Uznaliśmy, że kiedy my zrobimy coś, co będzie odczytane przez Matkę Bożą jako zmierzające do realizacji zamysłów Jej Syna, to Ona nam w tym pomoże. I tak naprawdę odczuwamy Jej interwencje wprost, na co dzień, w wielu sytuacjach naszej działalności od 25 lat. To naprawdę cud, że to, co według czysto ludzkiego osądu nie powinno nam się udać, jednak się udaje. Chcemy pomóc Opatrzności, chcemy odpowiedzieć na te łaski, które otrzymujemy i one jeszcze szczodrobliwiej są nam wtedy ofiarowywane. To takie, można powiedzieć, perpetuum mobile – tak o misji Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi mówi Piotr Doerre, dziennikarz, publicysta i członek zarządu SKCh, w rozmowie z Janem Pospieszalskim.
Jak przypomina jeden ze współzałożycieli Stowarzyszenia, zanim ono powstało, w Krakowie już funkcjonowało środowisko złożone z młodych działaczy o poglądach konserwatywnych i katolickich, spotykających się w ramach lokalnego oddziału Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego.
Wesprzyj nas już teraz!
Najważniejszym impulsem na drodze do powstania SKCh było spotkanie pana Leonarda Przybysza, który przyjechał z Francji i był członkiem brazylijskiego Stowarzyszenia Obrony Rodziny, Tradycji i Własności (TFP). To on zapoznał młodych działaczy z myślą katolickiego kontrrewolucjonisty prof. Plinio Correa de Oliveiry, ta zaś myśl zainspirowała ich do powołania organizacji.
– Szczególne znaczenie miała publikacja „Rewolucja i Kontrrewolucja”, stanowiąca zwieńczenie wszystkiego, co wcześniej wiedziałem o konserwatyzmie, doktrynach kontrrewolucyjnych. Wcześniej w ramach środowiska monarchistycznego czytaliśmy wspólnie Edmunda Burke’a, Józefa de Maistre’a, polskich stańczyków, Górskiego, Rzewuskiego etc. Byliśmy dość dobrze przygotowani intelektualnie, ale co zmienił kontakt z myślą de Oliveiry, to było pokazanie, że Rewolucja, która dokonuje się na naszych oczach, a także współczesny stan naszej cywilizacji, są efektem działania długowiecznego procesu, który jest bardzo spójny, konsekwentny i świetnie zorganizowany; i że walka, ta najbardziej skuteczna, może być realizowana nie na poziomie politycznym, społecznym, instytucjonalnym czy nawet kulturowym, tylko przede wszystkim na poziomie duchowym – ponieważ źródła tego procesu są właśnie duchowe – podkreśla rozmówca Jana Pospieszalskiego.
– Chodzi o to, żeby uznać – co nie było wcześniej dla nas tak oczywiste – że bycie katolikiem oznacza jedność. Oznacza to, że na każdym poziomie, na każdym polu jest się katolikiem. Nie tylko gdy idziemy na Mszę Świętą i poświęcamy pewien czas dla Pana Boga. To pokazanie, że jest się z Nim na co dzień i we wszystkich formach swojej działalności, w tym także w działalności publicznej. Zrozumienie tego niesie ze sobą bardzo poważne konsekwencje. Zaczynamy nie tylko modlić się, oddawać Panu Bogu cześć, ale myśleć i działać po katolicku; to znaczy ze świadomością celów ostatecznych – dodaje.
Piotr Doerre przypomina, że celem obecności na Ziemi każdego z nas jest oddawanie chwały Bogu. A żeby to mogło być zrealizowane, to naszym obowiązkiem jest tak kształtować warunki zarówno naszego prywatnego jak i publicznego życia, aby one temu sprzyjały. I tu oczywiście zderzamy się ze światem, który mówi: „nie, nie! Żyj tak jakby Boga nie było”, także w życiu publicznym.
Po upadku komunizmu, a więc systemu ateistycznego, środowisko konserwatywne oczekiwało, że nastąpi ogromne odrodzenie duchowe społeczeństwa, zwłaszcza w wymiarze zbiorowym. Jak przypomina Piotr Doerre, do pewnego stopnia to się działo, ale ten proces był bardzo powierzchowny i szybko się zatrzymał.
– To stało się powodem mobilizacji i decyzji o tym, że należy zawiązać Stowarzyszenie, którego podstawowym celem będzie walka z niekorzystnym, już trwającym procesem, a także walka w obronie cywilizacji chrześcijańskiej – podkreśla.
