Jak podają liczne media, w tym „Puls Biznesu” i „Wprost”, działalność w naszym kraju ma zamiar rozpocząć fundusz rodem z USA pod nazwą Endeavor, którego misją jest wyszukiwanie lokalnych firm mogących stać się „gwiazdami” czy „rekinami” na większą skalę, docelowo wręcz światową.
Metoda działania funduszu polega na wybieraniu firm, nad którą roztacza opiekę, (wybiera zaledwie 2 proc. ze spółek, które sam zaprosił na wstępne rozmowy), po czym mogą one liczyć nie tylko na spory zastrzyk gotówki, ale również na wszelkiego rodzaju pomoc w kontaktach handlowych. Celem są głównie średnie firmy mające ambicje i możliwości dołączenia w ciągu kilku lat do potentatów. W ten sposób tworzy się światowa sieć powiązanych ze sobą via fundusz przedsiębiorstw.
Wesprzyj nas już teraz!
Endeavor zaangażował się już w pomoc tego rodzaju ponad 650 firmom z 15 krajów, których łączne przychody w zeszłym roku przekroczyły 5 miliardów dolarów. Przez 14 lat działalności związane z nim firmy stworzyły ponad 160 tys. miejsc pracy, a średni wzrost obrotów w ciągu pierwszych dwóch lat dla spółek korzystających z amerykańskiego „parasola” wynosi 70 procent.
Pozostaje mieć nadzieję, że oba „zainteresowane” rządy, zwłaszcza rodzimy, nie zniechęcą amerykańskich i polskich biznesmenów do współpracy. Wyniki firm związanych z funduszem świadczą też o tym, że prywatny biznes jest o niebo wydajniejszy i skuteczniejszy niż wszelkie „programy pomocowe”, tak hołubione i finansowane z podatków przez państwo opiekuńcze. Byle tylko nie przeszkadzać i nie rzucać przedsiębiorcom kłód pod nogi. Istnieje wszakże obawa, że po zapoznaniu się z warunkami prowadzenia biznesu w Unii Europejskiej, obwarowanego niezliczonymi restrykcjami i częstokroć absurdalnymi, antyrynkowymi w swej istocie przepisami, właściciele funduszu zrezygnują z pomysłu wspierania polskich firm i pozostaną przy współpracy raczej z tymi w Indonezji albo Argentynie. No, chyba że podobnie jak spora ilość Europejczyków dojdą do wniosku, że „wielki projekt europejski” dożywa w bólach swoich dni i socjalistycznymi fanatykami z Brukseli oraz ich regionalnymi ekspozyturami w ogóle nie warto się już przejmować.
Piotr Toboła