Lewicowo-liberalna opozycja odpaliła aborcyjną bombę, żeby na fali emocji społecznych skasować prawną ochronę dzieci nienarodzonych. Złej sprawie służyć ma historia kobiety, która zabiła swe poczęte dziecko zażywając pigułkę poronną, a następnie była przesłuchiwana przez policję.
Sensacyjny materiał z Krakowa nadała wybitnie zasłużona na odcinku rewolucyjnym telewizja TVN. W ślad za nią podążyły inne media posługując się sprawdzoną zasadą: maksimum emocji, mniejsza o kontekst i szczegóły.
Wesprzyj nas już teraz!
Według krakowskiej reporterki „Faktów”, kobieta o imieniu Joanna zamówiła przez internet pigułkę poronną, gdyż ciąża miała źle wpływać na jej zdrowie. Po przyjęciu śmiercionośnej dla dziecka tabletki poczuła się jednak gorzej – fizycznie oraz psychicznie – o czym powiadomiła swoją lekarkę.
W szpitalu kobieta zastała, oprócz pomocy medycznej, także policję. Funkcjonariuszki przeprowadziły rewizją osobistą, zarekwirowane zostały telefon i przenośny komputer pani Joanny.
Emisja reportażu autorstwa Renaty Kijowskiej była sygnałem do politycznej burzy.
„Czy to jeszcze Polska czy już Gilead? Państwo policyjne pod rządami PiS urządza polowanie na kobiety? Czterech policjantów na SOR pilnujących i przesłuchujących pacjentkę z powodu przyjęcia tabletki poronnej? Legitymowanie lekarzy, przewożenie pacjentki w eksporcie policji. Cztery patrole policji, pilnujące jednej pacjentki. Zarekwirowanie telefonu i laptopa. Panie ministrze Ziobro, Kamiński, Polska Policja – żądam natychmiastowych wyjaśnień w tej bulwersującej sprawie!!!” grzmiała na Twitterze poseł Lewicy Katarzyna Kotula.
„Przyjęcie tabletki poronnej NIE jest łamaniem prawa i jest legalne! Drogie kobiety macie prawo usunąć własną ciążę i NIC wam za to nie grozi!” – dodała.
„Postulujemy jak najszybsze wciągnięcie pod obrady naszej ustawy ratunkowej, która wykreśla karanie za aborcję! A w przyszłym rządzie Lewica zapewni złagodzenie prawa aborcyjnego i likwidację klauzuli sumienia! Głosuj na nas tej jesieni!” – wzywało jej ugrupowanie podczas konferencji w Sejmie.
„Na ulice Iranu wróciła niedawno Policja Moralności. Pilnuje, żeby kobiety zasłaniały włosy. Szariat. Na ulicach i w szpitalach w Polsce zaczęła grasować Policja, która robi obławy na kobiety, które zgodnie z prawem usunęły swoją ciążę. Kalifat w rytm melodii Bogurodzicy!” – histeryzował Krzysztof Śmiszek z frakcji Wiosna w ramach Nowej Lewicy.
Lider opozycji Donald Tusk wykorzystał historię pani Joanny, aby zaprosić na przedwyborczą demonstrację planowaną w stolicy. – Polska pod rządami PiS to nie tylko prokurator, policjant, ksiądz w gabinecie ginekologicznym, to nie tylko okrutna kontrola, która czasami prowadzi do tragedii, która sparaliżowała strachem polskie lekarki i polskich lekarzy. To też zakusy pisowskiej władzy oraz osobista taka potrzeba i Kaczyńskiego, i Ziobry, żeby wchodzić z buciorami w nasze i wasze życie, w każdym aspekcie – mówił szef PO. Zapowiedział też powtórkę z marszu 4 czerwca.
– 1 października zorganizujemy Marsz Miliona Serc. Jeśli pół miliona ludzi dało nadzieję, to ten milion ludzi 1 października da już na pewno pewność zwycięstwa – podbijał emocje.
– Apeluję do wszystkich, niezależnie od poglądów, niezależnie od tego, na kogo będą głosowali, a by w takiej sprawie jak godność, jak prawa człowieka, bezpieczeństwo kobiet i dzieci, żeby takich sprawach nie zastanawiali się ani sekundy – wzywał Tusk.
Ta ostatnia prośba do wyborców wydaje się uzasadniona. Jednostronne ukazanie opinii publicznej poruszającej sprawy ma spowodować wybuch emocji powodujących w efekcie poparcie dla zmiany prawa. Dominujące w przekazie polityków i publicystów emocje mają zaś zdusić zdolność do refleksji nad kilkoma podstawowymi faktami.
Po pierwsze, największym poszkodowanym jest tutaj zabite dziecko. Jego los został bowiem nieodwracalnie przypieczętowany a już prawie nikt o nim nie wspomina. Kobieta, która pod wpływem propagandy śmierci dopuściła się tak zwanej aborcji, już płaci za to emocjonalną cenę. Prędzej czy później przekona się, że została przez swych pseudoobrońców cynicznie i w obrzydliwy sposób wykorzystana.
Po drugie, narracja proaborcyjnego lobby opiera się na założeniu, że akcja policji przeprowadzona w trakcie silnego kryzysu emocjonalnego kobiety – która najwyraźniej, niestety post factum, zdała sobie sprawę z tego, co naprawdę zrobiła – spowodowana była wyłącznie ściganiem nielegalnej aborcji. Pani Joanna w wypowiedzi dla TVN przyznała, że jej telefon do lekarki mógł zostać odczytany jako desperacki. Według niej jednak miała zapewniać, że nie zamierza robić sobie krzywdy.
Inaczej sprawa wygląda w perspektywie policjantów. Po fali agresywnych komentarzy w mediach, także społecznościowych, zareagował rzecznik małopolskiej policji młodszy inspektor Sebastian Gleń.
– 27 kwietnia dostaliśmy zgłoszenie od lekarza psychiatrii, zadzwonił na numer 112 i poinformował nas, że jego pacjentka dokonała aborcji i chce popełnić samobójstwo. Przekazał nam adres kobiety, pod który wysłana została karetka pogotowia i patrol policji – relacjonował funkcjonariusz.
Radiowóz przyjechał do szpitala wcześniej niż karetka. Policjanci wyjaśniają, że ich interwencja ukazywana przez lewicę jako przejaw brutalności, wynikała z obaw o bezpieczeństwo pani Joanny.
– Policjanci musieli sprawdzić, czy kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu – stwierdził mł. insp. Gleń.
Krótko mówiąc, funkcjonariusze musieli upewnić się, że zdesperowana kobieta naprawdę nie zrobi sobie krzywdy i dokładnie sprawdzić, czy nie ma przy sobie przedmiotów, których może użyć, aby zrobić sobie krzywdę. Jak zareagowałyby media, gdyby doszło do powtórki „sprawy Barbary Blidy”, gdyby policjanci znów nie wykazali się wystarczającą czujnością?
Zgiełk towarzyszący przewrotnie upolitycznionej sprawie pani Joanny ukryć ma też istotę problemu aborcji farmakologicznej, propagowanej i udostępnianej przy niemal zupełnej bierności organów państwowych. Bezkarna zbrodnia ma stać się najpierw upowszechniona, a społeczeństwo z nią oswojone. Wtedy opłacana z zagranicy przez aborcyjną międzynarodówkę lewica będzie miała otwartą drogę do zmiany prawa. Udało się to w wielu krajach, ale dzięki Bogu żyjemy w Polsce, gdzie powieść się to już nie musi.
Roman Motoła