18 sierpnia 2021

Uszła cało z Pierwszej Rzezi Wołyńskiej lat 1917-1919, gdy zbolszewiczałe chłopstwo ukraińskie rzuciło się „rżnąć polskich panów” i „grabić zagrabione”. Podczas II wojny światowej przeżyła okrutne śledztwo na Gestapo i obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. W tak zwanej „Polsce Ludowej” szkalowali ją komunistyczni najmici, a na emigracji zazdrośni o sławę rodacy. Dzisiaj jej twórczością wyciera sobie gębę skundlona sfora „postępaków”.

Zofia Kossak, primo voto Szczucka, secundo voto Szatkowska – najwybitniejsza powieściopisarka polska.

Skrzydła

Wesprzyj nas już teraz!

Przyszła na świat 10 sierpnia 1889 roku w Kośminie. Tradycje rodzinne skazały ją na wielkość. Ojciec Tadeusz – oficer armii rosyjskiej, w przyszłości będzie więziony za działalność niepodległościową, potem wstąpi w szeregi dowborczyków, karierę zakończy jako major Wojska Polskiego. Dziadek Juliusz i stryj Wojciech zasłynęli jako wybitni malarze. Rozgłos zdobyło stryjeczne rodzeństwo – Jerzy Kossak (takoż malarz), poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i satyryczka Magdalena Samozwaniec.

Tuż przed Wielką Wojną studiowała malarstwo w Szkole Sztuk Plastycznych w Warszawie, a potem rysunek w École des Beaux-Arts w Genewie. To w Szwajcarii zetknęła się z filozofią katolicką, która zawładnęła nią na zawsze: „Wtedy po raz pierwszy owionął mnie wielki dech chrześcijaństwa rzeczywistego. Zobaczyłam, że wiara to nie tylko majowe nabożeństwo lub złota legenda, ale najdoskonalszy system filozoficzny, jaki kiedykolwiek wydał świat”.

Mając 26 lat wyszła za mąż za Stefana Szczuckiego i wraz z nim zamieszkała w Nowosielicy na Wołyniu, gdzie doczekała się potomków – Juliusza i Tadeusza. Po 1917 roku jej ukochana kresowa Arkadia runęła pod ciosami bolszewickich i hajdamackich barbarzyńców, co po kilku latach opisze we wstrząsającej „Pożodze”. Zdołała przedostać się w chłopskim przebraniu na tereny wyzwolone przez Wojsko Polskie; zamieszkała we Lwowie. Po śmierci męża przeniosła się do Górek Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. Tam też poznała swego drugiego męża – porucznika (w przyszłości majora) Zygmunta Szatkowskiego, weterana sławnych „jaworczyków”, którzy ongiś ratowali wołyńskich Polaków. Przed ślubem jej nowy wybranek przeszedł z protestantyzmu na katolicyzm. Doczekali się dwójki dzieci – Witolda i Anny.

Sukces „Pożogi” (książkę nieustannie wznawiano, doczekała się przekładów na język francuski, angielski, węgierski, a nawet japoński) niejako skazał Zofię na działalność literacką. Pisała dużo, koncentrując się przede wszystkim na prozie historycznej. Uznanie krytyki i czytelników przyniosły jej m.in.: „Beatum scelus”, „Szaleńcy Boży”, „Trembowla”, „Złota wolność”, a szczególnie trylogia: „Krzyżowcy”, „Król trędowaty”, „Bez oręża”. Jej literackie postacie były pełnokrwiste, niewolne od ludzkich dylematów i ułomności. Dlatego zebrała sporo cięgów od „niemądrych księży”, którym w „Krzyżowcach” doskwierał brak grubej warstwy lukru na kościelnych dziejach.

Parała się również publicystyką, współpracując z prasą katolicką i patriotyczną. Fascynowała ją postać ks. Piotra Skargi, jego bezkompromisowa miłość do Boga oraz miłość do człowieka i wszelkiego stworzenia. „Ów żar palący słów, owa niestrudzenie czynna postawa bojowa w stosunku do życia, najgłębszy patriotyzm, wszystko to było wynikiem tamtych dwóch pobudek, logicznym i niezachwianym” – pisała.

Jak płomień

Po napaści Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. Zofia opuściła Górki Wielkie. Po długiej tułaczce dotarła do Warszawy. Tu zaangażowała się w działalność konspiracyjną i charytatywną.

