Wszędobylski monitoring wizyjny, nagrywanie rozmów z petentami w urzędach – to tylko niewielka część całego przemysłu zbierania informacji o obywatelach. Jesteśmy śledzeni używając kart bibliotecznych, wypożyczając rowery, a nawet wykupując bilet parkingowy w strefie płatnego postoju. Czy ktoś nad tym czuwa?
– Jako obywatele często nie mamy dostępu do informacji o tym, jakie narzędzia są używane do gromadzenia wiedzy o życiu każdego z nas ani w jaki sposób i kto je wykorzystuje. A powinniśmy, by wiedzieć, czy nie dochodzi do nadużyć – mówi Anna Walkowiak z Fundacji Panoptykon, która sporządziła mapę „narzędzi nadzorczych”.
Wesprzyj nas już teraz!
Na pierwszym miejscu jest tu niewątpliwe monitoring wizyjny. Działa on prawie w każdym z 48 miast, jakie przepytała fundacja. Liczba zainstalowanych na ulicach kamer idzie w tysiące. Kamery są obecne w żłobkach, przedszkolach, autobusach, urzędach. Nie wiadomo na ile kamery poprawiają bezpieczeństwo. Takich badań nikt nie przeprowadził. Nie wiadomo też ile wykroczeń udało się wykryć dzięki monitoringowi.
Za wizją idzie jednak też fonia. Urządzenia rejestrujące głos zainstalowano w świętokrzyskim i małopolskim NFZ. System ma pomagać rozstrzygać konflikty pracownika z petentem. Wedle zapewnień NFZ rejestracja wymaga zgody petenta i – co ciekawe – żadnej rozmowy nie zarejestrowano. Mikrofony pojawiają się w kabinach kierowców autobusów, ale i w części dla pasażerów.
Problemem jest też brak zasad przechowywania i wykorzystania nagrań. To sprawia, że nie wiadomo jak zebrane materiały zostaną wykorzystane i czy nie trafią one np. do internetu. Tak wyciekł film dokumentujący stracie posła Przemysława Wiplera z policjantami. Sprawa monitoringu wymaga uregulowania i takie obietnice składa resort spraw wewnętrznych.
Policja broni miejskich kamer. Jak przypominają, pomogły one np. prześledzić drogę ucieczki Kajetana P., podejrzanego o brutalny mord. Sęk w tym, że inwigilacja podąża w złym kierunku. Jak wskazuje „Rzeczpospolita” cały pakiet informacji o obywatelach dostarczają urzędom karty miejskie, które służą też jako karty biblioteczne czy bilety na basen. Nawet wypożyczenie miejskiego roweru nie jest anonimowe. System zapisuje informacje o tym, skąd i dokąd ktoś jedzie, a rowery coraz częściej mają nadajniki GPS, które śledzą trasę.
Anonimowi przestają być też kierowcy. To dzięki systemom identyfikacji numerów rejestracyjnych w miastach czy strefom płatnego parkowania, w których kupując bilet coraz częściej trzeba podać numery „tablic”. Coraz częściej pojawiają się systemy biometryczne. Wykorzystują je m.in. NBP, śląski NFZ i płocki urząd miasta. Na Wojskowej Akademii Technicznej system wykorzystywany jest nawet do rejestracji posiłków wydawanych w stołówce.
Źródło rp.pl
MA