To nieprawda, że najnowszy film Agnieszki Holland „stawia przed widzem trudne pytania i skłania do namysłu”. Obraz przypomina raczej znane z historii PRL-owskiego kina produkcyjniaki. W filmie „Pokot” nic nie zaskakuje, a jego treść i bohaterowie są ulepieni ze wszystkich salonowych fobii. Generalnie – Polacy, wstydźcie się!
Źli, momentami aż groteskowo źli, są w obrazie Holland „zakochani w mordzie” myśliwi. Katalog ich win jest jednak dużo szerszy niż sama „miłość do zabijania”. Nie dość, że są mężczyznami (a wiadomo, że „samiec twój wróg”), prowadzą szemrane i mocno nieetyczne interesy, piją alkohol w ilościach niemal przemysłowych, są katami dla swoich rodzin, to jeszcze chodzą do kościoła. W świątyni spotykają podobnego od nich, zimnego i nieczułego jak góra lodowa duchownego, także zresztą myśliwego. Prowincjonalnym miasteczkiem, w którym dzieje się akcja „Pokotu”, rządzą niepodzielnie lokalny bogacz, prezes oraz proboszcz. Na ich usługach pozostaje umoczony w lewe interesy komendant policji. Wszystkie te typy spod bardzo ciemnej gwiazdy łączy oczywiście pasja myśliwska.
Wesprzyj nas już teraz!
Ci dobrzy
Z myśliwską kliką w nieustannym konflikcie pozostaje główna bohaterka filmu – Janina (choć jak sama mówi ignoruje swoje imię) Duszejko. Jej obecność na ekranie jest wręcz nachalna, nie ma chyba żadnej sceny, w której by się nie pojawiła! Ta starsza pani prezentuje cały katalog dość niecodziennych zainteresowań i upodobań. Jak przystało na osobę, którą bez wątpienia ukształtowały „zdobycze” hipisowskiej rewolucji 1968 roku, jest walczącą wegetarianką – taką co to nie zmarnuje żadnej okazji, aby nie przypomnieć mięsożercom, iż mają w lodówce poćwiartowane zwłoki – para się astrologią, i prezentuje cały szereg eleganckich i mile widzianych na salonach przekonań rodem z dwóch warszawskich ulic: Czerskiej i Wiertniczej.
Wokół bohaterki gromadzą się różnego rodzaju odrzuceni i pogardzani przez polako-myśliwych dziwacy i odmieńcy. Wśród nich znajdziemy czeskiego entomologa, wygłaszającego zahaczające o śmieszność tyrady dotyczące odbywającego się w Lasach Państwowych – nie pomnych na unijne dyrektywy – „holokaustu” larw, młodego informatyka dręczonego atakami epilepsji, upokarzaną przez męża-prezesa żonę, oraz młodą kobietę z patologicznej rodziny (w której ojciec pije i bije, a matka tylko płacze) pozostającą zresztą w toksycznym związku z miejscowym bogaczem hodującym w warunkach, w strasznych a jakże, lisy.
Polskie piekiełko
Podobnych „Pokotowi” filmów ukazujących mroczne oblicze polskiej prowincji w ostatnim czasie powstało całkiem sporo. Do najgłośniejszych należą z pewnością „Pokłosie” Pasikowskiego, „Wesele” Smarzowskiego, a także „Demon” w reżyserii Marcina Wrony. W podobne tony uderzał emitowany w Canal + serial „Belfer”. Film Agnieszki Holland bez wątpienia wpisuje się w ten sam schemat. Bohaterowie wszystkich wspomnianych filmów z pewnością znaleźliby wspólny język, bowiem tak naprawdę stanowią te same osobo-wytwory lewicowo-liberalnych obsesji – sumę wszystkich strachów „prawdziwych Europejczyków”, którzy tylko nieszczęśliwym przypadkiem urodzili się w „tym kraju nad Wisłą”.
Lokalne piekiełko z „Pokotu” z pewnością nie jest też miejscem dla starych ludzi, o czym Duszejko, wraz z rozwojem akcji, przekonuje się wielokrotnie. Trudno oczywiście nie zgodzić się z ogólną diagnozą stawianą w filmie, iż los osób w podeszłym wieku, zwłaszcza ubogich i schorowanych jest nie do pozazdroszczenia. Czy jednak media, które zwracają uwagę na ten aspekt filmu Agnieszki Holland, szczędziły słów pogardy wobec starszych ludzi modlących się pod krzyżem ustawionym obok Pałacu Prezydenckiego po smoleńskiej tragedii? No, ale ludzie na Krakowskim Przedmieściu to przecież zwykłe, nie warte uwagi młodych i wykształconych, „moherowe berety”.
Takich oczywistych niekonsekwencji w filmie da się wyłapać całkiem sporo. Jedna z nich jest jednak szczególnie wymowna, zwłaszcza w kontekście trwającej w Polsce walki o objęcie ochroną życia nienarodzonych dzieci. Zachwycający się filmem „Pokot” salonowcy z pewnością spijają z lubością padające z ust Duszejko – zwolenniczki wprowadzania zakazu polowań – słowa, w których bohaterka zdecydowanie krytykuje sytuacje, w której w jednym miesiącu zezwala się na odstrzał pewnych gatunków zwierząt, aby w pozostałych objąć je ochroną. Bohaterka „nie rozumie w jaki sposób „kalendarz może wpływać na kwalifikacje czynu”, bo dla niej „zabicie zwierzęcia jest zawsze brutalnym morderstwem”. Dlaczego, idąc tym tokiem rozumowania, lewicowo-liberalni twórcy nie chcą zweryfikować swego stosunku do aborcji? Dlaczego życie ludzkie ma być chronione tylko od momentu osiągnięcia określonej liczby tygodni, czy miesięcy? Czy dlatego, że małe dziki, czy sarenki są bardziej słodkie, niż nowonarodzone dzieci?
Alternatywa dla Kościoła
„Pokot” z pewnością można by wstawić na półkę z podobnymi mu antypolskimi, ideologicznie przesiąkniętymi produkcjami, gdyby nie pewna ważna z katolickiego punktu widzenia kwestia. Film wypełnia bowiem nachalna promocja artrologii i numerologii. Duszejko para się nimi z wielkim zaangażowaniem i przekonana jest o ich skuteczności w rozeznawaniu przyszłości. Zza ekologiczno-feministycznego kryminału, jakim zdaje się być „Pokot”, wyziera zatem wykrzywiona w upiornym uśmiechu twarz demona, który po mistrzowsku potrafi sprzedać swój zatruty towar.
Kościół i reprezentujący go kapłan na tle radosnej zwolenniczki astrologii Duszejko przedstawiony jest jako ciemna, bezduszna, faszystowska wręcz instytucja, której nie obchodzi cierpienie niewinnych! Tego zero-jedynkowego obrazu nie można odebrać inaczej niż jako atak na chrześcijańską tożsamość naszego kraju. Aż chce się rzecz nihil novi… ileż to jadu wylało się w ubiegłym roku pod adresem świętujących rocznicę Chrztu Polski katolików, ileż pojawiło się utyskiwań na ograniczające nasz rozwój okowy „watykańskiego panowania”!
Tego jednak było salonowi za mało. Należało zrobić jeszcze film – najlepiej z pomocą uznanej przez świat reżyserki, lansowanej w mediach na autorytet od wszystkiego (w jednym z ostatnich wywiadów radziła nawet Kościołowi, co powinien on przejąć od rabinów). Obraz Agnieszki Holland ma jasny cel – obrzydzić Polakom ich samych, ich Ojczyznę i ich Kościół.
Tylko, czy to aby nie zaczyna już być nudne?
Łukasz Karpiel