Używała pseudonimów: „Ciotka”, „Weronika”, „Pani Zofia”. Współtworzyła podziemny Front Odrodzenia Polski, współpracowała z katolicką organizacją „Unia”, udzielała się w Społecznej Organizacji Samoobrony. Współredagowała pisma podziemne, organizowała dostawę paczek żywnościowych dla więźniów Pawiaka (dla których przemycała też konsekrowane komunikanty). Współpracownicy byli pod ogromnym wrażeniem osobowości „Ciotki”. Wspominając ją nie szczędzili komplementów: „najszlachetniejszy płomień”, „natchnienie konspiracji”, „płonąca odwagą i wolą twórczą”, „bohaterska”, „nieustraszona”, „nasz skarb narodowy”. Emisariusz AK i Delegatury Rządu Jan Karski oddał uczucia wielu: „Po prostu ją kochałem i podziwiałem”.

11 sierpnia 1942 r., w reakcji na rozpoczęcie przez Niemców wywózek mieszkańców warszawskiego getta do obozu zagłady w Treblince, opublikowała w formie ulotki poruszający „Protest!”, określający stanowisko katolików wobec zagłady żydowskich współobywateli. Pisała: „Rzeź milionów bezbronnych ludzi dokonywa się wśród powszechnego, złowrogiego milczenia. Milczą kaci, nie chełpią się tym, co czynią. Nie zabierają głosu Anglia ani Ameryka, milczy nawet wpływowe międzynarodowe żydostwo, tak dawniej wyczulone na każdą krzywdę swoich. Milczą i Polacy. […] Ginący Żydzi otoczeni są przez samych umywających ręce Piłatów. Tego milczenia dłużej tolerować nie można. Jakiekolwiek są jego pobudki – jest ono nikczemne. Wobec zbrodni nie wolno pozostawać biernym. Kto milczy w obliczu mordu – staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia – ten przyzwala. Zabieramy przeto głos my, katolicy – Polacy”.

Wrażenie było potężne, tym bardziej, że protestowała osoba w międzywojniu kojarzona z działaniami narodowej prawicy, co w 1936 roku pisała w „Prosto z Mostu”: „Żydzi są dla nas istotnym i strasznym niebezpieczeństwem rosnącym z każdym dniem. Obsiedli nas jak jemioła próchniejące drzewo”.

Także „Protest!” nie był przejawem naiwnej egzaltacji. Znalazły się w nim słowa wypowiedziane językiem twardym jak stal, jakże aktualne wobec dzisiejszych ataków środowisk żydowskich na Polskę: „Uczucia nasze względem Żydów nie uległy zmianie. Nie przestajemy uważać ich za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski. Co więcej, zdajemy sobie sprawę z tego, iż nienawidzą nas oni więcej niż Niemców, że czynią nas odpowiedzialnymi za swoje nieszczęście. Dlaczego, na jakiej podstawie – to pozostanie tajemnicą duszy żydowskiej, niemniej jest faktem nieustannie potwierdzanym. Świadomość tych uczuć jednak nie zwalnia nas z obowiązku potępienia zbrodni”.

Orlęta

W następnych tygodniach pisarka współtworzyła Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom im. Konrada Żegoty, przekształcony następnie w Radę Pomocy Żydom „Żegota”, podległą Delegaturze Rządu. „Żegota” ocaliła tysiące ludzi. Osoby zaangażowane w działalność ratowniczą pracowały z narażeniem życia (Polska wraz z Serbią i okupowanymi obszarami Związku Sowieckiego były jedynymi krajami, gdzie za pomaganie Żydom groziła kara śmierci).

Pani Zofia, poza koordynowaniem działań „Żegoty”, pomagała Żydom osobiście, m.in. ukrywając ich w swym mieszkaniu. Wspierały ją w tym jej dzieci. Robiła swoje, mimo dławiącego strachu: „Boże, jakże się bałam o te moje dzieci! Patrzyłam z okna, jak Witold wychodził, prowadząc przyjacielsko pod rękę skulonego, niskiego Żyda, pochylając się nad nim jak śliczny anioł opiekuńczy […]. Potem Anna roześmiana, w podskokach, ciągnąc za rękę swoją niby-koleżankę słaniającą się ze strachu… Nigdy nie zapomnę tego okropnego lęku, tego poczucia, że własne najukochańsze dzieci narażam na śmierć prawie pewną. A z drugiej strony przeświadczenia, że to przecież obowiązek”.

„Ciotka” wymagała wiele od siebie i od innych. Broniła prawa młodzieży do uczestnictwa w walce: „Stoimy na progu nowej epoki. Bezmyślna hołota czasom, które ona przyniesie, nie sprosta. Z orląt, nie z kawek wyrastają orły i z orłowego, nie wroniego gniazda”.

Cena

We wrześniu 1943 roku została aresztowana, a następnie wywieziona do KL Auschwitz-Birkenau. Spędziła tam 7 miesięcy, aż Niemcy odkryli jej prawdziwą tożsamość. Warto przytoczyć tu relację Marii Przyłęckiej:  Ciotka była najdzielniejsza z dzielnych, mężnie znosiła wszystkie trudności i niewygody, nic nie tracąc ze swego człowieczeństwa, ale jeszcze je jak gdyby rozwijając. Promieniała uśmiechem, pogodą i życzliwością dla wszystkich, bardziej czy mniej znanych i zupełnie nieznanych […]. Modliła się w każdej chwili, chyba nieustannie. Na deskach koi wyższego piętra, w zasięgu swego wzroku wypisała ołówkiem to, co czuła i czym wewnętrznie żyła: – Każdej chwili mego życia wierzę, ufam, miłuję”.

Zofia w chwili, gdy opuszczała obóz, ważyła 38 kilogramów i była o krok od śmierci na tyfus. Gestapo przewiozło ją na Pawiak, przeszła bestialskie przesłuchania w Alei Szucha. Świadectwem bokserskich umiejętności śledczych była utrata połowy uzębienia i dożywotni niedosłuch w jednym uchu. Pisała o tym w grypsie, nawet w tak strasznej chwili nie tracąc humoru: „Zęby moje, zawsze liche, spotkał najbardziej honorowy koniec”.

Nie wydała nikogo, odmówiła współpracy, więc skazano ją na śmierć. Konspiracja wykorzystując skorumpowanie niemieckich urzędników wykupiła ją po cichu z więzienia. Niedługo potem wybuchło Powstanie Warszawskie. „Ciotce” bohaterstwo powstańców było drogie, ale zachowała własne zdanie o inspiratorach zrywu, pisząc po wojnie: „Niech Bóg broni od jakiegoś krwawego szaleństwa jak Powstanie Warszawskie, w którym wzięłam udział”. 

Podczas Powstania zmarła z wycieńczenia jej matka. Wcześniej, w 1943 r. w Auschwitz zginął syn, Tadeusz Szczucki.

Gorzki chleb emigracji

W nowej, komunistycznej rzeczywistości autorka „Pożogi” mogła spodziewać się najgorszego.

Istotnie, rychło została wezwana do Warszawy przed oblicze Jakuba Bermana, wszechwładnego nadzorcy „Polski Ludowej”. Ten wszakże zaskoczył ją, dziękując za ratowanie Żydów, wśród których znaleźli się jego krewni. Aby spłacić ów dług poradził pisarce natychmiast opuścić Polskę, bo tylko to mogło uchronić ją przed represjami.

W sierpniu 1945 roku wylądowała na angielskiej ziemi. Powitanie nie było budujące. Za Zofią szła sława pisarki światowego formatu, ale rodacy nie szczędzili jej upokorzeń. Wydawany w Londynie „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” zamieścił oszczerczą informację, że Zofia Kossak była osobistą sekretarką Bolesława Bieruta.

Prawdziwą nagonkę wszczął przeciw niej Zygmunt Nowakowski, znany pisarz, publicysta, aktor i reżyser. Sprawa to wyjątkowo przykra, bo Nowakowski był ogromnie zaangażowanym patriotą, którego szczery antykomunizm świecił blaskiem niezłomności. Przez wielu zwany był „Rejtanem emigracji” (bądź żartobliwie Emigrejtanem). A przecież ten raptus o niewyparzonym języku miotał obelgi i niesprawdzone oskarżenia także pod adresem ludzi niewinnych. Jego postawa wpisywała się w piekielną atmosferę emigracyjnych swarów. Różni emigrejtanowie swoim radykalizmem i zapalczywością skłócali polskie środowiska, mimo woli oddając komunistom usługę większą niż horda ubeckich szpiegów.

Wedle świadectwa Melchiora Wańkowicza: „Pan Nowakowski Zofię Kossak na odczytach publicznych nazywał agentką komunistyczną […] pisze, że ≪mieszkanie i dostatek są udziałem tylko karierowiczów, takich jak Zofia Kossak≫, że tacy karierowicze ≪muszą mieć elastyczne sumienie≫”. Nowakowski starał się też wyszydzać twórczość pisarki. Skwapliwie prezentował swe oburzenie, gdy skrytykowała rewolucję francuską (nazwał to „sądem kapturowym nad wielką rewolucją” i potępił „potworne bzdury historyka dyletanta”).

