Wśród przedstawicieli rodów arystokratycznych Polski XIX wieku, którzy na poważnie traktowali ideał swej warstwy jako zobowiązanie do służby narodowi, wyróżnia się osoba Stanisława Tarnowskiego – koryfeusza polonistyki polskiej, myśliciela i działacza politycznego, przedstawiciela konserwatywnego stronnictwa Stańczyków. 31 grudnia przypada setna rocznica jego śmierci.
Urodził się w Dzikowie (obecnie część Tarnobrzega) 7 listopada 1837 roku w zasłużonej dla Polski rodzinie arystokratycznej, pieczętującej się herbem Leliwa. Wielu jego przodków zasiadało w senacie I Rzeczypospolitej oraz pełniło urzędy wojewodów i kasztelanów. Najsłynniejszym spośród krewnych był niewątpliwie zwycięzca spod Obertyna, hetman Jan Amor Tarnowski, przedstawiciel wymarłej gałęzi rodu.
Wesprzyj nas już teraz!
Stanisław miał to szczęście, że wychował się w rodzinie bardzo religijnej, łączącej szerokie horyzonty umysłowe z wiernością Kościołowi. Jego ojciec Jan Bogdan, mimo spoczywających na nim licznych obowiązków związanych z zarządzaniem dużym majątkiem, znajdował czas nie tylko na modlitwę, ale także codzienną lekturę pobożną. O życiu duchowym matki, Gabrieli z Małachowskich, na której spoczywał główny ciężar wychowania Stanisława i jego rodzeństwa, pochlebnie świadczy fakt, że codziennie uczestniczyła we Mszy św. i prowadziła na nią także dzieci. Wspierała ubogich.
W 1850 roku, niedługo po śmierci ojca Stanisław zdał do piątej klasy gimnazjum i zamieszkał w Krakowie. Kontakt z przebywającymi w dawnej stolicy Polski świadkami historii, a także nauka dziejów ojczystych i literatury polskiej, umacniały patriotyzm chłopca. Po ukończeniu elitarnego Gimnazjum św. Anny studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Bardziej niż kariera iurystyczna pociągała go jednak literatura. W 1858 roku zapisał się na wydział filozoficzny krakowskiej Wszechnicy.
W okresie studiów odbył kilka podróży po Europie oraz do Ziemi Świętej i Egiptu. Stanowiły one ważny element jego edukacji. Pobyt w Rzymie, gdzie zetknął się z polskimi ultramontanami, miał wpływ na ukształtowanie się jego dojrzałej religijności. W 1860 roku związał się z Hotelem Lambert, zostając najpierw galicyjskim korespondentem tego konserwatywnego ugrupowania, by po wyjeździe do Francji w 1861 roku, podjąć współpracę z Biurem Politycznym w Paryżu.
Po wybuchu powstania styczniowego Stanisław wraz z bratem Juliuszem wrócił do kraju. Pragnął wziąć udział w wyprawie do Królestwa Kongresowego oddziału gen. Zygmunta Jordana. Rozkaz zatrzymał go jednak w Krakowie, gdzie działał konspiracyjnie w Wydziale Wojny Komitetu Obywatelskiego Galicji Zachodniej. Za kordon ruszył natomiast Juliusz. Niestety, wkrótce po przekroczeniu granicy poległ w bitwie pod Komorowem.
Nad ranem 1 października 1863 roku Stanisław Tarnowski został aresztowany. Sąd austriacki skazał go na wiele lat ciężkiego więzienia. Mając przed sobą perspektywę utraty zdrowia oraz zmarnowania najlepszych lat życia w celi, przełamał wewnętrzne opory i wystąpił do władz austriackich z prośbą o ułaskawienie. Ostatecznie 1 października 1865 roku Leliwita opuścił lochy twierdzy w Ołomuńcu na zawsze.
Po powrocie do kraju nie porzucił polityki, jednak zdecydowanie odciął się od mrzonek insurekcyjnych. Wraz ze Stanisławem Koźmianem, Józefem Szujskim i Ludwikiem Wodzickim zaczął wydawać miesięcznik „Przegląd Polski”. Młodzi konserwatyści postawili sobie ambitne zadanie wpływania na polską opinię publiczną w duchu zdroworozsądkowym. Pierwszy numer ukazał się 1 lipca 1866 roku.