Prowadzący rozmowę przypomniał, że po zrzuceniu gorsetu komunizmu społeczeństwo polskie zainfekowała wiara w determinizm dziejowy utożsamiający postęp z liberalizmem – rozumianym nie tylko jako poszerzanie praw człowieka, swobód obywatelskich i wolności gospodarczej, ale przede wszystkim jako rozluźnienie norm etycznych i moralnych. W związku z tym pojawiły się poważne przeszkody i opór części społeczeństwa przed działalnością takich organizacji jak SKCh, uznawanych za elementy uwsteczniające i hamujące rozwój.
– Wtedy byliśmy zdeterminowani stawić temu czoło, pomimo że mieliśmy świadomość pozostawania w mniejszości. Ale tę świadomość uzupełniało głębokie przekonanie, że – po pierwsze– stajemy po stronie Prawdy. Nawet gdy jesteś sam przeciwko wszystkim, poczucie bycia po stronie Prawdy uskrzydla i daje ogromną siłę. Po drugie, mieliśmy świadomość, że to co się nam prezentuje – że polski naród nie ma żadnej alternatywy dla liberalizmu; wszak społeczeństwo obywatelskie z definicji jest liberalne – była fałszywa – wskazuje Piotr Doerre.
Działacze SKCh dostrzegli ogromny potencjał dla oporu wobec takiej narracji wśród milionów pobożnych Polaków, którzy nie uświadamiali sobie do końca, jaka gra międzynarodowa, polityczna dokonuje się w Polsce oraz całej Europie Środkowo-Wschodniej.
– Od razu zidentyfikowaliśmy, że tu jest nasz ostatni bastion. Że siła tkwi nie w walce politycznej, intelektualnej o prawo, Konstytucję etc. To wszystko jest oczywiście bardzo ważne, ale przede wszystkim zdawaliśmy sobie sprawę, że trzeba bronić tradycyjną polską pobożność, bo ona buduje tradycyjne polskie rodziny, i to z nich mogą wyjść ludzie, którzy na nowo przemienią – używając słów polskiego papieża – „oblicze tej Ziemi” – wspomina Piotr Doerre.
Członkowie Stowarzyszenia od początku zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Jak podkreśla publicysta, wrogiem, który inspiruje całą Rewolucję jest ten, który powiedział: non serviam. A co za tym idzie, wszyscy, którzy tu na Ziemi świadomie bądź nieświadomie oddają mu hołd, stają się jego narzędziami. W oczywisty sposób są to wszystkie osoby i środowiska, grupy i ideologie dążące do zniszczenia chrześcijaństwa, upatrując w nim najpoważniejszego wroga w przeobrażeniu cywilizacji na swój obraz i podobieństwo.
– To, że rewolucja marksistowska, która tak naprawdę zaczęła się połowie XIX wieku od wydania Manifestu Komunistycznego, potem doszła do fazy kulminacji w rewolucji październikowej i do zdobycia władzy w ogromnym państwie, a nawet bloku państw, a później przeżyła ogromny kryzys, nie oznacza, że ona wciąż nie ma swoich wyznawców, którzy w dalszym ciągu inspirowani przez Marksa i jego dzieło nie usiłują przekształcić świata na ten obraz i podobieństwo, który on zarysował – podkreśla.
Jak przypomina Piotr Doerre, choć każda z odmian tej ideologii działa na własną rękę, to zgodnie identyfikują one katolicyzm jako wspólnego wroga. – Tak się dziwnie składa, że te wszystkie rewolucje; po dzisiejszy ruch LGBT+, teorię gender i ekologizm, upatrują swoich przeciwników we wszystkich wspólnotach tradycyjnych. Przede wszystkim jednak starają się uderzyć w Kościół katolicki, ponieważ instynktownie wiedzą, że o ile chrześcijaństwo to bardzo ogólne pojęcie i bardzo szeroki nurt, w jego centrum znajduje się Kościół ze swoją doktryną, ze swoją strukturą z papieżem na czele i oczywiście wierni – zauważa.
Jan Pospieszalski przypomniał, że 1999 rok był momentem rozkwitu polskiego Kościoła: pielgrzymka do ojczyzny Jana Pawła II, miliony doświadczają wielkich religijnych przeżyć. Zostaje zatwierdzony kult Miłosierdzia Bożego, seminaria i kościoły pękają w szwach. I mimo tego, Stowarzyszenie już wtedy dostrzega pierwsze zwiastuny zbliżającej się burzy.
– Polska to nie jest wyspa na ocenie, nie jest odgrodzona murem od świata. To było oczywiste, że wszystkie choroby dotykające nasz krąg cywilizacyjny, muszą w jakiś sposób oddziaływać na nas. Oczywiście, można byłoby być optymistą mając obraz Polski silnej pobożnością, nie doświadczającej w tak dojmujący jak dzisiaj sposób tych wszystkich zjawisk. Natomiast my analizowaliśmy sytuację w Kościele. Dostrzegaliśmy, że już od bardzo dawna przeżywa on głęboki kryzys i choć jeden czy drugi hierarcha może wpływać na tego kryzysu osłabienie, albo odwrotnie – spowalniać pewne niepokojące zjawiska, niemniej jest wielka liczba duchowieństwa, które zdecydowanie opowiada się za bardzo daleko idącymi zmianami w Kościele; zmianami, które uważaliśmy za niekorzystne i nieakceptowalne – przypomina Piotr Doerre.
– Dlatego już w 1999 r. dostrzeżono już symptomy ogromnego zeświecczenia, do którego cały proces miał doprowadzić i bez cienia jakiejkolwiek satysfakcji i schadenfreude, uważaliśmy, że ten proces do tego doprowadzi, i tak się rzeczywiście stało – dodaje.
Ale, jak zaznacza, skala dechrystianizacji tylko utwierdziła w przekonaniu, że droga, którą obrało Stowarzyszenie, jest słuszna. – Co więcej, ludzi, którzy dostrzegają te niekorzystne procesy i zjawiska jest dużo więcej niż w latach 90. XX wieku. Wtedy czuliśmy się dużo bardziej osamotnieni niż obecnie. Dzisiaj grup, środowisk i ludzi dobrej woli, którzy mają świadomość trwającego kryzysu, jest znacznie więcej. Tę wiedzę zawdzięczają również w jakiejś mierze naszej działalności – podkreśla rozmówca Jana Pospieszalskiego.
I jak dodaje, podstawą działalności Stowarzyszenia jest modlitwa i praca duchowa, następnie przygotowanie intelektualne i „rozpoznanie terenu”. Wzorem organizacji o podobnym charakterze w Europie Zachodniej i na innych kontynentach, postawiono na komunikację za pomocą tzw. direct mailingu. Czyli, w uproszczeniu, kierowaniu dużej ilości przesyłek bezpośrednio do odbiorców za pomocą poczty.
– To pomaga na ominięcie pośredników, którzy stoją zazwyczaj pomiędzy wszelkimi organizacjami społecznymi, NGO-sami, na drodze komunikacyjnej do społeczeństwa, mianowicie mediów. To wynika z bardzo prostego spostrzeżenia z lat 90. XX wieku, kiedy wszystkie lub prawie wszystkie media, które wtedy istniały, były w rękach mniej lub bardziej otwartej lewicy – komunistów, centrystów z lewicowym backgroundem w dziedzinie obyczajowości. Istniały oczywiście media typowo konserwatywne, katolickie, ale ich zasięg był niewielki. Stąd też postanowiliśmy spróbować trafić bezpośrednio do osób, które mają podobne do naszych przekonania. I to się udało. Przez długie lata, systematycznie i mozolnie zbudowaliśmy bazę osób, które kultywują tradycyjną pobożność katolicką – mówi współtwórca SKCh.
Swoją działalność Stowarzyszenie rozpoczęło od akcji promujących orędzie Matki Bożej z Fatimy. – Uznaliśmy, że skoro ta wiadomość jest tak ważna, to musimy również dołożyć swój wkład do jego rozpowszechnienia w Polsce. Oczywiście Fatima była w Polsce znana, ale w nieco okrojonym, bardzo powierzchownym sensie. Nikt albo prawie nikt nie zastanawiał się nad głębszym znaczeniem tych objawień dla świata. Pierwsi darczyńcy naszego stowarzyszenia to właśnie osoby, które uznały że warto to dzieło wesprzeć – podkreśla.
Niedługo potem nastąpiły kolejne inicjatywy, zarówno o charakterze pobożnościowym jak i społeczno-politycznym. Skierowane były do Polaków jednym celu: wybudzić ich z pewnej anestezji, obudzić ich sumienia i pokazać że odbywa się walka o dusze i tożsamość naszego narodu. W tym czasie powstało hasło, którym SKCh posługuje się do dziś: „Przebudźmy sumienia Polaków!”.
