7 lipca 2025

Piotr Doerre: Narodowe rekolekcje Chorwatów. Byłem świadkiem wielkiego koncertu „Thompsona”

(Fot: Emica Elvedji / PIXSELL / Forum)

„Nigdy nie zdradzę Boga” – śpiewało pół miliona Chorwatów, którzy w sobotni wieczór przybyli na pola Hipodromu w Zagrzebiu, żeby uczestniczyć w koncercie Marka Perkovicia „Thompsona”. Podczas tego wyjątkowego wydarzenia ksiądz Ante Ivas, emerytowany biskup Szybenika, prowadził utwór-modlitwę Maranatha, błogosławiąc zebraną publiczność. Muzyk Petar Buljan, który przypomniał o poświęceniu Chorwacji Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, zachęcał młodzież do powtarzania słów: „Ja i mój dom będziemy służyć Bogu”. Jednak liberalne media, relacjonując koncert, którego nie sposób było przemilczeć, dopatrzyły się podczas niego wyłącznie skandowania „skrajnie prawicowych haseł”.

 

Koncert przyciągnął aż 504 tysiące widzów, był zatem drugim co do wielkości zgromadzeniem Chorwatów w historii. Pierwsze miało miejsce w 1994 roku, kiedy Msza Święta sprawowana przez Ojca Świętego Jana Pawła II skupiła w tym samym miejscu – na polach zagrzebskiego Hipodromu – ponad milion osób. Tamta wizyta polskiego papieża stała się aktem absolutnie przełomowym dla Chorwatów, którzy wciąż przecież toczyli wówczas swoją wojnę o niepodległość. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, wszystko wskazuje na to, że następujące po ponad trzech dekadach sobotnie widowisko rockowe było również wydarzeniem niezwykle ważnym dla duchowości całego kraju.

Wesprzyj nas już teraz!

Marko Perković „Thompson” to muzyk, którego zespół wykonuje muzykę rockową, mocną i twardą, niekiedy sięgającą po heavymetalową stylistykę. Równocześnie ten były uczestnik wojny o niepodległość, noszący pseudonim nawiązujący do nazwy pistoletu maszynowego, jakim walczył, teksty swych piosenek poświęca ważnym epizodom z historii Chorwacji, miłości do ojczystej ziemi i wierze w Boga. Nic więc dziwnego, że jest zaciekle zwalczany przez lewackie elity polityczno-medialne. Nie mogą one znieść połączenia afirmacji bojowości, męskości i odwagi z katolicką duchowością, głęboką refleksją nad historią i zachwytem nad pięknem Ojczyzny a to główne motywy twórczości piosenkarza. Media nie potrafią mu wybaczyć, że używa okrzyku Za dom – spremni! („Za Ojczyznę – gotowi!”), czyli pozdrowienia chorwackich ustaszy współpracujących z Niemcami w latach drugiej wojny światowej. Nie rozumieją jakby, że jest ono równocześnie hasłem całego pokolenia weteranów wojny o niepodległość lat dziewięćdziesiątych.

Pomimo licznych prób bojkotów i zakazów wykonywania utworów „Thompsona”, stał się on na przestrzeni ostatnich 30 lat najpopularniejszym chorwackim muzykiem, sprzedającym setki tysięcy płyt i gromadzącym na koncertach wiele tysięcy fanów. Jego przeboje takie jak Bojna Čavoglave („Batalion Čavoglave”), Geni kameni („Geny kamieni”), Dolazak Hrvata („Przybycie Chorwata”), Kletva Kralja Zvonimira („Klątwa króla Zwonimira”) czy E moj narode („Ach, mój narodzie”), śpiewają wszystkie pokolenia mieszkańców kraju. Z kolei piosenka Lijepa li si („Jakżeś piękna”), sławiąca urok różnych krain Chorwacji, stała się nawet nieformalnym hymnem piłkarskiej reprezentacji tego kraju, wykonywanym spontanicznie przez kibiców na wszystkich imprezach sportowych.

 

Niezapomniany spektakl i modlitwa

Wszystkie te przeboje, a także wiele innych, w tym kilka zamieszczonych na nowym albumie pod tytułem Hodočasnik („Pielgrzym”), pojawiły się w repertuarze koncertu na Hipodromie. Trudno opisać wrażenie, jakie robił śpiew tych najbardziej popularnych utworów wydobywający się z pół miliona gardeł. Świetny efekt zrobiły wyświetlane na wielu olbrzymich ekranach animacje ilustrujące na przykład utwór Kralj Tomislav, poświęcony pierwszemu chorwackiemu monarsze, którego 1100. rocznica koronacji przypada właśnie w tym roku, lub Oluja, upamiętniający operację „Burza”, w ramach której dokładnie przed 30 laty Chorwacja odzyskała Krajinę z rąk Serbów. Kiedy wykonywany był ten ostatni przebój, drony unoszące się nad Hipodromem wyświetliły obraz sokoła w barwach narodowych, rozpościerającego swoje skrzydła nad zgromadzonymi. Z kolei gdy publiczność śpiewała wraz z Markiem Perkoviciem „Nigdy nie zdradzę Boga”, w górze widniał obraz serca, które przekształciło się w wizerunek Maryi z różańcem. Na koniec postać Matki Bożej zniknęła, a pozostał sam różaniec zawieszony na ciemnym niebie. Był to absolutnie kulminacyjny moment koncertu. Chwilę potem w niebo popłynęły takty piosenki-modlitwy Maranatha, a na scenę wyszedł emerytowany biskup Szybenika, ks. Ante Ivas, autor tekstu, który na koniec pobłogosławił wzruszoną publiczność „W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Podczas kolejnego utworu jeden z muzyków, gitarzysta Petar Buljan, przypomniał, że kilka dni wcześniej nastąpiło ponowne poświęcenie Chorwacji Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Zebrana publiczność powtarzała za nim słowa osobistego przyrzeczenia: „Ja i mój dom będziemy służyć Bogu”.

Wielki spektakl, któremu towarzyszyły efekty pirotechniczne i wybuchające w kluczowych momentach fajerwerki, zakończyło wykonanie najbardziej znanego przeboju Lijepa li si, którego każdy wers śpiewany był przez całą publiczność tak głośno, że słychać chyba go było wiele kilometrów poza stolicą.

 

Porządek zamiast chaosu

Kiedy „Thompson” ogłosił plan organizacji wielkiego koncertu na Hipodromie w Zagrzebiu, dla całej opinii publicznej stało się jasne, że będzie to wyjątkowe wydarzenie; zwłaszcza kiedy okazało się, że przygotowane początkowo ponad dwieście tysięcy biletów rozeszło się w jednej chwili i postanowiono poszerzyć liczbę słuchaczy do 450 tysięcy. Nic więc dziwnego, że przygotowania do koncertu były tematem, którym chorwackie media żyły od wielu dni. Liberalna prasa próbowała na wszelkie sposoby zniechęcać uczestników imprezy, rozpisując się o fali straszliwych upałów i burz mających pokrzyżować plany organizatorów. Wieszczono chaos organizacyjny i katastrofę grożącą niebezpieczeństwem całej stolicy w związku z pojawieniem się w jednym miejscu tysięcy przedstawicieli „skrajnej prawicy”.

W tym samym czasie zwolennicy „Thompsona” modlili się, a nawet pościli w intencji spokojnego przebiegu koncertu. Przed samym wydarzeniem grupa zaprzyjaźnionych księży miała egzorcyzmować i pobłogosławić cały teren Hipodromu. Kiedy władze chciały z całego kraju ściągnąć siły policyjne, organizatorzy odpowiedzieli, że do zabezpieczenia imprezy wystarczy taka liczba policjantów, jaka zwykła pojawiać się przy innych dużych zgromadzeniach, bo na koncercie obecni będą weterani, ojcowie rodzin i odpowiedzialni młodzi patrioci, którzy sami zadbają o bezpieczeństwo, nawet w przypadkach prowokacji. I tak było rzeczywiście.

Z całego kraju ściągały specjalne pociągi, z najdalszych zakątków Chorwacji, a także z Bośni i Hercegowiny i innych sąsiednich krajów zjechały dziesiątki tysięcy samochodów. Z okolicznych wsi i miasteczek na teren Hipodromu szły długie kolumny pieszych, a życie w centrum Zagrzebia prawie zupełnie zamarło. Z powodu wielkiego upału władze zadbały o zaopatrzenie w wodę, której każdy mógł nabrać z ustawionych przy drogach samochodów-cystern. Choć już wiele godzin przed koncertem i podczas niego jego uczestnicy – jak to Słowianie – bawili się w sposób żywiołowy i pełen temperamentu, a siły porządkowe sprawiały wrażenie niezbyt przejętych swoją pracą, wielka impreza przebiegła w zadziwiającym porządku. Ponad 100 interwencji pogotowia związanych było przede wszystkim z upałem, który doprowadził do zasłabnięć i konieczności udzielenia pomocy na miejscu lub hospitalizacji. Byłem pod wielkim wrażeniem sprawności, z jaką tak wielka masa ludzi opuszczała koncert – niekiedy przez potencjalnie dość niebezpieczne miejsca, jak wąskie schody prowadzące na most na rzece. Nikt nie został stratowany ani zgnieciony, co więcej – choć wszyscy byli bardzo zmęczeni i wyparowała już atmosfera entuzjazmu sprzed koncertu – ludzie udzielali sobie nawzajem pomocy, odnosząc się do siebie nawzajem z uprzejmością i serdecznością.

 

Wspólnota narodowa

Były to zapewne pierwsze, widoczne gołym okiem, owoce tego wyjątkowego zgromadzenia. Na kolejne przyjdzie poczekać, ale jest więcej niż pewne, że one nadejdą. Na koncercie „Thompsona” spotkały się bowiem trzy generacje Chorwatów: młodzież, czyli zwykli bywalcy takich imprez, wychowani na przebojach Marka Perkovicia trzydziesto-, czterdziestolatkowie z rodzinami oraz dość liczni, bo szacowani na ponad 50 tysięcy przedstawiciele pokolenia, które wywalczyło niepodległość kraju: pięćdziesięcio-, sześćdziesięciolatkowie i starsi. To w imieniu tych ostatnich przemawiał Marko, który jak sam śpiewa w jednym utworów, utknął gdzieś w latach dziewięćdziesiątych. Reprezentując weteranów zwrócił się z mocnym apelem do młodzieży, by wzięła ona odpowiedzialność za Chorwację i była gotowa jej bronić, tak jak bohaterowie z przeszłości, o których opowiadają piosenki „Thompsona” – jeśli trzeba, oddając swoje zdrowie i życie.

Dojrzałem w oczach młodych ludzi, którzy stali wokół mnie, że apel piosenkarza-obrońcy Ojczyzny zrobił na nich wielkie wrażenie. Zrozumiałem, że oto ich udziałem stało się wielkie doświadczenie pokoleniowe, które pozostawi na lata głęboki ślad w ich duszach. Wyrwani z cyfrowych baniek medialnych, w których wszyscy tkwią na co dzień, stali się uczestnikami wspólnoty pokoleń przeszłych, żyjących i mających nadejść; wspólnoty pełnej wzajemnego szacunku, miłości do własnej ziemi i kultury, Boga i Kościoła.

Zbliżają się czasy wielkich zawirowań historycznych, podczas których niektóre narody, o czym wiemy dzięki objawieniom maryjnym, znikną zupełnie z powierzchni ziemi. Jednak po koncercie na Hipodromie coś mi mówi, że Chorwaci – ten mały pod względem populacji, ale wielki duchem naród – przetrwają wszystkie burze dziejowe.

Piotr Doerre

 

Piotr Doerre: Geny kamieni. Artysta znienawidzony przez lewicę

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie