Prezydent USA oznajmił, że Rada Syryjskiej Opozycji jest „wystarczająco reprezentatywna”, aby mogła zostać formalnie uznana za prawowitego przedstawiciela narodu syryjskiego. Dla amerykańskiego przywódcy nie ma znaczenia deklaracja części rebeliantów, którzy zapowiedzieli kontynuację walki z Amerykanami po obaleniu Baszara al-Assada.
– W tym momencie mamy dość dobrze zorganizowaną koalicję – koalicję opozycyjną, która jest reprezentatywna i którą możemy uznać za prawowitego przedstawiciela syryjskiego narodu – stwierdził Barack Obama w wywiadzie udzielonym w telewizji ABC. Media brytyjskie zauważają, że amerykański prezydent jak na razie nie wezwał oficjalnie do dozbrajania rebeliantów. Tymczasem od kilku miesięcy trwają intensywne przygotowania europejskich sojuszników USA do interwencji w Syrii. Brytyjczycy szkolą komandosów i prowadzą ożywione rozmowy międzynarodowe na temat pomocy wojskowej dla rebeliantów. Ewentualna interwencja – pod pretekstem rozwiązania kryzysu humanitarnego – może się rozpocząć najwcześniej w marcu przyszłego roku. Na razie Brytyjczycy zabiegają o cofnięcie embarga, zabraniającego państwom europejskim wysyłania broni na terytorium ogarniętej wojną Syrii.
Wesprzyj nas już teraz!
Oświadczenie Baracka Obamy pojawiło się w przeddzień ważnej konferencji w Maroku z udziałem około 130 krajów, mających udzielić poparcia syryjskim rebeliantom. Opozycjoniści podczas spotkania mają udowodnić, że stanowią jedność, prezentując jednolite dowództwo wojskowe. Inicjatywa ma sprzyjać zajęciu zgodnego stanowiska państw zachodnich w sprawie uznania syryjskiej opozycji, która miałaby stworzyć nowe władze po upadku reżimu Assada.
Prezydent USA przypomniał koalicyjnym siłom opozycyjnym w Syrii, że wraz z uznaniem spada na nie odpowiedzialność za losy kraju. Mówił: – Koalicja Syryjskiej Opozycji musi zapewnić, że organizuje się skutecznie, że jest reprezentatywna dla wszystkich stron, że wprowadzi zmiany polityczne, że szanuje prawa kobiet i prawa mniejszości. Kilka tygodni wcześniej syryjscy rebelianci zostali uznani przez rządy Wielkiej Brytanii i Francji.
Przemawiając dzień po opublikowaniu w Waszyngtonie czarnej listy dżihadystów wywodzących się z syryjskiej opozycji, mających powiązania z Al-Kaidą Obama obiecał określić, kto dokładnie może współpracować z USA. – Nie każdy, kto uczestniczy w wojnie na terytorium Assada jest pożądany – stwierdził. Prezydent zauważył, że niektórzy rebelianci realizują założenia grup terrorystycznych nastawionych antyamerykańsko. Waszyngton oskarżył np. grupę al-Nusra Front o wykorzystywanie wojny do realizacji własnych celów.
Przeciwnicy dozbrajania rebeliantów od dawna ostrzegają, że broń może wpaść w ręce islamistów, którzy mogą ją później wykorzystać przeciwko krajom, z których została ona dostarczona.
Źródło: The Daily Telegraph, AS.