– Uznaliśmy, że kiedy zrobimy coś, co będzie odczytane przez Matkę Bożą jako zmierzające do realizacji zamysłów Jej Syna, to Ona nam w tym pomoże i tak jest naprawdę, to nie jakieś krygowanie, odczuwamy Jej interwencję wprost, na co dzień, w wielu sytuacjach w naszej działalności od 25 lat. To naprawdę cud, że to, co według czysto ludzkiego osądu nie powinno nam się udać, jednak się udaje. Chcemy pomóc Opatrzności, chcemy odpowiedzieć na te łaski, które otrzymujemy i one jeszcze szczodrobliwiej są nam wtedy ofiarowywane. To takie, można powiedzieć, perpetuum mobile – mówi z uśmiechem jeden z liderów Stowarzyszenia.
Jak podkreśla, istnieje wiele organizacji – z lewicową Fundacją Batorego na czele – które swoim działaniem wykoślawiły rozumienie pojęć NGO’s i „społeczeństwo obywatelskie”.
– Społeczeństwo obywatelskie to my. To jest prawdziwe społeczeństwo obywatelskie, wbrew temu co się nam usiłuje powiedzieć, że ci którzy działają na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, muszą być zakorzenieni w instytucjach unijnych, organizacjach „postępowych”, bo tylko one promują model prawdziwego obywatela Europy, świata, a nie obywatela Rzeczypospolitej – przekonuje. I jak podkreśla, to właśnie organizacje o charakterze konserwatywnym zwracają się do prawdziwego polskiego obywatela i prezentują jego dążenia, aspiracje i marzenia, a nie narzucają mu żadnego konstruktu społeczno-politycznego, który jest obcy; sprowadzony zza granicy i aplikowany w Polsce.
Stowarzyszenie działa w charakterze dawnej organizacji społecznej, czyli organizacji, której inicjatywa i chęć działania wynikała z jakiejś istotnej potrzeby społecznej i nie była kontrolowana przez czynniki zewnętrzne. Tymczasem w nowej, odrodzonej Rzeczpospolitej zaaplikowano społeczeństwu pojęcie NGO (organizacji pozarządowej).
– Dlaczego nie społecznej? Dlatego, że wszystkie organizacje miały być kontrolowane, ale przez już przez inne ośrodki. Miały wypełniać tę rolę, którą w domyśle ma pełnić wszędobylski rząd. Sposób ich działania, a co się z tym wiąże – także finansowania, był taki że de facto były to organizacje rządowe, gdyż miały taką motywację aby utrzymywać się z pieniędzy publicznych. Część tych funduszy otrzymywano od rządu, część od instytucji europejskich, część od jeszcze szerszych instytucji międzynarodowych. Ci najbardziej niezależni od władzy publicznej skierowali się w stronę wielkiego biznesu i korporacji – zauważa rozmówca Jana Pospieszalskiego.
Tymczasem model finansowania Stowarzyszenia polega w 100 procentach na pozyskiwaniu datków obywateli polskich. – W ciągu tych 25 lat nie otrzymaliśmy ani jednego grosza od władzy publicznej i żadnej światowej korporacji. Oczywiście, pośród osób nas wspierających są zarówno ludzie ubożsi, jak i niekiedy bardzo zamożni, ale nawet ci najzamożniejsi nie stanowią znaczącej części w ogóle otrzymywanych datków. Większość zdecydowaną, 99,5 procent, otrzymujemy od małych darczyńców: to są datki po kilkanaście, kilkadziesiąt złotych – podkreśla Piotr Doerre.
Zapytany, co jest istotą zaufania, którym już od 25 lat obdarowują SKCh jego darczyńcy, Piotr Doerre bez zastanowienia odpowiada: – Prawda.
– Nigdy niczego nie udawaliśmy i nigdy nikogo nie okłamaliśmy. To jest zasada uczciwego, chrześcijańskiego fundraisingu: nie wolno koloryzować i obiecywać czegoś, co się zrobi, a się tego nie wykona. Niestety, są fundraiserzy przeróżni, także w Polsce, którzy przyjmują styl działania, można powiedzieć, bajkopisarski. Często tacy bajkopisarze odnoszą sukces na jakimś poziomie, ale dość szybko następuje weryfikacja. Darczyńcy, którzy wsparli daną inicjatywę widzą, że ona nie owocuje albo nie zostaje zrealizowana – wyjaśnia.
– Wiarygodność bierze się z prawdy i autentyczności. Zawsze mówimy otwarcie o naszych poglądach na świat, na Kościół, na Polskę. I dzięki temu otrzymujemy wsparcie – konkluduje członek zarządu SKCh.
Źródło: PCh24.TV
PR