Tarnowski należał do grona autorów „Teki Stańczyka”, czyli cyklu artykułów opublikowanych na łamach „Przeglądu”, stanowiących pamflet na stosunki polityczne panujące w Galicji. To właśnie od tytułu tego cyklu do środowiska młodszego pokolenia konserwatystów krakowskich przylgnęła nazwa „Stańczycy”. Tematy poruszane na łamach „Przeglądu Powszechnego” rozwijał potem w publikacjach książkowych.
Zasługi autora „Pisarzy politycznych XVI wieku” dla prawicowej prasy polskiej nie ograniczają się do pracy redakcyjnej i autorskiej. Należy także wspomnieć o finansowaniu przez niego zarówno wspomnianego miesięcznika jak i dziennika „Czas”, którego w 1870 roku stał się współwłaścicielem. A „Czas” był przecież jedną z niewielu, a może nawet jedyną gazetą polską, cytowaną w świecie. Niestety, ówczesne realia finansowe rynku prasowego nie sprzyjały dłuższemu funkcjonowaniu tytułów bez pomocy hojnego protektora.
Już w 1867 roku Tarnowski został posłem na Sejm Krajowy (galicyjski). Wybrany także do Rady Państwa w Wiedniu demonstracyjnie złożył mandat w proteście przeciw nierównoprawnemu potraktowaniu Galicji w państwie federacyjnym, jakim w tym czasie stała się Austria. W 1873 zrezygnował także z mandatu poselskiego. Wrócił do ław parlamentarnych w 1877 roku, wybrany przede wszystkim głosami chłopów (kuria IV). Zasiadał w nich do początku XX wieku. W 1885 roku cesarz Franciszek Józef I mianował go dożywotnim członkiem Izby Panów.
Równolegle z polityczną rozwijała się także kariera naukowa Tarnowskiego. W 1869 roku, po zdaniu egzaminu habilitacyjnego rozpoczął pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1879 roku został profesorem zwyczajnym literatury polskiej. Dwukrotnie powierzano mu urząd rektora Uniwersytetu. Jako wykładowca cieszył się ogromną popularnością, wśród studentów. O ile na wykłady jego poprzednika uczęszczało po kilku studentów, to na popisy wiedzy i krasomówstwa w wykonaniu Tarnowskiego przychodziły tłumy, tak że musiano je organizować w największych salach Uniwersytetu. Wartościowe były także jego publikacje naukowe i popularne na temat historii literatury. Należy tu wymienić przede wszystkim nowatorską „Historię literatury Polskiej” oraz prace: „Pisarze polityczni XVI wieku”, „Jan Kochanowski”, „Zygmunt Krasiński” itd.
7 maja 1873 roku swoją działalność zainaugurowała Akademia Umiejętności, instytucja bardzo ważna dla kultury i nauki rozerwanego kordonami zaborczymi narodu. Tarnowski od początku był jej aktywnym członkiem. W roku 1890 powierzono mu funkcję prezesa, którą piastował aż do śmierci.
Szczęściarzem okazał się Tarnowski także w życiu prywatnym. Idąc za głosem serca uderzył w koperczaki do znacznie od siebie młodszej, a w dodatku pochodzącej z rodziny usytuowanej wyżej w hierarchii społecznej, panny Róży Branickiej. Dobra opinia jaką się cieszył, przezwyciężyła skrupuły ojca panny i ostatecznie Stanisława i Różę połączył węzeł małżeński. Ciekawy szczegół, wiele mówiący o podejściu Tarnowskiego do katolickiej etyki seksualnej, podaje jego biograf Franciszek Kabe. Profesor pouczał dorosłego już syna Hieronima (notabene w dwudziestoleciu międzywojennym współzałożyciela Stronnictwa Zachowawczego i Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego): „Będą ci mówić, że jest niemożliwem zachować czystość do ślubu. To nieprawda. Ja to potrafiłem i mój ojciec to potrafił”.
Profesor Tarnowski należał do osób odznaczających się wysoką kulturą osobistą. Z szacunkiem zwracał się nie tylko do ludzi z wyższych sfer, ale także do służby domowej i folwarcznej. Jakże to odległe od szerzonych w PRL stereotypów o pysznych arystokratach, pomiatających ludźmi z niższych klas… Notabene lider stańczyków kojarzył się współczesnym z obroną chłopów wschodniogalicyjskich przed lichwą, w którą pragnęli uwikłać byłych poddanych niektórzy przedstawiciele stanu szlacheckiego, by tym sposobem zmusić ich do pracy w folwarku. Dyktowane poczuciem sprawiedliwości wystąpienie na łamach „Przeglądu Polskiego” zniechęciło do stańczyków część szlachty, zwłaszcza uwikłanej we wspomniany proceder, który Tarnowski ocenił jako krzywdę „prawie wołającą o pomstę do Boga”.
Krakowski Leliwita wziął udział w pięciu pielgrzymkach do Rzymu, które potem opisał na łamach „Przeglądu Polskiego”. A był to czas, gdy poważna część inteligencji uważała Kościół za przeżytek, który zniknie pod naporem odkryć naukowych ludzkości. W tym czasie papieże nie opuszczali murów Watykanu, w proteście przeciw naruszeniu suwerenności Stolicy Apostolskiej jakim była likwidacja Państwa Kościelnego przez Królestwo Włoch.
W 1904 roku Tarnowski wziął udział w zorganizowanym we Lwowie Kongresie Marjańskim, na którym wygłosił mowę pt. „Cześć matki Boskiej i dzisiejszy czas”. Nakreślił w nim historię kultu Matki Najświętszej oraz ataków na Kościół przypuszczanych w XVIII i XIX wieku przez siły rewolucyjne i państwa protestanckie.
Niewątpliwie poglądy społeczno-polityczne Tarnowskiego oparte były na fundamentach wiary katolickiej. Świat postrzegał on jako pole bitwy toczonej pod dwoma sztandarami. Pod jednym występują ludzie odrzucający Boga, a drugi dzierżą papieże, jako zwierzchnicy Kościoła. Chaosowi panującemu pod pierwszym sztandarem, przeciwstawiał profesor wieczny porządek, oparty na trwałych, boskich zasadach po stronie Kościoła. Przez swoją działalność publiczną pragnął przyczynić się do zwycięstwa Chrystusa.
Przyczyn niekorzystnych zjawisk zachodzących wówczas w świecie upatrywał autor „Historii literatury polskiej” w pysze, która pchnęła Lutra do zniszczenia jedności Kościoła. Innym skutkiem reformacji była absolutyzacja państwa i postawienie racji stanu ponad prawem Bożym. Skłonności despotyczne monarchów absolutnych znalazły potem nowe wcielenie w rządach rewolucji francuskiej.
Takie postrzeganie świata i historii należałoby zalecić ludziom XXI wieku. Współcześni polscy politycy miast u trumien Piłsudskiego czy Dmowskiego natchnienia powinni szukać w dziedzictwie intelektualnym Tarnowskiego i jego kolegów spod znaku Stańczyka.
Profesor, jako lider stronnictwa, które jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości utraciło wpływ na życie polityczne, wyrasta dzięki temu zakorzenieniu w zasadach chrześcijańskich ponad „skutecznych” polityków demokratycznych, którzy poprowadzili świat ku dwóm wojnom światowym i powszechnej demoralizacji.
Niechętny Tarnowskiemu Stanisław Brzozowski ironizował: „Ideały i zasady społeczne hr. Tarnowskiego dadzą się sformułować w ten oto sposób: nie zważając na nikogo i na nic, modlić się na Złotym Ołtarzyku, aby pan Bóg dał Polskę, w której by hr. Tarnowski i jego przyjaciele mieli pierwsze stanowiska, w której by nikt nie mówił o darwinizmie, modernizmie, socjalizmie, wolterianizmie, a nawet protestantyzmie”.
Cóż, łatwo się Brzozowskiemu drwiło. Ale warto zastanowić się czy nie modlitwa stała u podstaw wydarzeń listopada 1918 roku? Z całym szacunkiem dla wysiłku Polaków na wszystkich frontach I wojny światowej, to nie ich zabiegi, ale równoczesny upadek trzech zaborców, przyniósł Polsce i innym narodom Europy środkowo-wschodniej wolność. Czyż można ten wynik uważać za niezależny od woli Bożej? Skoro Polacy modlili się o „wojnę powszechną za wolność ludów” Bóg ich w końcu wysłuchał. Należy tylko żałować, że na czele państwa nie stanęli wówczas Stańczycy i kraj musiał borykać się z socjalizmem, modernizmem, wolterianizmem itd. Na pewno nie jest temu winien prof. Stanisław Tarnowski, który nie doczekał niepodległości. Zmarł, jak wspomniano, w ostatni dzień 1917 roku.
Adam Kowalik