Rewolucyjne idee aby zostać wcielone w życie, muszą być najpierw wprowadzone w szeroki obieg myśli. Następnie ogół społeczeństwa powinien być z nimi oswojony. Musi to potrwać – tym dłużej, im bardziej absurdalne są wywrotowe pomysły. Wiele wskazuje na to, że jesteśmy właśnie na początku etapu przyzwyczajania nas do walki neokomunistów z prywatnymi domami.
Jak już wiemy, „walka o klimat” wymaga ofiar. Ktoś też musi za nią zapłacić, i nie będą to ani projektanci „zielonego gułagu”, ani politycy i ideolodzy latający prywatnymi samolotami na szczyty klimatyczne. Rachunek zapłacą rzesze Kowalskich, którym globalistyczna bolszewia chce wyznaczać liczbę kupowanych ubrań, podróży samolotem, zamykać miasta dla samochodów (patrz np. przyjęte przez władze Warszawy cele grupy C40).
Wesprzyj nas już teraz!
Jednym z batów na wolność i własność jest system emisji ETS, który za kilka lat obejmować będzie już nie tylko przemysł, lecz również gospodarstwa domowe. Unia Europejska na 2028 rok wyznaczyła datę graniczną dla wymogu „zeroenergetyczności” nowych budynków. Będą one musiały produkować tyle energii, ile same zużywają. Ponadto do 2032 roku obowiązkowe będą instalacje fotowoltaiczne. Końcowym momentem dla możliwości korzystania z paliw kopalnych do ogrzewania nowych oraz remontowanych budynków ma być 2040 rok – oczywiście o ile wcześniej eurokołchoz nie rozpadnie się z nadmiaru absurdów.
Niezwykle kosztowne, przymusowe termomodernizacje nie będą osiągalne dla każdego – to oczywiste tak samo jak fakt, że po środzie następuje czwartek. Co pewien czas wysocy urzędnicy informują nas między wierszami, co czeka osoby, dla których wydanie co najmniej kilkudziesięciu tysięcy złotych na pseudoekologiczne fanaberie okaże się zbyt kosztowne.
W lipcu minister Paulina Hennig-Kloska zachwalała zalety dyrektywy budynkowej EPBD, tłumacząc Polakom, że czarne jest nawet nie szare, ale wręcz lśniąco białe. – Termomodernizacja nie może być traktowana jako koszt, tylko jako docelowa oszczędność, żeby zwiększyć komfort naszego życia i zmniejszyć koszty naszego życia. Termomodernizacja jest opłacalna – stwierdziła szefowa resortu klimatu i środowiska. Według niej, „nie ma co ludzi straszyć, że będą mieli gorzej”.
– Każdy znajdzie dla siebie odpowiedni program. Wystarczy wziąć sprawy w swoje ręce. Są osoby starsze, rodziny starsze, które nie są w stanie przeprowadzić tego typu inwestycji. To jest problem. Też musimy się pochylić. Są różne formy oczywiście. Też nie każdy tego typu starszy dom opłaca się termomodernizować. Są mieszkania modułowe, są różne formy – tłumaczyła Hennig-Kloska.
Gdyby powiedzieć „ministrze”, że głoszone przez nią idee przypominają wywłaszczanie narodu znane z historii PRL, pewnie zaprzeczyłaby gwałtownie. Nie zmienia to faktu, że akceptujące kolejno poszczególne założenia „zielonych ładów” rządy PiS i KO wpędzają nas zgodnie w nową komunę. Jako, że rewolucja musi iść naprzód, pozbawianie własnych domów nie będzie dotyczyć tylko niektórych grup społecznych – jak po wojnie arystokracji, posiadaczy ziemskich bądź ideologicznych „wrogów ludu”. Nowe „przekształcenie własnościowe” zyska wymiar masowy, obejmując ogromną większość narodu zubożonego wcześniej inflacją i kolejnymi „ekologicznymi” podatkami.
Własny dom, podobnie jak samochód, jest atrybutem wolności. Tyle, że jeszcze bardziej elementarnym. Zgodnie z metodą gotowanej żaby, lud trzeba ostrożnie oswoić z perspektywą wywłaszczenia. Robi się to za pomocą wpuszczania do obiegu opinii najbardziej absurdalnych idei. Trzeba to robić stopniowo. Proces musi być rozłożony w czasie. Zanim – ostatnio – na półki jednej z największych sieci handlowych w Polsce trafiły czekolady z robactwem zamiast orzechów (warto obejrzeć jeśli ktoś na przykład ma zamiar odzwyczaić się od słodyczy, lecz niezbyt mu to wychodzi), wiele lat wcześniej do mediów zaczęły trafiać próbne balony – teksty traktujące o niezliczonych zaletach białka z mączników i świerszczy.
Taką właśnie rolę wczesnej „wrzutki” spełniać ma w kwestii prywatnych domów wywiad zamieszczony przez branżowy portal „Architektura i Biznes”. Bohaterem jest Filip Springer, przedstawiony przez redakcję jako pisarz, autor i fotograf, stypendysta i dyrektor. Rozmowa toczona wokół nowej książki Springera dotyczy świata i historii, architektury i architektów, w końcu pada jednak kluczowa myśl. Autor wymaga bowiem od projektantów włączenia się w „walkę o klimat”. Dzisiejsza architektura, jego zdaniem pozostawia „ogromny ślad ekologiczny” i nie ma znaczenia to, że posiadacze budowli mogą wylegitymować się wymaganymi certyfikatami.
Dziennikarz Błażej Ciarkowski mówi: „(…) porozmawiajmy o dogęszczaniu, które postulujesz na kartach Szarej godziny. Jest to o tyle ciekawe, że większość miast w Polsce się wyludnia. Najczęściej są to przeprowadzki do gmin ościennych. A ty chciałbyś odmówić ludziom prawa do realizacji marzenia o domu z ogródkiem?”.
– Tak, najlepiej dekretem. Mówię poważnie. Uważam, że to jest jedna z tych rzeczy, która prawdopodobnie nigdy się nie wydarzy, zwłaszcza w Polsce. Ale w zupełności zgadzam się z tymi, którzy mówią, że budowanie domów jednorodzinnych powinno być stopniowo zakazywane – pada odpowiedź Springera.
Aby nie spłoszyć potencjalnych zwolenników nowego architektonicznego socrealizmu, Springer nie promuje od razu szesnastometrowych kawalerek jako standardu mieszkaniowego dla rodziny z dwojgiem dzieci. Mówi za to: – Bardzo lubię temat dogęszczania, bo budzi w ludziach silne emocje, obawy, że będą żyli jak na Bliskiej Woli. Tymczasem spójrzmy na pięć najgęściej zabudowanych kilometrów kwadratowych w Polsce. To Muranów, Nowolipki, Ołbin, śródmieście Szczecina i Miasteczko Wilanów. Żadna z tych lokalizacji nie wydaje się strasznym miejscem do życia. Za postulatem gęstego miasta nie stoi więc miasto wieżowców, tylko miasto intensywnej zabudowy wielorodzinnej, zaopatrzonej w zieleń i w normalne ulice.
Czyli jest cacy, nie ma się czego bać. Kto nie chciałby zamieszkać w Wilanowie? Zadanie spełnione, temat wrzucony. Za pewien czas ktoś go podchwyci i rozwinie. Okno Overtona znów przesunie się o parę centymetrów, „gotowana żaba” nie wyskoczy z kociołka. W końcu lud przywyknie i sam będzie powtarzać, że z tymi prywatnymi domami to same problemy. Tak właśnie, niepostrzeżenie nadpełza nowa komuna.
Roman Motoła