Wyjątkowo nikczemne było stwierdzenie: „Pani Kossak umie opowiadać o okrucieństwach niemieckich w sposób rywalizujący z opowiadaniem osławionej Makryny Mieczysławskiej” (Nowakowski porównał tu pisarkę do XIX-wiecznej oszustki, brylującej niegdyś wśród polskich emigrantów, fałszywie podającej się za przełożoną klasztoru bazylianek, rzekomo więzioną i torturowaną przez carat). Słowa te wyszły spod pióra człowieka, który w 1939 roku uciekł z Polski i czas wojny spędził bezpiecznie w Anglii… Który nie ryzykował (jak „Ciotka”) własną głową w robocie konspiracyjnej… Który nie wypluwał zębów podczas przesłuchania na Gestapo i nie wsłuchiwał się w ponurą pieśń kolczastych drutów w Birkenau… Który siedział na londyńskim zapiecku, gdy płonęła powstańcza Warszawa…

Jak się zdaje, nagonka na autorkę „Krzyżowców” niekoniecznie musiała wynikać z różnic światopoglądowych. Pani Kossak była zapraszana do Windsoru na spotkania z parą królewską. Na Zachodzie jej książki wciąż utrzymywały się na listach bestsellerów, a powieść „Bez oręża” sprzedawała się w USA w setkach tysięcy egzemplarzy. Czego jak czego, ale zawodowego sukcesu zawistni rodacy wybaczyć jej nie mogli.

Alicja i vorarbeiter Tadek

Pobyt za granicą sprawił, że pisarkę ominął krajowy spór wywołany jej książką „Z otchłani”, będącą zapisem przeżyć obozowych.

Ściślej spór wywołał Tadeusz Borowski, młody, hołubiony przez czerwoną władzę pisarz, sprawnie rozpychający się łokciami na literackiej scenie. Wysmażył on paszkwil „Alicja w krainie czarów”, wzmocniony po dwóch latach jeszcze soczystszym dopowiedzeniem. Borowski zarzucił „Ciotce” niecną postawę w obozie: „Niestety, mechaniki dekowania się autorka nie odsłoniła […]”. Wprawdzie nie istniały żadne świadectwa pozwalające oskarżyć Zofię o niegodne postępowanie – przeciwnie, relacje świadków mówiły co innego! – jednakże wygadany literat „wiedział” swoje. Insynuował nie mając ku temu jakichkolwiek podstaw: „Dla mnie sprawa jest jasna. Autorka relacji obozowej należała w obozie do pewnej uprzywilejowanej kasty […]”.

Borowski zdobył sławę skandalisty, zarzucając byłym więźniom kacetów, że nie mogli zachować człowieczeństwa i niewinności; skoro przeżyli – to widać kosztem innych. W jego optyce ofiary stawały się współwinne zbrodni. Dzisiaj, nie negując wartości lagrowej twórczości Borowskiego, ale też dysponując niezliczonymi relacjami z obozów i miejsc kaźni, widzimy absurd takiego „glajchszaltowania”. W tamtym krwawym czyśćcu dochodziło do rozmaitych zachowań – podłość przeplatała się z heroizmem, zbrodnia ze świętością.

Borowskiego drażniło piękno ludzkich postaw, starał się je zanegować, zagłuszyć krzykiem, ponieważ… sam był człowiekiem upodlonym. Nawet zostawiając na boku spory, czy vorarbeiter Tadek (narrator „Pożegnania z Marią”) był alter ego pisarza, wystarczy tu wspomnieć o pochodzeniu Borowskiego i jego dobrowolnym wykorzenieniu. Urodził się w Żytomierzu, który po pokoju ryskim (1921) pozostał po sowieckiej stronie granicy. Jako dziecko był świadkiem gehenny tamtejszych Polaków. Jego rodzice zostali aresztowani i deportowani – ojciec do Karelii, matka na Syberię, gdzie spędzili długie lata. I oto po II wojnie światowej ich żądny kariery syn zaprzedał się komunistom, służył im jako aktywista partyjny, tajny współpracownik służb i propagandysta. Atakował Kościół, środowiska katolickie i kulturę zachodnią. Potępiał zbrodniczość niemieckich obozów – ale komunistyczne katownie mu nie przeszkadzały. W 1951 roku zmarł śmiercią Judasza, a do wspólnego samobójstwa próbował jeszcze namówić żonę (którą wcześniej zdradzał). Małżonka zapamiętała jego ostatnie słowa: „Jestem taki dwulicowy!”.

W ataku Borowskiego na Zofię Kossak potwierdziła się stara ludowa mądrość – każdy ocenia według siebie.

Powrót niezłomnych

Zofia wraz z mężem osiedli w Trossell w Kornwalii, gdzie oddali się hodowli owiec na wydzierżawionej farmie. W 1957 roku, w czasach „odwilży”, postanowili wracać do Ojczyzny.

