4 maja 2016

Początki dżihadu w Europie. Jak to się właściwie zaczęło?

(Photo by Abed Rahim Khatib/Flash90/FORUM)

Pod koniec lat 70. XX wieku dwa wydarzenia rozpaliły umysły muzułmanów na całym świecie. Chociaż działy się one w odległym Iranie i prowincjonalnym dla globalnych centrów Afganistanie, to stały się impulsem dla zdarzeń, który wpływa dzisiaj na stabilność państw Zachodu, a może nawet zagrozić ich istnieniu.

 

Wzbierająca fala

Wesprzyj nas już teraz!

 

W Iranie masowe wystąpienia radykalnych szyitów zmiotły rządy cesarza Mohammada Rezy Pahlawiego, usiłującego modernizować kraj w stylu zachodnim.

 

Na gruzach cesarstwa wyrosła Islamska Republika Iranu. Jej duchowy przywódca, ajatollah Ruhollah Chomeini, bez ogródek zapowiedział eksport rewolucji muzułmańskiej na cały świat.

 

Tymczasem w sąsiednim Afganistanie przewrót komunistyczny spotkał się z żywiołowym oporem mahometańskiej ludności tego kraju. Przeciw marksistowskiemu reżimowi rychło wybuchło powstanie mudżahedinów (tj. świętych wojowników), którego nie potrafiły stłumić ani armia rządowa, ani przysłane z „bratnią pomocą” wojska sowieckie. Zryw prowadzony był pod hasłem islamskiej świętej wojny przeciw „niewiernym”. Stany Zjednoczone wraz z sojusznikami ochoczo wsparły ową rewoltę, naiwnie wierząc, że potrafią zachować kontrolę nad mudżahedinami.

 

Wielu obserwatorów nie przyjmowało do wiadomości faktu, że oto w świecie podzielonym dotąd na strefy wpływów Zachodu i bloku komunistycznego, pojawiła się trzecia potęga  – wojujący islam.

 

Ofensywa

 

Wydarzenia w Iranie i Afganistanie zaktywizowały muzułmańskich radykałów, których działania jęły godzić w obie strony uczestników zimnowojennych zmagań.

 

W Egipcie prozachodni prezydent Anwar as-Sadat zginął z rąk zamachowców reprezentujących organizację o wymownej nazwie Egipski Dżihad. W Syrii, utrzymującej bliskie relacje ze Związkiem Sowieckim, wybuchła rebelia zainicjowana przez Bractwo Muzułmańskie; walki i represje pochłonęły tam dziesiątki tysięcy ofiar. W Libanie ofiarą uprowadzeń padali zarówno dyplomaci zachodni, jak i sowieccy. W Iranie przed plutonami egzekucyjnymi kończyli żywot obywatele oskarżeni o uleganie wpływom amerykańskiego „Wielkiego Szatana”, jak i aktywiści komunistycznej partii Tudeh, zapatrzeni we wzorce Kraju Rad.

 

Był to czas wielu paradoksów. Rządzona przez alawitów Syria zgniotła u siebie rebelię muzułmańskich radykałów, by na arenie międzynarodowej wejść w sojusz z Teheranem, promującym eksport rewolucji islamskiej. W Libanie milicje szyickie popierane przez Syrię i Iran okresowo zgodnie walczyły przeciw miejscowym chrześcijanom i Izraelowi; to znów toczyły między sobą bratobójcze, wyniszczające wojny. W Afganistanie oficerowie armii komunistycznej oraz komendanci mudżahedinów z zadziwiającą łatwością zmieniali strony, przechodząc do wrogiego obozu wraz z pokaźnymi zastępami podkomendnych.

 

Nic dziwnego, że Zachód szybko stracił rozeznanie w tym galimatiasie i jął poruszać się w owym przedziwnym dlań świecie z gracją słonia tańczącego w składzie porcelany.

Podejmowane przezeń próby mediacji w poszczególnych konfliktach, niekiedy wspierane działaniami militarnymi, kończyły się katastrofalnie. Przykładem Liban, gdzie wysłane wojska rozjemcze (amerykańskie, francuskie, brytyjskie i włoskie) nie tylko nie wymusiły przerwania walk, ale same stały się celem ataków miejscowych grup muzułmańskich.

 

Prawdziwy wstrząs wywołały zwłaszcza zamachy dokonane 23 października 1983 roku w Bejrucie, kiedy to na teren koszar amerykańskiej piechoty morskiej oraz francuskich spadochroniarzy wjechały dwie ciężarówki wyładowane materiałami wybuchowymi, kierowane przez islamskich „kamikadze” – w ciągu kilku sekund zginęło wtedy 241 Amerykanów i 58 Francuzów. Tak wysokie straty skłoniły stolice zachodnie do wycofania swych oddziałów. Była to cenna lekcja dla całego świata – okazało się, że aby zmusić do odwrotu mocarstwo nie trzeba było wcale wielkich armii partyzanckich, ani długotrwałych kampanii. Wystarczyło jedynie paru zdeterminowanych bojowników i kilka ton trotylu.

 

Sen na beczce prochu

 

Mimo wszystko dla ogółu Europejczyków terroryzm islamski długo jawił się  jako odległa egzotyka, oglądana wyłącznie na ekranach telewizorów.

 

Co prawda w Turcji szalały bojówki muzułmańskie, takie jak ultranacjonaliści z organizacji Szare Wilki (to wśród nich stawiał swe pierwsze kroki Mehmet Ali Agca, później niedoszły zabójca papieża Jana Pawła II) oraz mniej znana grupa Hezbollah (Partia Allaha), szybko przyćmiona sławą przez jej libańską imienniczkę. Jednak owe okropieństwa rozgrywały się głównie w azjatyckiej części Turcji, co najwyżej na samym skraju Starego Kontynentu, nie dotykając (jak wierzono) państw Europy Zachodniej.

 

Był to błogi sen na beczce prochu. Począwszy od lat 50. na Zachód jęła napływać stale potężniejąca fala imigrantów z państw muzułmańskich. Miliony przybyszów oraz ich potomków stworzyły społeczności nie poddające się asymilacji. Jak grzyby po deszczu wyrastały meczety i centra misyjne, mające za sobą zagraniczne wsparcie finansowe.

Obowiązująca na Zachodzie „polityczna poprawność” nakazywała gospodarzom poszanowanie praw przybyszów oraz okazywanie zrozumienia dla ich odmienności kulturowej, nawet kiedy ta stała w sprzeczności z normami krępującymi tubylców.

 

Demokratyczna zasada wolności słowa, przekonań i swobody stowarzyszania rozciągała się również na imigrantów powiązanych z nader niebezpiecznymi ruchami wywrotowymi, jak tunezyjscy panislamiści Ennadha, którzy po wypędzeniu ze swej ojczyzny znaleźli schronienie w Wielkiej Brytanii i Francji, czy jak aktywiści egipskich grup Dżamaa Islamija i Al Dżihad, którzy osiedlali się w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Włoszech, albo jak Szare Wilki, aktywne w tureckiej diasporze w Niemczech i Holandii.

 

Pierwsze ciosy

 

Wielu imigrantów nie zamierzało respektować praw gospodarzy.

 

Bezwzględnie wykorzystując dobrodziejstwa oferowane im przez zachodnie państwa opiekuńcze, zarazem nawoływali do zniszczenia zastanego porządku. Wypadki w Iranie, Afganistanie czy Libanie były dla nich niczym wiatr dmący w żagle.

 

Ekstremiści przystąpili do tworzenia siatek konspiracyjnych. Europę Zachodnią oplotła sieć tajnych organizacji, których liderzy otrzymywali wsparcie od radykalnych rządów muzułmańskich. Wybuch przemocy był kwestią czasu.

 

18 lipca 1980 roku w Neuilly pod Paryżem terroryści zaatakowali willę, w której przebywał były premier Iranu Szapur Bachtijar, obecnie zacięty przeciwnik reżimu ajatollahów. Doszło do zażartej wymiany ognia między napastnikami a pilnującą obiektu francuską policją. Zginął jeden ze stróżów porządku oraz przypadkowy przechodzień. Kolejne trzy osoby odniosły rany, w tym policjant, który na skutek postrzału pozostał sparaliżowany do końca życia. Napastnicy zbiegli, ale w trakcie pościgu pochwycono jednego z nich. Okazał się nim Libańczyk Anis Naccache, osobnik o wyjątkowo bujnej przeszłości. Od 1970 roku zaangażowany był w palestyński ruch zbrojny. Wraz ze sławnym Iljiczem Ramirezem Sanchezem „Carlosem” przygotowywał zamach na uczestników obrad OPEC w Wiedniu w 1975 roku. Po zwycięstwie rewolucji szyickiej w Iranie, zafascynowany rządami ajatollahów, zgłosił się na ich usługi. To on stał na czele komanda, które usiłowało zgładzić premiera Bachtijara. Francuski sąd skazał go na karę dożywotniego więzienia.

 

Zamach w Neuilly zapoczątkował prawdziwe polowanie na uciekinierów z Islamskiej Republiki Iranu, chroniących się w krajach Europy Zachodniej. Na przestrzeni lat uśmiercono ich kilkudziesięciu. Nie umknął skrytobójcom również premier Bachtijar, zadźgany nożem w Suresnes, 6 sierpnia 1991 roku.

 

Mocodawcy Anisa Naccache’a nie zapomnieli o swoim „cynglu”. Krwawa batalia o uwolnienie terrorysty, jaka rozegrała się w połowie lat 80., stanowiła dla państwa francuskiego wyjątkowo ciężką próbę…

 

Andrzej Solak

 

 

 

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie