Uzyskanie przez Francois Fillona nominacji prezydenckiej centroprawicowej partii „Republikanie” świadczy o przemianie francuskiej kultury politycznej. Polityk ten nie wstydzi się bowiem przyznawać do wpływu katolicyzmu na jego poglądy w kwestiach etycznych i ekonomicznych. Jednak jako echo tych deklaracji wybrzmiała we Francji afera z Fillonem w roli głównej. Zarzuty, które mu się stawia, mało mają do czynienia z wiarą i etyką.
Przez dziesięciolecia wiarę we Francji postrzegano jako prywatną sprawę. Ścisły rozdział Kościoła i państwa z 1905 roku i dominująca mentalność nie pozwalały prominentnym politykom na aluzje do religii. Słynną francuską laickość popierali także duchowni. Promował ją choćby kardynał Jean-Marie Lustiger, arcybiskup Paryża.
Wesprzyj nas już teraz!
Włączanie wątków religijnych w polityczną retorykę budzi pewien sprzeciw także współcześnie. Francois Bayrou, centrysta przyznający się do katolicyzmu, skrytykował Francois Fillona za wplatanie wątków religijnych do politycznych wypowiedzi. Podobna krytyka padła z ust Marine Le Pen. Przewodnicząca „prawicowego” Frontu Narodowego określiła kierowanie się w polityce motywacją religijną jako szokujące. Kandydat „Republikanów” powiedział bowiem, że proponowana przezeń liberalizacja gospodarki nie doprowadzi do krzywdy emerytów, gdyż sprzeciwiałoby się to jego wierze.
Jednak, jak zauważa Samuel Gregg w „Catholic Herald”, tego typu zarzuty nie prowadzą już do śmierci politycznej. Francois Fillon pozostaje w grze o prezydenturę. Bez względu na ostateczny wynik wyborów pokazuje to, że coś się we francuskiej kulturze politycznej zmieniło.
Wśród przyczyn większego otwarcia na katolickie przekonania Samuel Gregg wymienia zdyskredytowanie tamtejszej lewicy. Formacja ta zamyka oczy na prawdziwe problem Francji i forsuje swój laicki światopogląd. Socjaldemokrata Francois Hollande zamiast ratować tamtejszą gospodarkę, skupia się na homo-małżeństwach czy forsowaniu teorii gender. Postawa ta wywołuje sprzeciw, czego dowodzą masowe manifestacje ruchu „La Manif pour Tous”. Utworzony w 2012 roku przez katolika ruch organizuje masowe manifestacje przeciwko homo-małżeństwom i w obronie rodziny.
Lewicę pogrąża także postawa w kwestii islamu. Formacja ta pozostaje ślepa na zagrożenie płynące ze strony jego wyznawców. Tymczasem mieszkańcy dawnego Królestwa Lilii coraz częściej stykają się z nimi w codziennym życiu. Całe rejony miast podlegają kontroli muzułmanów. Państwowe służby pozostają tam bezradne. Do tego dochodzi problem zamachów. Tymczasem lewica odmawia przyjęcia do wiadomości, że winę za ten stan rzeczy ponosi tak zwana „religia pokoju”.
To, co jeszcze 10 lat temu wydawało się niemożliwe, stało się obecnie faktem. Wywodząca się z krwawej Rewolucji Francuskiej, wspierana przez indoktrynację państwową ideologia została poważnie osłabiona. Okazała się bowiem słabsza od rzeczywistości. Ale do powrotu „najstarszej córy Kościoła” do swej tradycji jeszcze oczywiście bardzo długa droga.
Francja żyje jednak nie tylko katolickimi deklaracjami byłego premiera. Fillonowi zarzuca się zatrudnienie na fikcyjnym stanowisku asystentki parlamentarnej, jego żony Penelopy oraz dwóch synów będących wówczas jeszcze studentami prawa. Rodzina polityka otrzymała w ten sposób dodatkowe dochody w wysokości ponad 900 tys. euro. Aferę ujawnił tygodnik Le Canard Enchâine.
Stacja Frane 2 zapowiedział, że w piątek przedstawi nowe dowody potwierdzające prawdziwość tych zarzutów, m.in. fragmenty wywiadu udzielonego przez Penelopę Fillon w maju 2007 r. brytyjskiemu Sanday Telegraph. „Nigdy nie byłam asystentką mojego męża” – zadeklarowała wówczas żona polityka.
Prokuratura wszczęła śledztwo, by ustalić czy Penelopa Fillon rzeczywiście pobierała pieniądze z budżetu państwa jako asystentka meża i jego następcy na stanowisku deputowanego, Marca Joulauda.
Francois Fillon twierdzi, że oskarżenia są nieprawdziwe. We francuskim parlamencie nazwał je „instytucjonalnym zamachem stanu”. N te słowa natychmiast zareagowali przedstawiciele Pałacu Elizejskiego. „Trzeba pozwolić pracować wymiarowi sprawiedliwości” – oświadczono w deklaracji.
Kandydat Republikanów domagał się od deputowanych ze swojego ugrupowania solidarności oraz „wytrzymania jeszcze 15 dni”. Zadeklarował również wolę powrotu do akcji wyborczej w terenie, by uciec przed duszną atmosferą stworzoną przez media.
Jak na razie Fillon odwołał wizytę w Libanie i Iraku, przewidzianą w nadchodzący weekend.
Dwa miesiące po wygranych prawyborach centroprawicy, sytuacja François Fillona jest bardzo niepewna. Ostatnie sondaże wykazują, że zostanie on wyeliminowany już w pierwszej turze na korzyść Marie Le Pen i niezależnego kandydata centrolewicy, Emmanuela Macrona. Dwie trzecie Francuzów chce, by Fillon wycofał swoją kandydaturę. – Nie ma sobie nic do zrzucenia – odpowiada Fillon, którego wspiera przewodniczący francuskiego senatu, Gérad Larcher informując, o braku alternatywnego kandydata w szeregach Republikanów. Nie zgadzają się z tym przedstawiciele niektórych frakcji w partii opowiadającym się za Alainem Juppé, który pozycją w prawyborach uzyskał drugi wynik po Fillonie.
Oprócz Juppé, wymienia się nazwiska, senatora François Baroin i Laurenta Wauquieza, wiceprzewodniczącego Republikanów. Sytuacja jest jednak dość skomplikowana, ponieważ nie przewidziano procedur na wypadek, gdyby kandydat na prezydenta, z różnych powodów, nie mógł wziąć udziału w wyborach. Na przeprowadzenie nowych prawyborów jest już za późno. Jedyna możliwość to wyłonienie kandydata przez samą partię.
Franciszek L. Ćwik, mjend