W epoce stalinowskiej wszystkie książki Pani Zofii wycofano w bibliotek; teraz niektóre mogły być ponownie wydane, zyskując rzesze czytelników. Oczywiście o wznowieniu antybolszewickiej „Pożogi” nie było co marzyć. Komuniści próbowali kokietować pisarkę, ale odrzucała ich dusery. W 1964 r. była jedną z sygnatariuszek słynnego „Listu 34”, protestującego przeciw cenzurze. Dwa lata później odmówiła przyjęcia Nagrody Państwowej I Stopnia, stwierdzając że nie może odebrać wyróżnienia od władz „odnoszących się wrogo do spraw dla mnie świętych”.

Zofia z Kossaków Szatkowska odeszła do lepszego ze światów w Wielki Czwartek 9 kwietnia 1968 roku.

Pałkarze tolerancji

Na Panią Zofię wciąż są wylewane kubły pomyj z powodu jej rzekomego „antysemityzmu”, „gloryfikacji polskiego panowania na Kresach” i „nacjonalistyczno–katolicko–bogoojczyźnianych” odchyleń.

To pisarka niewygodna dla wielu środowisk. Feministki nie wezmą na sztandary pobożnej matki czworga dzieci, która zdobyła swą pozycję nie z parytetu, ale dzięki talentowi i ciężkiej pracy. Niezadowoleni są z niej piewcy dialogu z Ukrainą, lansujący na patrona porozumienia Symona Petlurę, którego antypolskie działania uwieczniono w „Pożodze”. W atakach celują zwłaszcza mentalni „szabesgoje”, przebierający nogami w przedpokojach wpływowych redakcji i salonów, gotowi sprzedać się za parę groszy wierszówki, za przyznany grant, za chwilę medialnego rozgłosu, za przyjazne skinienie mocarnych władców marionetek. Niewytłumaczalnym jest dla nich fakt, iż w 1982 roku Instytut Yad Vashem, mający pełną wiedzę o poglądach i wypowiedziach autorki „Protestu!”, postanowił pośmiertnie uhonorować ją tytułem Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata.

Dawniejszym adwersarzom Pani Zofii, choćby Nowakowskiemu i Borowskiemu, nie sposób było odmówić rzeczywistego talentu. Dziś na pamięć „Ciotki” plwają miernoty, dla których kopanie osoby wybitnej to jedyna szansa na zdobycie rozgłosu; literaccy tandeciarze, co przepięknej polszczyźnie autorki „Krzyżowców” potrafią przeciwstawić tylko swój zideologizowany żargon partyjnego aktywisty; szubrawcy z kompleksem chama i duszą ubeka. Ich wydzieliny o „polskiej polityce kolonialnej na Kresach”, o „słusznej walce klasowej ukraińskiego chłopstwa” prowadzą do logicznego wniosku, że Katyń i wywózki Polaków na Sybir okazały się narzędziem dekolonizacji; zaś przerzynanie ludzi piłami czy wyrywanie płodów brzemiennym niewiastom jawi się jako heroiczne wystąpienie narodowo-wyzwoleńcze…

Weterani bojów z „nacjonalistyczno-katolicką” literaturą zdają się rzewnie wzdychać do czasów, kiedy książki „wrażej” Kossak wycofano z bibliotek, gdy towarzysze z Bezpieczeństwa wyrywali paznokcie „polskim antysemitom”, zaś ostatecznym rozwiązaniem problemu „polskiego nacjonalizmu” były doły z niegaszonym wapnem.

***

Pani Zofia nie musi udowadniać nam niczego. Zachowała się jak trzeba, tak wobec niemieckiego narodowego socjalizmu, jak i wobec komunistów. Za to pytaniem otwartym pozostaje kwestia – gdzie znaleźliby się jej dzisiejsi denuncjatorzy, tak sterylnie oczyszczeni z „bogoojczyźnianych” wartości, gdyby przyszło im żyć w tamtych czasach? Czy zajęliby miejsce w szeregu bohaterów, jak „Ciotka” i jej towarzysze broni – czy może wśród konfidentów i szmalcowników?

Tego nie dowiemy się nigdy. Tyle jesteśmy warci, ile nas sprawdzono.

Andrzej Solak

 

Zobacz także:

Zofia Kossak-Szczucka na czarnej liście lewicy. „Katolicka pisarka-antysemitka, która ratowała Żydów”

 

Ta pisarka PRZESZKADZA lewakom! Polskie cancel culture?! || Jaka jest prawda?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(8)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie