeciwko templariuszom oskarżenia są prawdziwe, po czym wszystkiemu zaprzeczył. Jednak w Hiszpanii czy Portugalii i wielu innych miejscach szeregowi zakonnicy zachowali ducha zgodnego z pierwotną regułą.
W tym miejscu nie obejdzie się jednak bez znajomości pewnych procedur wyboru przełożonych. Zakon templariuszy wypracował szczególny sposób wyboru swoich wielkich mistrzów, który pozwalał na podjęcie bardzo szybkiej decyzji, co wiąże się ze specyfiką powołania zakonu działającego na polu bitwy, gdzie nie można pozwolić sobie na luksus długiego oczekiwania, aż z najdalszej krainy przybędą najlepsi kandydaci. Ponieważ podczas obrony Akki w 1291 roku poległo 500 rycerzy (liczba na owe czasy niebotyczna) ci, którzy ocaleli, zgromadzeni na Cyprze musieli błyskawicznie wybierać spośród pozostałych przy życiu. Wybór padł na Thibauda Gaudin, który zmarł rok później. W tej sytuacji ponownie trzeba było wybrać przywódcę, a idealnych kandydatów wciąż brakowało, stąd też wielkim mistrzem został właśnie Jakub de Molay.
Zakon templariuszy, jak każdy ludzki twór, miał swoje lepsze i gorsze momenty, na ogół jednak nie sposób odmówić mu zasług w walce w obronie chrześcijaństwa. Z dwudziestu trzech wielkich mistrzów zakonu pięciu zginęło na polu bitwy, kolejnych pięciu zmarło z ran odniesionych w bitwie, a jeden – z głodu, w muzułmańskim więzieniu. Tak więc prawie połowa przywódców zakonu straciła życie w obronie wiary. Szacuje się, że łącznie ok. 19 tysięcy rycerzy zakonu poległo w walkach o Ziemię Świętą, którą to cyfrę podali sami templariusze jako argument na swoją korzyść w sporze z królem Filipem IV, a on liczby tej nigdy nie zanegował. Na przykład po upadku twierdzy Safed w roku 1266 osiemdziesięciu templariuszy zmarło śmiercią męczeńską. Wzięci do niewoli i zmuszeni do wyboru między apostazją a śmiercią, nie wahali się oddać życia.
Sam fakt, że wiele osób chciałoby dzisiaj odtworzyć zakon templariuszy (a przecież działają już liczne wspólnoty i grupy odwołujące się do nich), przemawia na ich korzyść. Większość autorów twierdzi, że templariusze stali się celem ataku, ponieważ zazdrosny król Francji czynił zakusy na ich liczne bogactwa. Nie zamierzam wdawać się tutaj w tę dyskusję, która trwa już od dawna. Daleki jestem jednak od myślenia tych, którzy twierdzą, że ekonomia kieruje wszelkimi poczynaniami ludzkości.
Ofiary rewolucyjnej furii
Na zakończenie pewna refleksja dotycząca sprawy procesu templariuszy. Jako katolicy nie możemy postrzegać ich upadku jako faktu, który pozostaje bez związku z nami i naszym codziennym życiem. W rzeczywistości bowiem doskwierająca nam dzisiaj pogańska kondycja współczesnego świata jest efektem procesu zapoczątkowanego 700 lat temu, a jednym z jej pierwszych przejawów było zniszczenie zakonu, pierworodnego pośród tych, które strzegły chrześcijańskiego porządku.
Niewolnictwo w nazistowskich obozach koncentracyjnych i komunistycznych łagrach przypomina niewolnictwo za czasów Rzymian. Zjawisko aborcji powszechne było wśród starożytnych rzymskich pogan, a także wśród Indian Ameryki Południowej. Pogarda dla cierpiących i chorych znana jest nie tylko w Indiach. Stoimy dziś u progu pełnej restauracji pogańskiego świata, a zjawiska takie, jak eutanazja, pedofilia, kontrola urodzeń czy rozwody nie są wcale „zdobyczą” nowoczesności. To tylko nowa wersja starych nałogów.
Dlatego właśnie jako katolicy musimy uznać atak na templariuszy za jedną z pierwszych bitew stoczonych przeciw panowaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Pozostaje nam zatem prosić Opatrzność o odnowienie ducha rycerskiego, by udało się obronić ten nowy porządek chrześcijański, którego nadejście obiecała nam Maryja podczas swoich objawień w Fatimie.
Valdis Grinsteins
Tekst ukazał się w nr. 3 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”