Wśród setek tysięcy uczestników piątkowego Marszu dla Życia w Waszyngtonie panował optymizm. Wiąże się on z pierwszymi decyzjami administracji Donalda Trumpa, takimi jak zakaz finansowania międzynarodowych organizacji aborcyjnych. O marszu pisały dość szeroko nawet liberalne media. Stosowały jednak często językową manipulację. Jak ognia unikały bowiem określenia „obrońcy życia”.
Radości nie kryje portal Life Site News. Jego dziennikarka Lianne Laurence podkreśla, że w wydarzeniu wzięły udział setki tysięcy obrońców życia. Dotychczasowe posunięcia administracji Donalda Trumpa, takie jak zakaz dla finansowania międzynarodowych organizacji aborcyjnych wywołały entuzjazm uczestników demonstracji.
Wesprzyj nas już teraz!
Prezes Marszu, Jeannie Mancini z satysfakcją odnotowała także wzrost zainteresowania mediów wydarzeniem. Warto dodać, że kilka dni przed manifestacją, Donald Trump krytykował media za dyskryminowanie obrońców życia.
Z kolei Steve Phelan, dyrektor Human Life International określił posunięcia administracji Donalda Trumpa jako zwrot o 180 stopni w porównaniu z działaniami Baracka Obamy.
Z drugiej strony Ilyse Hogue, prezes NARAL Pro-Choice America powołała się na opublikowany wiosną 2016 roku sondaż Gallupa pokazujący podziały wśród Amerykanów w kwestii aborcji. Zgodnie z nim 47 procent Amerykanów określa się jako pro-choice, a 46 procent jako pro-life. Większość dopuszcza jednak aborcję przynajmniej w pewnych przypadkach.
Cytowana przez NBC Ilyse Hogue twierdzi, iż pokazuje to, że aborcjoniści nie mają powodów do desperacji. Mówiła także o ryzyku częstszej śmierci kobiet i nielegalnych aborcjach grożących jakoby w przypadku zwiększenia ochrony życia poczętego.
Choć mainstreamowe liberalne media w tym roku nie pominęły waszyngtońskiego Marszu, to starannie unikały określania demonstrantów mianem „obrońców życia”. Jak pisze Julie Zauzmer na „Washington Post”, to celowa polityka The Associated Press, The Washington Post, New York Times i „większości innych mainstreamowych organizacji informacyjnych”. Zalecają one mówienie o aktywistach anty-aborcyjnych (anti-abortion) i broniących praw aborcyjnych („abortion rights”). Stronią natomiast od określeń pro-life (za życiem) i „pro-choice” (za wyborem). Zdaniem publicystki „Washinton Post”, określenie „pro-life” niewiele mówi, a nawet ma złą prasę. Jednak Jeanne Mancini, prezes Marszu dla Życia preferuje pozostanie przy określeniu „pro-life”.
Zalecane odgórnie przez liberalne media unikanie go wydaje się służyć subtelnemu wpływaniu na opinię publiczną. Terminy takie jak obrońca życia, kojarzą się bowiem jednoznacznie pozytywnie. W terminie anty-aborcyjny nacisk pada zaś na postrzegane negatywnie słowo „anty”.
Źródła: lifesitenews.com / washingtonpost.com / nbcnews.com
mjend